Styczeń, 2014
Dystans całkowity: | 386.59 km (w terenie 50.00 km; 12.93%) |
Czas w ruchu: | 17:27 |
Średnia prędkość: | 21.01 km/h |
Maksymalna prędkość: | 40.00 km/h |
Liczba aktywności: | 9 |
Średnio na aktywność: | 42.95 km i 2h 10m |
Więcej statystyk |
Rolki 5
d a n e w y j a z d u
23.76 km
0.00 km teren
00:52 h
Pr.śr.:27.42 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Zimno. W garażu przez 7 minut też.
Chociaz miałam mało czasu to wszystko się sprzeciwiało. Dwa razy musiałam zejść bo:
1.zapomniałam wsuwek do włosów i mi moja porywajaca grzywka wpadała w nos
2. jamnik wpadł w takie drgania, że zrzucił z siebie grajetko, które poprzez różne kabelki podaje muzykę na jamnikowe głośniki i zapadła straszna cisza. Cisza nieznośna bo pozwalająca słyszeć jednostajne szuranie rolek i szuranie czasu, który wtedy straszliwie się rozwleka.
Dzisiaj przygrywało mi:
Słoneczna muzyka na zimne dni.
Mało czasu miałam bo leciałam wygrzać sie i naładować się słońcem na solarium. Zczaskałam się na lekki brąz
a potem wymarzłam na dworcu Pobiedziska City w oczekiwaniu na mojego małżonka co wracał z zasypanej śniegiem Stolycy.
Kategoria rolki, szosa, w domu
Rolki 4
d a n e w y j a z d u
27.70 km
0.00 km teren
01:00 h
Pr.śr.:27.70 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Zimo. Zimno nawet w garażu. Łapki mi z początku marzły i musiałam założyć bluzę z długim rękawem. Do czasu, potem było juz dobrze.
Próbuję utrzymywać kadencję ok 90 i dupa. Ledwie zacznę myśleć o jutrzejszym obiedzie albo o Polsce ;) a już na liczniku cad 84. Wtedy znowu muszę wsłuchac się w muzę i skoncetrować na takcie walca angielskiego 3/4.
Dzisiaj przygrywało mi
Kategoria rolki, w domu
Rolki 3
d a n e w y j a z d u
28.92 km
0.00 km teren
01:00 h
Pr.śr.:28.92 km/h
Pr.max:40.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Żeby jechać już całkiem dobrze na tym "ruchomym chodniku" potrzebne są:
1.SPD
2. Dobra muza
puszczona na całą siłę jaką się da wydusić z garażowego "jamnika"
3. Cierpliwość
4. Ręcznik
5. Dobry wzrok co by dopatrzeć się różnych wskaźników na kierownicy bo zasłaniam sobie imitację słońca w postaci byle jakiej lampy w garażu.
Tydzień całkiem zróżnicowany bo:
W poniedziałek siłownia
we wtorek masaż i ćwiczenia w ramach rozruszania kręgów szyjnych
w środę siłownia
w czwartek step
w piątek ZUMBA
ale za to w niedzielę ................... pewnie znowu wskoczę na rolki ;)
Nogi mnie bolą ;)
Kategoria rolki, w domu
rolki
d a n e w y j a z d u
20.77 km
0.00 km teren
00:48 h
Pr.śr.:25.96 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Kategoria rolki, w domu
Dama do towarzystwa
d a n e w y j a z d u
56.00 km
0.00 km teren
03:41 h
Pr.śr.:15.20 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Wstaliśmy wcześnie bo Marcin miał pojechać w towarzystwie gdzieś daleko i szybko. Miły, cichy poranek, śniadanko, kawka i tel. pt: "łe zimno, i wietrznie. Nie jedziemy bo pada itp."
Marcinowi zrzedła mina i już zaczął: e! może na trenażer? e! tak samemu to mi się nie chce, e!
- Oj dziadu! Dalej jadę z Tobą ale będziesz na mnie czekał bo inaczej i tutaj wymieniłam różne straszne tortury.
Odziałam się jak zwykle za ciepło ale teraz byłam przygotowana bo miałam plecaczek z ciuchami i najważniejsze - wzorem starszej pani termosik z herbatką słodzoną konfiturką.
Ja to bym nie była mną gdybym gdzieś nie skręciła, żeby sprawdzić, gdzie ta dróżka wiedzie. Pojechaliśmy obejrzeć Morsów kąpiących się nad jez. Biezdruchowo. Właśnie wychodzili z wody. Czerwoni tacy, w strojach i biegają wte i we te roznegliżowane wariaty (szacun) a my próbowaliśmy objechać jezioro. Nie udało się bo ścieżka kończyła sie przy jakimś kanale i musieliśmy skręcić w pole które przypominało wyścig w Dolsku lub końcówkę Michałków. Jednym słowem trzęsionka wyścigowa ;) Tam wpadliśmy znowu w nową dróżkę gdzie nawet Marcin jeszcze nigdy nie był i super!
Polecieliśmy na Dziewiczą Górę po lesie gdzie nie czuło się tak wiatru
ale było go słychać. Fajne wrażenie drzewa się kołyszą i mocno szumią a w
dole my się turlamy po wilgotnych drogach. Pojechaliśmy okrężnie, żeby nie wpaść w błoto ale niestety na czerwonym szlaku wycinają piękne drzewa i robią syf malaryczny. Tam też na chwilę straciłam przyjemność z jazdy i zaczęłam marudzić, że nie mam siły, że zamiast blachy to chyba mi w ten obojczyk grzebień włożyli, że SPD-y mi się ubabrały i nie mogę się wpiąć i że gdzie jest ta głupia góra pod którą deptam i deptam w tym błocie a jej nie ma i ja już chcę herbatkę i nagle byłam na podjeździe pod wieżę.
Poleciałam na Killera a ten mój najmilejszy jeździ w dół i górę. Ja jeszcze się boję, że glebnę i wyrwę sobie ten grzebień więc biegałam za tym moim a ten tak mi szybko podjeżdżał, że nie nadążałam z wbieganiem. W końcu wyniosło go gdzieś w inną stronę i pewnie to moje jazgotanie go wytrąciło z równowagi i się zatrzymał w pół drogi co udało mi się uwiecznić. hahaha!
Pod wieżą popas
i powrót do domciu.
Ten "grzebień" w łapie mi na tyle doskwierał dzisiaj, że powrót zarządziłam asfaltem. To była jazda! Pchało nas i szybciutko byliśmy w domciu gdzie wszamaliśmy pyszne curry. mniam, mniam :)
Potem pojechaliśmy do Poznania do bardzo eleganckiej kawiarni na bardzo dobre słodkie z okazji zbliżających się moich następnych urodzin a potem w Pobiedziajach oglądaliśmy "światełko do nieba" i było super fajnie dzisiaj :) Jestem BARDZO ZADOWOLONA jak mawiał taki jeden z BS Superwymiatacz ;)
Tak mnie dzisiaj zaniosło.
d a n e w y j a z d u
125.21 km
50.00 km teren
06:21 h
Pr.śr.:19.72 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Jak wyjeżdżałam to wiatru nie było. Szmaty, które kiedyś były jakąś reklamą, wiszące przy sklepie budowlanym wisiały smętnie co świadczyło, że w którą stronę nie pojadę to będzie wiatr w nos ale bardzo lekki bo jadę raczej wolno. Z założenia jechałam wolno bo wczoraj byłam pierwszy raz na siłowni i bolała mnie łapa choć robiłam "dół" jak to się mówi w nomenklaturze ;). Jechało się dobrze, mijałam różnych rowerzystów, jednego dziadka w odblaskowej kurteczce z napisem "jestem widoczny" wprawiłam w wielkie zdziwienie, że juz trzeci raz go mijam a mnie dzisiaj nosiło w różne dziwne dróżki, przeważnie donikąd. Głupie kejtry poczuły chyba wiosnę bo latały i darły pyski dzisiaj za mną chyba z 5 razy. Na szczęście było to tylko szczekanie bez łapania za girki. Woda w bidonie od prawie gotującej zrobiła się zimna i lodowata a mnie niosło i niosło przez Biskupice, Gwiazdowo, Kocią (gdzie spotkałam Sebę jadącego do roboty) wzdłuż S5 i dalej. W terenie gdzieś nagle otrzeźwiałam, że coś za dużo już jadę i gdzieś w lesie na trasie R12 zaczęłam kierować się do domu ale stwierdziłam, że jeszcze trochę i gdzieś przez jakieś działki, domki zagubione w lesie (zawsze sie zastanawiam jak ci ludzie żyją, czy pracują w mieście, czy na roli, czy dzieci chodzą do szkoły itp.) przez Jakieś Dalki, Obory wróciłam na bocznicę S5 gdzie zaczęło się pod wiatr. Wiało mi prosto w gębę zimnym, lodowatym wiatrem a do tego od czasu do czasu popadywało. Jak skręciłam na Wierzyce to nareszcie wiatr wiał z boku. Wstąpiłam do sklepu bo mi paliwa już zupełnie zabrakło i chyba wyglądałm marnie bo panie sprzedawczynie spytały się mi ile już dzisiaj zrobiłam km - 115 odpowiedziałam. Te tylko wzniosły oczy ku górze a ja jak zobaczyłam moje dłonie koloru lakieru do paznokci (ciemno czerwone) to już byłam pewna, że nigdzie dalej niż do domu nie jadę i że w najbliższym czasie nie jadę tak daleko a zwłaszcza bez mapy bo potem targam się po tych lasach i drogach i wychodzą mi jakieś straszliwe km.
Jak zdżarłam kanapkę czekoladową i PrincePolo XXL to ochoczo pojechałam w stronę Pobiedzisk i nawet mi w głowie zabłysnęła myśl, że te 30 do Poznania też bym zrobiła. Jednak zadzwonił kontrolny telefon :"mama gdzie jesteś" i to już było ostateczne wezwanie do domu, żeby zrobić makaron z jajcami w sosie koperkowym (podobno ble - ten sos), mi tam smakował, wszystko mi smakowało, wszystko. Równie wybornie smakowała mi kąpiel w bąbelkach.
Pod wieczór z Martą pojechałyśmy do sklepu po zakupy. Wyprzedzało mnie to moje dziecko a ja ukręcić nie mogłam.
Znalazłam super patent do zaznaczania, że jestem na drodze przy pomocy mojego super ekstra telefonu komórkowego Samsung Solid. Włączam latarkę, wrzucam ją do kosza z przodu i daję po oczach kierowcom, że mijają mnie dużym kołem. Wczoraj odkryłam, że tak można kiedy towarzyszyłam pobiedziskim kobietom co biegają. Biegają te kobiety w takim tempie, że ja odpadam a przydałoby się pobiegać. Muszę sobie znaleźć jakieś pobiedziskie ciotki co biegają ;)
ps. Marcin jak się dowiedział ile dzisiaj wykręciłam to stwierdził, że hardcorowcy z Pobiedzisk to tak już mają, że robią 100 w zimie a to dlatego, że szkoda się tyle ubierać na jakieś głupie 20 km.
Ta! Ledwie się ruszam, idę (poczłapię) się spać zaraz. I znowu będzie wojna, która panna ze mną śpi, co nie wiążę się z szybkim zaśnięciem ale dzisiaj to chyba nic mnie nie wzruszy .
Kategoria inne
W garażu
d a n e w y j a z d u
21.84 km
0.00 km teren
00:45 h
Pr.śr.:29.12 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Nie było dzisiaj czasu na wyjazd na rower bo.......... nie było. Między innymi odwoziliśmy (wydawaliśmy) kota, w mam nadzieję, dobre ręce. Odwiedziny u teściowej, podtrzymywanie dziadka na duchu, że kot będzie miał dobrze itp zajęło tyle czasu, że za jasnego nie dało się wyjechać a po ćmoku to ja tylko na siłownię, na dancing lub po piwo jadę ;)
Mój najmilejszy umilał mi czas pokrzykując na mnie od czasu do czasu :"jedź!!" i "trzymaj kadencję", oraz robił za siostrę instrumentariuszkę ocierając mi twarz i podając bidon bo jeszcze takich cudów to robić nie umiem ;) Za to upiekłam w tym czasie sernik
a kiedyś mi się wydawało że ta pani robi mistrzostwo świata
a nawet dobrze nie wymieszała tych jajek ;)
Kategoria w domu, rolki
No to jedziem w garażu!
d a n e w y j a z d u
0.00 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max: km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Pierwszy raz na rolkach.
Najpierw z pewną dozą nieśmiałości, przy pomocy małżonka i sznurka od bramy wlazłam na to ustrojstwo.
Potem było coraz lepiej. Nawet rzuciłam okiem na fotografa
A potem już było bardzo dobrze.
Trochę mi kierownicą majta, ale sznurek pomaga mi tylko do startu. Bałam się ale zeszłoroczna nauka nie poszła w las.
Kategoria rolki
Miałam tylko odprowadzić Marcina
d a n e w y j a z d u
62.39 km
0.00 km teren
03:00 h
Pr.śr.:20.80 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
do Seby na ustawkę. Marcin przed wyjściem mnie poganiał bo juz było po czasie a ja jeszcze tyle miałam do zrobienia, zabrania i koniec końców ani sie dobrze nie ubrałam, ani nie wzięłam nic do jedzenia, w ostatniej
chwili chwyciłam pustawy bidon z wodą od wczoraj a o pieniążkach nawet
nie wspomnę.
Pod Kociałkową na górkach Marcin jechał obok i dopingował mnie "Presto! presto!" i w 10 min byliśmy pod blokiem Seby. Krótki postój, fotki do pamiętniczka
I wyjazd w stronę Wierzyc. Ja wyjechałam pierwsza za mną jechał Seba a na nas chciał się rzucić pies rasy wioskowej. Właśnie pomyślałam, że będzie nas gnojek gonił, gdy za plecami rozległ się wycio-wrzask w wykonaniu Marcina. Biedny pies dostał chyba pomieszania zmysłów, bo nagle zza ogona zaatakowała go bestia, której to on miał pokazać kto tu rządzi na podwórku. Podobno nadal biega po Kociałkowej w poszukiwaniu jakiegoś przytulnego miejsca albo w poszukiwaniu bestii, żeby teraz jej pokazać ;)
Bardzo dobrze mi się jechało za Sebą i Marcinem bo na ich kołach i jeszcze przy pogaduchach. W międzyczasie zadzwonił Kania i postanowiliśmy się z nim spotkać w drodze do Pobiedzisk. W Gołuniu spotkaliśmy Kanię i nawrotka znowu do Wierzyc. Ja stwierdziłam, że tak mi się miło jedzie, że podjadę do Wierzyc i wrócę sobie przez Kocią. Tyle mi z tego wyszło, że za chwilę widziałam ich oddalające się plecy a ja samotnie pojechałam bo juz niestety nie dałam rady na moim góralu za nimi na szosach :(. Przed Kociałkową stwierdziłam, że nie będę się tłukła po tych dziurach co je Seba zrobił, bo potrzebował asfalt na wyłożenie w łazience ;) tylko sobie pojadę troszkę dalej przez Kostrzyn gdzie znowu stwierdziłam, ze nie jadę bezpośrednio do Pobiedzisk, tylko przez Gwiazdowo bo muszę zobaczyć co tam słychać. Stwierdzam, że droga Gwiazdowo-Huby Uzarzewskie jest okropna i cieszyłam się, że jadę góralem. Dziury jak po bombardowaniu i błoto od ciężarówek, zapaszek gnijących buraków i znowu jakiś kejter, który przecisnął sie pod ogrodzeniem i ujadał, ale tylko przez chwilę. Zastanawiałam się czy ten kejter był z gumy bo pod ogrodzeniem nie było wiele miejsca :)
Zaczynało brakować mi paliwa a jeszcze mnie kusiło, żeby jechać przez Biskupice i zrobić jakieś 10 km więcej. Fajnie się jechało a w styczniu taka pogoda do skarb. Jednak trochę rozsądku mi zostało bo wody w bidonie juz nie i skręciłam na Górę.
Dojechałam do domu a tu drzwi zamknięte. Ładnie! Małpiatki gdzieś sobie poszły! Gdzie mogą pójść? Oczywiście do sklepu po zakazany owoc w postaci chipsów. Złapałam babolińskie jak wracały ze sklepu i "one nic nie jadły, no skąd mamo, poszłyśmy po chlebek bo się skończył" tylko ciekawe czemu obiad tak słabo zjadły. ;)
Na zakończenie. Dopasowuję kolor paznokci do teamowego stroju. Wydaje mi się, że muszą być o ton jaśniejsze ;)
:D))
Spotkanie Noworoczne
d a n e w y j a z d u
20.00 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Pierwsze km i od razu "na ślyp" bo skleroza ogromna mnie ciąpie i zapomniałam licznika.
Sylwester bardzo miły z małżonkiem, dziewczynami oraz Carlosem Santaną, który przygrywał nam do szampana i zagrychy w postaci nadziewanej papryki, oliwek itd.
Dzisiaj z rana tj. około 11 mój małżonek z sąsiadem mym Sebą pojechali do Poznania na Noworoczne Spotkanie ogarniętych manią rowerową zapaleńców nad jezioro Rusałka. Nie mogło mnie tam zabraknąć, więc wzięłam dziewczyny do auta, rower na auto i pojechałyśmy na Wildę do dziadków. Zgarnełam teścia i przez miasto pojechaliśmy nad Rusałkę. Nie obyło się bez przygód. Otrąbił nas jakiś p......, któremu się nie podobało, że musi dojechać do sygnalizatora z czerwonym światłem za mną, na co w teściu obudził się lew i doszło do pyskówki, Teściu nieprzyzwyczajony jest do buraków bo za rzadko jeździ po ulicach. Tuż przed Rusałką Teściu złapał laczka i dopompowywaliśmy koło aby chociaż dojechać do miejsca spotkania. Spotkaliśmy Jarka Drogbasa, który po wczorajszych baletach nie do końca wiedział, która jest godzina i właśnie bokami jechał do Agi (narzeczonej) .
Nad jeziorem spotkałam kupę znajomych Macieja , Jurka , Sławka, Kamila, Anię Wysokońską, Jacka Głowackiego, Jurka Neumana i wielu innych fajnych ludzi, którzy już się doczekać nie mogą kiedy będzie można znowu się spotkać. Obcałowałam się i wyściskałam za wszystkie czasy, uśmiałam się, zrobiłam parę zdjęć z których tylko jedno wyszło ;)
Zrobiliśmy jedno tradycyjne kółko wkoło jeziora ale w trybie indywidualnym w naszej małej grupce wymijając pieszych, biegaczy, spacerowiczów i psów na smyczach wyskakujących przed koło.
Po jednej stronie jeziora mroźno a po drugiej (na szczęście tam było spotkanie) wiosna.
Wszystko co miłe się szybko kończy a zwłaszcza dni w styczniu, więc czas było wracać. Ja jeszcze musiałam pojechać na Wildę, wdrapać się z rowerem na piąte, wysokie jak na starą kamienicę przystało piętro, zabrać auto i wrócić po Teścia, któremu nie udało się naprawić dętki i wracał z buta.
Sklera ciąpie mnie do tego stopnia, że zapomniałam pożegnać się z przemiłymi BS-tatowiczami co teraz czynię poprzez eter :)
Wspaniałego Nowego Roku i obyśmy mieli więcej okazji do spotkania :D)
Kategoria inne, wycieczka