JoannaZygmunta prowadzi tutaj blog rowerowy

Mój blog nie tylko o rowerowaniu :)

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2013

Dystans całkowity:354.74 km (w terenie 220.86 km; 62.26%)
Czas w ruchu:17:43
Średnia prędkość:18.24 km/h
Maksymalna prędkość:45.82 km/h
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:32.25 km i 2h 31m
Więcej statystyk

Koniec jeżdżenia na ten rok :(

  d a n e    w y j a z d u 8.00 km 8.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Sobota, 26 października 2013 | dodano: 26.10.2013

Epitety jakie mi chodzą po głowie na mój temat nie są do zastosowania na publicznym forum. Pan Bóg to mnie raczej stworzył do śpiewania w chórze i to w trzecim rzędzie, żeby mnie słychać za bardzo nie było a nie do udawania, że w wieku 40 lat nauczę się jeździć na rowerze. :(.
Powiem tylko tak: Zjeżdżając z górki tak 40km/h nie zauważyłam, że prosto prowadzi mnie na dropa, którego rzecz jasna przejechać nie umiałam. Świadomie nigdy bym tam się nie pchała bo znam mój poziom techniki (marny)i umiejętności (równie marne) więc nawet bym nie próbowała ale............ powiem że dzięki temu, że mnie tam zaniosło, przez sekundę poczułam przyjemność latania w powietrzu najpierw razem z rowerem a za sekundę już bez :) No frajda taka, że polecam, tylko lądowanie muszę poprawić ;). Wiele muszę poprawić ;)
A teraz to poprawił mi się na to wspomnienie humor :)
Na filmie poniżej jakiś amator pokazuje w 2’17 jak wyglądał mój lot w początkowym stadium. (nabija się ze mnie czy co?) No może jest trochę lepszy bo umie lądować ale spadają mu przy tym spodnie. Też musi się poprawić ;)
#t=90
Suknia z różą, wysokie obcasy, cienkie pończoszki, a nie lycrowe gacie czekały przygotowane aby się przebrać i pojechać na galę do Murowanej Gośliny po odbiór jakże zasłużonej/wymęczonej nagrody za II miejsce na dystansie mega dla pań starszych lecz niestety musiałam przywdziać pidżamę i udać się do siedliska bakterii wszelakich, zwanego szpitalem.
W moim zastępstwie na galę poszły moje dziewczynki odpicowane jak stróż do ośpic i odebrały kawałek szybki z moim zdjęciem w obcisłym. Panny korzystając z tego, że matki nie ma a ojciec się nie bardzo zna ubrały się jak na wesele i nie miało znaczenia, że srebrne buty na szpilce, które ubrała Marta są jej o 2 numery za duże a Zosi do błyszczącej fioletowo, różowej sukni brakowało jakieś 40 cm wzrostu, żeby to była tak jak należy sukienka mini a nie maxi. Czuły się piękne i to było najważniejsze a dla mnie były to najpiękniejsze kobietki na podium


W niedzielę moje pociechy i Marcin przewieźli mi do szpitala ten kawałek szkiełka, żebym się nacieszyła

Na zdjęciu nie widać jak moja starannie wypielęgnowana cera, wypieszczona i wygłaskana na okoliczność gali z lewej strony ponownie jest wyklepana tym razem przez Matkę Ziemię. Po wypadku ziemię miałam wszędzie: w gębie, w nosie, w uszach i pod ciuchami. Jak przywaliłam to chyba wzburzyłam falę monsunową gdzieś na Filipinach ;) Masakra.
We wtorek facet w zielonym przeciął moją alabastrową skórę i na śruby i jakieś ciężkie płyty złożył mi mój rozczłonkowany obojczyk, pozostawiając bynajmniej nie artystyczny haft.
W tym roku ortezy są niemodne w związku z tym kazano mi trzymać łapkę na temblaku i ruszać nią do granicy bólu.
Co lekarz to inna teoria ale po 5 dniach prawie nie ruszania ręką miałam już tak zastane stawy, że teraz macham do Was czytających te głupoty o takiej jednej co jej mimo wszystko dalej się chce na rower.



3 po chleb i takie tam

  d a n e    w y j a z d u 3.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czarna Mamba
Wtorek, 15 października 2013 | dodano: 15.10.2013


Kategoria do sklepu

Do domciu

  d a n e    w y j a z d u 52.39 km 40.00 km teren 02:40 h Pr.śr.:19.65 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Wtorek, 15 października 2013 | dodano: 15.10.2013

Trochę okrężniej, lekko gubiąc się w Puszczy Zielonka. Złota jesień urzeka swoim pięknem ale też myli ścieżki ;)


Kategoria z domu/do domu

Techniczna jazda z grzybobraniem i ślizgiem na plecach do jeziora

  d a n e    w y j a z d u 38.40 km 38.00 km teren 02:38 h Pr.śr.:14.58 km/h Pr.max:44.64 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Niedziela, 13 października 2013 | dodano: 13.10.2013

Pobudka o 6 rano ale za oknem jakoś tak, że przewrót na drugi boczek i spanko do 9. Leniwe śniadanko, kawka i Marcin sie zdenerwował i zarządził wreszcie wyjazd. Jak to Marcin nie ominął żadnego korzonka ani góreczki przez całą drogę. Najpierw zjechaliśmy do jeziora Małego 3 razy, potem Zygmuntowski OS i nad Ulę i Babę gdzie objechaliśmy jeziora i znaleźliśmy mega Sowę

Kapelusz rozmiar - damska 40 albo większy © JoannaZygmunta

Sowa na kolacyjkę :) © JoannaZygmunta

Sowa była na tyle duża, że postanowiliśmy przyjechać po nią z dziećmi później a teraz kontynuować naukę techniki. Tak mi sie te nauki podobały (bo wychodziło), że postanowiłam zjechać takim trochę trudniejszym zjazdem w stronę jeziora. Za pierwszym razem się udało bo Marcin na mnie patrzył i kazał puścić hamulce. Za drugim razem zjechałam szybciej i bojączka jedna wystraszyłam się, że nie wyrobię zakrętu i wpadnę w jezioro więc nie wiem co zrobiłam ale pewnie nadusiłam klamki za mocno i...........za chwilę poczułam, że ziemia jest twarda a zwłaszcza jak się jedzie na plecach z rowerem na sobie w stronę jeziora. Mój wrzask zawrócił Marcina, który już sobie pojechał myśląc, że nic nie wykombinuję i znalazł mnie na kolanach przy rowerze. Otrzepałam się i pojechaliśmy potrenować podjazd przy jeziorze Brzostek, którego jakoś nie umiałam podjechać. Tam dołączył do nas Kania i tak sobie wjeżdżaliśmy i zjeżdżaliśmy z górki i na górkę przy pogaduchach, potem objechaliśmy jezioro i do domciu dojechaliśmy w miłym towarzystwie.
Szybko się przebraliśmy i z dziećmi pojechaliśmy na Rynek do Grzeczki po ciacha. Wychodząc z cukierni zauważyłam Grigora rozsiadającego się bez pytania na ławeczce ;) a za chwilę nadjechał Kania. Znowu pogaduchy, fota
Napotkani przypadkowo na Rynku w Pobiedziskach, dobrze mi znani, tamtejsi rowerzyści © grigor86

i pojechaliśmy po naszą sowę i parę jeszcze grzybków do kapusty na święta :)


Kategoria wycieczka

Czasu było mało

  d a n e    w y j a z d u 25.11 km 0.00 km teren 00:51 h Pr.śr.:29.54 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Sobota, 12 października 2013 | dodano: 12.10.2013

Strasznie napięty miałam plan na dzień dzisiajeszy ale wyrwałam chwilkę na rower i to w najlepszym wykonaniu czyli zdygałam się jak pies. Mój kotuś kochany czyt. mój stary umówił się z ekipą na wypad szosą co by po niej potem nie jechać tylko robić pure MTB na rowerach szosowych. Na szczęście nie brałam udziału w tłuczeniu się po lasach tylko jak na szoszona przystało zaliczałam km na mało gładkiej drodze Pobiedziska-Bugaj gdzie spotkaliśmy Klosia i skończyła się bajka pt. jazda z wiatrem a zaczęło się deptanie pod, nie będę się wyrażała, jaki wiatr. Jedynym urozmaiceniem było oglądanie innego tyłeczka niż tyłu mojego męża, ale pary te chłopy maja za dużo i mi odjeżdżali pod te mało widoczne a upierdliwe góreczki pod Pobiedziajami (choć się starali mi nie odjeżdżać) a że oczy nie te to wiele nie widziałam ;).
W Pobiedziskach na rynku spotkaliśmy się z Sebą i Hulajem i po krótkiej gatce chłopaki pojechali w stronę Gniezna a ja do domciu nakarmić pisklaki.
W Poznaniu byłyśmy u lekarza z laskami bo krzywe to porosło, że strach, byłyśmy w Muzeum Miasta Poznania gdzie miałyśmy przyjemność obejrzeć sobie z bliska starsze wersje trykających się koziołków i wiele innych (podobało się), polatałyśmy po Rynku w Poznaniu

Dziewczynki na Rynku w Poznaniu © JoannaZygmunta

i paru sklepach, umyłyśmy dwa groby (dobrze, że wzięłam kalosze) odwiedziłyśmy dziadka, potem babcię, która ugotowała grzybki (nie jadłyśmy, ja tam wiem co ta babcia (teściowa) ugotowała?) i za ciemnego autem wróciłyśmy do domu.
Fajowski dzień. Nogi mnie bolą z czego wniosek, że muszę częściej gonić za tymi tyłeczkami ;)
ps. własnie stwierdziłam, że mój wpis jest jak damskiej szowinistycznej ..............

ps2 Na Placu Wolności w Poznaniu stoi sobie parę banerów poświęconych Festiwalowi w Jarocinie. Nigdy tam nie byłam, szkoda. Pozostało mi pooglądanie zdjęć. Oto dwa dla czytających na zachętę :)
Wystawa poświęcona Jarocinowi. Podobał mi się napis na katanie © JoannaZygmunta

Wystawa poświęcona Jarocinowi na Placu Wolności w Poznaniu © JoannaZygmunta


Kategoria szosa, z małżonkiem

Z sakwą

  d a n e    w y j a z d u 96.28 km 50.00 km teren 05:18 h Pr.śr.:18.17 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Piątek, 11 października 2013 | dodano: 11.10.2013

Do pracy z sakwą, która testowała moja cierpliwość. Udało mi sie w końcu ją tak zainstalować, że nie spadała nawet jak jechałam po wertepach. :)


Kategoria dojazdy

Koniec Gogolowych ścigów

  d a n e    w y j a z d u 63.30 km 60.00 km teren 03:27 h Pr.śr.:18.35 km/h Pr.max:45.82 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Poniedziałek, 7 października 2013 | dodano: 07.10.2013

Bardzo przyjemny wyścig.Taki na luziku. Na start dojeżdżam z Jerzym Neumanem, który pomimo złamanej nogi chciał chociaż posiedzieć między rowerową wiarą. Widać, że aż go szarpie tak by chciał pojechać ale niestety nie da się. Nawet kombinował, żeby w tajemnicy przed żoną jakoś buty z spd założyć i jechać ale niestety gips za duży więc pozostało mu tylko poodychać tą atmosferą. Na starcie spotkałam Jacka, Wojtka, Jaskółkę, który kręcił się wkoło mnie ale nie ja byłam obiektem jego poszukiwań i dopiero na moje gromkie: Czego szukasz Jaskółko? Zwrócił na mnie uwagę ;) No cóż ;)
Gdzieś mi mignął Młodzik ale jak spotkałam Anię Wyskoińską to pojechałyśmy na rozgrzewke nie tylko mięśni nożnych ale również i paszczowych. Do tej rozgrzewki podłączył sie Marcin i o mało co a bym się spóźniła na wyścig i musiałam się przepychać do tego elitarnego sektora dla kobietek :).
Start i jeszcze na stadionie dostaję w plery z kiery a konkretnie z roga od jakiegoś wielkiego gościa. Uderzenie jest tak silne, że mnie ściąga z siodła, spadam pewną częścią ciała na ramę, kolanem walę w kierę i syczę na czym świat stoi.
Lekko mnie przytyka i źle mi się jedzie. Cały czas jadę za jakimś facetem w czerwonym i na piachu lub pod góreczkę go dochodzę a na płaskim mi odjeżdża. Na 14 km jest bar i nie łapie mnie mini. Dobrze jest! się cieszę. Jak mnie nie złapią na 20 km to będę zadowolona. Mija 22 km a tu nikogo, 24 i cisza, 26 lecą. Akurat na kopnym piachu gdzie o mało nie leżę. Przelecieli jak wariaty a ja łapię się w jakiś pociąg i tak do asfaltu ciągnę się za tymi chłopakami, z których większość mogłaby być moimi synkami. Na asfalcie chłopaki włączają jakiś niewidoczny 10 bieg i tyle ich widziałam a do tego dopadają mnie wątpliwości, że na 100% przegapiłam zjazd na mega i mam DNF, chociaż jeszcze mogę jechać. Para ze mnie schodzi, płakać mi się chce, że dostanę DNF i że ja nie chcę bo ja chcę jechać sobie jeszcze raz i dół i czarna rozpacz gdy facet na mecie na mnie macha i woła: "tutaj! tutaj! jest nawrotka". No masz! Co za pomysł! Zakręcam z powrotem na asfalt i znowu widzę czerwoną koszulkę. To se jedziemy hahaha!!! Drugie kółko jak zwykle leci szybciej chociaz łapia mnie jakieś kurcze w giry i w plery. Psio kryw! Boli mnie to i tamto ale co tam! Czerwony koszul świeci przede mną a meta zbliża się szybciutko. Nagle mi czerwona koszulka znika. Dostał jakiegoś kopa czy co? gdzie on? Jak koń do stajni wyrwał czy co? Nie ma dziada:(. Nagle jakiś rowerzysta mi majaczy. No nie wierzę!! Ale progres ;) Złapałam koniec mini! To nic, że ten koniec jest w wieku mojej Zosi z towarzystwem ale razem mają tak z 20 lat hahaha :) Jestem wspaniała!! Wjeżdżam na stadion. W dali widzę malutką Zosię, która podskakuje i się cieszy, że przyjechałam. Marcin, JP i Jurkiem strzelają mi fotki. Chciałam nawet zademonstrować wyrzut ramion w górę i jazdę bez trzymanki ale przypomniał mi się wjazd Macieja B na Michałkach i zrezygnowałam bo jeszcze bym tez nawywijała ;) (Maciej nie gniewaj się ale uśmiałam się jak norka jak już widziałam, że będziesz żył ;))
Dostałam znowu jakiś tam medal za 2-gie miejsce bo tylko twardzielki jeżdżą na mega :)

Podium Łopuchowo :) © JoannaZygmunta

i od wielbiciela najpiękniejszy własnoręcznie zrobiony witrażyk z moim znakiem zodiaku.
Witrażyk :) © JoannaZygmunta

cały dzień dzisiaj myślałam w którym oknie bedzie najlepiej się prezentował pokazując całe swoje piękno. Znalazłam. Jak rozbłyśnie w słońcu to będzie ślicznie.


Kategoria wyścig

Na Dziewiczą z małżonkiem

  d a n e    w y j a z d u 24.86 km 24.86 km teren 01:30 h Pr.śr.:16.57 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:
Sobota, 5 października 2013 | dodano: 05.10.2013

To moje szczęście największe pętało się dzisiaj po chacie i nie wiedziało co ze sobą zrobić. Z mopem albo kosiarką to jakoś nie miał ochoty potańcować, chłopaki ewentualnie mogący się z nim przejechać byli w robocie i pętało mi się to to po chacie aż wysłałam go do garażu. Tam znalazł sobie zajęcie i przykręcił mi do mojego "zdobywcy pucharów" bagażnik. Mam nadzieję, mój rower z tego powodu nie wpadnie w taką depresję jak bohater filmu TOY STORY, który został zaproszony na herbatkę ;)

Ze sciganta staje się rowerem na grzyby. Biedak.
Wracając do rzeczy. Po pobieżnym obmieceniu chałupy pojechałam z tym moim ślubnym co by się biedaczyna nie zagubił gdzieś w tym lesie bo kogo potem bym miała wnerwiać ;)
Do Tuczna dojechaliśmy autem a potem szybka strzałka na Dziewiczą. Jakoś tak dzisiaj mi dobrze szło, że podjechałam 2 razy bez zająknięcia od strony parkingu, 1 raz od strony żółtego szlaku, zjechałam od strony parkingu, zjechałam killerem i dla urozmaicenia zjechałam od strony wieży. Marcin ani razu nie musiał na mnie krzyczeć ani dodawać mi otuchy i jedyne czego się dowiedziałam to to, że mam następnym razem w ogóle puścić klamki. - Stary ja nie jestem ubezpieczona od wariackiej jazdy na rowerze, bo ubezpieczyciel dla kobiet w moim wieku nie oszacował ryzyka, więc tego miliona dolarów i tak nie zgarniesz ;).
Już bez aluzji - dzisiaj zaliczyłam wszystkie strony świata z czubka Dziewiczej Góry. Bardzo fajnie :) Jeszcze zostało mi podjechać Killera ale to jeszcze przede mną :).
Potem szybki powrót do domu zrobić obiadek, iść po zakupy z Martą, przyjąć gości i napisać relację, żeby w pamięci pozostała ta sobota, która obdarzyła nas pięknym słońcem, zapachami lasu, całkiem miłą temperaturą (znowu ubrałam się za ciepło) i rowerowaniem z moim najmilejszym :).


Kategoria wycieczka, z małżonkiem

9,91

  d a n e    w y j a z d u 9.91 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Piątek, 4 października 2013 | dodano: 04.10.2013

Tak przez chwilę coby pokręcić :)



Zygmuntowska pętelka

  d a n e    w y j a z d u 22.89 km 0.00 km teren 01:19 h Pr.śr.:17.38 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:9.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Środa, 2 października 2013 | dodano: 02.10.2013

Nie chciało mi się dzisiaj. Zimno i tak jakoś bryy. Dziewczyny poszły do szkoły, ja o 10 już miałam wolne. Ubrałam się w wiele obcisłego, usiadłam na schodach w domu i doznałam jesiennego porażenia w postaci wsłuchiwania się w ciszę domu i tykanie zegarów. Tik, tik, tik, tak, tak, tak , pyk,pyk,pyk nie idź, w domu ciepło, mówiło wszystko. Nic nie wieje, nie podwiewa, nie przenika do szpiku kości.
Zmogłam pokusę, wstałam i poszłam ale nie chciało mi się. Kiepsko się jechało, nie miałam humoru. Już chciałam wracać do domu gdy właśnie jak zjeżdżałam sobie zakosami, wypadłam z za zakrętu i ujrzałam kucającego, sikającego dzika. Wrzasnęłam jak by mnie kto oparzył bo właściwie to sikała w miejscu w którym miałam za chwileczkę się znaleźć. Dzik tylko zjeżył się na sierści, że na głowie i plecach miał pięknego irokeza i zaczął spieprzać tuż przed moim rowerem. Za chwilę zniknął w krzakach a ja śmiałam się jak dzika ;). Poprawił mi humor na tyle, że jeszcze pojechałam sobie w stronę Góry gdzie z przeciwka na szosie hulał Hulaj, kręcąc w zabójczym tempie, że papcie zlewały mu się w jeden kolor ;).
Przyjechałam ze zmarzniętymi paluchami, wypiłam gorącą kawkę i pojechałam już autem do szkoły po moje lalunie. W ramach edukacji historycznej o pierwszych piastach zabrałam dziewczyny do Giecza. Niestety kasztany były ciekawsze niż średniowieczne zabytki ale może coś tam zostało w tym małych łebkach a spacer z pannami był bardzo przyjemny. Dowiedziałam się kto w kim jest zakochany w klasie, że jutro jest dyskoteka w szkole itd.


Kategoria wycieczka