JoannaZygmunta prowadzi tutaj blog rowerowy

Mój blog nie tylko o rowerowaniu :)

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2017

Dystans całkowity:245.80 km (w terenie 68.00 km; 27.66%)
Czas w ruchu:11:07
Średnia prędkość:22.11 km/h
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:27.31 km i 1h 14m
Więcej statystyk

Do Swarzedza

  d a n e    w y j a z d u 22.00 km 0.00 km teren 00:58 h Pr.śr.:22.76 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Niedziela, 25 czerwca 2017 | dodano: 02.07.2017

Pojechałam do Swarzędza do Fogta do sklepu i po drodze spotkałam jakiś szaleńców jeżdżących po trasie na Kostrzyn na rowerach. Jeździ to to w te i wewte ,  ale najpierw się wykapało w Malcie a potem będzie dokąś lecieć biegiem. No, nie rozumiem tego zupełnie ;)



Asfaltowo - pętelkowo

  d a n e    w y j a z d u 55.80 km 0.00 km teren 02:20 h Pr.śr.:23.91 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Wily
Niedziela, 18 czerwca 2017 | dodano: 19.06.2017

W sobotę 15 st.C w niedzielę 30. Troszkę gorąco. Opaliłam się i już mam coraz wyraźniejszą kolarską opalaniznę. Wyrównuje ją na działce za kosiarką ale to nie tak łatwo. A i hit! Moja pusta sąsiadka z działki kupiła lampe solarium i urządza wspólne opalanie z koleżankami w chacie, gdy na dworze żar. No ale słońce tak nie opala jak lampa. Powodzenia- czerniak czycha.



Z Tinką

  d a n e    w y j a z d u 2.00 km 0.00 km teren 00:15 h Pr.śr.:8.00 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czarna Mamba
Sobota, 17 czerwca 2017 | dodano: 19.06.2017

Tinka lubi biec przy rowerze. Przy - to trochę słowo na wyrost ale lubi i mnie zaprasza, żebyśmy jak najwięcej biegały/jeździły. Niestety wydolności na szaleństwa wystarcza jej na góra 3 km. Upały też nie sprzyjają dłuższemu psiowemu bieganiu.



Podlać nowe krzaki

  d a n e    w y j a z d u 22.00 km 0.00 km teren 01:19 h Pr.śr.:16.71 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Sobota, 17 czerwca 2017 | dodano: 19.06.2017

Sadzę krzaki, żeby chociaż nie widzieć tych sąsiadów. Przydałyby się takie krzaki co zagłuszają głupków.



Tak se

  d a n e    w y j a z d u 18.00 km 15.00 km teren 01:00 h Pr.śr.:18.00 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Niedziela, 11 czerwca 2017 | dodano: 11.06.2017

Tak se pojechałam i było fajnie. Odwiedziłam działkę i stwierdzam, że znowu trzeba kosić trawsko. Moi "kochani" sąsiedzi znowu walili radiem i smutno mi, że moje ukochane miejsce na ziemi tak mi zohydzili :( .



Na obiad

  d a n e    w y j a z d u 42.00 km 40.00 km teren 02:20 h Pr.śr.:18.00 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Sobota, 10 czerwca 2017 | dodano: 10.06.2017

Przyjeżdża człek z delegacji a tu obiadu nie ma, bo „przecież jadłaś po drodze”. Po drodze to ja mam Mc po którym mi się wiuka a do tego zaczął się okres wakacyjny i całe autobusy dzieciaków zamawiają szejki, srejki i burgery i nie chce mi się czekać ani jeść na stojąco.
Tak więc wracam głodna do domu, obiadu nie ma i co zrobić? Zamawiać pizze? Iść do knajpy? a może by tak rowerem się rypnąć gdzieś na obiadek, po 3 godzinach jazdy autem? Marcin zaproponował burgera w Czerniejewie. Nie było co się zastanawiać, tylko jechać na burgery o których jakiś czas temu pochlebnie pisał Mateusz
Do Czerniejewa jest jakieś 15 km ale oczywiście po co jechać prostą drogą jak można krzywą i przez jeziora Uli i Baba, nadrabiając jakieś 7 km. Nie miałam pojęcia gdzie są te burgery, chociaż często jeżdżę przez rzeczoną miejscowość a burgerownia podobno działa już od 2 lat.
No, nigdy bym nie zwróciła uwagi na taką budkę, choć atrakcyjną lecz schowaną.


W życiu bym się nie domyśłaiła, że to nie jakiś przypadkowy postój a burgerownia :)
Burgery były duże, smaczne i pożywne


a do tego wcale się później nie wiukały jak te z Mcszajsa ;)


Kategoria Rodzinnie, z małżonkiem, z Martą

Kostrzyn Wlkp.

  d a n e    w y j a z d u 13.00 km 13.00 km teren 00:28 h Pr.śr.:27.86 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Niedziela, 4 czerwca 2017 | dodano: 05.06.2017

Marta się wzięła za jazy rowerowe to pomyślałam, że może zabiorę ja na wyścigi w Kostrzyniu i zobaczymy jak nam pójdzie. Jeżdżąc z Marcinem Marta pozabierała mi wszystkie Qomy, więc pomyślałam, ze będzie dobrze. Z racji jej wieku, regulaminu i moich obolałych nóg po wyścigu w Koźminie zapisałyśmy się na dystans rodzinny (13 Km) gdzie do dekoracji liczył się czas wspólny przynajmniej dwóch członków rodziny. Na starcie dostałam burę, że jak to jest czas wspólny to przeze mnie przegramy, bo ja wolno jeżdżę i się popstrykałyśmy jak to baby. Po starcie dołożyłam do pieca i lecę, a Marty nie ma, zwolniłam i czekam, wreszcie dojeżdża
- co tak wolno?– pytam
-Mama ty za szybko jedziesz– mówi Marta,
-no widzisz córka jak mama chce to potrafi, spróbuj szybciej.
Niestety szybciej się nie dało, więc się umówiłyśmy, że każda jedzie ile może i że spotykamy się na mecie. I pojechałam powyprzedzać sobie tych co mnie przez te gadanie wyprzedzili. Gnałam jak mogłam najszybciej, ale nie udało mi się dogonić pierwszych 3 par dorastających synów z ojcami choć prułam co sił.
Podczas jazdy zdałam sobie sprawę jaka ta konkurencja jest niesprawiedliwa i ze powinni podzielić ten dystans też na kategorie wiekowe i płec bo właściwie to chodzi o to, żeby dać radość dzieciakom z dekoracji (puchary mogą być maleńkie i nie drogie) oraz ogromną radość i dumę rodzicom.
Fajny taki dystans – krótki i szybki ale męczący bo musiałam dać z siebie wiele a giry bolały i zatykało mnie po wczorajszym Koźminie.
Po dojechaniu na metę okazało się, że jestem pierwszą panią

a Marta 7 panią


i fajnie.

ALE nie sklasyfikowano rodzin i nie wręczono pucharków bo …….. bo nie :(
Siedzieliśmy z Marcinem i Martą przez całą dekorację, która ciągnęła się i ciągnęła a dystansu rodzinnego nie nagrodzono. Nagrodzono za to najliczniejszą drużynę (nie było w regulaminie) Euro Bike Elektric Team, (grupa, która pucharów ma tyle, że je wyrzucają,) wylosowano (nie wiadomo kiedy) nagrodę losową dla pracownika/zawodnika Agrochestu (sponsor) i jeszcze tam parę takich kwiatków trącających prywatą.
Pucharów było od licha i trochę ale jednak zabrakło :(

Żal mi było tych młodych chłopaczków, którzy czekali do końca na ten swój pierwszy pucharek i zostali zrobieni w balona. Ojcowie coś tam próbowali ale wszyscy już się rozchodzili, gratulowali sobie świetnej organizacji i tak cudnego wyścigu.
Obok naszego samochodu stał samochód ojca z synem, którzy chyba pierwsi dojechali na dystansie rodzinnym . Jak doszliśmy do auta to młody świgał papciami z bezsilności, żeby się nie poryczeć, a ojciec nie wiedział jak ma mu to wytłumaczyć. Powiedziałam, że pięknie jechał, że dla mnie jest wspaniałym kolarzem, że niestety tak bywa i że może się obrazić na organizatorów bo ja się ciężko zastanawiam czy tak nie zrobić. Chłopak się trochę uspokoił i trochę mu się mina poprawiła, ale wiara w regulaminy i słowo pisane raczej została zachwiana.
Przykry i niemiły zgrzyt, ale niestety nie jechał na tym dystansie nikt znaczący dla organizatora.
E ! Nie podobało mi się. Bardzo mi się nie podobało :(


Kategoria Rodzinnie, wyścig, z małżonkiem, z Martą

Koźmin Wielkopolski

  d a n e    w y j a z d u 38.00 km 0.00 km teren 01:17 h Pr.śr.:29.61 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Wily
Sobota, 3 czerwca 2017 | dodano: 05.06.2017

Już trzeci raz jechałam na wyścigu kolarskim w Koźminie Wielkopolskim. Zawsze stałam tam na podium ale tym razem po oblukaniu listy startowej stwierdziłam, że 4 miejsce moje i nie ma co, tylko pojechać sobie dla przyjemności jechania w innych niż zwykle okolicznościach przyrody. Przed startem spotkałam się z Lidką Trzepizur z Elektryków i resztą jej eki i było mega wesoło. Lidka miała stresa a ja sobie siedziałam i bawiłam się w najlepsze. Start odbywa się tam w grupach 10-20, więc prawie wszystkie babki jechałyśmy razem, bo wystartowało nas 19. Ustawiłam się na samym początku mojego sektora startowego, gdyż stwierdziłam, ze lepiej być z przodu i nie narażać się na ewentualne potrącenia, przewrotki itp. Odliczyli nam 2 min i „bach” padł strzał do startu . Pognałam jak głupia, lecę jeden zakręt, drugi zakręt, zbliżam się do torów a nikt mnie nie wyprzedza. „Kurde co jest?” -myślę sobie-„pomyliłam trasę na starcie???” Ale nie, jest, wyprzedza mnie młoda laska, szybko do niej się podczepiam i jadę na kole, za chwilę jak burza wyprzedza nas Lidka Trzepizur, młoda siada jej na kole a ja za nią. Krzyczę do Lidki „Lidka będę się Was trzymać jak długo dam radę” „Dobra" -słyszę. Lidka umawia się z młodą, że będą współpracować bo przecież nie sa dla siebie konkurencją, a ja robię wszystko, żeby nie strzelić z koła bo konkurencja jedzie za mną i czuję jej oddech (konkurentka moja - kobitka co w zeszłym roku mnie objechała już na pierwszych km). Mając świadomość gonitwy, trzymam się jak mogę. Lidka mi pomaga, ustawia się tak, żebym mogła się za nią schować, młoda jedzie jak młoda, strzela rybki, puszcza korby, ale ja się nie przejmuję tylko się trzymam. Lidka i młoda ciągną, a ja się chowam i od czasu do czasu kontroluję gdzie jest konkurencja. W połowie konkurencja znika z pola widzenia i nie widać jej charakterystycznego stroju, więc trochę odpuszczamy, czyli zwalniamy z 34 km/h do 30 ;). Ja już mam coraz mniej siły i w myślach się modlę do wszystkich świętych, żeby może trochę asfaltu zwinęli albo metę przesunęli, a do Lidki przesyłałam wiadomości telepatyczne, żeby trochę odpuściła i zwolniła do 20 km/h ;) Nic z tego, Lidka jak burza z młodą na zmianę jechały pod wiatr pod 30 i więcej a ja jak rzep na psim ogonie za nimi. W pewnym momencie zaczynają nas wyprzedzać pierwsi panowie i wśród nich mój małżonek, jadący po 3 miejsce open i 1 w kategorii :).


Tak około 10 km przed metą zaczęły się zakręty oraz  zaczęłyśmy łapać wyścig rodzinny, jadący całą szerokością asfaltu. Trochę stresa było, ale dałyśmy radę. Jechałam już na oparach, wątroba albo ślepa kiszka już zaczynały dawać znaki, że chyba zaraz sobie wyjdą pooglądać widoki, a tu trzeba deptać. W Koźminie Wlkp już umierałam, choć świadomość  że jeszcze może 1 km lub 1,5 dawało nadzieję i  napędzało. (Bo oczywiście nie wyzerowałam licznika (głupia baba) i odległości musiałam sobie przeliczać).  Nagle tragedia! Zagapiłam się i puściłam koło. Próbuję zespawać, ale wtedy  młoda wyprzedza Lidke i leci po 1 miejsce open a ja zostaję, nie udało mi się dojść Lidki, brakuje siły ale widzę już ulicę parkową i już chcę finiszować a tu g…o! Meta jest na Zamkowej!!! O ja nie mogę! Jeszcze trochę!! Widzę Lidkę jak już jest na mecie. Jest, jest, jest!!!!! Udało się !!!!! Całuski z Lidką i młodą, medal i zwrot chipa. Proszę Lidkę, żeby mi potrzymała rower, bo chyba z niego nie zejdę. Udało się. Teraz szukam Marcina. Za chwilę wpada moja konkurentka jedna i druga i eka Lidki. Marcin podjeżdża i mówi „słyszałem, że przyjechałaś bo młoda cię obgaduje, ze nie dawałaś zmian”. Tu się całuje a tu obgaduje, no tak to jest z tymi babami ;) Fałszywe to takie hehehe ;p.
Jestem przeszczęśliwa 3 open i 1 w kategorii pań 40 lat. Ale przede wszystkim jestem szczęśliwa, że dałam radę się utrzymać , że gnałam za Lidką , która jeszcze w lutym odstawiała mnie jak chciała, że jest nadzieja na lepsze jazdy i że koniec wyścigu był daleko za mną i nie siedział mi na plecach ;p.
Organizacja świetna i sponsorzy mega. Zrobiliśmy sobie 3 fajne fotki w fotobudce,

dostaliśmy 2 wielkie puchary,

których nie ma gdzie postawić, objedliśmy się plackiem , opiliśmy się kawą, herbatą i mega dobrym sokiem malinowym z wodą.
Oczywiście za rok chcemy przyjechać aby bronić tytułów , oby się udało :)


Kategoria szosa, wyścig, z małżonkiem

Tor Poznań

  d a n e    w y j a z d u 33.00 km 0.00 km teren 01:10 h Pr.śr.:28.29 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Wily
Czwartek, 1 czerwca 2017 | dodano: 02.06.2017

Moja kochana córka Zosia na dzień dziecka postanowiła zrobić mi przyjemność. Zaproponowała, że będzie mi towarzyszyć, jak będę uganiając się za chłopakami, wyzionywać ducha na Torze Poznań. Źle mi się jechało, bo obiad nie ten i braki ogólne a kilogramów za dużo, ale się starałam i dostałam tylko 3 duble a nie 5 ;). Większość to samotna rzeźba, że Myron by się nie powstydził, ale talentu u mnie nieco mniej ;).
Po dojechaniu na metę moja najkochańsza córka podbiegła do mnie, ucałowała mnie i powiedział, że pięknie jechałam i jestem najlepszą mamą na świecie, że nikt takiej nie ma i nawet jak teraz jestem czerwona jak pomidor to i tak jestem piękna. Łzy szczęścia mnie ogarnęły i już było mi obojętne, że średnia marna, że siły nie mam, że wszyscy mnie wyprzedzają. Cudny dzień dziecka. Dziękuję córeńko.