JoannaZygmunta prowadzi tutaj blog rowerowy

Mój blog nie tylko o rowerowaniu :)

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2013

Dystans całkowity:1010.94 km (w terenie 381.00 km; 37.69%)
Czas w ruchu:43:39
Średnia prędkość:22.29 km/h
Maksymalna prędkość:50.00 km/h
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:42.12 km i 2h 43m
Więcej statystyk

Odprowadzić chłopaków w niedzielę

  d a n e    w y j a z d u 39.54 km 0.00 km teren 01:21 h Pr.śr.:29.29 km/h Pr.max:50.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Wily
Niedziela, 21 lipca 2013 | dodano: 21.07.2013

Dzisiaj znowu odprowadzałam chłopaków ale w inną stronę bo do Swarzędza. Marcin z Sebą i Marcinem ustawili sie w Swarzędzu z Mariuszem na spokojna jazdę na szosie. W Pobiedziskach mieliśmy dyskusje z burakiem w aucie, który na małą kobietke poważył sie trąbic na co mój tygrys (Marcin) tylko zawrócił i delikatnie mu powiedział co o takich sądzi i jak jeszcze jak seba podjechał i przybił piątkę, to klient tylko zniknął. Przyjechał Marcin i już zaczęła sie jazda. Starałam sie trzymać koło i tak sie fajnie rozpędzaliśmy, rozpędzaliśmy i za zjazdem na Biskupice chłopaki zaczęli dokręcać a ja zaciskać zęby. Było super, 50 km/h gdy zaczęliśmy podjeżdżać pod Górę i nagle przestali jechać. :( Zwolnili i skończyło się rumakowanie. Jeszcze nigdy tak szybko nie pokonałam tej trasy! Potem oczywiście czułam to w nogach i bardzo dobrze jechało mi sie z Sebą pytlując jak najęta ale żałowałam, ze nie pociągnęliśmy więcej. W Swarzędzu spotkaliśmy się z Klosiem. Gadu, gadu i ja pojechałam na ogródek, gdzie panny moje oglądały bajkę i było wszystko OK a Marcin i reszta ekipy pociagneła na spokojny trip (he he) po którym Marcin wszamał wszystko co ugotowałam + wytonkał piwo co je na plecach przytargałam.
Ale było fajnie!


Kategoria szosa

Odprowadzić chłopaków

  d a n e    w y j a z d u 78.67 km 0.00 km teren 03:11 h Pr.śr.:24.71 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Wily
Niedziela, 21 lipca 2013 | dodano: 21.07.2013

Odprowadzić chłopaków do Gniezna bo by się biedaki na tej strasznej 5-ce pod jakiegoś TIRA wtranżolili ;). A było to tak: Grigor rzucił na twarz, że pojechałby sobie trochę dalej i jakby kto chciał to niech sie podłączy. Start wcześnie rano to mi pasowało i w stronę Gniezna więc w tereny których nie znam. Marcin pozostał z naszymi najkochańszymi pociechami, które po kalafiorach i fasolkach na kolację miały koszmary senne i nie dawały nam spać albo "miastowe" dziewuchy odwykłe są od ciemności i sie bały na ogródkach działkowych więc wstać nie było trudno bo i tak nie spałąm i wolałam jechać w trasę niż słuchać jak moje rozbudzone, zadowolone (że jasno) szczebiotki szczebiocą.
Po perypetiach ze znalezieniem sie znalazłam Grigora i Piotrasa, którzy czekali na mnie na drodze S5.
Przez cały czas pogoni za chłopakami, których miałam spotkać gdzieś w Pobiedziajach a okazało się, że są już dalej miałam "gorącą" linię Ja-Marcin-Seba. Nie opłacało sie chować telefonu w kieszeń a ze podobno mój aparat odporny jest na wszystko to trzymałam go w zębach ;)

Asia zajeżdża z telefonem w buzi!? :-))) © grigor86

Chłopaki widząc moja niechęć do jazdy z Tirami zaproponowali trasę przez Fałkowo gdzie ewentualnie miał czekać na nas Bolo z lolą (tylko uczestnicy wiedzą ;)) potem przez Owieczki gdzie były tylko gęsi, obok kukurydzy i znowu gdzieś tak jakoś myk i już byliśmy u Bolka. Znowu nie wiem jak byłam w centrum Gniezna. Jeszcze nie było nikogo z gnieźnieńskiej grupy BS to pojechaliśmy na zakupy do sklepu Społem gdzie kupiłam sobie puszkę kofeiny na rozbudzenie.
Wróciliśmy do Bolka a tutaj czekają juz na nas gnieźnianie.
Wspólne zdjęcie przed Katedrą w Gnieźnie. Od lewej: ja, Pan Jurek, Piotras, Dawid, Mateusz, Asia, Kuba, Marcin © grigor86

Fotka i instrukcja jak mam wracać.
"Pojedziesz kochana najpierw w prawo, potem w lewo i jeszcze raz w lewo i jak będzie siedział kot to tam skręcisz." Taki miałam mętlik po nadmiarze informacji jak mam jechać. Wiedziałam, że mam na światłach skręcić w lewo i potem szukać kierunkowskazu na Kiszkowo. Udało się bez problemów, znalazłam drogę i było fajosko. Ciepło, miło, lato pachnie, ptaki śpiewają, rowerek smiga, idiotka blondyna wyprzedza traktor ledwie mnie mijając z przeciwka, wyskakuje na mnie "czerwony karczmarz"
Czerwony karczmarz w Waliszewie © JoannaZygmunta

Ten zatrzymał jednak ten sieporek za plecami i rower mi oddał ale napić się nie dał.
Potem bez przygód dojechałam na ogródek i zamieniliśmy się rolami. Marcin pojechał z Marcinem na dziewice a ja z moimi niewyspanymi królewnami poszłyśmy na spacer po ogródkach szukać, gdzie jeszcze uchowały się przed złomiarzami pompy. Kto znalazł ten sie cieszył, że znalazł i potem płakał bo miał kupić loda. Żeby nie było płaczów matka w końcu znalazła najwięcej pomp. Gdyby te hipotetyczne pompy sprzedać na złom to miałabym na lekko używany samochód a nie na trzy lody ;)


Kategoria szosa

Do fryzjera

  d a n e    w y j a z d u 3.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czarna Mamba
Poniedziałek, 15 lipca 2013 | dodano: 15.07.2013

No właśnie. Do fryzjera :)


Kategoria do fryzjera

Strzyżewo Kościelne

  d a n e    w y j a z d u 116.00 km 0.00 km teren 04:20 h Pr.śr.:26.77 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Wily
Poniedziałek, 15 lipca 2013 | dodano: 15.07.2013

W sobotę powstał pomysł, żeby pojechać do Strzyżewa Kościelnego za Gnieznem popatrzeć a może wystartować w wyścigu szosowym "Błękitna Pętla". Seba miał ochotę przejechać się na Marcina Heldze, bo jakoś tak sie stało, ze Marcin miał okazję pojechać na innej szosówce. Jednym słowem chłopaki sie powymieniali rowerami, dzieciaków nie było w domu, cel, godzina wycieczki były wyznaczone, wiec tylko jechać :)
Seba, który zna Gniezno jak własna kieszeń przeprowadził nas jakimis takimi mykami, że ja bym tego nie powtórzyła. Gniezno kojarzy mi się z tym, że ciągle jest pod górkę i z górki i nigdy nie wiem gdzie jestem i tak co kawałek. Chłopaki mnie oszczędzali w drodze do Strzyżewa, co nie znaczy, że sie nie zmęczyłam, ciągle było około 35 km/h a wiatr wiał z wielką mocą i ciągle w gębę. Jak dojechaliśmy do Strzyżewa to miałam już tak dosyć, że stwierdziłam, że kasę zamiast na startowe przehulamy w kawiarni a teraz to tylko popatrzymy sobie na start, choć kusiło mnie jak diabli. Marcin i Seba powiedzieli, że nie ma bata i mam jechać to się zapisałam. Okazało się, że jestem jedna baba co pojedzie. Ok może być :)
W międzyczasie pojawiła sie gnieźnieńska BS grupa w sile 5 chłopa JurekP, jego wnuk, MarcinGT, Kubolski i Dawid (który się zapodział jak robiliśmy fotkę ;)
Fotka musiała być a Marcina trzymały się żarty :)

Pobiedzisko - Gnieżnieńska ekipa Bikestatsa © JoannaZygmunta

Start punktualnie o 13, 02 z niewielką grupką mastersów i amatorów, za zakrętem Marcin mnie zaczął najpierw gonić na rowerze a potem gonić mnie słownie. Wietrzysko tak wiało, że pomimo, że się chowałam, za Marcinem to były momenty, że prawie mnie zatrzymywał ten wiatr. Puls mi skakał do 170 i tchu mi brakło. Na drugim kółku przejął mnie Seba i on juz na mnie nie krzyczał, bo się pewnie bał ;) Może gdybyśmy jeszcze nie rozpalali po drodze tego grilla ;) to by mnie na kresce czołówka nie złapała :)
Na poważnie, to miałam namieszane zdrowo. To był mój 70 km i jeszcze musiałam dać z siebie bardzo wiele i to prawie ciągle pod wiatr. Nie było opieprzania się i byłam pewna, że do domu to juz nie dojadę.
Dosyć długo trwało oczekiwanie na wyniki i w międzyczasie objedliśmy się ciastem i chlebem z pysznym smalcem.
Oczekiwanie nalezało sobie umilić. Marcin złapał sieć :) © JoannaZygmunta

Oczekiwanie na wyniki © JoannaZygmunta

Zmęczenie mi przeszło i na podium wkroczyłam tanecznym krokiem :)
Tanecznym krokiem na podium :) © JoannaZygmunta

No to go mam, nareszcie! :) © JoannaZygmunta

Okazało się, że puchar jest spory i był problem jak go zabrać. Marcin wpadł na pomysł, że go powiezie na plecach pod koszulą :)
Puchary można wozić za koszulą ;) © JoannaZygmunta

Droga powrotna była niestety ciągle pod wiatr i złapałam tzw. bombe czyli kompletny brak sił. Zrobiliśmy sobie dwa odpoczynki: pierwszy w McDonaldzie a drugi w Czerniejewie.
Pod pałacem © JoannaZygmunta

Fajnie było, daleko i z pucharem :) Byłam zdygana ale zadowolona, a nie ma nic lepszego w domu jak zadowolona baba i mama :D)))
Pucharek z Błękitnej wstęgi © JoannaZygmunta


Kategoria szosa

Szybko zanim teściowa przyjedzie

  d a n e    w y j a z d u 42.15 km 0.00 km teren 01:28 h Pr.śr.:28.74 km/h Pr.max:48.60 km/h Temperatura:21.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Wily
Sobota, 13 lipca 2013 | dodano: 13.07.2013

Teściowa miała przyjechać zabrać dziewczynki na atrakcje pt:"spanie u babci" . Niestety za cholerę nie mogłam się z nią przez telefon dogadać ani o której przyjedzie ani czy na pewno zabiera dziewczyny do spania. Postanowiłam, że nie będę sie przejmować bo na rowerze dawno nie siedziałam i umówiłam się z dziewczynkami, że ja jadę na rower a one czekają na babcię z małą przerwą na pójście do sklepu po lizaka. Tak jakoś mi się dzisiaj dobrze jechało, albo świadomość, że pod drzwiami siedzi teściowa tak na mnie podziałała, że pocisnęłam troszkę. Pojechałam standardowe kółko Pobiedziska-S5-Kociałkowa Górka- Kostrzyn-Gwiazdowo-Huby Uzarzewskie- Jankowo- Góra-Pobiedziska
Krótki postój na krótki oddech przy kapliczce poświęconej mojej ulubionej Matce Boskiej, do której nie raz wznoszę modły, zwłaszcza na podgórkach ;)

Kapliczka Matki Boskiej Nieustającej Pomocy © JoannaZygmunta

Jak dojechałam teściowej jeszcze nie było, dziewczyny zjadły juz lizaki i jęczały kiedy ta babcia przyjedzie bo się doczekać jej nie mogą.
Teraz jest już po wizycie a ja już za małpkami tęsknie. Zastanawiam się co do wieczora robić będę bo jakoś sobie miejsca bez tych szczebiotek kłótliwych znaleźć nie mogę :)


Kategoria szosa

Do domciu

  d a n e    w y j a z d u 31.50 km 25.00 km teren 01:30 h Pr.śr.:21.00 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Wtorek, 9 lipca 2013 | dodano: 09.07.2013

Ponieważ dzisiaj było gorąco postanowiłam wracać bez plecaka na plecach i było znacznie chłodniej.
Chyba uratowałam dzisiaj dzieciakowi życie. Jechałam sobie asfaltem wzdłuż Malty tak na oko (bo nie mam licznika) około 50 km/h ;) i cięłam wszystkich. Własnie zbliżyłam sie do chłopaczka na rowerze, wyprzedzam go a ten pach! Kiera w lewo i zajeżdża mi drogę. Z lewej mam półciężarówkę a z prawej idiotę na rowerze. Nie wiem jak sie zatrzymałam, kiedy zdjęłam łapy z rogów i zacisnęłam hamulce. Z opony poszedł tylko dym i gwizdnęłam w przednie koło chłopaczka. Tył mi się podniósł, czuję, że stoję w pedałach i jedna myśl: położę się, czy dam radę się wypiąć? Udało się, tylko trochę obiłam kolano o kierownicę i dodałam trochę siniaków do kolekcji. Zapytałam się (niespokojnie i nieuprzejmie) co on chciał zrobić a ten odpowiada mi, że chciał ominąć to auto (półciężarówkę, która jechała zupełnie prawidłowo) Ja naprawdę nie wiem co on chciał zrobić ale wygląda na to, że gdyby się ze mną nie zderzył to wjechałby prosto pod koła tej ciężarówki. Tak więc, ja zdobyłam parę siniaków i odrapań a dzieciak chyba uratował sobie życie albo przynajmniej zdrowie. Ja wiem, że dzieci są nieobliczalne, nie raz moje pociechy zrobiły mi manewr wjechania rowerem prosto we mnie zupełnie nie wiedząc dlaczego ale tych "niedzielnych" rowerzystów to mi ciężko zdzierżyć. Nie pomstowałam i nie darłam się na niego (za dużo) ale utwierdziłam się w przekonaniu, że nie lubię jeździć nad Maltą i najlepiej się czuję za Olszakiem jak już zbliżam się choćby do Swarzędza a najbardziej do Parku Krajobrazowego Promno do moich terenów i miastowsi :)
Po obiadku nad jezioro lecz tym razem nad Brzostek :)


Kategoria z domu/do domu

Do roboty

  d a n e    w y j a z d u 31.50 km 25.00 km teren 01:20 h Pr.śr.:23.62 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Wtorek, 9 lipca 2013 | dodano: 09.07.2013

Rano z zaspanymi oczkami do roboty. Ciepło. Powrót będzie upalny, wiec mam nadzieję się dzisiaj znowu moczyc w jeziorze :)


Kategoria z domu/do domu

9

  d a n e    w y j a z d u 9.00 km 7.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czarna Mamba
Niedziela, 7 lipca 2013 | dodano: 07.07.2013

Jak 9 to nad jezioro Dębiniec :) Pogoda super, baby ciągle w wodzie. Jak udało mi się je wyciągnąć z wody to obejrzałam dokładnie czy nie rosną im już łuski i błony między palcami. Jeszcze nie, ale jutro jak tak będzie ładnie to po robocie znowu pojedziemy próbować zamienić sie w rybki albo żaby ;)


Kategoria wycieczka

Z rana no szosę

  d a n e    w y j a z d u 43.42 km 0.00 km teren 01:30 h Pr.śr.:28.95 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:23.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Wily
Niedziela, 7 lipca 2013 | dodano: 07.07.2013

Miałam obudzić sie wcześniej ale w niedzielę spało mi sie tak dobrze, że wylazłam dopiero o 9. Wczoraj zrobiłyśmy ciasto z truskawkami i połowę jeszcze ciepłego zjadłyśmy jak ostatnie łakomczuchy. Pomyliły mi sie przepisy i zakręciłyśmy ciasto na babkę poznańską. Ciasto wylałam na blachę i dodałyśmy truskawki. Wyszło pysznie :) Babka z truskawkami mniam, mniam. Rano zmiotłyśmy wszystko do końca, więc musiałam trochę ją spalić. Babole oglądały bajki a ja próbowałam utrzymywać kadencję ok 90. Kiepsko, kiepsko, jak tylko odlatywałam myślami do roboty, dziewczynek, obiadu, to kadencja natychmiast spadała. Wiatr dzisiaj wiał ciągle w gębę, spotkałam kilku rowerzystów, ciepło i aż żal, że jutro do roboty.


Kategoria dojazdy, szosa

Nad jezioro Dębiniec

  d a n e    w y j a z d u 8.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czarna Mamba
Sobota, 6 lipca 2013 | dodano: 06.07.2013

Z pisklakami nad jezioro. Wzięłam książkę, kocyk, ręczniki, paczki ciastek, wodę i pojechałyśmy bachać się aż się usta sine zrobią, gęsia skórka pokryje całe ciało a dreszcze będą tak silne, że się nie można uspokoić. Laski wytrzymały w wodzie znacznie dłużej niż ja, więc teraz gigla mnie lekko przypalona skóra a one są szczęśliwe. Mi brakowało zimnego piwka, którego widokiem szczuli mnie okoliczni opalający się, a poza tym było cudnie, leniwie, czytająco i słonecznie.
Dziewczyny wybawiły się w wodzie za wszystkie czasy i nie było protestów, gdy postanowiłam wracać.
Były przejazdy przez błoto i chaszcze. Czarna mamba ledwie zipie bo dusiłam ją mocno, żeby na cienkich oponkach po piachu za laskami nadążyć. Koło bije a mamba wydaje różne dziwne dzwięki i chyba będzie trzeba zrobić jej mały remoncik.


Kategoria wycieczka, dojazdy