JoannaZygmunta prowadzi tutaj blog rowerowy

Mój blog nie tylko o rowerowaniu :)

Wpisy archiwalne w kategorii

wyścig

Dystans całkowity:1866.01 km (w terenie 827.98 km; 44.37%)
Czas w ruchu:93:39
Średnia prędkość:18.71 km/h
Maksymalna prędkość:59.00 km/h
Liczba aktywności:58
Średnio na aktywność:32.17 km i 1h 50m
Więcej statystyk

GP Wałcz

  d a n e    w y j a z d u 63.52 km 55.00 km teren 03:36 h Pr.śr.:17.64 km/h Pr.max:45.00 km/h Temperatura:23.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Poniedziałek, 26 sierpnia 2013 | dodano: 26.08.2013

Znowu się tak złożyło, że pojechałam samotnie autem bo do końca nie byłam pewna czy pojadę czy nie. Dzięki GPS Marcina dojechałam na miejsce startu bezbłędnie- między sklepy spożywcze i markety narzędziowe. Szybka rejestracja, spotkałam Mariusza, Wojtka z Olgą, chwila pogaduchy i na rozjazd. Pojechałam za jakimiś chłopakami w jakiś ciemny las gdzie chciał nas zjeść doberman więc szybko uciekaliśmy. Rozgrzewka była konkretna :) . Na starcie stanęłam sobie w drugim sektorze a za mną było aż biało -czerwono od gogglowych strojów. Zauważyłam też kręcącego się przed bramą za którą był start Klosia, który jak sie potem okazało pojechał na rozgrzewkę i nie zdążył żeby się ustawić wśród pięknych pań i panów w sektorze.
Ruszyliśmy i ogień był od początku. Starty na mega są dużo przyjemniejsze niż na mini bo startujący mniej się przepychają a jak juz to robia to z klasą. Tak samo jest jak mija mnie czołówka mini. Oni po prostu wymijają i nie ma problemu. Piachu było tyle jak by tam specjalnie nawieźli ;) Goniłam kobitke w białym i jak walnęłam w piach to ziemia zająknęła a ja nie bardzo wiedziałam co się dzieje. Biała odjechała a ja starałam się ją ciągle gonić ale druga gleba spowodowana dziećmi-grzybiarzami które postanowiły za zakrętem rozciągnąć- napiąć taśmę ostrzegawczą ostatecznie spowodowało, że zanim się pozbierałam i otrząsnęłam z szoku spotkania z glebą to biała była już daleko a zobaczyłam że goni mnie niebieska. "Matko Boska pomóż i dodaj sił co bym ostatnia znowu nie była" pomyślałam wskoczyłam na mojego rumaka i dostałam skrzydeł. Nawet złapałam jakiegoś chłopaczka co się już nie miał sił wepchnąć na Bukową górę. Podobały mi się zjazdy z Bukowej Góry bo pod to juz musiałam sie wepchnąć co spowodowało zabetonowanie nóg na jakiś czas. Nie było to przyjemne, jedziesz pod lekką górkę i nie ma siły. Strzałki momentami były poustawiane w zupełnie inną stronę więc się troszkę zapętliłam w dwóch miejscach a raz pojechałam prosto zamiast w prawo. Widziałam nawet, że jakieś bunkry były (hasło przewodnie tego maratonu to "w cieniu bunkrów") bo zastanawiałam się, czy czasami nie tam te strzałki wiodą. Cienia to raczej nie było, słonko ładnie świeciło, jak wiało w gębę to dawało się to we znaki, bufety dobrze zaopatrzone i obsługa bardzo dobra. Na mecie makaronu nie było bo już wyszedł i można było dostać zupę gulaszową. Jakoś nie miałam ochoty ale i tak dobrze bo jak się na poprzednich maratonach przytarabaniałam to bufet był juz zamknięty. Jestem zadowolona bo zmieściłam sie w czasie byłam 2-ga open od końca i 3-cia wśród starszych pań :)

Na podium :) © JoannaZygmunta


Kategoria wyścig

W kole Pobiedzisk na wyścigi

  d a n e    w y j a z d u 34.40 km 0.00 km teren 01:24 h Pr.śr.:24.57 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Wily
Niedziela, 30 czerwca 2013 | dodano: 30.06.2013

W naszym pięknym mieście Pobiedziska zorganizowano wyścigi na szosie i grzechem by było zlekceważyć takie wyzwanie, więc zorganizowałam teściową i poleciałam pościgać się.
Na miejscu spotkałam Przema i Marcina i gadaliśmy jakbyśmy sie wybierali na rajd nad jezioro Dębiniec a nie na ścig zagrożony szlifami.

Przed startem w Pobiedziskach © JoannaZygmunta

Przed startem przyleciała teściowa z dziewczynkami i jak zwykle szalała z aparatem fotograficznym niczym japoński turysta
Z Martą i teściową © JoannaZygmunta

Na starcie spóźniłam się jak dupa wołowa bo nie mogłam się wpiąć. Do tego puścili nas jako ostatnie i nie było się pod kogo podczepić. Babki mi odjechały a dziadki były za cienkie. I miałam samotną podróż pod wiatr. Szkoda, że tylko jedno kółeczko bo chociaż bym się lepiej zmęczyła ;).
Nie byłam ostatnia a wśród kobiet byłam 4- ta. Na usprawiedliwienie 4 pozycji powiem, że były młodsze o 10 lat II miejsce i o 20 III miejsce oraz I była mistrzynią Polski na szosie (przynajmniej się tak chwaliła). Było fajnie i szybko. Średnia może nie wskazuje ale na nią składało się: rozgrzewka, rozjazd, dojazd do domu po czarną mambę, którą wróciłam sobie na metę po skromny pucharek wręczany przez Burmistrza Pobiedzisk.
Niestety "japoński turysta" robi zdjęcia ale do wysłania nie specjalnie się pali. Liczę na Przema i jego aparat, który zawiera również zdjęcie rozwodowe, które chętnie opublikuję (bez głupich myśli proszę ;) )


Kategoria szosa, wyścig

GP Wielkopolski Krzywa Wieś k/Złotowa

  d a n e    w y j a z d u 74.00 km 74.00 km teren 05:45 h Pr.śr.:12.87 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Niedziela, 16 czerwca 2013 | dodano: 17.06.2013

W sobotę Marcin powiedział, że może pojadę sobie sama do Złotowa na wyścig a on pojedzie na dystans jak dziewczyny będą jeszcze spać i potem wróci, pojadą rowerami na dziąłkę gdzie zetnie wreszcie trawę. No dobra! Ale rano o 6 za cholerę nie chciało mi się wstać. Marcin wsparł mnie pychicznie marudząc, że jestem fujara więc się pozbierałam, wsiadłam w auto i poleciałam 130 km na start, gdzie spotkałam Pawła i Michała. Przed startem zadzwoniłam do lasek do domu i to był błąd, nie nalezało tego robić, bo dowiedziałam się, że: "właśnie leczą palec z którego leci krew bo Zosia zamknęła Marcie drzwi od balkonu na nodze, taty nie ma bo pojechał na rower a one juz wstały i nie mają śniadania. (bo nie widzą tego co im przygotowałam rano i przykryłam talerzykami) a krew sie rozmyła w misce i mama dlaczego to tak jest? i żebym sie nie martwiła, bo juz nie leci a zaraz zakleją plasterkiem". Trzeba było nie dzwonić, miałabym spokojniejszą jazdę.
Gogol (organizator) zapytał mi się, jaki dystans jadę. Mega - odpowiedziałam, choć sama nie byłam pewna co ja robię. Poczekacie sobie, pomyślałam. Chwila moment pogaduchy przedstartowe z chłopakami, potem w sektorze z Darią i start. Zaraz mi większośc odjeżdża a ja swoim tempem na Brzuchatą Górę, która okazała się całkiem przejezdna. Potem przyjemna jazda a'la Lang przez 2 -6 km i zaczęło się! Interwały na piachu. Cięzko ale jadę na razie sama. aż na 16 km przy barze łapie mnie mini. Pędzą jak wariaty i dojeżdżamy do fajnego ostrego zjazdu. Gnały te chłopaki tak, że bałam się, że mi po plecach zjadą i odłożyłam zjazd na nastęne kółko a teraz szybko zlazłam. Potem znowu pod górki i z górki i zjazd na którym dwóch M50 sie tak potrzaskało, że jeden leżał sztywny a drugi z rozbitym łukiem brwiowym siedział i jeczał, że to jego ostatni wyścig. Zatrzymałam się, zapytałam czy coś pomóc. Załowałam, że nie mam koca termicznego ale przeciez apteki na wyścig sie nie bierze. Co innego na wycieczkę z dziećmi. Siedzieli z nimi inni zawodnicy więc nie było co tracić czasu tylko jechać. Okropnie to wyglądało, jak ten leżacy tylko łypał takimi niebieskimi oczami i widać, że kontaktu to z nim za dużo nie ma.
Na zawrotce byłam już zmęczona, było jak dla mnie ciężko i gorąco, wykańczały mnie te podgórki, zgórki i piach. Jak zwykle miałam ochotę zjechać na mini zwłaszcza, że nawrotka była tuż przy mecie ale nie złamałam się, pojechałam dalej.
Trasa bardzo malownicza ale ponieważ jechałam więcej niż szłam (nawet pod górki ;)) to się wiele nie naoglądałam.
Jak się spodziewałam drugie kółko poszło szybciej, jechałam sobie w ciszy i samotności i starałam się podjeźdźać aż mnie uda paliły. Zjechałam sobie ten zjazd co go przedtem opuściłam ze względu na miniasów i było bardzo fajnie.
Trasa do końca obstawiona przez lesników i strażaków i tych mi zawsze szkoda, że musza na mnie czekać i co mówić nudzić się. Cóż wiedzieli że będa czekać a za dzień pracy w niedziele będą mieć dzień wolny.
Jeden ze strażaków bardzo poważnie podszedł do zadania kierowania ruchem. Głeboki las a on z lizakiem w ręku wskazuje drogę. Zastanawiałam się, czy jak pojadę drugi raz to tez tak będzie sztywno stał. Jak mnie zobaczył to wyskoczył z samochodu i wskazał mi drogę lizakiem. Przejął się facet ;)
Tak sobie jechałam i nagle pomyślałam, że mam jakieś majaki i ze widzę w oddali kolarza. Jakież było moje zdziwienie gdy dogoniłam Romana Dehmela. Jak go wyprzedziłam to wlazłam mu na ambicję i niestety odjechał mi na 1 minutę. Ale nie wjechałam na metę sama. Zawsze jakiś postęp :)
Udowodniłam sobie, że dam radę (co prawda w czasie masakrycznym) przejechać 74 km po piachu i głównie pod górkę, że nie poddam się zjazdom i że mogę więcej choć umordowałam się mocno.
Gdy przyjechałam na metę to już do jedzenia były tylko banany, na które juz patrzeć nie mogłam bo całą drogę je wpychałam i kiełbasa z grila. No dobra niech będie kiełbasa, buła i ogórek :)
Odebrałam jeszcze medal za 2 miejsce i wsiadłam w auto do domciu. Nie wiem skąd miałam jeszcze siły na 2 godzinne darcie się (dobrze, że mnie nikt nie słyszał) z Antoniną Krzysztoń i Systems of the down, zgarnięcie famuły z ogrodu do domu, sprzątnięcie chałupki na ogródku, pogaduchy z Maciejem o wyścigu przed garażem i próby umieszczenia wpisu (to się nie powiodło).
Dzisiaj odpoczywam, nogi mnie bolą (oczywiście dostałam reprymendę, że się nie rozciągnełam, ale gdzie ja miałam na tym placu gdzie wszyscy czekali na tombolę a ja na medal, sie rozciągać i jeszcze może sie obalić ;)?)
Było ciężko ale jestem mega zadowolona :)


Kategoria wyścig

Błotne SPA w Wyrzysku

  d a n e    w y j a z d u 78.04 km 76.00 km teren 05:50 h Pr.śr.:13.38 km/h Pr.max:43.40 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Środa, 5 czerwca 2013 | dodano: 05.06.2013

Tak się w tym roku składa, że dużo rzadziej startuję w maratonach, więc postanowiłam sie ujechać na maxa i wystarować na mega. To tylko 73 km pomyślałam sobie, dobrze wiedząc z tamtego roku, że trasa nie jest łatwa a około 73 km to bardzo około i będzie więcej. W tygodniu patrzyłam jak pada deszcze i się zastanawiałam czy będziemy się topic w błocie, czy tylko kąpać. Pojechaliśmy rodzinnie z 4 rowerami bo Marcin był opiekunką naszych dziewczynek, które startowały w rajdzie rodzinnym. Od dziewczynek dowiedziałam się, że było równie ciężko jak na naszej trasie bo były dwie kałuże z błotem i dziewczynki ubrudziły spodenki ;).
Przyjechaliśmy do Wyrzyska na czas, gadu, gadu, zamiana numerka na taki z mega. Z pewną dozą niepewności powiedziałam Tomkowi Stachowiakowi, że nie jadę z Sylwią tylko jadę na Mega i stanęłam skromnie wśród 10 kobitek co postanowiły ubabrać się błotem podwójnie.

Na starcie z Anią Wysokińską. Pierwszy raz razem na stracie :) © JoannaZygmunta

Miałam mega stracha gdy słyszałam, że jest staszliwe błoto, ale udawałam, że wiem co robię i powtarzałam sobie, żeby nie słuchać co gadają bo tylko się przestraszę i nie pojadę wcale.
Start, parę km asfaltem, mijają mnie Goglowcy - Josip, Jacek, Todi i juz jestem na końcu stawki. Za skrętem z asfaltu w las dogania mnie JP i wrzeszczy, że się spóźnił i musi nadganiać. I tyle go widziałam, bo zniknął mi w lesie szybko jak pantera.
I zaczęło się! Błoto, błoto i błoto a jak nie błoto to pod górę. Na Dębową Górę wjechałam nawet nie wiem kiedy. Może powoli ale wjechałam, zjechałam po błocie i na błotnistym zakręcie wjechałam w drzewo. Na szczęście nie mocno ale może i dobrze że w nie wjechałam bo spadła bym po skarpie trochę w dół. Za mną jechała dziewczyna na quadzie aż nie złapali mnie miniasy. Wtedy quad na jakiś czas pojechał za ostatnim z mini a ja jechałam/szłam z miniasami, którzy klęli na czym świat stoi bo błoto było momentami do kolan. Ja jeszcze wtedy się powstrzymywałam ale czułam też, że to błoto wyciąga za mnie wszystkie siły. Na barze nażarłam się bananów i powiedziałam, żeby czekali na mnie z flaszką wody jak będę jechała drugi raz. Obiecali, że będą czekać. Jadę i jadę a rozjazdu, który miał być na 35 km ani widu ani słychu. Po drodze dopingowały mnie zwłaszcza kobietki. Krzyczały, że jestem wspaniała i że dam radę. Od razu chce się jechać :)
Gdzieś juz na polach słyszę za sobą:
" Pani Joanno juz niedaleko"
"he, he, nie tak blisko bo ja jadę jeszcze raz"
"O, no to szacunek i gratulacje"
"Gratulacje to jak dam radę dojechać"
To był ktoś z Gnieźnieńskiego Klubu Kolarstwa Górskiego, śmiesznie tak być rozpoznawaną :)
Na 37 km dopadł mnie mega kryzys. Koniec, pomyślałam, nie dam rady. Zadzwoniłam do Marcina i mówię, że będę miała pierwszego w życiu DNF bo nie dam rady dojechać na dekorację i wszyscy się zwinął a mnie jeszcze nie będzie na mecie. Jest 37 km, ja mam 3 godziny jazdy/biegu a nawet rozjazdu jeszcze nie widać. "Szkoda" powiedział Marcin, ale jeszcze nikt z mega nie wrócił, więc pewnie trochę wydłużą do dekoracji, ale jak nie czuję się to mam wracać. Pojechałam taka zrezygnowana 1 może 2 km i na rozjeździe pomyślałam, że nie będę fujarą i się nie poddam a że trochę błota jest to co. I skręciłam na mega, żeby zaraz znowu wpaść w błoto.
Błotko do przejechania. Na zdjęciu wygląda lajcikowo. Nawet quadem trudno było to przejechać © JoannaZygmunta

Na 3 wjeździe na Dębową Górę usłyszałam ryk quada i miła pani już towarzyszyła mi w najtrudniejszych miejscach, żeby mnie ewentualnie wygrzebać z błota.
Pani, która mi towarzyszyła, przez większość trasy i miała za zadanie wyciągnąć mnie z czeluści błota © JoannaZygmunta

Mój biedny rower skrzypiał i trzeszczał, napęd myłam na barach ale niewiele to dawało. Buty miałam upaprane, nogi brudne, błotem plułam na odległość.
Na barze na drugim kółku czekali na mnie z flaszką wody. I muszę powiedzieć, że nikt nie marudził, że muszą na mnie czekać tylko mi klaskali i słyszałam słowa otuchy i podziwu. Aż mi głupio było. Gdy na 68 km zadzwoniłam do Marcina, że mam jeszcze z 5 km to usłyszałam, że mam się spieszyć bo czekają na mnie. Hmm to się bardziej starałam chociaż zmęczenie już mocno dawało mi sie we znaki. SPD sie nie chciały wpinać i wypinać, zaczęło wkurzać mnie wszystko a zwłaszcza to, że jest 70 km a tutaj strażacy mówią, że jeszcze 7 km. Kurde! Jak 7! Mijają 2 km a następny strażak mówi, że 7 km i potem jeszcze następny. Już miałam dosyć a tutaj wprost przed koło wyskakuje mi jeleń, diabeł albo coś takiego. Daję po hamulcach a tylne koło mi sie kładzie i ja też ale jakoś tak delikatnie prosto w pokrzywy. Nie mam czasu sie użalać nad sobą i jadę dalej z górki, szybko jak się da i bach OTB w piasek, który nagle pojawia się na mojej drodze. Szybko się otrzepuję i lecę dalej a tam już przy mecie nie ma strażaków i przejeżdżam drogę w która miałam skręcić. Fuck!! Nawrotka, zjazd z górki i spotykam Marcina, który wyjechał w poszukiwaniu. Wjechałam na metę w pełni blasku i sławy ;) Oklaski dostałam gromkie i gratulacje. Zajęłam wg pomiaru czasu ostatnie miejsce (tego byłam pewna) i 2 w kategorii. Jakież było moje zdumienie, gdy się okazało, że przede mną na 2 miejscu jest Joanna Gackowska -5 z K3. Gogol namieszał jak to zwykle on i odmłodził mnie o jakieś parę lat.
Wyrzysk podium :) © JoannaZygmunta

E tam! Nie chciało mi się protestować. Najważniejsze było, że pokonałam swoja słabość, że przestałam bać się błota i jechałam po nim aż mi po ośki się koła zapadały albo wywalało mnie w drzewa, że zjechałam bez trudu te zapowiadane "trudne" single, że cztery razy podjechałam pod Dębową Górę i że zdążyłam zanim się wszyscy rozeszli i wtachałam się na podium oraz zdążyłam na tombolę w której jak zwykle nic nie wygraliśmy. Musiałam trochę Martę pocieszać, że nie wygrana a gra jest najważniejsza :)
Wyrzysk z Martą © JoannaZygmunta

Potem szybko do domu i o 22,45 siedziałam juz w pociągu do Rzeszowa do którego jechałam na szkolenie. Całą drogę przespałam jak dziecko i sniły mi sie jakieś błota i pagórki


Kategoria wyścig

w te i wew te

  d a n e    w y j a z d u 61.00 km 45.00 km teren 02:40 h Pr.śr.:22.88 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Piątek, 26 kwietnia 2013 | dodano: 26.04.2013

Do roboty i nazad. Nic się nie działo takiego wartego opisania. Pogoda przepiękna i oby tak pozostało :)


Kategoria wyścig

Bóg Honor Ojczyzna

  d a n e    w y j a z d u 23.22 km 3.00 km teren 01:16 h Pr.śr.:18.33 km/h Pr.max:36.17 km/h Temperatura:-7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Niedziela, 17 marca 2013 | dodano: 17.03.2013

Marcin o 8 rano pojechał jeździć sobie z innymi dziewczynami i chłopakami po szosach a ja oglądałam słonko i kusiło mnie, żeby też sobie pojechać. Na termomerze -7 ale na rower się ckni. Dziewczyny nie chciały nigdzie iść bo zimno i las jest głupi, moje auto zwane złomkiem nie chciało zapalić bo długo stało i chyba ma ochotę zaliczyć zgon a mnie nosiło. Przypomniałam sobie, że w Swarzędzu są przełajowe wyścigi im Mariana Kegela na których miał ochotę wystartować Hulaj i coś tam pisał, że chciałby mieć zdjęcie w teamowej koszulce i tak znalazłam cel wycieczki. Zapakowałam sobie do plecaczka termosik z gorącym mleczkiem, koszulkę teamową, dodatkowe rękawiczki wzięłam Kellyska i w drogę. Wiało dzisiaj nie jak zwykle bo ze wschodu a tym samym w plecy. Jechało się rewelacyjnie na liczniku cały czas 30 i więcej a ja się nie męczę. Tak to można sobie jechać. Z przeciwka jechał jakiś biedak i strasznie się męczył a ja sobie jadę. Gdy skręciłam w Jankowie na trasę Biskupice -Kostrzyn to pojawili się za mną dwaj rowerzyści, którzy aż do Łowęcina mnie gonili. W Łowęcinie się zrównaliśmy i powiesiłam się im na kole i razem dojechaliśmy sobie na ul. Św. Marcin w Swarzędzu gdzie red. Kurek prowadził konferansjerkę. Miny moich towarzyszy się ździebko wydłużyły bo jak tylko mnie Kurek zauważył to momentalnie na cały regulator krzyczał, że "Przyjechała nasza zawodniczka Pani Joanna i gdzie się zobaczymy na najbliższych zawodach" Potem opowiadał jeszcze o moich licznych sukcesach i córeczkach, że już mi się głupio zaczęło robić.
Okazało się, że na start zdecydowali się Jarek, Przemo i Radek Fajne zdjęcia mają chłopaki i ja też tutaj
Pokrzyczałam trochę na chłopaków, spotkałam paru znajomych, którzy stwierdzili, że jak już jestem to czemu nie startuję w następnym starcie open i że jestem jedyną kobietą to nie mam się co zastanawiać. Najpierw tak jakoś nie bardzo chciałam ale lubię się pokulać na wyścigach a nigdy nie jechałam na tej trasie i jeszcze nigdy w przełajach to długo nie trzeba było mnie namawiać. Niedawno spotkany rowerzysta mnie poparł, że będzie chociaż jedna kobieta a że nie mam numerka to co. Ja dodałam, że chyba jestem dosyć kobieca, żeby mnie nie pomylić z facetami i zapisali mnie. Na trasie Lonka przeleciał mnie tzn obok mnie 5 razy dając mi 3 duble. Faktem jest, że nie chcąc być zawalidrogą jak chłopaki lecieli to schodziłam z trasy i robiłam miejsce. SPDy zapychały się i się śmiałam sama do siebie, że pierwszy raz jestem na wyścigu gdzie mam czas otrzepać sobie buciki. Po zeszłotygodniowych zjazdach z Marcinem nad jeziorem Dobrym odblokowało mi się w makówce i przejechałam prawie całą trasę z wyjątkiem najbardziej śliskiego zjazdu gdzie Jarek po przewrotce zarobiłby w garnek od Radka. Bardzo mi się podobało - śnieg, lód, wąskie ścieżynki, krzaczory, korzeniaste podjazdy i zjazdy. Fajowo, jeszcze z trzy kółka i zjechałabym z tego śliskiego. Muszę tam potrenować. Strój miałam mało sportowy, ubrana byłam na cebulkę bo spodziewałam się, że będę raczej oglądać a nie jechać z plecaczkiem na plecach i z mlekiem w brzuchu. Dzięki temu było mi cieplutko aż momentami za ;).
Rodman dał ognia bo bardzo się śpieszył do domu i o mało co a by został z autem na starcie. Widzowie wypchnęli go ze zdradzieckiego krawężnika

Wypychanie Rodmana © JoannaZygmunta

Pełnia szczęscia i Przemo pojechał do domu
Udało się!!!!!!! Jadę do domu © JoannaZygmunta

Po wyścigu w świetlicy kościelnej była dekoracja. Dostałam rowerzystę z plastiku do którego muszę dokleić sobie karteczkę "Za zwycięstwo" bo sie nie spodziewali żadnej wariatki ;).
W międzyczasie odnalazł się Marcin i nadrobił niedopatrzenie organizatorów tzn. wyciągnął mnie do sklepu Michała Fogta i zakupił mi nagrodę rzeczową czyli buty do ścigania.
Moje nowe buciki © JoannaZygmunta

Są takie piękne, że nie będę mogła ich paskudzić łażeniem po błocie, więc koniec z wypinaniem się, podpieraniem girą lub łażeniem pod i z górki. Nóżki w pedał i w pedał.
Tytuł dzisiejszego wpisu jest dość zadziwiający a wynikł gdy zobaczyłam następujące zdjęcie
Udzielam wywiadu a nad mą osobą wielkie słowa © JoannaZygmunta

Dodam tylko, że sława ma rośnie i można juz o mnie poczytać u rzeczonego red. Kurka, który tym razem zrobił mi zdjęcie a nawet o mnie napisał tutaj


Kategoria inne, wyścig

Uphill Rodmana

  d a n e    w y j a z d u 9.47 km 0.00 km teren 00:39 h Pr.śr.:14.57 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Niedziela, 3 marca 2013 | dodano: 03.03.2013

Tak z nagła padła propozycja ze strony Rodmana abyśmy pościgali się pod górkę w Mosinie. Wczoraj zostałam poinstruowana jak dojechać autem bo Marcin z rana pojechał z gogglami rowerem. Ja chciałam zabrać dziewczyny autem ale za choinkę nie chciały jechać. Zaparły się a nie miałam siły wysłuchiwać, że to co lubię najbardziej czyli jazdę na rowerze i ściganie na profesjonalnym ;) poziomie jest głupie i nudne. Wypięłam się na nie i pojechałam sama. Dotarłam akurat jak chłopaki zaczęli start. Fajnie to wyglądało jak 10 chłopa z całą epą gna pod górkę - trzon Goggle pro coś tam coś tamPrzemek, Mariusz, Wojtek, Jacek, Jarek, Marek, Marcin, Michał i nowo poznani Krzychu i Duda.
Wczoraj jak chodziliśmy obadać gdzie będziemy jechać to miałam obawy czy dam radę podjechać i ku mojemu zaskoczeniu pierwszy podjazd poszedł dobrze a zjazd bajka, drugi podjazd trochę szybciej i zjazd jeszcze fajniejszy a potem coraz lepiej.

Rodzina Horemszczaków pod górkę © JoannaZygmunta

Niestety przerzutki mi nie chodziły tak jak chciałam i albo musiałam jechać z blata albo z młynka. MONDI się chyba na mnie obraził, że odstawiłam go od piersi na tak długi czas i postanowił zrobić focha. Przyjechała Ania z którą wczoraj na Face się zgadałyśmy, że będziemy jeździli w jej okolicy, która nie wiedziała jednak, że będzie uczestnikiem tak odjechanego ścigania. Odjechanego bo nic nie wiedziałam ani kiedy mam jechać (więc jechałam kiedy chciałam) ani co jest grane, ile razy mam jechać, kto z kim rywalizuje, co to są repasaże i po kiego są oraz kto jest pierwszy. Kto ostatni to było jasne - ja. W każdym razie zrobiłam 5 podjazdów i zjazdów. Ania się ze mnie śmiała, że jestem szalona bo zjeżdżałam ile się dało wykręcając maksa 57,60 km/h.Chociaż na zjazdach byłam przed nią ;). Dwa razy dałam znak: do startu gotowi hop!!! I chłopaki poszli i tyle ich widziałam. Marcin nie miał dzisiaj dnia to siedział w kuchni i gotował herbatkę, którą mnie wielce uraczył. Był też placek ze śliwkami, który mam nadzieję, że smakował i medale. Medal wielce oryginalny - z płyty CD. Dziewczyny powiedziały, że bardzo fajny i od razu widać że za 2-gie miejsce bo srebrny. Medal dołączył do kolekcji i zajął honorowe miejsce obok JPbikowego dyplomu :). Wielce udany dzień, niewiele może km przejechanych ale za to w super towarzystwie i przemiłej atmosferze :D))))))
Kompletny skład Eliminatorów :) © JPbike


Kategoria inne, wyścig

Rozgrzewka przed wyścigiem z okazji niepodległości

  d a n e    w y j a z d u 15.00 km 3.00 km teren 00:42 h Pr.śr.:21.43 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:11.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Niedziela, 11 listopada 2012 | dodano: 11.11.2012

Weekendy są tak intensywne w naszym życiu, że nie mam kiedy odpocząć. Sobota przeleciała nam tak szybko, że na rower nie było czasu a powinnam zrobić parę km przed wyścigiem ale nie było czasu. Dzisiaj znowu z rańca szybciutko otworzyć oka, zrobić oka, zabrać rogale, zrobic kawę w termos, ubrać się odpowiednio (ale nie na deszcz, jak Marcin powiedział,że padać nie będzie to tak będzie) tylko w miarę ciepło bo ciepło, załadować sie w auto, podjechać po Sebę i na ostatni wyścig w tym roku do Osiecznej. Tradycji musiało stać się zadość byliśmy jak zwykle jednymi z pierwszych i mieliśmy fajne miejsce postojowe za szkołą. Jak powiedziałam byliśmy jednymi z pierwszych więc czasu było wiele, więc Marcin rzucił propozycję rozgrzewki po całej trasie wyścigu czyli 15 km. Pojechaliśmy sobie i bardzo dobrze bo potem znajomość trasy mi się przydała. Na luziku z pogaduszkami, fajosko

Porozgrzewkowe zdjęcie rozwodowe ;) © JoannaZygmunta


Kategoria wyścig

No i sam wyścig

  d a n e    w y j a z d u 15.00 km 3.00 km teren 00:33 h Pr.śr.:27.27 km/h Pr.max:38.91 km/h Temperatura:11.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Niedziela, 11 listopada 2012 | dodano: 11.11.2012

Odśpiewaliśmy hymn, poczuliśmy podniosły nastrój Wolnej Polski i w pędzie wolnościowym 5 min po facetach kobitki z młodzieńcami poleciały ścigać się "na zapalenie płuc". Źle wystartowałam i mnie przytkali, że nawet kobitki na różowo z koszyczkiem mnie odstawiły na krótko, bo na krótko ale odrabiać trza było. Gnałam a po rozgrzewce nie pojawiały się zakwasiory i łykałam kolejne "ofiary" aż dojechałam do kobietki, tak z 20 lat młodszej a jadącej tak około 30 na godzinę. Powiesiłam się na niej i tak sobie "łykałyśmy" w pewnej chwili jechaliśmy w 5-cioro. 20 lat, ja -41, na oko 15 i na oko 14 latkowie. I tak sobie jechaliśmy do górki, gdzie dojechali do nas policjanci w aucie i zaczęłi pouczać, że mamy jechać zgodnie z przepisami ruchu. Noż k.... jak mnie wkurzyli. Jedziemy sobie gęsiego pod górkę a te grube dzwońce jeszcze nas pouczają. Tak mi ciśnienie podnieśli, że jak przyłożyłam to wszystkich pogubiłam. Potem szybciutko do mety. Ogień był. Max speed na płaskim 38. Jak na mnie to czad.
Potem czekałam na Marcina, Sebę i Macieja. Marcin przyjechał pierwszy, po chwili Maciej i Czarny koń - Seba. Chłopak pociągnął, że aż miło :). Nawet mu zip przy portkach nie przeszkadzał ;).
A że dzisiaj imieniny Marcina to rogale musiały być, a że pyszne były, to ostatnie okruszki zdążyłam sfocić

Marcina imieniy © JoannaZygmunta

Na wyniki musieliśmy dłuuuuuugo czekać bo system kartkowy już nie wystarcza.
Kartkowy system liczenia © JoannaZygmunta

Jednak jest na tyle wydajny, że wyłapali mnie na tradycyjnie trzecim miejscu :)
Mały medal za udział duży za III miejsce © JoannaZygmunta

Zapalenia płuc może nie będzie ale gardło mnie boli :)
Duży medal za III miejsce, mały za udział © JoannaZygmunta


Kategoria wyścig

rozgrzewka przed startem

  d a n e    w y j a z d u 9.36 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:55.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Niedziela, 23 września 2012 | dodano: 25.09.2012

Z Marcinem pojechaliśmy zbadać jak dużo jest asfaltu do pierwszego zjazdu do lasu. Okazało sie, że 4,5 km. Marcin kazał mi sprinty rozgrzewające robić. Oj! rozgrzałam się, że ho ho. Na jednym zjeździe był max 55 km/h. Fajowo, tylko dlaczego po chwili widziałam szybko oddalające się plecy Marcina?? Rakietę włączył czy co ;)


Kategoria inne, wyścig