JoannaZygmunta prowadzi tutaj blog rowerowy

Mój blog nie tylko o rowerowaniu :)

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2011

Dystans całkowity:253.97 km (w terenie 119.00 km; 46.86%)
Czas w ruchu:14:04
Średnia prędkość:18.05 km/h
Maksymalna prędkość:49.68 km/h
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:31.75 km i 1h 45m
Więcej statystyk

4 tys. Tak jakoś mimochodem

  d a n e    w y j a z d u 32.99 km 0.00 km teren 01:37 h Pr.śr.:20.41 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Sobota, 31 grudnia 2011 | dodano: 31.12.2011

4 tys mimochodem.
Zrobiłam wpis ale poszło w eter.
Nie mam czasu opisywać na nowo bo idziemy na miganę i muszę zrobić sobie fryz i pomalować paznokcie na jakiś odlotowy kolor więc wszystkim którzy tu zaglądną życzę sukcesów sportowych, udanych wycieczek rowerowych i szerokiej drogi :).
Jutro jak będę w stanie nie wskazującym to wybieram się o 13 nad Rusałkę na zlot starych bab i dziadów i innych rowerowych pasjonatów. Mam prawo tak mówić bo K4 w przyszłym roku wita.
Pozdrawiam wszystkich i do zobaczenia :)
To co poszło w eter czyli podsumowanie 2011r.
Wiosną jakoś nie chciało mi się jeździć bo albo pogoda brzydka, albo musiałam z dziećmi zostać albo wstyd się przyznać leń mnie ogarnął.
Wyścigi u Golonki - Dolsk i Murowana Goślina poszły średnio ale i tak było fajnie. Potem latem trochę pojeździłam aż we wrześniu mnie pieprznęło - co? Nie wiem ale zachciało mi się jeździć. Marcin zaczął jeździć z dziewczynkami do szkoły samochodem i mogłam sobie dojeżdżać rowerem i najpierw z mozołem a potem coraz szybciej i przyjemniej jeździło się do roboty po 60 km dziennie, co przełożyło się na mniejsze kilogramy (a do filigranowych nie należę) i jakaś taki ładniejszy wygląd (wg mnie przynajmniej).
Potem oddałam mój rower do serwisu do Maksa i chyba był pierwszym, który rozdziewiczył mój amortyzator, bo jego praca znacznie się poprawiła. Potem musiałam zmienić support bo zgrzytał niemożebnie i nawet wieśniaki okoliczne się oglądały i chyba chcieli przyjąć mnie w szranki swoich towarzyszy.
Myślałam, że jak co roku w październiku powieszę mojego zdobywcę na wieszaku a tutaj okres najintensywniejszej jazdy chyba się zaczął bo Marcin zakupił od sąsiada prawie nówkę 10-tkowy napęd, który się nie podwijał, nie zacinał i jest cudowny. Kocham Marcina :) Potem dostałam w spadku koła (też prawie nówki) bo Marcin zmienił hamulce i ramę itp. i mój rowerek schudł znacznie a przyjemność jazdy była taka wielka, że tylko jeździć, jeździć, jeździć.
Widzicie panowie jak łatwo kobietę ucieszyć.
Sezon wyścigowy też nie najgorszy bo na 4 wyścigi 2 pucharki to fajnie nie?
Hermanów 2-ga w K3 i Michałki 3-cia w K3. Moja półeczka sławy znowu się powiększyła i mam nadzieję, że 2012 będzie obfitszy w km i puchary.

Moja półeczka sławy :) © JoannaZygmunta


Kategoria wycieczka

Z pracy

  d a n e    w y j a z d u 35.36 km 33.00 km teren 02:01 h Pr.śr.:17.53 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Środa, 28 grudnia 2011 | dodano: 28.12.2011

Wczoraj pojechałam pociągiem do pracy i stwierdziłam, że szkoda czasu na wyczekiwanie na odwołane pociągi albo pociągi widmo. Dzisiaj rano wzięłam rower i postanowiłam, że jak nie przyjedzie pociąg to pojadę rowerem. Na szczęście (bo ciemno jak w .....) przyjechał i razem z moim "zdobywcą" odbyliśmy szybką podróż do Poznania. W Poznaniu padało i było zimniej niż w Pobiedziskach ale miałam nadzieję, że się wypogodzi. Tak też się stało po południu, nie było słońca ale chociaż nie mżyło.
Miałam dzisiaj w pracy zastępstwo i musiałam zawieść parę listów na pocztę. Ubrałam się w obcisłe, wsadziłam siatkę z listami za pasek od plecaka na brzuchu i pojechałam. Na poczcie panie patrzyły dziwnie. No cóż, stara kurierka też się może trafić a w tak szacownej instytucji jak moja praca to już zwłaszcza ;). Potem myk do domciu, żeby zdążyć przed ciemnościami.
Drogowcy mnie nie zawiedli i w Uzarzewie rozryli drogę w trzy d.... Można zgubić buty, chyba, że stosuje się do poleceń swojego treneiro i się pedałuje, wyrywając błoto prosto na tyłek i gębę. Dałam radę i w zemście obryzgałam ciężarówę.
Nad jeziorem Dębiniec w zagłębieniach drogi zrobiło się piękne błotko ale ponieważ niewiele widziałam to z duszą na ramieniu jechałam prosto, modląc się, żeby błoto nie było za głębokie. Udało się.
Spotkałam parę, którzy chyba ma bardzo daleko na imprezę sylwestrową, bo już z szampanem "Igristnoje" szli przez las. Pewnie do chatki wilka.
W Pobiedziskach ulice są oświetlone, ale rowerzyści nie. O mało a bym się z takim zderzyła chociaż ja miałam lampeczki pulsacyjne i czołówkę, która nadaje się do straszenie dzieci a nie do oświetlania drogi.
Wszelkie znaki na ziemi i niebie pokazują, że jak odczytamy licznik na krówce, która popasa u moich rodziców w Poznaniu to pobiję swój życiowy rekord :)
i to zupełnie dla mnie niespodziewanie bo w żadnym roku nie jeździłam tak długo, żeby w grudniu po południu jeszcze robić km na rowerze.



Do Puszczy Zielonki

  d a n e    w y j a z d u 53.44 km 51.00 km teren 03:33 h Pr.śr.:15.05 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Poniedziałek, 26 grudnia 2011 | dodano: 26.12.2011

Dziewczynki wczoraj spały u Teściowej więc my z rana na rower. Pogoda była fantastyczna - ciepło, mży, szaro. Powinnam udawać, że mam katza i siedzieć pod kołderką ale jak nie ma dzieci w domu to należy korzystać. Zresztą CheEvara nigdy nie widzi przeszkód, żeby jeździć więc biorąc z niej przykład odważnie wciągnęłam obcisłe i pojechaliśmy. Marcinek w swej dobroci pożyczył mi swój nowy nabytek (kurteczka z membraną) i było mi ciepło. Nie posłuchałam mojego treneiro i ubrałam się na cebulkę i musiałam po drodze jedną warstewkę zdjąć.Miał rację, żeby się tak nie ubierać, ale kobiety przecież wiedzą lepiej ;).
Siąpiło, deszcz z kasku zbierał się na daszku a potem pyk...zimna woda na nos. Stwierdziłam, że na następna jazdę poproszę: długi płaszcz z membraną (bo mi kolana marzły), okulary z wycieraczkami, buciory z membraną i filcowy kapelusz
z kwiatkiem dla urody i co by wodę wchłaniał. Tak sobie przekomarzając się i skrótem czarnym szlakiem nawet nie wiem kiedy dojechaliśmy do 2 krzyży w Puszczy. Słyszałam w Radio Merkury, że był rajd pieszy w imieniny Mariana a potem Marcin powiedział, że już nie są bezimienne. Faktycznie

Grób Marysia zakochanego oficera ©
Grób Marysia ukochanego Marysi ©
. Tak, tak kiedyś to sie kochali. jak ktoś chce poznać legendę to proszę Historia 2 krzyży w Puszczy Zielonce
Za to teraz stare małżeństwa jeżdżą i sobie fotki robią szczęśliwi, ze tacy brudni i ujechani ;)
Stare małżenstwo ©

Potem Marcin zagnał mnie na Dziewiczą.
Jakoś dzisiaj postanowiłam, ze się zawezmę i podjadę znowu tę cholerę. Mój trenejro jechał za mną i mnie motywował. Jeżeli byliście dzisiaj na Dziewiczej Górze i słyszeliście:
1. przeciągłe AAAAA od czasu do czasu
2. Jedź - podjedziesz, dasz radę, pedałuj
3. Nie dam rady..... Aaaaa, dam radę
4. Marcin udało się!!!!!!!!!!!!!!!
To na pewno byliśmy my.
Jestem bardzo zadowolona, Marcin mam nadzieję też.
Powrót mniej więcej tą samą drogą.
Na fali sukcesu jechałam przez błota, korzenie i prosto w krzaki. Zatrzymały mnie bardzo niespodziewanie i wołam: Marcin wjechałam w krzaki!! (oczekując na pomoc, bo wyjechać nie mogłam)A mój ukochany mąż:"Po co???" No jak to po co? Dla uatrakcyjnienia wyjazdu ;). Marcin pojeździł sobie jeszcze po pagórkach na jeziorem Dębiniec, a ja już robiłam za fotografa. Zdjęcia nie bardzo wyszły.
zjazd z pogórków nad jeziorem ©

Udało nam się nie być zwierzyną łowną, bo ostrzeżenie zobaczyliśmy w środku lasu, ale na szczęście było już przeterminowane.
Ostrzeżenie o polowaniu ©
. Nie wystrzelali wszystkiego bo czuć było zwierzem w lesie, a 2 łanie przebiegły nam drogę bardzo niespodziewanie.
Wycieczka udana, nawet przez moment widziałam swój cień.
Po powrocie rzut na jedzenie i jazda do Poznania po nasze babony kochane za którymi się stęskniłam.



tak jakoś

  d a n e    w y j a z d u 20.00 km 0.00 km teren 01:00 h Pr.śr.:20.00 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Krówka
Wtorek, 20 grudnia 2011 | dodano: 20.12.2011

Pogoda zrobiła się piękna. +2 st C, słonko więc trochę nadrobiłam w drodze powrotnej.
Mój żołądek nie był dzisiaj w najlepszej kondycji ale rower jest najlepszym lekarstwem na wszystko i tak po 5 km juz było prawie dobrze.
Nad Maltą pusto, tylko robociaje jeżdżą brudnymi ciężarówami i wszędzie pełno błota. Muszę chyba wzorem JPbika założyć sobie błotniki.



w ciemnościach

  d a n e    w y j a z d u 4.80 km 0.00 km teren 00:13 h Pr.śr.:22.15 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Krówka
Wtorek, 20 grudnia 2011 | dodano: 20.12.2011

Nie pada, +1st C więc do roboty na rowerze. Odwinęłam rowerek z koca, który chroni go przed kociskiem i pojechałam. Okazało sie, że moje babony (córeczki) bardzo dobrze bawiły sie lampka przednią i wykończyły baterie :(. Naszczęście w mieście nigdzie nie jest ciemno, a ja u nas w lasach nie raz jeździłam w ciemnościach i sie nie zabiłam. Wszystko da radę tylko chcieć. Zmarzły mi paluchy u rąk, bo miałam wyjściowe skórzane rękawiczki. Nie byłam przygotowana na jazdę bo pomysł powstał jak jechałam z Pobiedzisk samochodem do rodziców w Poznaniu. Dziewczynki sie pospały w samochodzie więc było cicho i mogłam posłuchać prognozy głoszącej, że nie będzie padać. Jechało się bardzo dobrze, noga podawała, światła prawie zawsze zielone, pieszych prawie wcale, rowerzysta szt 1 w tą sama stronę - szybko połknięty.Humorek mi sie zaraz porawił i nawet jakieś niepokojace objawy żołądkowe jakoś mniej mnie martwią.



do Poznania i po Poznaniu

  d a n e    w y j a z d u 33.59 km 25.00 km teren 01:50 h Pr.śr.:18.32 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Sobota, 10 grudnia 2011 | dodano: 10.12.2011

Dzisiaj ledwie się zapięłam w ostatnią warstwę ciuchów na mnie ale opłacało się. Zima nadciąga wielkimi krokami i przenikliwe zimno, jak się stoi na światłach, wmyka się wszelkimi szczelinami. Do Poznania wiało mi ciągle w pysk chwile bez wiatru pozwalały troszkę się rozbujać a potem orka. Najmocniej wiało na wszelakich podgórkach a przyjemność zjazdu nad jeziorem Swarzędzkim popsuła mi ciężarówa ze śmieciami :(.
Celem wycieczki był warsztat Asi i Maxa gdzie Marcin odbierał amortyzator od naprawy. Niestety amor pojedzie jeszcze może jeden sezon.
Mój ukochany mąż nie zabrał mojej kurtki, która leżała z resztą ciuchów i w ten sposób pozbawił mnie ciepłego okrycia po jeździe. Teraz już czuję, ze mnie gardło boli.
Szczęściem zrobił kawę, która trzymała mnie w jako takiej temperaturze.
Marcin wrócił rowerem do domu a ja z naszymi babolami autem. Dobrze, że ktoś mądry wymyślił ogrzewanie w aucie ;).


Kategoria wycieczka

Szosa

  d a n e    w y j a z d u 38.79 km 10.00 km teren 01:50 h Pr.śr.:21.16 km/h Pr.max:49.68 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Niedziela, 4 grudnia 2011 | dodano: 04.12.2011

Mój nowy napęd pozwala na szybszą jazdę. Ma dłuższe ramiona korby więc większe przełożenie. Rozkręcenie wymaga włożenia większej siły, co odczuwam w łydkach, ale potem jedzie jak złoto.
Jestem strasznie szczęśliwa. Maks powiedział, że ta korba (nie była nowa, tylko lekko używana) ma trochę zastane łożyska i jak się nie rozjadą to można pomyśleć o wymianie. Matko Boska! On chyba zawsze jeździł na super sprzęcie i nie wie jak mi się teraz super jeździ.
W związku z tym, że jazda jest teraz taka przyjemna, pomimo nieładnego widoku zza okna postanowiłam pojechać chociaż po szosie. Wiatr wiał jakby się jakaś wariatka powiesiła. W Buszkówcu koniki stały na wybiegu ale nie wygladały na zmarznięte. Mają już zimową sierść.

Konie w Buszkówcu mają już zimowe futerko © JoannaZygmunta

Na 17 km, jak zaczęło padać, skapitulowałam i zawróciłam.
Tak widziałam przez okulary na 17 km © JoannaZygmunta

Zima idzie © JoannaZygmunta
Zima idzie © JoannaZygmunta

Wtedy okazało się, że wcale nie wieje i nawet słonko świeci.
W drugą stronę była piękna pogoda © JoannaZygmunta

Słonko zaczęło świecić © JoannaZygmunta

I znowu endorfiny zaczęły się wydzielać i już było fajnie a jak skręciłam w las................
Niestety tak mi się podobało, że nie wróciłam na czas i nie zdążyłam zabrać dzieciaków do Kościoła. Babcia będzie znowu marudzić.
Jazda rowerem ma jeszcze jedną dobrą stronę. Uwalniam się od kłócących się między sobą moich córek. Jak wychodziłam to jeszcze pod bramą (jakieś 300m)słyszałam jak się awanturują. Marcin je spacyfikował, na szczęście. Jak wróciłam to zastałam pełną siostrzaną miłość.
Teraz Marcin pojechał, myślę, ze skorzysta z mojej rady i pojedzie odwrotnie niż ja. Właśnie pada deszcz. Makabra.
Jak wróciłam to byłam taka zmarznięta, że mam na sobie 3 swetry, czapkę i dopiero zaczynam się rozgrzewać.


Kategoria wycieczka

Po mieście z nowszym modelem

  d a n e    w y j a z d u 35.00 km 0.00 km teren 02:00 h Pr.śr.:17.50 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Piątek, 2 grudnia 2011 | dodano: 03.12.2011

Mój Kelly's przeszedł właśnie rewitalizację. Z roweru który kupiłam 4 lata temu została rama i zacisk podsiodłowy. Od wczoraj mam 10-tkowy napęd i nowe koła. Mój stary napęd to był kompletny złom, zawijał się, łańcuch spadał właśnie wtedy jak był potrzebny itp. Podobno nie XTR-y napędzają rowery ale wczoraj jechało się wspaniale, nic nie spadało, manetki chodzą jak złoto, można wreszcie jeździć bez obawy, że znowu się zaklinuje i cała się ubrudzę i zniszczę maniqure, żeby jechać dalej.
Nosiło mnie po całym Poznaniu i odwiedziłam uliczki na których w życiu nie byłam.
Podenerwowałam trochę Maksa z warsztatu, że składam reklamacje i musimy zdjąć manetki bo są z pomarańczem i teraz będę musiała ciągle na rower malować paznokcie na pomarańczowo. Na szczęście ma poczucie humoru.
Ogólnie byłam wczoraj prze szczęśliwa jak mały dzieciak, który dostał nową zabawkę. Z tego szczęścia padłam wczoraj jak betka i nawet nie miałam siły, żeby opisać wrażenia.