Zamglona niedziela
d a n e w y j a z d u
52.39 km
0.00 km teren
03:00 h
Pr.śr.:17.46 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Otwieram oko a tu za oknem nic nie widać a własciwie widać -mleko. A mieliśmy jechać z Sebą szosą do czarownic. Marcin tam nigdy nie był więc okazja żeby z rańca jak dzieciaczki śpią myknąć. Umówiliśmy się na 7,30 ale mając nadzieję, że do 8 się rozwieje przełożyliśmy o pól godziny wyjazd. Guzik nie rozwiało się. Postanowiliśmy jednak pojechać ale w teren. Seba przyjechał cały obklejony mgłą i wodą. Wyjechaliśmy z osiedla żółtych domków i Marcin rzucił propozycję, żeby pojechać na przeciw objazdowiczów ringowych, którzy o 7 mieli wyruszyć z Poznania. Krótki telefon do Pauliny gdzie ringowcy są i jedziemy. Woda kapie nam z kasków i mgła oplata nas zimnymi mackami a my jedziemy sobie na luziku mieląc jęzorami na tematy wszelakie.Mgła
© JoannaZygmunta
Gdzieś koło Dąbrówki Kościelnej z mgły wyłoniło się czterech jeźdźców (na szczęście nie apokalipsy a w tej mgle wszystkiego sie można było spodziewać) Paulina, Jacek G, Jacek P i Zbychu. Z naszej strony nawrotka i próbuję jechać za nimi. Dwa obroty korbą i już zniknęli w mgle wraz z moim małżonkiem. Seba został ze mną do towarzystwa i znowu mieląc ozorami jechaliśmy po swoim śladzie. Tak jechaliśmy i nagle telefon od Marcina - "gdzie jesteście?" "Jedziemy sobie i zaraz bedziemy na mostku i w Letnisku" I wtedy nas oświeciło nie jedziemy ringiem!!! Szybki telefon do Marcina żeby pożegnał od nas ringowców bo zanim my dojedziemy to oni zdążą zamarznąć i wracał do nas. "zamglona czwórka" popędziła dalej a do nas dołączył Marcin. Mieliśmy jechać do domu ale może pojedziemy jeszcze troszkę. Córcie nie dzwonią więc pewnie śpią, więc trzeba wykorzystać okazję i jechać. Jesienny landszafcik z rowerami w tle
© JoannaZygmunta
Sebę roznosiła enegria , bo ja za wolno pewnie jechałam, i od czasu do czasu podskakiwał na rowerze albo jechał na tylnim kole. Tak wiwijał, że To są skutki wywijania na jednym kole. Seba na marach ;)
© JoannaZygmunta
Myślałam, że się nie podniesie. Na szczęście zebrał się i pojechaliśmy po grzyba którego Marcin wczoraj znalazł i miał nadzieję, że do dzisiaj nikt go nie znalazł. Grzyb był i okazał się wielgachną kanią wielkości dużego talerza albo największej naszej patelki.jesienne ujęcie. Co to za zdjęcie jak nie ma roweru
© JoannaZygmunta
I ostatni rzut migawką z telefonu na zamglony las, który pachniał tak, ze się mogło zakręcić w głowie :)Las. Żeby można oddać ten zapach
© JoannaZygmunta
Nasze dziewczynki zadzwoniły, ze już sie obudziły, zjadły śniadanko, się nudzą i mamy wracać. Co było zrobić. Wracamy. Pomimo może niesprzyjającej pogody wyjazd super. Co tam jesień! co tam mgła! Żeby nie moje najdroższe istotki w domu to byśmy jeszcze pławili się w tej mgle aż rozmylibyśmy się w nicość i zapach.
;)
Kategoria wycieczka
komentarze