szosa
Dystans całkowity: | 3957.93 km (w terenie 6.50 km; 0.16%) |
Czas w ruchu: | 156:54 |
Średnia prędkość: | 25.23 km/h |
Maksymalna prędkość: | 53.50 km/h |
Liczba aktywności: | 88 |
Średnio na aktywność: | 44.98 km i 1h 46m |
Więcej statystyk |
Z rana na szosę
d a n e w y j a z d u
34.94 km
0.00 km teren
01:17 h
Pr.śr.:27.23 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Trochę z Marcinem na spotkanie z Sebą w Wierzycach. Chłopaki pojechali robić dystans a ja pokręciłam się przy S5 korzystając najpierw z bardzo korzystnego wiatru a potem niestety musiałam zawrócić i dygać pod wiatr samotnie.
Kategoria szosa
Z rana na szosę
d a n e w y j a z d u
24.00 km
0.00 km teren
01:00 h
Pr.śr.:24.00 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Najpierw prasowanie białych bluzek i spódniczek na jutro. Potem "Jasminum" w TV i wyleźć nie mogłam. W obcisłym siedziałam na kanapie i po raz n-ty przeżywałam miłośc na srebrnym ekranie aż moje strarsze dziecię wyrechlało się z łóżka i uświadomiło mi, że jak się nie sprężę to nici z roweru. Pojechałam sobie na szoskę na rege po tych ostatnich moich terenowych szaleństwach ale rege się nie udało bo obiecałam Marcie, że będę za godzinkę a ten paskudny wiatr targał mną w te i wew te jak by mi chciał łeb wyrwać, przewiać mnie do szpiku (co się udało) i zniechęcić mnie do wychodzenia z domu i najlepiej zapadnięcia w sen zimowy. Nie dałam się paskudnikowi. Odziałam ciepłe dwa koszule i filcowe okulary i pojechałam przez Kocią do Sannik i do Pobiedzisk.
Po powrocie wzięłam babolińskie i pojechałam pokibicować Pobiedziszczanom biorącym udział w biegu na 5 i 10 km w Bednarach. Przyjechałam akurat na start.Wyśicig w Bednarach. Jak więcej ich biegło to ręce zajęte miałam klaskaniem :)
© JoannaZygmunta
Moje laski niestety wolały elegancję niz ciepło i bardzo szybko przemarzły. Do tego wstydziły się matki, która gwizdała w gwizdek i darła paszczę w stylu:'Dajesz, dajesz!!" oraz podskakiwała bo zimo. Poszły do auta a ja robiłam co powyżej. Moja koleżanka z siłowni Sylwia była 2 ga open, reszta moich znajomych bardzo dobrze pobiegła w tym Damian. :)
Dzień pełny atrakcji - walka z sobą co by wyjść, walka z wiatrem co by dojechać, trening gardła w darciu i wizyta w Selgrosie co by kucyki miały nowy domek (masakra, ale lasek pieniądze).
Kategoria szosa
Do Bydgoszczy bo do Torunia to tylko z Sebą ;)
d a n e w y j a z d u
143.49 km
0.00 km teren
05:26 h
Pr.śr.:26.41 km/h
Pr.max:45.00 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Wstaliśmy późno bo w łóżeczku było cieplutko, mięciuchno i Marcin chrapał tak rozkosznie, że budzik wrzuciłam pod poduszkę i niech się zamknie w wakacje.
Wygrzebaliśmy się o 9 i jechaliśmy przez miasteczka, wioseczki, pola i lasy. Wiatr przez większość drogi pchał nas fajowo, że żałowałam, że koszul założyłam za obcisły do mógłby robić za żagiel ;)
Przejechaliśmy przez Zakrzewo, Kłecko, Ułanowo, Świniary, Łopienno, Janowie Wlkp., Damasławek, Wapno, Srebrną Górę, Kcynię, Nakło i Bydgoszcz.
Można pisać i pisać co widzieliśmy. Zachwyciły mnie te miasteczka i wioseczki. Potem czytając o nich dowiedziałam się wielu niesamowitych historii a to, że Łopienno było dawno temu miastem a to, że w Wapnie w latach 70 -tych zapadły sie bloki mieszkalne bo pod jest kopalnia soli albo że w Kcyni urodził się niesamowicie inteligentny facet chemik - Jan Czochralski, który na początku XX wieku odkrył metodę otrzymywanie monokryształów krzemu obecnie wykorzystywanych do działania mikroprocesorów.
Nazbierałam do nochala wiele zapachów - kopru z ogródków, świeżo przeoranej ziemi, ściętej trawy, lasu i tego co krówki oddają na pole.
Przy kanale bydgoskim teściowa zadzwoniła, że źle się czuje i że mamy wracać. Żeby to było takie łatwe! To szybko do Bydgoszczy na pociąg a znaleźć dworzec nie było łatwo. Wypytując się Bydgoszczan znaleźliśmy boczny dojazd do dworca, że wieczorem strach się bać a sama nazwa uliczki "Czarna droga" juz mówi za siebie ;). Kupiliśmy bilety i okazało się że mamy 3 godziny do odjazdu to pojechaliśmy na Wyspę Młyńską gdzie akurat odbywała się impreza dla gawiedzi, która mi się bardzo podobała tym bardziej, że można było ochłodzić zmęczone stópki i wypić sobie smaczne piwko.
Pan na włościach w Zakrzewie :)
© JoannaZygmuntaJanowiec Wielkopolski ma ładną fontannę
© JoannaZygmuntaNa 70 km przekroczyłam pierwszy raz w życiu granicę województwa na rowerze
© JoannaZygmuntaKcynia - kościół
© JoannaZygmuntaKanał bydgoski
© JoannaZygmuntaKanał bydgoski z drugiej strony
© JoannaZygmuntaImpreza w Bydgoszczy
© JoannaZygmuntaByło goraco
© JoannaZygmuntaChłodzenie stópek - rewelacja :)
© JoannaZygmunta
Kategoria szosa
Droga czterech powiatów
d a n e w y j a z d u
63.52 km
0.00 km teren
02:25 h
Pr.śr.:26.28 km/h
Pr.max:40.09 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Pierwszy raz przejechałam z małżonkiem mym jego pętelkę zwaną "drogą czterech powiatów" Dzieciaki już coraz większe i cieszą się, jak starzy sobie pójdą bo wreszcie mozna pograć w kompie i jest fajnie. Nam też było fajnie choć wiatr wiał ciągle w gębę i odrywał mnie od mojego miłościwie wolno jadącego koła męża. Byliśmy w CzerniejewieCzerniejewo :)
© JoannaZygmunta
W GieczuStary romański kościół w Gieczu
© JoannaZygmunta
i przy pałacu w GułtowachMarcin i pałac w Gułtowach
© JoannaZygmunta
gdzie mój Wily ładnie pozował do zdjęciaWily w Gułtowach
© JoannaZygmunta
Wymęczył mnie ten wiatr i po powrocie do domku zrobiło mi się zimno. Zjedliśmy makaron i wskoczyłam pod koc. Moje babolińskie jednak juz się stęskniły za matką i postanowiły jak kociaki poprzytulać się.Kocie szczęście :)
© JoannaZygmunta
Kategoria szosa, wycieczka
Miało być blisko i nieszybko bo
d a n e w y j a z d u
60.07 km
0.00 km teren
02:20 h
Pr.śr.:25.74 km/h
Pr.max:41.20 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
jutro jak mi nic nie przeszkodzi (gorączka Zosi, Marty, moja bądź moje lenistwo) to jadę się wytargać, ubabrać, upocić i zmeczyć do nieprzytomności u Gogola na maraton. Jakoś mi się terminy pokitrały i myślałam, że mam jeszcze tydzień do wyścigu a tutaj dupa, prawie tydzień bez roweru za to z nieodpowiednim jedzeniem i ciągłym zamówieniem typu: Proszę beczkę piwa, piwo i 8 piw ;)
No w końcu nad morzem byliśmy ale tyle piwa to nie było ;)
Dzisiaj właśnie sobie cerowałam skarpetki, Zosia sobie ładnie odpoczywała (gorączka zeszła) gdy Marcin wpadł do domu z Martą i rzucił hasło: "Ubierasz się? Bo Klosu z Marcem grasują tu w okolicy i należy się do nich podłączyć" Nie będę cerować skarpetek jak okazja do jechania jest! Szybko w obcisłe, dziewczyny włączyły sobie bajkę a my na rowery i dalej pod wiatr. Kurdeee, wiało, że myślałam, że mnie przewieje przez gębę tam dalej. Marcin pociskał po 38 i jak wisiałam mu na kole to jakoś dawałam radę. Robiłam się jak najmniejsza na kierownicy, zęby w jego siodło i po płaskim było w miarę. Najgorzej jak mnie zepchnął samochód AUTO SZKOŁA SKODA (SIC!) i już dokleić nie mogłam bo wiatr tak zatrzymywał, że tylko widziałam jak mi z licznika schodzi do 27 a Marcin coraz dalej aż sie nie zorientował, że mnie nie ma i zaczekał a potem pod Kiszkowem brązowy wan znowu na gacie mnie minął i znowu się odkleiłam. Tam już Marcin nie czekał, tylko poleciał spotkać się z chłopakami na rynku. W Kiszkowie na rynku :)
© JoannaZygmunta
Pomachałam chłopakom wirtualną białą chusteczką i rozjechaliśmy się. Oni pojechali na Poznań a ja na Owieczki, bo mi się pomyrdało i byłam pewna, że to bardzo blisko jest ;)
Jechałam i jechałam a tu Owieczek nie ma za to jest napis, że do Gniezna 9 km. No to ładnie! Pomyślałam, znowu gdzieś zbłądziłam. Na szczęście zaraz był skręt na Łubowo i wzdłuż S5 do domu znowu pod szaleńczy wiatr dojechałam. Utyrałam się okropnie, ze nie chciało mi się do sklepu jechać ale pozbierałam się i kupiłam co trzeba i zrobiłam eksperymentalny makaron z sosem śmietanowo/mlecznym z kurczakiem, żółtą i czerwoną papryka i kukurydzą. PYCHA! Uchmanta sie trzęsły :)
Kategoria szosa
Po morzu :)
d a n e w y j a z d u
47.62 km
0.00 km teren
01:46 h
Pr.śr.:26.95 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Po morzu albo może w morzu pływalim przez dni 3 :) Zosia uśmiechała się ładnie do Neptuna i pogodę mieliśmy słoneczną od czasu do czasu przerywaną burzą (to wtedy kiedy odwracał swe oczy w stronę innej ;)). Romantyczne zachody słońca
© JoannaZygmuntaBieganie po plaży
© JoannaZygmuntaKąpanie sie w pianie
© JoannaZygmunta
Niestety Zosia za dużo korzystała z łaskawości Neptuna i bahała się w morzu aż była sina co zemściło się wysoka gorączką i musieliśmy wracać. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło. Dzisiaj już gorączka opanowana a na rower się już ckniło więc polecieliśmy z Marciem na małe kółeczko obadać czy coś się przez 3 dni zmieniło. Nie zmieniło się tylko karczmarz chce się zapisać do gogle aktiv cośtam coś tam. Już ma: rower, bidon i kask. Nawet wie jak fachowo założyć oksy ;) Szymonbike by sie nie powstydził ;)Jestem dotowy do goggle teamu
© JoannaZygmunta
Kategoria szosa
Marcina rozjazd
d a n e w y j a z d u
34.04 km
0.00 km teren
01:12 h
Pr.śr.:28.37 km/h
Pr.max:40.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Marcinowy rozjazd po wczorajszym wyjeździe na taki tam pagórek. Tyle km autem jechali co by się czeskiego piwa napić i 100 parę km na rowerze zrobić. Faceci to dziwni są. Na piwo pod górkę jechali, potem zjechali, znowu piwo wypili i o 1 w nocy do domu zjechali. ;)
Dzisiaj Marcin zarządził rozjazd co by go nogi nie bolały to się podłączyłam. I tak na tym rozjeździe po 40 km/h (takiego maxa mam a po płaskim jechaliśmy bo do Łubowa) pod wiatr Marcin zapindalał a ja za nim goniłam co i rusz gubiąc i łapiąc koło. Gdzieś po drodze spotkaliśmy Sebę, który odprowadził nas do domu i miał niespotykaną okazję zobaczyć nadzwyczajne zjawisko, które poruszyło gawiedź małomiasteczkową, czyli lądowanie balona z koszem w środku przyosiedlowej łąki.Balon w Pobiedziajach :)
© JoannaZygmunta
Kategoria szosa
Do Łubowa
d a n e w y j a z d u
58.49 km
0.00 km teren
02:12 h
Pr.śr.:26.59 km/h
Pr.max:45.00 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Teściowa zabrała dziewczyny do siebie więc popołudnie było wolne. Nie bedę marnować popołudnia na siedzenie na kanapie albo co gorsza sprzątanie. Szybko oblekłam się w obcisłe i poleciałam w strone S5. Wiatr wiał dzisiaj mocno i jakoś tak ciągle w gębę. Zimno sie zrobiło tylko 21stC ;)
Kategoria szosa
Odprowadzić chłopaków w niedzielę
d a n e w y j a z d u
39.54 km
0.00 km teren
01:21 h
Pr.śr.:29.29 km/h
Pr.max:50.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Dzisiaj znowu odprowadzałam chłopaków ale w inną stronę bo do Swarzędza. Marcin z Sebą i Marcinem ustawili sie w Swarzędzu z Mariuszem na spokojna jazdę na szosie. W Pobiedziskach mieliśmy dyskusje z burakiem w aucie, który na małą kobietke poważył sie trąbic na co mój tygrys (Marcin) tylko zawrócił i delikatnie mu powiedział co o takich sądzi i jak jeszcze jak seba podjechał i przybił piątkę, to klient tylko zniknął. Przyjechał Marcin i już zaczęła sie jazda. Starałam sie trzymać koło i tak sie fajnie rozpędzaliśmy, rozpędzaliśmy i za zjazdem na Biskupice chłopaki zaczęli dokręcać a ja zaciskać zęby. Było super, 50 km/h gdy zaczęliśmy podjeżdżać pod Górę i nagle przestali jechać. :( Zwolnili i skończyło się rumakowanie. Jeszcze nigdy tak szybko nie pokonałam tej trasy! Potem oczywiście czułam to w nogach i bardzo dobrze jechało mi sie z Sebą pytlując jak najęta ale żałowałam, ze nie pociągnęliśmy więcej. W Swarzędzu spotkaliśmy się z Klosiem. Gadu, gadu i ja pojechałam na ogródek, gdzie panny moje oglądały bajkę i było wszystko OK a Marcin i reszta ekipy pociagneła na spokojny trip (he he) po którym Marcin wszamał wszystko co ugotowałam + wytonkał piwo co je na plecach przytargałam.
Ale było fajnie!
Kategoria szosa
Odprowadzić chłopaków
d a n e w y j a z d u
78.67 km
0.00 km teren
03:11 h
Pr.śr.:24.71 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Odprowadzić chłopaków do Gniezna bo by się biedaki na tej strasznej 5-ce pod jakiegoś TIRA wtranżolili ;). A było to tak: Grigor rzucił na twarz, że pojechałby sobie trochę dalej i jakby kto chciał to niech sie podłączy. Start wcześnie rano to mi pasowało i w stronę Gniezna więc w tereny których nie znam. Marcin pozostał z naszymi najkochańszymi pociechami, które po kalafiorach i fasolkach na kolację miały koszmary senne i nie dawały nam spać albo "miastowe" dziewuchy odwykłe są od ciemności i sie bały na ogródkach działkowych więc wstać nie było trudno bo i tak nie spałąm i wolałam jechać w trasę niż słuchać jak moje rozbudzone, zadowolone (że jasno) szczebiotki szczebiocą.
Po perypetiach ze znalezieniem sie znalazłam Grigora i Piotrasa, którzy czekali na mnie na drodze S5.
Przez cały czas pogoni za chłopakami, których miałam spotkać gdzieś w Pobiedziajach a okazało się, że są już dalej miałam "gorącą" linię Ja-Marcin-Seba. Nie opłacało sie chować telefonu w kieszeń a ze podobno mój aparat odporny jest na wszystko to trzymałam go w zębach ;)Asia zajeżdża z telefonem w buzi!? :-)))
© grigor86
Chłopaki widząc moja niechęć do jazdy z Tirami zaproponowali trasę przez Fałkowo gdzie ewentualnie miał czekać na nas Bolo z lolą (tylko uczestnicy wiedzą ;)) potem przez Owieczki gdzie były tylko gęsi, obok kukurydzy i znowu gdzieś tak jakoś myk i już byliśmy u Bolka. Znowu nie wiem jak byłam w centrum Gniezna. Jeszcze nie było nikogo z gnieźnieńskiej grupy BS to pojechaliśmy na zakupy do sklepu Społem gdzie kupiłam sobie puszkę kofeiny na rozbudzenie.
Wróciliśmy do Bolka a tutaj czekają juz na nas gnieźnianie. Wspólne zdjęcie przed Katedrą w Gnieźnie. Od lewej: ja, Pan Jurek, Piotras, Dawid, Mateusz, Asia, Kuba, Marcin
© grigor86
Fotka i instrukcja jak mam wracać.
"Pojedziesz kochana najpierw w prawo, potem w lewo i jeszcze raz w lewo i jak będzie siedział kot to tam skręcisz." Taki miałam mętlik po nadmiarze informacji jak mam jechać. Wiedziałam, że mam na światłach skręcić w lewo i potem szukać kierunkowskazu na Kiszkowo. Udało się bez problemów, znalazłam drogę i było fajosko. Ciepło, miło, lato pachnie, ptaki śpiewają, rowerek smiga, idiotka blondyna wyprzedza traktor ledwie mnie mijając z przeciwka, wyskakuje na mnie "czerwony karczmarz" Czerwony karczmarz w Waliszewie
© JoannaZygmunta
Ten zatrzymał jednak ten sieporek za plecami i rower mi oddał ale napić się nie dał.
Potem bez przygód dojechałam na ogródek i zamieniliśmy się rolami. Marcin pojechał z Marcinem na dziewice a ja z moimi niewyspanymi królewnami poszłyśmy na spacer po ogródkach szukać, gdzie jeszcze uchowały się przed złomiarzami pompy. Kto znalazł ten sie cieszył, że znalazł i potem płakał bo miał kupić loda. Żeby nie było płaczów matka w końcu znalazła najwięcej pomp. Gdyby te hipotetyczne pompy sprzedać na złom to miałabym na lekko używany samochód a nie na trzy lody ;)
Kategoria szosa