JoannaZygmunta prowadzi tutaj blog rowerowy

Mój blog nie tylko o rowerowaniu :)

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2016

Dystans całkowity:46.90 km (w terenie 32.00 km; 68.23%)
Czas w ruchu:02:27
Średnia prędkość:13.84 km/h
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:15.63 km i 2h 27m
Więcej statystyk

Z zaopatrzeniem

  d a n e    w y j a z d u 10.00 km 7.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czarna Mamba
Sobota, 12 listopada 2016 | dodano: 12.11.2016

W domku jest fajnie :) Ciepło i przytulnie  ale na dworze słonko świeciło a psina zapraszała na rower z rana. Małpa jedna uwielbia biegać przy rowerze. Jak ma ochotę pobiegać to znacząco na mnie patrzy, macha ogonkiem i prowadzi mnie do garażu. Tam czeka aż się ubiorę i pilnuje , żebym o niej nie zapomniała. Dzisiaj też tak mnie zapraszała a robiła to w tak zalotny sposób, że nie można było odmówić. Tym sposobem z rana przekonałam się, że słoneczko, które świeci jest całkiem ciepłe a wiatru nie ma.
Marcin czuł się dzisiaj raczej kiepsko po wczorajszej imprezie i na rower nie mógł się wybrać. W końcu wylazł a ja się zastanawiałam co robić  gdy zadzwonili sąsiedzi z prośbą, że właśnie doszli nad jezioro i rozpalają ognisko ale okazało się, że prowiant pozostawili przy drzwiach domu i czy bym może podwiozła. Wzięłam czarną mambę załadowałam koszyk i pojechałam.



Nad Brzostkiem ognisko się udało , kiełbasek nie jadłam za to wypiłam sobie piwko.



Przez to piwko nie mogłam wracać asfaltem tylko dygać przez las. Zaprawdę powiadam Wam, że jazda czarną po liściach, błotku, kamieniach i pod górki, na gładkich miejskich oponach, bez hamulców (jedynie w pedałach) wymagało ode mnie wiele wysiłku. Robiłam siłę fizyczną i psychiczną bo jazda wymagała pary w girach i odporności na strachy pt. zaraz glebnę na tych śliskich kamieniach. Dodam jeszcze, że w pewnym momencie gdy już zaczęło się mocno ściemniać piękny  jesienny las, rozświetlony czerwonymi i złotymi liśćmi zaczął przypominać las samobójców z filmu pod tym samym tytułem. Ciepło było mi już po 2 km jazdy  na mambie w lesie  ale wtedy zrobiło mi się  gorąco, włosy mi się zjeżyły , nawet te na klacie i dostałam takiego szwungu, że nawet nie zauważyłam jak przejechałam drogę prowadzącą do domu i pojechałam okrężnie. Wyjechałam z lasu w zupełnie innym miejscu niż się spodziewałam ale chociaż w miejscu które znałam i wiedziałam jak dojechać do domu. Marcin , który też dojechał na ognisko ale z racji złego odzienia szybko zmarzł i pojechał do domu, zadzwonił zaniepokojony gdzie jestem. "Gdzieś w lesie ale zaraz będę (tak myślę)"  Po powrocie , zziajana i głodna dostałam gorące chilli. Miało być na dwa dni a zniknęło w chwilę . Dobre było :).



Do Wiśniczówki

  d a n e    w y j a z d u 33.90 km 25.00 km teren 02:27 h Pr.śr.:13.84 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Piątek, 11 listopada 2016 | dodano: 11.11.2016

W głębokim lesie , na obrzeżach puszczy stoi sobie maleńka chatka. W tej chatce miła pani gotuje pyszności a pan gospodarz czuje się wspaniale w roli barmana. Chatka zwie się Wiśniczówka i roztacza pozytywną aurę. Aurze tej ulegliśmy już parę razy, raz tak bardzo, że na rowerze trudno było wracać ;).
Dzisiaj wszystko miało być inaczej . Mieliśmy jechać na okolicznościowy wyścig do Osiecznej ale nie wnikając w szczegóły , powiem, że nie wyszło.
Tak trochę załamani siedzieliśmy w chacie gdy na fejsie pojawiło się zaproszenie:
Najlepszości
w Dniu Niepodległości
Jesteśmy otwarci dla wszystkich chętnych...na czerninę ,roaół czy ...szarlotkę...Marcinom najlepsze zyczenia i życzeń spełnienia.
(pisownia oryginalna)
Więc wpadłam na pomysł żeby zobaczyć jak się układa współpraca z moją nóżką i przejechać się do Wiśniczówki.
Ubieranie się w taką pogodę jest okropne ale jakoś się udało zabezpieczyć przed zimnem i wyjechaliśmy. Moja kondycja po tak długim niejeżdżeniu jest marna ale Marcin dzielnie dotrzymywał mi towarzystwa choć wyaźnie marzł. Najwyraźniej też krajobraz mu się za wolno zmieniał,  bo  drogi Marcinowi się pokićkały w okolicy Kołaty lecz dotarliśmy do Wiśniczówki nie nadkładając wielu kilometrów za to poznając nowe dróżki w Puszczy.
A w chatce ciepełko bijące z piecyka, rosołek, szarlotka wszystko własnego wyrobu + herbatka i grzane piwko. Atmosfera jak zwykle super a ludzie rozgadani tacy, że nawet nie zajrzeliśmy do książek , które porozkładane są tu i ówdzie i zapraszają do czytania.
Pogadaliśmy z sąsiadami z sąsiedniego stolika o psach bo ich przylazł do nas na głaskanie i z innymi sąsiadami o święcie Marcina i z gospodarzami o czymś tam i gdyby nie szybko nadchodzący zmrok pewnie jeszcze byśmy tam siedzieli ;)


Kategoria z małżonkiem

Na pociąg i do domu

  d a n e    w y j a z d u 3.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czarna Mamba
Środa, 2 listopada 2016 | dodano: 02.11.2016

Łoł! Ciemno, zimno, ślisko. Jesień z lekka zaskoczyła mnie. ciemność o 16,30. Zmiana czasu i już jechałam do domu na ślepo bo zapomniałam lampki. Czułam się jak wieśniak bez oświetlenia. ;(
Z Martą umówiłam się dzisiaj około 16,30 na pobiedziskim rynku celem zakupienia obuwia, ponieważ jej dotychczasowe otworzyło pysk i nie chciało się skleić niczym. Spełniłam marzenie nastolatki: zamszowe botki na wyższym obcasie. Nic innego na - natychmiast i w cenie aprobowalnej nie było. Marta zachwycona, Zosia w fochu , ja wiem , że muszę wywalić kasę na porządzne laki na zimę dla obydóch. Ja znowu pozostanę przy moich 25 letnich i jak co roku sobie obiecam: "No! jeszcze tak źle nie wyglądają, całe jeszcze są, trepy takie, to zawsze modne, e! kupie se w przyszłym roku nowe " ;)