JoannaZygmunta prowadzi tutaj blog rowerowy

Mój blog nie tylko o rowerowaniu :)

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2013

Dystans całkowity:857.57 km (w terenie 259.44 km; 30.25%)
Czas w ruchu:40:09
Średnia prędkość:21.06 km/h
Maksymalna prędkość:49.22 km/h
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:38.98 km i 2h 21m
Więcej statystyk

Na Toruń!!!

  d a n e    w y j a z d u 111.72 km 0.00 km teren 04:58 h Pr.śr.:22.49 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:23.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Czwartek, 30 maja 2013 | dodano: 30.05.2013

Wczoraj okazało się, że jestem samotna w święto, bo babole pojadą do babci a Marcin jedzie na trening. I pomyślałam, że nie będę w święto z kosiarą przed chałupą latać a na sypanie kwiatków jestem za stara to może z Sebą bym się rypła gdzieś dalej. Seba miał też wolne, jego małżonka była wyrozumiała bo chorym (na cyklozę) należy ustępować i puściła go na jazdę z obcą babą. Z rana przysnęłam za bardzo i spóźniłam się jak to baba. Spotkaliśmy się w Kociałkowej i pojechaliśmy na Wrześnię. Cieplutko było i słonecznie więc sobie jechaliśmy ale pod wiatr. Pocieszaliśmy się, że w drodze powrotnej będziemy mieli z wiatrem i klejdrając jak stare baby dojechaliśmy nie wiem kiedy do Wrześni. Po drodze zatrzymaliśmy się na moment, już nie wiem po co. A Seba mi coś opowiadał :)

Cieszyłam się, że nie wzięłam szosówki bo asfalt woła o pomstę do nieba a na kellysku było całkiem wygodnie, chociaż ciągle coś w nim kwiczało. Śmiałam się, że odpicowałam się jak stróż na Boże Ciało a rower kwiczy jak wieśniaczy. We Wrześni co kawałek kościół i procesje a my szukamy budki z lodami. Co jak co ale po procesji trzeba zjeść słodkie więc szybko znaleźliśmy bardzo smaczne lody. Seba wszamał jeszcze banana na rynku i zaczęliśmy wracać

Chciało nam się jeszcze gdzieś pokręcić ale Seba musiał wrócić do domu na 13 bo miał iść w gości. Chciałoby się więcej pokręcić i kusiła nas trasa na Gniezno ale z czekającymi na męża kobietami nie należy zadzierać, więc radzi nie radzi wracaliśmy. I nagle gdzieś koło Czerniejewa do Seby zadzwoniła małżonka, że nie mogą iść bo dzieci znajomych są chore i że jak chce to może sobie jeszcze jeździć. No banany nam się na gębach zrobiły i padło hasło to jedziemy na Gniezno. Pod Gnieznem w Mnichowie Seba mi powiedział, że tutaj gdzieś mieszka Micor i w tym momencie tuz za nami pojawia się rzeczony Dawid. Gadka dokąd droga prowadzi? A do Gniezna powiedział Dawid. To jedziem razem zapdła decyzja. Schowałam się za chłopaków bo przecież wiało w gębę

ale należało zrobić zdjątko i z przodu

W Gnieźnie zakupiliśmy żarełko, posiedzieliśmy na Rynku i Seba zaproponował, że jedziemy na Toruń.
- ja: OK możemy jechać! Tylko ile to jest kilometrów?
- Seba: No tak ze 100 wte i wewte.
-:OK no to jedziemy, tylko może kiedy indziej bo jakby się na burzę zbierało.
- Dobra a teraz do chałupy
- Gdzie do chałupy? Przecież bez zdjęcia przy Bolku się nie obejdzie
Oto i one

Marcin zadzwonił, że on zakończył palenie asfaltów pod Mosiną a teściowa zaprosiła się na obiad więc zrobiliśmy rząd i pojechaliśmy gęsiego do Pobiedziajów. Seba ciągnął mnie całą drogę i tak sobie jechaliśmy średnio 30 km/h a burzowe chmury gromadziły się nad nami, gęstniały i straszyły. Czułam, że burza nas złapie bo łeb mnie bolał i właściwie nie mogłam się doczekać aż spadnie ten deszcz bo wtedy chociaż trochę odpuści ta masakra w makówce. Pięknie się jechało aż na 100 km złapał mnie kryzys.
No nie! -myślę sobie. Jeszcze max 15 km. Muszę dojechać.
Zawołałam na Sebę, że odpadam ale chwila moment, popiłam, zawołaliśmy nasze hasło przewodnie "Na Toruń" i juz było dobrze.
Deszcz zaczynał padać. Najpierw drobny deszczyk, potem deszcz a potem ulewa. Zaczęło walić deszczem, grzmoty latały koło nas. Liczyłam ile km jest od nas ta burza - tak mniej więcej 5. Cały czas gnałam za Sebą a ten dzielnie deptał pod wiatr i deszcz. Po 10 min byłam cała mokra a w butach chlupotało aż miło. Na szczęście było ciepło. W domu zaprosiliśmy Sebę na kawę. Marcin chciał go odwieźć autem do domu ale Seba twardo pojechał rowerem w deszczu.
Było fajnie, czułam, że mogłabym pojechać do Torunia bez problemu. Nóżka dzisiaj super podawała, przejechałam to wszystko bez jakiś wielkich problemów a pogaduchy z Sebą tak skróciły drogę, że nie wiem kiedy my te 100 walneliśmy. Ubawiłam się, przejechałam z dobrym tempie kawał drogi i Na TORUŃ Seba!! NA TORUŃ!!


Kategoria szosa

Wczoraj z Martunią

  d a n e    w y j a z d u 3.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czarna Mamba
Środa, 29 maja 2013 | dodano: 29.05.2013

Wczoraj z Martunią pojechałyśmy do POLO po zakupy. Marcia wzięła moją krówkę, którą już jej podarowałam i popedałowałyśmy po jogurty do sklepu. Starałam się nauczyć ją jazdy po ulicach czyli przetrwania w dżungli samochodziarskiej. Zdolne dzieciątko wyciąga łapkę przy skręcie kiedy trzeba tylko czasami zapomni, czasem zapomni kto ma pierwszeństwo itd. Wszystko było by ok gdyby nie próbowała sama jeździć do szkoły. Matka gada: "Martunia, nie jeździj, bo jeszcze coś ci się stanie" ale mogę sobie gadać i trząść się jak kura a moje jajko i tak będzie robić swoje. Więc jak juz ma jechać to niech chociaż wie co ma robić, żeby dojechać cało. A że dzieciarem nieznośnym też się było i matki i ojca się nie słuchało to się wie.
Moja młodsza pociecha wróciła dzisiaj z Kołobrzegu. Odebrałam ją z pociągu i pierwsze co zauważyłam to wielkie limo pod okiem i na policzku. Dostała z kolanka podczas szaleństw na pływalni. Wymęczona i niewyspana ale zadowolona. Dostałam piękne korale znad morza i zmieniający kolor pierścionek. Moja młodsza córcia ma dobry gust. :)


Kategoria dojazdy

Do domciu trochę okrężnie

  d a n e    w y j a z d u 44.66 km 0.00 km teren 02:15 h Pr.śr.:19.85 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Wtorek, 28 maja 2013 | dodano: 28.05.2013

Cały czas towarzyszyły mi ołowiane chmury. Nic z nich nie spadło na mnie

Ołowiane chmury nade mną © JoannaZygmunta

Kapliczka na drodze we wsi Góra jest na wykończeniu. Widnieje już na niej napis: "contra spem spero" co znaczy: "wierzę przeciw nadziei" Ciekawe co tam pojawi się jeszcze.
Contra spem spero © JoannaZygmunta


Kategoria szosa, z domu/do domu

Do fryzjera

  d a n e    w y j a z d u 2.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czarna Mamba
Poniedziałek, 27 maja 2013 | dodano: 27.05.2013

Zrobiłam sobie nową kategorię pt. fryzjer, żeby wiedzieć kiedy goliłam mój kształtny łepek :)
Jak zwykle gdy jestem u fryzjera wiało i lało.


Kategoria do fryzjera

Rodzinnie

  d a n e    w y j a z d u 8.94 km 8.94 km teren 00:44 h Pr.śr.:12.19 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Niedziela, 26 maja 2013 | dodano: 26.05.2013

W sobotę o 4,30 moje najmłodsze dziecię wsadziłam do autobusu i obcierając łzę patrzyłam jak odjeżdża do Kołobrzegu. Pod autobusem była dzielna ale w domu płakała, że jedzie bez mamusi. Mam nadzieję, że jest jej tam dobrze i że nie beczy. Matka to matka ciągle myśli o swoich dzieciach nawet jak są już stare i brzydkie. Marta bez Zośki więcej z nam przebywa i rozmawia a do tego tak się złożyło, że w Pobiedziajach i okolicach odbywały się pikniki rodzinne. W sobotę lało jak by kto węża zapomniał zakręcić i nie bardzo chciało nam się wychodzić z domu ale około 15 trochę zelżało i poszłyśmy z Martusią na Piknik ekologiczny. Fajnie było. Podglądałyśmy rodzinę pszczół w specjalnym przejrzystym ulu, jadłyśmy podpłomyki z ręcznie robionym masłem i oglądałyśmy garnki do gotowania bielizny, tarkę do bielizny i jako żywo stanęło mi w oczach moje dzieciństwo i stara pralnia na podwórku kamienicy w której mieszkałam oraz sąsiadka, która wygotowywała prześcieradła ze szpitala. O 19 zagrała Ewelina Flinta. Muszę powiedzieć, że wykazała się wielkim profesjonalizmem. Zimno było jak cholera, publiczność topniała w miarę coraz bardziej padającego deszczu a ona śpiewała i rozkręcała wiernych fanów w postaci nastolatków coraz bardziej.

Koncert Eweliny Flinty w Pobiedziskach © JoannaZygmunta

Marcie się podobało mi też bo kobieta potrafi śpiewać. Ma głos jak dzwon i potrafi się zachować. Myślę, że gdybyśmy zostały tylko my dwie z Martą to i dla nas by zaśpiewała. Szacun. Specjanie zaproszona gwiazda z Radia Markury Michał Ogórkiewicz spuchł i pojechał do domu (Biskupice). Moim zdaniem wstyd! Daleko nie miał i do tej 21 mógł poczekać. Jak go kiedyś spotkam na rowerze to mu powiem co myślę.
Sobota była miła a niedziela jeszcze fajniejsza.
Z rana chciałam sobie odespać ale o 6 rano Marcinkowski szukał gaci bo jechał z Maciejem na 100 km. Nie mogę powiedzieć, starał się być cicho ale i tak mnie wybudził, że spałam tylko do 9 ;) Z Martolińską zjadłam śniadanie i znowu wskoczyłyśmy do łóżka. Po 11 wrócił Marcin a o 15 zaczynał się festyn rodzinny w skansenie miniatur. Marcin nie bardzo miał ochotę jechać bo go bolały nogi ale obiecałyśmy, że nie będziemy cisnąć i dał się namówić. Festyn był skromniutki ale z przyjemnością obejrzałyśmy sobie miniatury. Marta była zafascynowana i nie pamiętała, że była już tutaj dwa razy.
Przy mysiej wieży w skansenie miniatur © JoannaZygmunta

Marta rycerz - skansen miniatur © JoannaZygmunta

Potem podjechaliśmy do grodu z maszynami oblężniczymi. Marta była zachwycona
Czytała wszystkie opisy i oglądała filmiki o maszynach.
Marcin z Martą czytają instrukcję obsługi Wineii © JoannaZygmunta

Marta czyta o działaniu maszyn © JoannaZygmunta
.
Obejrzeliśmy peririerre, taran,wieżę, trebusz, onager,winejeę, pluteję, kosze itp.
Po wyjściu z grodu zrobiło się ciepło miło i słonecznie. Wiadomo, koniec weekendu to trzeba ludzi powkurzać. Jakimiś drogami przez piękne pola dojechaliśmy z powrotem do Pobiedzisk.
Po polnych drogach w pełnym słonku :) © JoannaZygmunta

Było miło a Marta już śpi.


Kategoria wycieczka

Imieninowo - na wariata :)

  d a n e    w y j a z d u 68.15 km 40.00 km teren 03:24 h Pr.śr.:20.04 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Piątek, 24 maja 2013 | dodano: 24.05.2013

A rano.............o 4 pobudka. Zawiozłam Marcina autem na 5,15 na pociąg i zaraz miałam wyruszyć rowerem, żeby zrobić trochę więcej niż 30 km do roboty, gdy nagle w domu napadło na mnie łóżko. Rozparło się ciepłą kołderką i miękką poduszeczką i zerkało zalotnie. Tylko 5 minut pomyślałam sobie i bach! 20 minut chrapania minęło jak z bicza. No to teraz zapierdzielek!. Szybko do garażu a tutaj Mondi wisi za kellysem a kellys bez koła bo zepsułam. To zdjęłam Kellysa i stoję jak sierota i kombinuję co ja mam z nim zrobić. Jakoś go tam położyłam ściągam Mondiego a ten zapiera się kołem o koło Marcina krossa. Jasny gwint!! A czas leci. Suma sumarum wstałam 1,5 godziny wcześniej a wyjechałam 20 minut po czasie :(. No to rura!! Giry mnie bolą ale na czas zdążyłam. W pracy kąpanko, szybkie przebieranko w odświętny strój ( z okazji imienin) cukierki na stół i przyszli goście. Buzi, buzi i znowu zmiana stroju i jadę do drugiego oddziału pozałatwiać pewne sprawy i o 12 s powrotem do macierzystego oddziału na kawę i ciacha.
Po pracy, której niewiele udało się zrobić, szybciutko na rower, żeby zdążyć do Pobiedziajów zanim przyjedzie Marcin pociągiem. Koleżanka sie ze mnie śmiała, że taki dzisiaj dałam przegląd garderoby jak nigdy. Najpierw ciuchy rowerowe, potem galowe, potem mniej galowe na rower a jednak nie rowerowe (dżiny) i o 16 znowu rowerowe tylko, że nie te z rana a świeżynki :)
Rano całkiem ciepło jak na wiosnę około 9 st. C w drodze powrotnej podciągałam nogawki bo gorąco.
Od remontów juz nawet w lesie nie można być wolnym. Rano żeby było szybciej pojechałam ul. Poznańską, która okazała się zupełnie nieprzejedna więc nawrotka :(. W Promnie robią kanalizę i trzeba lecieć po krzaczorach, itp. W Uzarzewie z rana widziałam jak wieźli na ciężarówce kopareczkę - sreczkę która po południu wyrąbała już sporawą dziurę jeszcze przejezdną po .. po krzaczorach .
Na osłodę po południu dostałam imieninowe kwiaty :)

Róże od małżonka z okazji imienin :) © JoannaZygmunta


Kategoria z domu/do domu

Na pocztę i do sklepu

  d a n e    w y j a z d u 2.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czarna Mamba
Czwartek, 23 maja 2013 | dodano: 23.05.2013

Nie przebierając się zmieniłam tylko rower i pojechałam jak w tytule. Musiałam się zatrzymać i sprawdzić czy czasami kapcia nie złapałam bo jakiś taki miękki ten rower po szosówce był. Siodełko jakieś takie też miękkie tylko prędkości nie tak oszałamiające pomimo, że licznika też brak ;).
Oglądam Giro. Ależ emocje! Aż mnie nogi bolą jak widzę jak nasi wydzierają ;D



Jazda bez trzymanki w drodze do domu.

  d a n e    w y j a z d u 40.00 km 0.50 km teren 01:40 h Pr.śr.:24.00 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Wily
Czwartek, 23 maja 2013 | dodano: 23.05.2013

Trochę po mieście a potem jak w tytule.
Zimno. Rano było ok. 6 st C i wiało lodowatym wiatrem. W drodze do domciu zrobiło się zdziebko cieplej i się musiałam rozdziewać po drodze jak mówiła mojej śp. mama. Wtedy mnie naszło, że fajnie byłoby umieć zdjąć te katany itd na szosowym rowerze bez zatrzymywania i spróbowałam jechać bez trzymanki bo na góralu to już prawie, że umiem. Bałam się puścić kierownicę ale do odważnych świat należy i poszło. Nie dużo tego jechania było ale zawsze coś.
Wpisałam sobie 0,5 km w terenie bo przy Malcie kopią kanalizę i muszę jechać przez lasek po piachu i korzeniach. Hulaj może, prawie, że wyścig MTB na szosie wygrać to ja nie dam rady pół km?
km i czas z czapy bo popsułam licznik.
Licznik z górala zgubiłam i tak sobie jeżdżę na czuja i wydaje mi się, że noga mi tak podaje a prędkości jakie osiągam są takie zawrotne ;)


Kategoria po mieście, szosa, z domu/do domu

Tak nie całkiem do domciu

  d a n e    w y j a z d u 18.55 km 0.00 km teren 01:00 h Pr.śr.:18.55 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Środa, 22 maja 2013 | dodano: 22.05.2013

Tak nie całkiem do domciu bo nie chciało mi sie jechać w burzy i Marcin zgarnął mnie po drodze w Zalasewie w sklepie u Fogta gdzie schowałam się przed rozpoczynającą się nawałnicą.
W okolicy wsi Góra spotkaliśmy Damiana jadącego rowerem prawdopodobnie z pracy.
Odległość i średnia z czapy ;)


Kategoria z domu/do domu

2 km po piwo

  d a n e    w y j a z d u 2.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czarna Mamba
Niedziela, 19 maja 2013 | dodano: 19.05.2013

Po piwo dla Marcina i Macieja, którzy wracają ze Złotego Stoku z Golonkowego ścigu. Jak mi wczoraj Marcin pokazał profil trasy, to mi się nogi ugięły i stwierdziłam, że wolę orkę na ogrodzie, którą dzisiaj uskuteczniłam. Łapy mnie bolą, po maniqure śladu nie ma, paznokcie i dłonie jak u chłopki, pożarta jestem przez komary, pocięta i odrapana przez gałęzie. Efektów pracy specjalnie nie widać ale opaliłam się zupełnie nie na kolarza i jutro będzie trzeba nadrabiać opaleniznę z ostrą linią ;).
Właśnie oglądałam Giro. Chłopaki jechali w śniegu, na krótko. Niemiec i Majka zajęli piękne miejsca. Fajnie się oglądało, bo trochę emocji dostarczyli.
Gdzie ten mój chłop, bo spać mi się chce a chciałabym posłuchać co tam się stało na trasie bo Marcin panę złapał i zajął nie najlepsze miejsce.