JoannaZygmunta prowadzi tutaj blog rowerowy

Mój blog nie tylko o rowerowaniu :)

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2014

Dystans całkowity:521.76 km (w terenie 293.00 km; 56.16%)
Czas w ruchu:27:29
Średnia prędkość:18.51 km/h
Maksymalna prędkość:59.00 km/h
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:30.69 km i 1h 49m
Więcej statystyk

Do domciu

  d a n e    w y j a z d u 32.52 km 15.00 km teren 01:30 h Pr.śr.:21.68 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Wtorek, 29 kwietnia 2014 | dodano: 30.04.2014

Fatum ciąg dalszy.  Nie chce mi się pisać :(


Kategoria z domu/do domu

Z pociągu

  d a n e    w y j a z d u 1.15 km 0.00 km teren 00:05 h Pr.śr.:13.80 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Wtorek, 29 kwietnia 2014 | dodano: 29.04.2014

Nie mogę się rano wydobyć z łóżka i potem pozostaje tylko jechać baną :(. 5 rano nawet wiosną i latem jest godziną morderczą. 
Wczoraj zbuntowała mi się pralka i ugotowała mi pranie, które miało się prać w 30 st.  O 23 musiałam ratować i płukac ręcznie, pofarbowane, wstąpione, rozciągnięte i brzydkie to co zostało po feralnym praniu. Głupi złom!!
 Jadę dzisiaj szukać nowej.
Coś ostatnio fatum jakies nad moim sprzętem AGD wisi :(



Do domciu

  d a n e    w y j a z d u 32.52 km 0.00 km teren 01:39 h Pr.śr.:19.71 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Poniedziałek, 28 kwietnia 2014 | dodano: 29.04.2014

O 11 rano wyszłam z pracy po coś tam i było zimno. O 15,30 jak wyszłam na fajrant to sie zrobiło letnio a ja odziana jak na 11. W Antoninku juz było za gorąco. Na małym rondku zrobiłam stripa pt: nogawki won, bluza won, koszula won, bluza na grzbiet. Brakowało mi czegoś na ręce bo wiał zimnawy jak zwykle w mordę wiatr więc bluza była idealna.
Nie spowodowałam żadnego wypadku, gazety też nie zrobiły sensacji. Wszystko przeszło bez większego echa a mi sie przyjemnie pojechało do domciu :)



Do domku

  d a n e    w y j a z d u 40.29 km 35.00 km teren 02:26 h Pr.śr.:16.56 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Piątek, 25 kwietnia 2014 | dodano: 26.04.2014

Nuda panie na drodze do domu :( 
Jak dla mnie wiatr był wczoraj przeokropny. Ciągle w gębę mocno wiało jakąś taką lepką mgłą.
Postanowiłam  sobie uatrakcyjnić powrót, pojechać druga stroną szosy   i skręcać w co bardziej zwariowane ścieżki, które kończyły się albo na niczym (czarnym lasem) albo  błotem  lub strumykiem. 
Nakręciłam się po tych podmokłych lasach szukając dojazdu do domu, giry mnie swędzą od pokrzyw, utrajtałam się jak roboszek ale widoki moje. Ludzia żywego widziałam, z daleka,  jednego ale jakiś był taki czarny, ze mi się skojarzył z leśnym diabłem (za dużo tych bajek się człowiek naczytał ;)) i nie goniłam go, żeby zadać mu pytanie "Panie gdzie ja jestem i jak do domu?!!!!" Zresztą jak na leśnego ducha przystało zniknął mi szybko w kierzach.
Na czuja i ucho dojechałam do szosy na wysokości mniej więcej Biskupic i potem już powrót tradycyjną drogą.
Muszę sobie opracować tą trasę bo chociaż jest błotnista to jest w lesie i mniej nudna.



Do domku

  d a n e    w y j a z d u 51.71 km 0.00 km teren 02:40 h Pr.śr.:19.39 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Środa, 23 kwietnia 2014 | dodano: 23.04.2014



Chłopaki są jak koty ;)

  d a n e    w y j a z d u 53.27 km 51.00 km teren 03:39 h Pr.śr.:14.59 km/h Pr.max:39.63 km/h Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Poniedziałek, 21 kwietnia 2014 | dodano: 21.04.2014

Otwórz kotu szufladę do musi w nią wleźć. Chłopaki zobaczą jakąś górkę to muszą na nią wjechać, zobaczą zjazd to muszą zjechać a jak ma jeszcze korzenie i jest wąsko to wtedy jest najfajniej. (tylko mi się tutaj nie dopatrywać! ;) ) Dzisiaj pojechałam z mym  małżonkiem i Sebą do WPN. Dzieciaki sprzedane do babci to można było sobie pozwolić na dłuższą jazdę. Wymęczyli mnie okropnie. W te i wew te musiałam jeździć za nimi po tym WPN bo nie wiedziałam gdzie jadę i wiedziałam, że jak sie zgubie to zaginę. Na singlu nad jez. Łódzko-Dymaczewskim nie zjechałam z jednej górki bo juz byłam tak wymęczona i słabo sie czułam, że nie dałam rady pokonać stracha :(. Ja tam jeszcze zjadę! I tak w porównaniu do mojej ostatniej wizyty w zeszłym roku to przejechałam rewelacyjnie. Głównie dzięki Marcinkowi, który jechał za mną i na mnie krzyczał: teraz kręć! Mocniej itd.
Na JP-bikowych sinusoidach zadzwonił do mnie Klosiu, który miał się z nami spotkać wcześniej ale Marcin zapomniał komóry i nie mogli się zdzwonić. Niestety nie wiedziałam gdzie jestem, chłopaków juz nie widziałm, więc umówiliśmy się, że się spotkamy " u Gruźlików" . Nigdy nie widziałam 'tego szpitala i jestem bardzo pozytywnie zaskoczona jak tam ładnie. Stary, ładnie odnowiony budynek, otoczony lasem. Ładnie ale wolę tam nie przebywać.
Spotkaliśmy się z Mariuszem i zaczęliśmy świętowanie rowerowe ;)  Pogaduchy



tankowanie wody z prątkami ;)



I jazda z Asami rowerów, którzy wywijali aż miło :) 


Seba tak pędził, że się rozmył ;)
Chłopaki jak we wstępie pisałam w puszczykowskich górach wjeżdżali na wszystkie górki a ja ledwie zipałam za nimi i zjeżdżali z czego się dało a ja próbowałam też zjeżdżać aż mnie łapy bolały od zaciskania klamek hamulców. Muszę przestać to robić ;)  Potem znaleźli jeszcze pionowy zjazd i jeździli w kółko mając z tego mega fan a ja jeszcze większy bo nie musiałam tego jechać a Seba zaliczył glebę,



Mariusz nie wjechał ;p



ale jak juz się nauczyli to wjeżdżali i zjeżdżali jak złoto :)


Marcin też :)



Rozstaliśmy się z Mariuszem w Puszczykowie i już mieliśmy jechać do Mosiny asfaltem bo ja już miałam trochę namieszane i łapy mi się częsły z wysiłku ale Marcin stwierdził, że może pojedziemy lasem ale będzie łatwo. 
Dojechaliśmy do pałacu i zrobiliśmy sesyjkę


Przesyłamy buziaczki a może coś gadamy ;) w każdym razie mamy dziwne miny ;)





Nad jez. Góreckim było łatwo chociaż kupa wiary ale Marcin stwierdził, że może by tak pojechać przez rezerwat Pojniki bo mu sie on podoba. No było ładnie ale singielek wymagał ode mnie dużo. Umarłam jak zobaczyłam pionową górkę gdzie podchodzą tylko kozice i podjeżdżają Seby ;).
Umęczyły mnie te chłopy ale jestem zadowolona (znowu się nie dopatrywać ;) ).
Nauczyłam sie sporo, pogoda była piękna, towarzystwo wyborne, dzieci zadbane, pies ucieszony taki jak wróciliśmy, że takich całusów to od małżonka nawet nie dostaję.

Cudowne święta. :) 



Kategoria wycieczka, z małżonkiem

Carpe diem :)

  d a n e    w y j a z d u 21.00 km 21.00 km teren 01:14 h Pr.śr.:17.03 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Sobota, 19 kwietnia 2014 | dodano: 20.04.2014

Sobota, słońce,  cudo cudowne :)  W chacie powiedzmy, że posprzątane  bo nasza Tinka świnka rzuca sierścią jak by jej za to płacili i wszędzie ściele się dywan z kłaków nad którym nie mogę zapanować. Ciasto w myślach ułożone, mięso się rozmrażało na balkonie, święconka nieco zaskakująca zrobiona przez naszą młodszą

musiała ulec niewielkiej modyfikacji

i po ugotowaniu jajców z małżonkiem mym udaliśmy się na mecz rugby, gdzie się działo!!!

Całe 80 min. przeleciało nie wiadomo kiedy.  Oglądało sie świetnie.
Do tego lansik stadionowy 

I po meczyku do koścoła, żeby pokropili dary boże co dzisiaj je żdżarliśmy ;)
Wracając z kościoła spotkałam wylajkrowanego na świątecznie Sebę. Jechał do nas, żeby z Marcinem polecieć w teren. Mi się też zachciało, więc się też na świątecznie  wylykrowałam i we czworo

ruszyliśmy na nasze oesowe chynchy.
Nie było łatwo. Umęczyłam się za chłopakami, starałam się i gęba mi się czerwieniła ale udało mi się jakoś nadążać jak na mnie poczekali ;)
Maciej z Sebą pozjeżdżali nad Dębińcem tam gdzie ja nie umiem i nawet nie próbowałam i znowu będę musiała kombinować jak to zrobić, żeby zjechać ;)



Takie święta to ja lubię. Intensywnie i konkretnie. Czas ucieka ale czuję, że zyję :)  Zwłaszcza na podjazdach ;)



Do domku

  d a n e    w y j a z d u 36.21 km 30.00 km teren 02:02 h Pr.śr.:17.81 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Czwartek, 17 kwietnia 2014 | dodano: 17.04.2014

Pod wiatr. Trochę inną drogą - wzdłuż Cybiny z Malty do Antoninka. Potem miało byc to co zawsze a że nudzi mi sie  droga to gdzieś pobłądziłam i musiałam jechać po jakiś chynchach. Dojechałam cała i zdrowa ;)


Kategoria z domu/do domu

Dolsk

  d a n e    w y j a z d u 42.50 km 30.00 km teren 02:17 h Pr.śr.:18.61 km/h Pr.max:59.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Poniedziałek, 14 kwietnia 2014 | dodano: 14.04.2014

Rano pada deszcz :(  W co by się tu ubrać? Znowu się ubiorę tak, że będę musiała się gdzieś rozbierać. Co tam najwyżej zmarznę! To lepiej ubiorę się lekko i będzie mi zimno i przynajmniej pojadę szybciej bo jak jest zimno to trzeba kręcić żeby nie było zimno - ot taka zakręcona logika.
Do Dolska dojechaliśmy szybko udało nam się  znaleźć całkiem przyzwoite miejsce na parkingu. Szybka rejestracja i zamieniłam się w fotografa. Chciałam zrobić zdjęcie z ziemnej góry, która jeszcze w zeszłym roku tam była a teraz jak miałam taki artystyczny zamysł to mi go zniwelowali razem z górką ;p. Przed startem fajowskie spotkania z naszymi Goglowcami z siostrą Marka z Fogtowcami z Arturem Kozalem i całą resztą, że nie wiadomo kiedy 2 godzinki minęły i trzeba było lecieć na start bo Marcin z całą ekipą gogli stał w sektorach. Porobiłam zdjęcia, gwizd i pojechali. Ja wróciłam do auta odłożyłam aparat, pogadałam z Gosią - żoną Seby i stwierdziłam, że chyba już czas iść się ustawić.
Ja to jestem mocna! Dołażę do Willi a mi Asia Zbroszczyk mówi, że już prawie 11,30 i co ja tu robię?

Jak to co robię ? Na luziku idę sobie.
I wtedy wreszcie poczułam, że czas zacząć, że wreszcie mnie gigla i tu i tam i że szybko do sektora. Przelazłam przez bramki, wepchnęłam się z boku (kto to widział! tak z boku się pchać, skandal ;) ) ale i tak byłam daleko bo na mini rzuciło się tego towarzystwa chyba z 400 ludków albo i więcej. 
Start i jazda do rynku. Powyprzedzałam ile się dało ale głównie filowałam na kobiety. I co z tego, że je wyprzedziłam jak na wąskim gardle na punkt widokowy nastąpiło takie zamieszanie, że juz myślałam że pomyliliśmy drogę. Niektóre z tych co je wyprzedziłam, jakoś bokiem przelazły i gdy ja jeszcze próbowałam dostać się w nurt jak one już ciągnęły do góry. Fuck! Komentarze i złorzeczenia jakie latały w koło zmilknę. (trzeba było jechać mega, tam jest zawsze spokój pomyślałam) . Ciasno na agrafkach, ktoś mnie zahaczył ale nic się nie stało, jakaś fujara na podjeździe zaczęła mi rzucać trawą w gębę z pod buksującego koła i złazić z roweru prosto na mnie. Ledwie udało mi się uchylić przed jego nogą z prawej jak z lewej zauważyłam, że ktoś mnie wymija i muszę wrócić na prawą stronę a to wszystko na podjeździe. Ale mistrzu techniki (czyli ja ;p) opanował wszystko perfekcyjnie i w skrobałam się na górkę aby poczuć cudowna woń rozjechanego rzepaku. Aż mnie w gardle zapiekło. Po podjeździe się rozciągnęło i już było lepiej. Celowałam w kobitki, żeby je objechać. Im starsze z wyglądu tym lepiej bo mi to dawało kopa. Powyprzedzałam trochę kobitek i facetów i potem już sobie jechałam. Niestety w pewnym momencie dopadł mnie kryzys a nie miałam żela. Nic nie miałam, sierota jedna, w bidonie jakiś izo i to wszystko.   Jakoś się pozbierałam i wtedy zaczął sie asfalt. Długi z w mordę wiejącym wiatrem. Dopatrzyłam się jakiejś okrąglejszej kobitki przede mną i powiesiwszy się na rozłożystym facecie zaczęliśmy ją dochodzić. Udało się ale niestety wiele mnie to kosztowało a ta miała siłe jak lokomotywa. Jeszcze było przed nami z 16 km (jak sie potem okazało 22 km) i chciałam się przy niej utrzymać do końca ale w piachu mi uciekła. Uciekła mi bo wyprzedzałyśmy jakiegoś młodziana jadącego z girami na motyla, bujającego się okropnie i musiałam odskoczyć jak zarzuciło go w moją stronę.  No trudno! Gonię laskę, może się uda, jadę!
Dorwałam jakąś dziewczynkę z toreką (nerką) na tyłku i ją łyknęłam. Za cmentarzem wjechaliśmy w błocko przy jeziorze i tutaj dramat. Moje opony prowadzą się świetnie ale na błocie mnie zatrzymują. Dużo siły mnie kosztowało, żeby tam jeszcze kogoś wyprzedzić a przede wszystkim, żeby chociaż widzieć dziewczynę z nerką. Na podjeździe w wąwoziku podbiegłam, żeby rozmasować mięśnie na plecach i tyłku bo myślałam, że mi w krzyżu pęknie. SKS mnie dopadło ale po biegu było już dobrze. Ważne, że "nerka" w zasięgu wzroku muszę ją dogonić! Widzę ją! Jest dobrze. Na punkcie widokowym nerka mi znowu odeszła. Cholera jasna! Na zjeździe asfaltowym dokręcałam, że by było szybciej , mijając jakiegoś chłopaka zobaczyłam tylko jego przerażone oczy jak wyciągnęłam maxa 59 km/h i już ją miałam.  Przejeżdżam obok niej i mówię: a juz myślałam, że cię nie dogonie" "o ty mendo jedna a ja myślałam, ze tak cię odstawiłam, że juz mnie nie złapiesz ;)" Za chwilę złapałam jeszcze Kingę Zozulińską i ta mi sie powiesiła na kole. Wkurw mnie chwycił, ze tak wisi i sie nie odczepia i sie oglądam za siebie, zwłaszcza, że juz mi flaki uszami wychodzą a ta sie trzyma. Po chwili takiej szarpaniny słyszę; "jedź kochana, ja się będę trzymała jak wytrzymam tempo ale na walkę nie mam siły" Tak, tak! myślę sobie. Na ostatnim metrze i mnie wytnie ale trochę zwolniłam i wtedy nerka menda jedna wyskoczyła przed nas. Oj! czekaj no ty nerko jedna! -pomyślałam, chwilę za Toba odpocznę i jazda!  Wtedy z lasu wyskoczył przed nami JP. Kurde! Dogonić JP i jechać mu na kole to by było coś. Ale tyle ile trzeba na przeczytanie poprzedniego zdania tyle miałam go w zasięgu wzroku :(.
No to aaattttaaaaakkkkkk! Powzięłam decyzję. Stanęłam na pedałach i ile sił pognałam do mety. Udało się. Nie miałam ogona :)

Zadowolona bo wycięłam nerkę ;)


"nerka" za mną :)


Mój "ogon" ;)
W stosunku do zeszłego roku poprawiłam się o 10 minut i nie jestem na ostatniej stronie wyników. Haha!!!!
Na bufetach się nie zatrzymywałam bo pierwszego nie wiem co? może go nie zauważyłam, na drugim goniłam nerkę albo jej uciekałam, juz nie pamiętam, więc na następny raz biorę milion żeli.
Mam dylemat jechać mega i zgarnąć medal za wytrwałość  ale ścigać się z własnym cieniem i niemocą czy dobrze się bawić ale być 6 lub 5 jak zweryfikują tą panią co była 2 w k4 ale podobno ścięła trasę a widać to na endomondo. Baba głupia a ja też głupia bo nie wiem co wybrać ;)


Kategoria wyścig

3

  d a n e    w y j a z d u 3.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czarna Mamba
Sobota, 12 kwietnia 2014 | dodano: 12.04.2014

Do fryzjera i kosmetyczki co by jutro ładnie wyglądać :)  Fryz zakryje się czapką a manicure się zepsuło. Muszę chyba zrobić akryle :)


Kategoria do fryzjera