Marcin dzisiaj jest nieustępliwy
d a n e w y j a z d u
24.22 km
10.00 km teren
01:39 h
Pr.śr.:14.68 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Z rańca pojechaliśmy do Poznania na zakupy. Selgros, hipermarket taki co go w Pobiedziskach nie uświdczysz itd. czyli trzymaj się za kieskę ;(. Jak juz byliśmy w Poznaniu to zażyczyłam sobie pokazania dojazdu do Mosiny, do której mam jutro przyjechać autem samodzielnie co nie zawsze w moim wykonaniu jest perfekcyjne bo kiedyś to się nawet w Pobiedziskach zgubiłam. Marcin zawiózł mnie i babolińskie nasze dokładnie tłumacząc gdzie co i jak. Na Pożegowskiej poszliśmy na wieżę widokową Wieża widokowa na Osowej Górze
© grigor86
popatrzeć sobie z góry Na wieży
© JoannaZygmunta
jednak zanim doszliśmy do wieży to się tak gwizdnęłam na śliskiej ziemi, że siedzieć teraz nie mogę. Dupka stłuczona, sina i boląca. Marcin dał mi zaraz radę, że na takie coś to pomoże tylko rower i że po powrocie jedziemy. Coś dzisiaj Marcin był jakiś takiś i zarządził, że muszę nauczyć się zjeżdżać. Pewnie miał dosyć mojego kryzysu pt: Ja już więcej nie jeżdżę, bo jeżdżę jak dupa i zjechać z niczego ostatnio nie umiem a na podjechanie nie mam siły, że koniec z wyścigami, że sprzedaję rowery i że w ogóle wszystko jest do niczego itd. Zabrał mnie nad jezioro Dobre i tam kazał zjechać z brzegu. Co się na gadał, nakrzyczał - puść te hamulce, nie wystawiaj tej giry, jeszcze raz. Nie ma że boli, jeszcze raz! I ja dojeżdżałam do połowy i hamulce na maksa, gira w bok i koniec. A ten mój mąż: przecież to jest łatwe, zobacz i prawie trzymając kierę jedną ręką i prawie dłubiąc w swoim oku zjechał raz i drugi. Były łzy, było rzucanie rowerem z mojej strony ale ten mój mąż był nieustępliwy i za długo mnie zna, żeby nie wiedzieć że zjadę. W końcu w mojej makówie się poukładało, stwierdziłam, że z killera zjechałam a z takiego byle czego się boję, że do ukichanej śmierci będę tutaj bo mój małżonek dzisiaj coś nie ustępliwy jest i ani łzy ani wrzaski nie robią na nim wrażenia i że tak właściwie to się nie boję bo co mi się może tu stać najwyżej stłukę sobie tyłek z drugiej strony i pyk! Coś się odblokowało i zjechałam ot tak sobie. Banan na gębie a Marcin: bardzo ładnie 3+, jeszcze raz! I tak z 5 razy a potem jeszcze inny zjazd, taki bardziej stromy ale bez korzeni i elegancko. Marcin zadowolony ja jeszcze bardziej bo mam nadzieję, że się odblokowało. Potem pojechaliśmy sobie trochę asfaltem trochę terenem ale błocisko okrutne. Marcin jechał sobie w tlenie ja w beztlenie choć pod wiatr a słonko świeciło, grzało i zwiastowało, że już za chwileczkę już za momencik słonko z pankracym zacznie się kręcić ;)
Placek na jutrzejsze po zmagania się z podgórką w Mosinie już wyszedł z pieca wygląda i pachnie uwodzicielsko. Nie wiem czy coś się uchowa do jutra :)
Kategoria wycieczka
komentarze
pozdrawiam
Dla tych kilkunastu sekund czasami nie warto ryzykować.
Ja też muszę lepiej opanować zjazdy. Kilka razy zdarzyło mi się trzeć tyłkiem o tylne koło...ale udało się zjechać :D
Powodzenia ! :)