szosa
d a n e w y j a z d u
32.70 km
0.00 km teren
01:22 h
Pr.śr.:23.93 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Wiało. W plecy dobrze w gębę źle ;p.
Po drodze spotkałam dwóch niedzielnych rowerzystów,, biegającą małżonkę Seby, oraz czajkę :). Taki nieduży, śliczny ptaszek. Ma opalizujące, mieniące sie piórka i śmiesznie biega.
;)
Jazda na rowerze jest fajna tylko po co ten wiatr tak w gębę wieje? Nie może złośliwiec ciągle w plecy? ;p
Kategoria szosa
Z cyklu weselszych wpisów - po wiosce
d a n e w y j a z d u
41.00 km
0.00 km teren
03:00 h
Pr.śr.:13.67 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czarna Mamba
Z moim najlepszym przyjacielem, czyli moim kundlem, tyle wyjeździłyśmy od początku roku.
W czasie ostatniego 2 km "wylatania psa" miałam niebywałe szczęście wjechać przednim kołem w psią kupę. Kupa śmierdziała jak nieszczęście, więc trzeba było rower umyć. Marcin obiecał to zrobić , ale nie miał czasu w tygodniu, więc się nad rowerkiem zlitowałam i umyłam śmierdziela, biedaka i teraz błyszczy jak nówka, szwajcar, nieśmigana :)
Pomyślałam sobie, że jak mam takie "szczęście" to może mam zagrać w totka i łatwą ręką zgarnąć te 40 mln. Nawet stałam w 3 osobowej kolejce po kupon, ale kupa, kupy forsy nie przyniosła. ;)
Dzisiaj, wygalantowanym rowerkiem, w laczkach od roboty, z Tinulką, pojechałyśmy wysuszyć w naturalny sposób Czarną Mambę i było super. 8 rano a tu cieplutko i lekki wietrzyk. Zaraz wbijam się w obciski (jakoś się cholery wstąpiły w tej szafie), biorę Wilusia i jadę na Wirzyce. Czas zacząć powiększać wydolność i zmniejszać zadek bo Toruń czeka na moje odwiedziny ;)
szosa
d a n e w y j a z d u
33.20 km
0.00 km teren
01:18 h
Pr.śr.:25.54 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Ciężko.
Marcin i Marcin pojechali sobie na lajciku i chociaż starali się mi nie uciekać i ciągnąć mnie na kole nie dawałam rady. :(
Dużo km jeszcze przede mną do przejechania zanim będę chociaż w połowie w takiej formie jak w 2013r.
Żeby było mało nieszczęścia z tym obojczykiem okazuje sie, że stopę mam do naprawy na gwoździe. Staw w śródstopiu od dużego palca, oczywiście lewej nogi, musiał kiedyś ulec jakiemuś urazowi. Czułam, że od czasu do czasu boli, ale teraz zaczął się bardziej wyginać, kości wchodzą jedna pod drugą i urażają torebkę stawową, która puchnie i sinieje. Czasami chodzę jak łamaga , a zwłaszcza po dłuższym chodzeniu na wysokich obcasach. Na razie nie dam się pokroić, bo przy moim szczęściu przestane chodzić. Mówię wam korzystajcie z darów natury, biegajcie, jeździjcie na rowerach i cieszcie się życiem.
Ja tam bede dalej jeździć na rowerze i kulac się wolniutko na girach (bo trudno nazwać to bieganiem) pomimo przeciwnościom . Tak łatwo skóry nie sprzedam :).
Wielka radość w domu Gucia, Gucio gumę ma do...skakania
d a n e w y j a z d u
16.00 km
16.00 km teren
01:04 h
Pr.śr.:15.00 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Dzisiaj wybrałam sie na rajd rodzinny z pobiedziskim kółkiem rowerowym. Kółko emeryckie i bardzo młodzieżowe, ale na razie to muszę tak jeździć. Bardzo szybko porwałam młodzież do ścigania i do urwania się "dziadkom" . Chociaż jacyś młodzieńcy uganiali się za mną ;). Na mecie w Pobiedziskach Letnisku były nagrody dla wytrwałych rowerzystów i biegaczy. Wygrałam gumę do skakania. Teraz należałoby przypomnieć sobie jak się skacze w gumę.
Głupie łapsko po terenie napierdziela jak głupie ale co się pościgałam z młodymi to moje ;)
No to jedziem .
d a n e w y j a z d u
23.40 km
0.00 km teren
00:59 h
Pr.śr.:23.80 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Jak większość wie mój głupi głupkowaty obojczyk sie nie zróśł i wygląda tak:
Jednak pomimo, że wygląda jak taka łamaga, to boli mniej niż gdy był objęty blachą, co zachęciło mnie do podjęcia próby odzyskania paru skradzionych mi QOM gdym złożona choroba była.
Marcinek napompował mi oponki i razem z Wilim pojechaliśmy na komy.
Giry mnie bolały, bo z rana pokulałam się biegowo i miałam jeden z lepszych moich marnych czasów i do tego starość mnie dopadła i boli mnie to i tamto ale QOM sam się nie zrobi. Tą taka owamtą co mi w zeszłym roku ukradła koma na segmencie Borówko dom opieki społecznej porobiłam na 7 sek i jeszcze zostałam królową na tunelach (trochę brzmi jak bym była królową meneli ;)).
Potem na moje szczęście lub nieszczęście był zakrapiany grill u sąsiadów, który zakończył sie nie wiem o której , za to wymarzłam straszliwie bo w nocy domagałam się "kołderki ze snów" cokolwiek by to miało znaczyć. Obudziłam się dzisiaj z ciężką głową i pod 2 kołdrami i 2 kocami.
Marcin chyba też nie czuł się dobrze ale był na tyle przytomny, że poszedł z rana z psem co pozwoliło mi trochę pospać gdy Marcin szykował się na wyjazd do Chodzieży pohasać trochę po tamtejszych górkach w ramach GogolMTB. Ja po przebudzeniu stwierdziłam, ze w wyrze gnić nie będę tylko może postaram się wykrzesać z siebie trochę i pojadę na wyścigi biegowe do Borowego Młyna aby przykro nie było organizatorom jak nikt nie przyjedzie. Okazało się, że przybyły tłumy i znowu w łepetynie zawarczało "a trzeba było w domu zostać i dochodzić do siebie a nie tu udawać, że sie biega" . Jak się jednak powiedziało A to trzeba było lecieć . Najpierw na 1 km gdzie zajęłam 3 miejsce wśród babek , dostałam puchar i nagrodę i czekoladę (której mi zazdroszczą moje laski)
a potem na 4 km gdzie umarłam i ledwie doczłapałam się do mety :).
1 maja spędzony godnie. jutro do roboty i znowu świeta we wtorek. Tak pracować i świętować to ja lubię. Może tylko te grille mniej kaloryczne mogłyby być ;)
Kategoria biegi, szosa
No to następny sezon rowerowy poszedł się.......
d a n e w y j a z d u
12.00 km
0.00 km teren
01:00 h
Pr.śr.:12.00 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czarna Mamba
wiecie co. :(
Właśnie wróciłam z fascynującej wycieczki ze Szpitala
miejskiego im Strusia, cała w siniakach, ze szwami, z ubytkiem kości,
bez płytki oraz bez zrostu. Piękna chwila odlotu świadomości pt. zabieg ,
minął szybko, bardzo bezboleśnie i bez efektów ubocznych po narkozie.
Mój
najdroższy obojczyk nie chce się za cholerę zrosnąć za co osobiście go
nienawidzę i
był już moment kiedy chciałam go przy pomocy widelca wydłubać. Chęć ta
była
największa po przebudzeniu się z w szpitalnym barłogu o 5 rano po
wrzasku
salowej :”cewniczki kochanieńkie zbieram” gdy ani ja ani pani co ze mną
na sali była
w worek nie szczałyśmy (przepraszam za
wyrażenie). Wrzask ten przerwał mi jeden z najpiękniejszych snów. Śniło
mi się,
że jeżdżę na mojej pięknej kolarzówce, w piękny słoneczny dzień po
ulicach
Barcelony z lat 30 XX wieku (to efekt czytania „Cienia wiatru” Zafona),
owiewa mnie ciepła bryza pachnącego letniego
wiatru, nie trzymam kierownicy bo czuje się tak lekko, cudownie, jem
batonika z suszonymi owocami i jest tak pięknie i ja jestem taka piękna,
młoda, szczupła,
gibka i wspaniała a tu nagle cewnik. Ja pierdole!
Oczywiście nikt nie
wie czemu się nie zrosło, teraz obojczyk trzyma się „na słowo honoru” ale jakoś
się trzyma, chyba nawet mniej boli niż bolał ale rower, bieganie itp. na 8
tygodni w odstawkę a może i na dłużej..
Więc jak ktoś nie
jeździ bo mu się „nie chce”, bo „stracił zapał” to niech się w dupe kopnie i
korzysta, bo głupi jest jak przebita dętka. Tęsknota moja do wolności, do wiatru, do wyścigów, wjazdów, zjazdów, krzyków, strachów, kilometrów,radochy, satysfakcji, pudeł i do szumu opon peletonu„szerszeni”
jest ogromna. „Szlachetne zdrowie ten tylko się dowie kto cię utracił” to najprawdziwsza
prawda. Więc dalej ruszać te dupy i korzystać, bo jak babcię kocham nakopie , że
przez tydzień nie usiądziecie.
Wkurw wielki mną
targa ale się nie dam. Jak tylko się da to wlezę na rower bo nie wytrzymam. Nędzna to
będzie jazda bo w stylu starej babusi ale zawsze.
Pobyt w szpitalu
bardzo źle na mnie podział i mam wielkie postanowienie, że nie umrę w
szpitalnym łóżku. Życzę sobie pięknej kolarskiej śmierci ale tak koło 90 roku
życia. Myślę, że wtedy wystarczy, że spróbuję uciec peletonowi na Mont Ventoux w czasie Tour de France ;)
Km zrobione z Tinką przed szpitalem.
Tyle się napisałam. GGGGG. Koniec. Nie piszę :(
d a n e w y j a z d u
54.00 km
54.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kettler Ergo Racer
Morsowanie
d a n e w y j a z d u
1.00 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.:0:00 km/h
Pr.max: km/h
Temperatura:-1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:jakiś taki co się trafi :)
Biegać nie mogę, bo skręciłam stopę, jeździć nie mogę, bo mnie obojczyk napierdziela, aż niemiło, więc co mi pozostało? Coś szalonego. Marcin dzisiaj uwiedziony urokiem morsinek postanowił zanurzyć się wraz z innymi golasami w odmętach jeziora Dębiniec, więc go poszłam pilnować, co by za wiele się nie naoglądał. ;).
Latały te golasy na śniegu i jakoś tak widać było, że im tak za bardzo zimno nie jest, bo nawet pupami na śniegu siedzieli, a co niektórzy to nawet się pokładali na lodzie.
Zakręceni są ci morsjanie i fajną grupę tworzą.
Marcin odważnie oblekł się z długich gaci i wlazł do wody, czym wzbudził mój zachwyt, jak i niepokój o jego zdrowie fizyczne, jak i psychiczne ;) Zauważyłam jednak, że musi być bardzo zimno w stopy, bo małżonek mój szedł w butach do przerębli, a reszta miała fachowe paputki.
Ja robiłam za fotografa i pilnowacza naszego psa, który nie mógł się temu wszystkiemu nadziwić i wyglądał na nieco przerażonego. Wzięłam tą moją adoptowaną córkę na spacer i biegało to dziecie niewiadomego ojca i matki całe szczęśliwe :)
Po powrocie do domu pomyślałam, że może też wlezę do tej wody?
Zabrałam stere laczki jako specjalistyczne buciki (żeby do przerębli dojść) i mega ręczniki, oraz psa i małżonka i pojechaliśmy.
Rozgrzewkę prowadził mój małżonek i było mi coraz cieplej. Zdjęłam kurtkę i było ok, zdjęłam bluzę i w krótkim rękawku podskakuję na jednej nodze i ok, zdjęłam portki i też jest ok. Zdziwienie wielkie. Wtedy nadszedł jakiś facet i mówi:"Pani się rozgrzewa, żeby się tam topić?" Tak - odpowiadam "A pan na to pozwala?"-pyta się facet A mój małż na to "e! Ja już się kąpałem" Facet tylko machnął ręką i poszedł. Całe szczęście, bo juz myślałam, że będzie na to przedstawienie patrzył.
I nastała ta wielka chwila, gdy odwaga wzięła górę i wsadziłam jedną nogę bez kapcia do wody oraz drugą w kapciu. Szybko trzeba było nurkować po kapeć bo co jak co ale mojego ukochanego starego kapcia utopić nie chciałam. Po udanej akcji ratowniczej pełnej pisków i okrzyków "ojej!!!!!!!!! zimna ta woda!!!!" Moja Tinka również postanowiła zostać morsem i wskoczyła do swojej pańci. Jak wskoczyła tak chciała się wydostać, ale jak wiadomo nie jest łatwo wyjść z przerębli. Ja nie wiele myśląc włożyłam ręce w rękawiczkach w wodę i podparłam jej tyłek, żeby wylazła. Tym sposobem miałam mokre wszystko: kapcie, rękawiczki, siebie i psa. Trzeba było wyłazić choć wcale nie było tak źle. Czasami latem jest trudniej wleźć do wody bo jest odczuwanie zimniejsza.
Tak więć szaleństwo popełnione i dobrze mi z tym :)
Pozdrawiam Was morsowo :)
Kategoria z małżonkiem, szaleństwo
Delikatnie zaczynam sezon
d a n e w y j a z d u
1.50 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czarna Mamba
Z Tinką świnką w koło fyrtla :) 4 stycznia skręciłam stopę bo chciałam dobiec do tramwaju. Zaczęłam jak łania a skończyłam jak łamaga. Teraz dopiero zaczęła stópka sinieć ale na rowerze jest ok. Tylko biegać nie mogę, chodzę już prawie dobrze zwłaszcza jak podpieram się trzecią nogą. Jak myślicie czy jak pobiegnę Citytriala z kulą u nogi to mnie zdyskwalifikują? ;)
Powsinoga
d a n e w y j a z d u
40.25 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Dzisiaj nic nie szło. Zaspałam na parkruna (pewnie specjalnie bo mnie bieganie nudzi jak cholera), lachony nie chciały podnieść zadków a musiałam zawieść je do babci, mój ojciec nie chciał jechać ze mną na cmentarz bo wolał iść na rower, zrobiło się ciemno i późno i już myślałam że dupa dzisiaj będzie ze wszystkiego, gdy moja psina zaprosiła mnie na spacerek. Wzięłam czarną i poszłyśmy polatać po kupowisku. Moja psina wygląda groźnie, a w sobie gołębie serce ma i biega sobie i macha ogonem i boi się strzałów i petard, ale na zawołanie przychodzi i kocha mnie całym swim psim sercem. Co z tego jak trafia się na debili, którzy uważa, że każdy pies chce zjeść jego spasionego ratrerka i zamierzał się kijem na moją psinę. Osioł jeden na psa się kijem zamierza. Gdyby trafił na psa co nie wie co to bicie a jednocześnie umie walczyć to by było po debilu. W każdym razie moja się idiotą nie przejęła, ku jego wściekłości zaprosiła do zabawy grubego psiaka, a no moje zwołanie zaraz do mnie przyszła. Inwektywy debila w końcu mnie wkurzyły, że powiedziałam, że jak nie odłoży tego kija to napuszczę mojego psa i będzie mógł sobie co najwyżej w dupie pomachać tym kijkiem i jak się zaraz nie zamknie to to zrobie. Wkurzał mnie a jednocześnie mnie tak śmieszył, bo był jak ten burek wsiowy, że mi dobry humor wrócił i pojechałam sobie przed siebie do Czerniejewa a potem po wsiach, w których pierwszy raz byłam i z powrotem do domu.
Zimno się robić zaczyna, ale czas już najwyższy.