z domu/do domu
Dystans całkowity: | 2382.73 km (w terenie 1112.01 km; 46.67%) |
Czas w ruchu: | 111:21 |
Średnia prędkość: | 19.86 km/h |
Maksymalna prędkość: | 188.10 km/h |
Liczba aktywności: | 58 |
Średnio na aktywność: | 41.08 km i 2h 06m |
Więcej statystyk |
do pracy i z
d a n e w y j a z d u
63.66 km
40.00 km teren
03:09 h
Pr.śr.:20.21 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lipican vel Mondi
Pobudka dzisiaj o 4,żeby Marcina odwieźć na pociąg w Pobiedziajch bo jechał do Warszawy. 0 5, 20 wróciłam do domu i zaczęłam się grzebać, bo przecież mam tyyyyyyyyle czasu. Poprzytulałam się z Martusią, która sie obudziła bo miała zły sen, ze spokojem uszykowałam sobie ciuchy, bidon i nagle zorientowałam się, ze już za momencik będzie szósta, trza wyjechać bo znowu się spóźnię do roboty. Więc szybkie przyspieszenie a po drodze.............. ptaszki ćwierkały, słonko rozświetlało drogę, ciepełko przepełniało całą okolicę, żadnych ludzi że aż chciało się położyć i niczym na obrazie Chełmońskiego leżeć sobie, patrzeć w niebo, zapomnieć o wszystkim i próbować złapać jakieś wczesno wiosenne babie lato. NIESTETY!!! Nie ma tak dobrze DO ROBOTY jedź!! W przeciwieństwie do Kani do roboty miałam z wiatrem, więc te parę minut nadrobiłam i zdążyłam.
Powrót pod wiatr, słonko się schowało i miałam wrażenie, że zaraz będzie burza. Jakaś taka duchota zapanowała ale co tam i tak było miło bo na rowerze zawsze jest miło :)
Kategoria z domu/do domu
Do domciu trochę okrężnie
d a n e w y j a z d u
60.26 km
45.00 km teren
03:31 h
Pr.śr.:17.14 km/h
Pr.max:40.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lipican vel Mondi
Droga do domu mi się nudzi. Do tego stopnia, że gadam ze ślimakami, więc dzisiaj postanowiłam pojechać trochę inaczej. Inaczej to niekoniecznie miało znaczyć, że jak zwykle mam zaginąć w puszczy i nawet telefon do przyjaciela niewiele mógł pomóc. Do tego starej babie zachciało się udowodnić sobie, że podjedzie górkę, której podjechać nie mogła i prawie się udało ale ino się udało. Udało się za to nabić sobie nowego mega siniaka tym razem na kolanku, które juz nie jest tak zgrabne i ponętne jak zwykle. ;)
Ale do rzeczy. Skleroza jedna zapomniałam rano zabrać z auta bidonu i tym samym musiałam jechać na Winogrady do Marcina a stamtąd bokiem miasta do Czerwonaka, Kicina i na Dziewiczą.
W Kicinie 70 lat po wojnie w lasku jeszcze są niewybuchy. Aż wierzyć się nie chce, że nikt tam nie wyleciał w powietrzeUwaga niewybuchy!!!
© JoannaZygmunta
Po drodze zajechałam do kościoła drewnianego w Kicinie gdzie proboszczem był jakiś czas temu przez jakiś czas Jan Kochanowski.
Na Dziewiczą Górę udało mi sie trafić całkiem precyzyjnie a tam aż roi się od strzałek przed jutrzejszym wyścigiem. Na trasie dużo gałęzi Na Killera przez krzaje
© JoannaZygmunta
i wjazd na Killera. Szacun dla tych co wjadą chociaż do połowy. Ja tam ćwiczyłam podpychanie bez zadyszki a Pavarotti w słuchofonach śpiewał mi "O sole mio, co ci odbiło, żeby sie tu pchaaaaać........"Na killera trzeba wjechać
© JoannaZygmunta
Na szczycie wjeżdżamy w krzaki całe okwiecone i pachnące. Będziecie tam dychać pełną piersią to wdychajcie balsamiczną woń drobnych białych kwiatków. Pachnące krzaczki
© JoannaZygmunta
Z Dziewiczej zjechałam a potem postanowiłam podjechać taką góreczkę z korzeniami na której zawsze miałam problem i problem znowu wystąpił i skończył się małym bum, które zdefasonowało mi kolanko o czym już wcześniej pisałam.
Kolanko mnie bolało a do domciu trzeba wrócić. Nie specjalnie mi to jechanie szło, więc postanowiłam jak najszybciej to zrobić i wtedy zaczęły się schody. Jak to zwykle ja, ździebko się zakręciłam i zamiast do Tuczna pojechałam do Zielonki :/. Przy krzyżu
© JoannaZygmunta
Przy tym krzyżu zadzwoniłam do Marcina z pytaniem: "Marcin, gdzie ja mam jechać" "Jedź w prawo"- odrzekł wielki wódz, więc ja posłusznie w prawo co się potem okazało lewo ;/. Cóż, lewo, prawo albo wspak gdzieś tam do rana dojadę. Kolano bolało a mi się dom oddalał. W Zielonce znowu zamiast na Trakt Bednarski wjechałam na drogę do Dąbrówki Kościelnej. Czyli znowu na obkoło do domu.
Po drodze umajone krzyże, bo maj za pasem. Miałam nadzieję, że nie zastanie mnie ten maj w puszczy lub nie znajdzie mnie czołówka giga z jutrzejszego wyścigu.Chwalcie łąki umajone
© JoannaZygmunta
Nie było tak źle. Tak mniej lub więcej wiedziałam, gdzie jechać tylko trochę mi się pokręciło. Jak już miałam 5 km do Pobiedzisk ale asfaltem to stwierdziłam, że dobrze, że mi się tak pokitało bo jutro to nie wiem czy na rower usiądę a teraz skręcam w las bo póki jadę to jadę. I jeszcze parę km w terenie dokręciłam.
Marcin oczywiście miał ze mnie polewkę, że w prawo nie zawsze znaczy prawo, że jak można się wywalić pod górkę a w ogóle to gdzie się po lasach gubię i do tego sama sobie krzywdę robię. No cóż, pojechała baba do lasu.
Kategoria z domu/do domu
Do domciu
d a n e w y j a z d u
31.28 km
20.00 km teren
01:30 h
Pr.śr.:20.85 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lipican vel Mondi
Bałam się, że zmoknę ale się udało.
Miasto wyludnione. Nie spotkałam żadnego rowerzysty za to wyskoczył na mnie okropny stwór.Ślimak
© JoannaZygmunta
i chyba mu się coś pomyliło bo szarżował i chciał mnie wziąć na te swoje miękkie rogi :/. Obojniak jeden. Powiedziałam mu co o sądzę o jego zachowaniu. Poszło mu tak w pięty że aż schował się do domuschował się do domu
© JoannaZygmunta
Kategoria dojazdy, z domu/do domu
do pracy
d a n e w y j a z d u
30.39 km
15.00 km teren
01:36 h
Pr.śr.:18.99 km/h
Pr.max:34.98 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lipican vel Mondi
Pod wiatr, naszczęście nie taki sliny jak wczoraj. Ślimaki wylazły na ścieżki i samobójczo rzucają się pod koła. Zakochany bażant zauważył mnie w ostatniej, w jego mniemaniu, chwili i uciekając walnął łbem w siatke ogrodzenoiwą. Wyraźnie go przymroczyło.
Bardzo miło z rana 10 st.C oby tak pozostało :)
Kategoria z domu/do domu
Do domciu
d a n e w y j a z d u
45.17 km
30.00 km teren
02:17 h
Pr.śr.:19.78 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lipican vel Mondi
Bardzo dobra pogoda się zrobiła, chyba mi siły po tym jakimś obleśnym katarze wracają i weselej zrobiło mi się na rowerze. Ubawił mnie dzisiaj stary metal w katanie z naszywą Misfits, który nie mógł przeżyć, że nie może mnie zgubić a mnie zafascynował jego rower. Zafascynował mnie bo wyznaczał podwójny ślad. Wyraźnie ta szosówka miała małe zderzonko albo jakieś inne przygody. W każdym razie między śladem przedniego koła a tylnego było tak z 10 cm.
Pojechałam dookoła Rusałki, parkiem Sołackim i Wodziczki przez Rondo Śródka na Maltę do Swarzędza i do domciu. Na rondzie Śródka nagrzeszyłam bo byłam głodna i mój prawie zdrowy nochal wyniuchał z dobrych 500 metrów szneki. Nie wiem kiedy podlazłam do tego sklepiku i kiedy miałam w tytce szneke z glancem i o zgrozo! gniazdko. Szybko uciekłam ze sklepiku, żeby nadal nie grzeszyć łakomstwem skonsumowałam ten grzech na ławeczce nad jeziorem maltańskim. Miło było, słonko grzało, ja wpierdzieliłam te słodkości i pojechałam dalej bardzo pokrzepiona :). W Swarzędzu podjechałam sobie pod górkę przy miejscu biwakowym a potem na luziku sobie z niej zjechałam , na takim luziku, że żeby nie przelecieć przez kierę cofnęłam tyłek do tyłu i nadziałam się na mojego maxi siniaka na prawym półdupku. Zjeżdżając śmiałam się i piszczałam jak dziewczynka aż jakiś facet wstał z ławki i się na mnie dziwnie patrzył.
Siniaka nabiłam sobie w Dolsku jak nie wiadomo dlaczego klapnęłam jak długa w momencie gdy wsiadłam na rower. Fujara jedna!! Teraz siniak maxi, maxi ale i tak mi to nie robi do czasu gdy zamiast w gatkach rowerowych będziemy ze względu na modę jeździć w stringach.
Droga do Uzarzewa jak pisałam wczoraj wygłaskana i nawet po nocnych deszczach nadal wygląda dobrze Droga do Uzarzewa
© JoannaZygmunta
Za to w Promnie zrobiło się piaszczysto i to juz musiałam przetuptaćTrochę piasków
© JoannaZygmunta
ale tutaj pomimo, że nierówno, piaszczysto i zapadająco się moje super opony Geaxy pokonuja km jak masło ;) Piaszczysto i mało gładko
© JoannaZygmunta
Wiatr wiał dzisiaj jakby sie jakaś idiotka powiesiła, mam nadzieję, że jutro bedzie słabszy bo pojadę głównie pod niego.
Tom sobie popisała :)
Kategoria z domu/do domu
Do domciu
d a n e w y j a z d u
40.36 km
25.51 km teren
02:04 h
Pr.śr.:19.53 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lipican vel Mondi
Starą dobrą trasą Poznań- Pobiedziska. Droga w Uzarzewie sucha i wyraźnie wyrównana do najbliższych deszczów, piasek w Katarzynkach też już jest - fajnie, nareszcie :)
Całą rodziną pojechaliśmy lansować się po Pobiedziskach. Każdy na innym rowerze: Marcin na mojej szosie, Marta na mojej Krówce, Zosia na Marty Scocie a ja jedna porządna na swoim Mondim. :)
Kategoria dojazdy, z domu/do domu
Tak sobie jechałam
d a n e w y j a z d u
31.28 km
0.00 km teren
01:52 h
Pr.śr.:16.76 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
aż zastałam widok, który mnie wielce usatysfakcjonowałtopniejące bałwany
© JoannaZygmunta
Prawie, że poczułam fizyczną satysfakcję, że te cholery się tak pochylają i wyglądają tak obleśnie. To prawie jak zobaczyć koleżankę sprzed lat, niegdyś taką piękna i kwitnącą a teraz wyglądającą jak stara kalrypa i to przywiędła.
Większość trasy w Poznaniu. Umówiłam się z Marcinem, że jak będzie wracał do domu autem to gdzieś po drodze do domu się spotkamy i zabierze mnie do domku gdzie czekają dwie zgłodniałe paszcze. Jadąc sobie w stronę Swarzędza widziałam Marcina stojącego w korku, gdyż właśnie naprawiano cos tam co generowało spory koreczek. Spotkaliśmy sie w Łowęcinie przy pięknie topniejących obrzydłych bałwanach, które jutro mam nadzieję, że będą mniejsze albo wcale.
Kategoria z domu/do domu
Może zmilczę
d a n e w y j a z d u
31.89 km
0.00 km teren
01:50 h
Pr.śr.:17.39 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
i nie napiszę co myślałam o tej lodowatej zdzi...... co rozsiadała się szeroką d... na naszych drogach, lasach i polach i duła jak oszalała ze wschodu prosto mi w twarz przez jakieś 28 km. Ja spokojny człowiek jestem ale wszystko ma swoje granice. Dla uspokojenia śpiewałam sobie
i przyrzekałam, że aż się kierunek wiatru albo temperatura nie zmieni to za diabła nie wsiądę na rower ale jak wróciłam do domu i się ogrzałam to wsiadłam na czarną mambę i poleciałam do fryzjera poprawić sobie humor :)
Kategoria z domu/do domu