JoannaZygmunta prowadzi tutaj blog rowerowy

Mój blog nie tylko o rowerowaniu :)

Z chłopakami

  d a n e    w y j a z d u 33.24 km 0.00 km teren 01:14 h Pr.śr.:26.95 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Wily
Sobota, 3 maja 2014 | dodano: 03.05.2014

Tak sobie dzisiaj w domku tylko z Tinką rządziłyśmy. Jakoś mi się sprzątać nie chciało ale gotować jak najbardziej. Zrobiłam pyszne polędwiczki wieprzowe w majeranku z jabłkiem i sernik. Ugotowałam ziemniaki i okazało się, że nasz psiak bardzo lubi gotowane pyry. Pewnie w schronisku ją nimi karmili. Najwyraźniej są dużo smaczniejsze niż "specjalnie wyselekcjonowana karma" a muszę ją troszkę podtuczyć bo coś za chuda jest a pies powinien upodobniać się do swojego właściciela czyli mnie ;)
.
Marcin pojechał na rower, teściowa przywiozła dziewczynki i obiadek już gotowy a ten mój ślubny gdzieś się buja z Sebą zamiast w domu jak porządny mąż w niedzielę brzuszek swój na gotowanych pyrach razem z psem hodować.

Poszłam na spacerek z moją żabką (Tinką, świnką) i jak wróciłam to chłopaki już gotowali wodę na kawę. Zrobiłam im niespodziankę wyciągając z balkonu chłodzący się tam serniczek i po wszamaniu onego przez nas wszystkich łącznie z dziećmi (teściowa już pojechała) powstała we mnie myśl, że trzeba się lekko rozpalić i spalić te kalorie bo jak nie pies się do mnie zrobi podobny to może ja do niego ;) Oblekłam się w obcisłe jak na wielkie mrozy i polecieliśmy na małe kółeczko.
Wiało jakby chciało nas zepchnąć i gdy gubiłam koło to już była tragedia. Uda i kolana mnie bolały jeszcze po Środzie  i dopiero po 20 km zaczęło mi się lepiej jechać. Seba na szczęście osłabł ale i tak jechałam na  kole Marcina i Seby   to niżej 30 km i 90 obrotów nie dało się zejść. Patrząc na migające skarpety Seby doszłam do wniosku, że jego mama to w ciąży musiała kapuchę deptać, bo tak miarowo macha ;). Wpatrując się w jego migające skarpety i próbując przenieść ten ruch na moją korbę osiągnęłam max kręcenia 109 a on tak ciągle. Coś w tym musi być i to  nie mój sernik bo mi nie pomógł ;)


Kategoria szosa, z małżonkiem

7 sekund

  d a n e    w y j a z d u 25.00 km 0.00 km teren 01:32 h Pr.śr.:16.30 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Czwartek, 1 maja 2014 | dodano: 02.05.2014

Jakaś cholerna psuja otoczyła nas swymi skrzydłami i co spotkała na swej drodze to psuła. Najpierw zmywarka, potem żelazko coś nie teges, potem gotowane pranie i na dokładkę rzuciła swoim pożądliwym okiem na auto, które było akurat gdzieś pod Łodzią i niczym Bazyliszek zatrzymała je w miejscu. Kompletny kaput na autostradzie. Co ja przeżyłam to moje. Do tego dziewuchy miały kumulację złych ocen z najmniej ważnych przedmiotów ale wpływającą na średnią a dziadek dostał rozliczenie za ogrzewanie i musiałam wysłuchiwać, że czemu ma taką dopłatę jak on ma zamknęte kaloryfery i wcale nie grzeją itd. To że balkon ma ciągle otwarty żeby kociambry mogły wchodzić kiedy chcą to już zapomniał. No cóż. Dostałam  za swoje. Z lekka byłam psychicznie wykończona, więc należało się odstresować. 1 maja w mieście Śrem organizowano wyścig po pagórach, to dawaj! Jedziem trochę się potargać po krzokach :) Auto w Łodzi i jak tu pojechać?  Na szczęście ma się życzliwych znajomych, którzy zabrali za placek na  młodziach z rabarberem ;) 
Miałam pewne obawy czy organizatorzy dadzą radę ogarnąć wszystko bo nawet nasze małe zamknięte zawody wymagają trochę zachodu i .... pierwsze wrażenie, przerażające. Kolejka do rejestracji  jak za komuny "za masłem" . Na szczęście zarejestrowałam nas i opłaciłam przez kompa to nie musiłam tyle stać ale na punktualny start nie było co liczyć.
Wyjazd na rozgrzewkę i szukamy strzałek bo ich nie widać, jakiś klient wywraca się przed moim kołem na mokrej trawie, wyjazd ze startu to mały, ostry zjazd na zakręcie i już się boję co to będzie na starcie w tłumie, potem znowu ostry zakręt, wyjazd na asfalt, wąskie gardło, lekki zjazd i mokra trawa. Boję się a do tego staję na końcu bo jak zwykle za późno przylazłam na start. Ustawiam się obok Sylwi od DaVe'a, ale ona boi się jeszcze bardziej niż ja i zostaje zupełnie w tyle. Start nie okazuje się taki straszny. Zjazd z góreczki elegancki, nikt się nie przewraca. Na zjeździe z krawężnika zarywam pedałem o krawężnik i o mało nie robię cyrkla. Udaje się. Wjeżdżamy w las a tam tony piachu. Przede mną gleba za glebą. Chłopy siłę mają jak konie ale umiejętności pozostawiają wiele do życzenia. Jestem przyblokowywana i wkurzam się. Wrzucam najmniejsze z przodu i lecę przez piasek, wyprzedzając tańczących. Kosztuje mnie to wiele wysiłku, robi mi się gorąco i zaczynam marzyć żeby ten deszczyczek, co od czasu do czasu lekko pokropuje pokropił mocniej. Wyprzedzam i złoszczę się na siebie, że znowu startowałam od końca.  Łapię Joannę Roszczkę i potem całą trasę się z nia tnę. Ale nie jest miło i wesoło jak w Dolsku z "nerką" Joanna nie ma zamiaru jechać na wesoło. Na prostej odchodzę jej bardzo. Na podgórkach dochodzi mnie ona


 i przepycha się do przodu.  Pcha się bardzo. Muszę dać z siebie wiele zeby nadrobić straty na podgórkach. Psiokryw!! Ale trafiłam. Joanna  jedzie z jakimś facetem, który ją wspomaga i tak trzymają  się mnie do samego końca.
Niestety prześladuje mnie facet w skarpetach (takich długich uciskowych), który od czasu do czasu dostaje jakiejś erekcji i wtedy wyprzedza mnie jak wiatr, żeby zaraz opaść i wkurzać mnie bo zaniemógł i muszę go po krzakach wymijać aby za chwilę biec pod górkę za nim lub takim w białym co na tych podgórach byli słabsi niż ja. Ogólnie jakąś taką ekipę miałam tuptającą a traska była fajowska. Zakrętasy  pod górkę albo z góki, korzenie i pieńki. Jedngo zauważyłam w ostatniej chwili, szarpnęłm kierą, żeby nie wjechć w ten jadowicie pomalowany na zielono pieniek i myślałam, że blacha wylazła mi przez skórę. Masakra! Co za badziewie!
Był nawet killer i był niezły. Zeszłam go za innymi ale warto by było się z nim spróbować.
Gdzieś już na samym końcu trzeba było przelecieć przez strumyczek i tutaj jakiś facet się certolił. Wdepnąć w wodę?  Zrobić większy krok?  KURDE!!! Ta mi znowu na plecach wisi a ten się pieprzy bo sobie bucik zamoczy!  skarpeteczki  wodę zobaczą! Q! Dalej! W Cybince nurt rzeki prawie mnie porwał a ten się odrobinki wody boi! Dziadu ty jeden! Gazuuuuuu!  Tu się niektórzy ścigają!!! Przelazł, a ja znowu na plecach czuję oddech. Dziadyga jedzie, ja za nim oni za mną. Odjechałam na trochę, i zakręt do mety. Dziadyga jedzie prosto, ja chcę skręcić tak jak starowaliśmy ale obsługa woła: "halo! Nie tędy!" Q! Kto nie tędy?!!! Ja czy on? Chwila zawahania i Joanna wjeżdża przede mnie. Rura za nią i guzik!  Za krótko do mety!!!  7 sekund za nią wjeżdżam na metę. No masz!!! 7 sekund. Takie nic. Tyle pracy, dym uszami, palenie ud i dupa. 7 sekund :(  Przegrałam :(
Ale, że co tam! 9 - ta czy 10 ta open grunt, że pojechałam w miarę. Mogę więcej. Moja wiara we mnie we mnie rośnie. Jest dobrze. Sylwia pięknie pojechała. Jeszcze chwilę i możemy jeździć w duecie a potem pociągnie starszą panią i wtedy niestraszne nam będą Joanny itp. Liczę na nią :)
Po chwili poprawił mi się humor i zamieniłam się w "japońskiego turystę" czyli aparat w dłoń i lecę robić zdjątka. Tym samym nie ma mnie na żadnym a obejrzeć je sobie można tu
Przed startem i po atmosfera była rewelacyjna. Pogadałam sobie za wszystkie czasy i spotkała mnie przemiła chwila gdy podeszła do mnie pewna kobieta. Z pewną taką nieśmiałością podchodzi do mnie i mówi: "Dzień dobry" Ja szybko w głowie przeczesuję mózgownicę kto zacz? I co zrobiłam, że mnie kobieta zagaduje? Obraziłam, nakrzyczałam, wsadziłam pompkę w szprychy? nie dałam się wyprzedzić, No nic sobie nie przypominam a ona kontynuuje: "Jestem fanką pani bloga"  No tego się nie spodziewałam. Błogo mi się zrobiło i wilgotnie pod oczami. Sława mnie dopadła :) Cóż tam, że Mister Kurek wykrzykuje moje imię. Mam fanklub!!!! Bożena i jej mąż. I jeszcze ja sama. To się nazywa sława pisarza ;)
A tak już na poważnie pozdrawiam wszystkich moich cichych i tych co się odważyli fanów :)
Bożence gratuluję I miejsca na Mini :)  Moje ślepe gały dopiero na zdjęciach zauważyły jak szacownych mam wielbicieli ;)




Kategoria wyścig

Do domciu

  d a n e    w y j a z d u 32.52 km 15.00 km teren 01:30 h Pr.śr.:21.68 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Wtorek, 29 kwietnia 2014 | dodano: 30.04.2014

Fatum ciąg dalszy.  Nie chce mi się pisać :(


Kategoria z domu/do domu

Z pociągu

  d a n e    w y j a z d u 1.15 km 0.00 km teren 00:05 h Pr.śr.:13.80 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Wtorek, 29 kwietnia 2014 | dodano: 29.04.2014

Nie mogę się rano wydobyć z łóżka i potem pozostaje tylko jechać baną :(. 5 rano nawet wiosną i latem jest godziną morderczą. 
Wczoraj zbuntowała mi się pralka i ugotowała mi pranie, które miało się prać w 30 st.  O 23 musiałam ratować i płukac ręcznie, pofarbowane, wstąpione, rozciągnięte i brzydkie to co zostało po feralnym praniu. Głupi złom!!
 Jadę dzisiaj szukać nowej.
Coś ostatnio fatum jakies nad moim sprzętem AGD wisi :(



Do domciu

  d a n e    w y j a z d u 32.52 km 0.00 km teren 01:39 h Pr.śr.:19.71 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Poniedziałek, 28 kwietnia 2014 | dodano: 29.04.2014

O 11 rano wyszłam z pracy po coś tam i było zimno. O 15,30 jak wyszłam na fajrant to sie zrobiło letnio a ja odziana jak na 11. W Antoninku juz było za gorąco. Na małym rondku zrobiłam stripa pt: nogawki won, bluza won, koszula won, bluza na grzbiet. Brakowało mi czegoś na ręce bo wiał zimnawy jak zwykle w mordę wiatr więc bluza była idealna.
Nie spowodowałam żadnego wypadku, gazety też nie zrobiły sensacji. Wszystko przeszło bez większego echa a mi sie przyjemnie pojechało do domciu :)



Do domku

  d a n e    w y j a z d u 40.29 km 35.00 km teren 02:26 h Pr.śr.:16.56 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Piątek, 25 kwietnia 2014 | dodano: 26.04.2014

Nuda panie na drodze do domu :( 
Jak dla mnie wiatr był wczoraj przeokropny. Ciągle w gębę mocno wiało jakąś taką lepką mgłą.
Postanowiłam  sobie uatrakcyjnić powrót, pojechać druga stroną szosy   i skręcać w co bardziej zwariowane ścieżki, które kończyły się albo na niczym (czarnym lasem) albo  błotem  lub strumykiem. 
Nakręciłam się po tych podmokłych lasach szukając dojazdu do domu, giry mnie swędzą od pokrzyw, utrajtałam się jak roboszek ale widoki moje. Ludzia żywego widziałam, z daleka,  jednego ale jakiś był taki czarny, ze mi się skojarzył z leśnym diabłem (za dużo tych bajek się człowiek naczytał ;)) i nie goniłam go, żeby zadać mu pytanie "Panie gdzie ja jestem i jak do domu?!!!!" Zresztą jak na leśnego ducha przystało zniknął mi szybko w kierzach.
Na czuja i ucho dojechałam do szosy na wysokości mniej więcej Biskupic i potem już powrót tradycyjną drogą.
Muszę sobie opracować tą trasę bo chociaż jest błotnista to jest w lesie i mniej nudna.



Do domku

  d a n e    w y j a z d u 51.71 km 0.00 km teren 02:40 h Pr.śr.:19.39 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Środa, 23 kwietnia 2014 | dodano: 23.04.2014



Chłopaki są jak koty ;)

  d a n e    w y j a z d u 53.27 km 51.00 km teren 03:39 h Pr.śr.:14.59 km/h Pr.max:39.63 km/h Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Poniedziałek, 21 kwietnia 2014 | dodano: 21.04.2014

Otwórz kotu szufladę do musi w nią wleźć. Chłopaki zobaczą jakąś górkę to muszą na nią wjechać, zobaczą zjazd to muszą zjechać a jak ma jeszcze korzenie i jest wąsko to wtedy jest najfajniej. (tylko mi się tutaj nie dopatrywać! ;) ) Dzisiaj pojechałam z mym  małżonkiem i Sebą do WPN. Dzieciaki sprzedane do babci to można było sobie pozwolić na dłuższą jazdę. Wymęczyli mnie okropnie. W te i wew te musiałam jeździć za nimi po tym WPN bo nie wiedziałam gdzie jadę i wiedziałam, że jak sie zgubie to zaginę. Na singlu nad jez. Łódzko-Dymaczewskim nie zjechałam z jednej górki bo juz byłam tak wymęczona i słabo sie czułam, że nie dałam rady pokonać stracha :(. Ja tam jeszcze zjadę! I tak w porównaniu do mojej ostatniej wizyty w zeszłym roku to przejechałam rewelacyjnie. Głównie dzięki Marcinkowi, który jechał za mną i na mnie krzyczał: teraz kręć! Mocniej itd.
Na JP-bikowych sinusoidach zadzwonił do mnie Klosiu, który miał się z nami spotkać wcześniej ale Marcin zapomniał komóry i nie mogli się zdzwonić. Niestety nie wiedziałam gdzie jestem, chłopaków juz nie widziałm, więc umówiliśmy się, że się spotkamy " u Gruźlików" . Nigdy nie widziałam 'tego szpitala i jestem bardzo pozytywnie zaskoczona jak tam ładnie. Stary, ładnie odnowiony budynek, otoczony lasem. Ładnie ale wolę tam nie przebywać.
Spotkaliśmy się z Mariuszem i zaczęliśmy świętowanie rowerowe ;)  Pogaduchy



tankowanie wody z prątkami ;)



I jazda z Asami rowerów, którzy wywijali aż miło :) 


Seba tak pędził, że się rozmył ;)
Chłopaki jak we wstępie pisałam w puszczykowskich górach wjeżdżali na wszystkie górki a ja ledwie zipałam za nimi i zjeżdżali z czego się dało a ja próbowałam też zjeżdżać aż mnie łapy bolały od zaciskania klamek hamulców. Muszę przestać to robić ;)  Potem znaleźli jeszcze pionowy zjazd i jeździli w kółko mając z tego mega fan a ja jeszcze większy bo nie musiałam tego jechać a Seba zaliczył glebę,



Mariusz nie wjechał ;p



ale jak juz się nauczyli to wjeżdżali i zjeżdżali jak złoto :)


Marcin też :)



Rozstaliśmy się z Mariuszem w Puszczykowie i już mieliśmy jechać do Mosiny asfaltem bo ja już miałam trochę namieszane i łapy mi się częsły z wysiłku ale Marcin stwierdził, że może pojedziemy lasem ale będzie łatwo. 
Dojechaliśmy do pałacu i zrobiliśmy sesyjkę


Przesyłamy buziaczki a może coś gadamy ;) w każdym razie mamy dziwne miny ;)





Nad jez. Góreckim było łatwo chociaż kupa wiary ale Marcin stwierdził, że może by tak pojechać przez rezerwat Pojniki bo mu sie on podoba. No było ładnie ale singielek wymagał ode mnie dużo. Umarłam jak zobaczyłam pionową górkę gdzie podchodzą tylko kozice i podjeżdżają Seby ;).
Umęczyły mnie te chłopy ale jestem zadowolona (znowu się nie dopatrywać ;) ).
Nauczyłam sie sporo, pogoda była piękna, towarzystwo wyborne, dzieci zadbane, pies ucieszony taki jak wróciliśmy, że takich całusów to od małżonka nawet nie dostaję.

Cudowne święta. :) 



Kategoria wycieczka, z małżonkiem

Carpe diem :)

  d a n e    w y j a z d u 21.00 km 21.00 km teren 01:14 h Pr.śr.:17.03 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Sobota, 19 kwietnia 2014 | dodano: 20.04.2014

Sobota, słońce,  cudo cudowne :)  W chacie powiedzmy, że posprzątane  bo nasza Tinka świnka rzuca sierścią jak by jej za to płacili i wszędzie ściele się dywan z kłaków nad którym nie mogę zapanować. Ciasto w myślach ułożone, mięso się rozmrażało na balkonie, święconka nieco zaskakująca zrobiona przez naszą młodszą

musiała ulec niewielkiej modyfikacji

i po ugotowaniu jajców z małżonkiem mym udaliśmy się na mecz rugby, gdzie się działo!!!

Całe 80 min. przeleciało nie wiadomo kiedy.  Oglądało sie świetnie.
Do tego lansik stadionowy 

I po meczyku do koścoła, żeby pokropili dary boże co dzisiaj je żdżarliśmy ;)
Wracając z kościoła spotkałam wylajkrowanego na świątecznie Sebę. Jechał do nas, żeby z Marcinem polecieć w teren. Mi się też zachciało, więc się też na świątecznie  wylykrowałam i we czworo

ruszyliśmy na nasze oesowe chynchy.
Nie było łatwo. Umęczyłam się za chłopakami, starałam się i gęba mi się czerwieniła ale udało mi się jakoś nadążać jak na mnie poczekali ;)
Maciej z Sebą pozjeżdżali nad Dębińcem tam gdzie ja nie umiem i nawet nie próbowałam i znowu będę musiała kombinować jak to zrobić, żeby zjechać ;)



Takie święta to ja lubię. Intensywnie i konkretnie. Czas ucieka ale czuję, że zyję :)  Zwłaszcza na podjazdach ;)



Do domku

  d a n e    w y j a z d u 36.21 km 30.00 km teren 02:02 h Pr.śr.:17.81 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Czwartek, 17 kwietnia 2014 | dodano: 17.04.2014

Pod wiatr. Trochę inną drogą - wzdłuż Cybiny z Malty do Antoninka. Potem miało byc to co zawsze a że nudzi mi sie  droga to gdzieś pobłądziłam i musiałam jechać po jakiś chynchach. Dojechałam cała i zdrowa ;)


Kategoria z domu/do domu