JoannaZygmunta prowadzi tutaj blog rowerowy

Mój blog nie tylko o rowerowaniu :)

Kawałeczek

  d a n e    w y j a z d u 1.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czarna Mamba
Sobota, 23 grudnia 2017 | dodano: 23.12.2017

Znowu kawałeczek na rowerku ale lepsze to niż nic. 

Wszystkim czytającym wesołych, spokojnych i bogatych Świąt życzę :) 



Kawałeczek

  d a n e    w y j a z d u 0.50 km 0.50 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Niedziela, 10 grudnia 2017 | dodano: 10.12.2017

Mówi się, że na pochyłe drzewo każda koza wlezie. Tym pochyłym drzewem ostatnio ja jestem. Ciągle mnie coś łapie. Nie mówie tam o katarku bo to guzik jest tylko o chorobach gdzie  "łapiduchy"  musiały się wykazać. Dwa razy juz im się udało a teraz walczę, żeby wleźć na rower. Nie poddaję się jednak i jak dobrze się przechyli rower to sie da na niego wejść a potem to już bajka :)  Udało mi się przejechać te pół kilometra i mam nadzieję, że będzie coraz więcej. Najgorsze to włażenie i złażenie z rowera. Będę musiała z wyścigowych na miejskie się przesiąść i nimi na wyścigach pomykać ;)
Okazją do przejechania się rowerem dzisiaj był nasz doroczny wyścig i mam nadzieję, że Ci którzy zwlekli sie z wyrka i przybyli na nasz doroczne wyścigi połączone z ogniskiem, to się nie zawiedli, bo i pyrek nie zapomniałam wrzucić do ogniska, i drewna było dużo i słonko nam przyświecało, że siedzieliśmy długo i gadaliśmy, wspominaliśmy i snuliśmy plany na następne lata.  Oby tylko to pierdzielone zdrowie pozwoliło. Prawdę mówił poeta: "Szlachetne zdrowie itd..."



Niedziela

  d a n e    w y j a z d u 32.00 km 0.00 km teren 02:01 h Pr.śr.:15.87 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Niedziela, 1 października 2017 | dodano: 02.10.2017



Pokibicować biegaczom

  d a n e    w y j a z d u 47.30 km 0.00 km teren 01:50 h Pr.śr.:25.80 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Niedziela, 17 września 2017 | dodano: 17.09.2017

Z Marcinem wybraliśmy pooglądać i podkręcić  tych co siły mają, żeby 21 km przebiec, przetruchtać, przekulać się na biegu Lechitów. I tak od 40 lat lotają, Ci to mają siłę, Panie tej ;)



Z Martą profesjonalnie przebieramy się za kolarki

  d a n e    w y j a z d u 27.00 km 26.00 km teren 01:28 h Pr.śr.:18.41 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Sobota, 16 września 2017 | dodano: 17.09.2017

i wyglądamy zacnie. :)  mykając po terenie i zadając szyku w okolicach Pobiedziajów . Marta wygląda nieco lepiej, ale co tam. Niech ma ;)



Z Martą

  d a n e    w y j a z d u 17.00 km 0.00 km teren 01:00 h Pr.śr.:17.00 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Poniedziałek, 28 sierpnia 2017 | dodano: 30.08.2017

Pojechałyśmy z Martą na takie szybkie kółeczko. Jechało się dobrze aż w lesie spotkałyśmy jakiegoś rowerzystę w krzyczącej koszuli, grzebiącego coś przy rowerze, którym okazał się być Grigor. Marta grzała do przodu i zanim zorientowałam się, że kiwający do mnie i uśmiechający się rowerzysta to Grigor to już musiałam gonić Martę, żeby mi się w lesie nie zgubiła. Zdążyłam tylko krzyknąć, żeby jechał z nami ale chyba usłyszałam, że to nie w jego kierunku. Potem pojechałyśmy w kierunku działki i tak się zawzięłam , że na podgórce zdobyłam królową. No cóż, stara się to się ma . Przez pół godziny :( kurka. Cieszyłam się tytułem, bo łatwo mi nie było a tu córka Jacka Głowackiego, Carmen wzięła i mi ukradła królową. Ładnie córkę wychował ;).
Na powrocie znalazłyśmy rozjechaną wiewiórkę o której wspominał Grigori i samego Grzesia, który jechał do chałupy w przeciwną nam stronę.
Fajnie było :)


Kategoria Rodzinnie, z Martą

Po okolicy z Martą

  d a n e    w y j a z d u 22.00 km 20.00 km teren 01:19 h Pr.śr.:16.71 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Sobota, 26 sierpnia 2017 | dodano: 26.08.2017



Gogolowe MTB w Pobiedziajach

  d a n e    w y j a z d u 26.60 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Niedziela, 20 sierpnia 2017 | dodano: 21.08.2017

Wzięłam Czarną i pojechałam przywitać na pobiedziskiej ziemi kolarzy, którzy przybyli na targowisko w Pobiedziajach aby wystartować w maratonie czyli się poobijać na moim fyrtlu. Dzień wcześniej objechałm trasę i chociaż była godzina 13 nie było ani jednej strzałki. Miałam obawy czy maraton ten nie okaże się klapą oraz rajdem na orientację ale jak się potem okazało wszystko zagrało i podobno nikt się nie zgubił. Choc tez chyba nie jest to takie pewne, bo na liście jest parę nieodnalezionych osób. Nie moje zmartwienie. Ja się znalazłam tam gdzie trzeba i mam nadzieję, ze przywitałam godnie moich znajomych , choć nie chlebem i solą a jedynie moim promiennym uśmiechem. Papa mi się niezamykała , całusów dostałam


i rozdałam z tysiąc i fajnie mi było znowu poczuć tą atmosferę i będę się starać, żeby w przyszłym roku pojeździć u Gogola i nie być poszukiwaną przez organizatora , bo chce zamykać trasę a ja jeszcze nie dojechałam ;)



Jak sie nie umie to

  d a n e    w y j a z d u 30.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Wtorek, 15 sierpnia 2017 | dodano: 16.08.2017

się tak szuka odcinków, żeby królową zostać :)  A że królowa jest tylko jedna i tylko ta co jest pierwsza to pojachałam z Marcinem do Trzeku i zdobyłam 6 królowych, 10 rekordów i niezliczoną ilość miejsc 2 i 3 na strawie. A niech mi która podskoczy ;).



Na działke po piątkowym armagedonie

  d a n e    w y j a z d u 22.00 km 0.00 km teren 00:33 h Pr.śr.:40.00 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Piątek, 11 sierpnia 2017 | dodano: 16.08.2017

Wczoraj poszliśmy pobiegać. Ja z Zosią biegłyśmy, Marcin podziwiał pioruny a Tina wmontowała się w najgłębszy zakątek bagażnika. Nie zapowiadało się, że nastąpi taki Armagedon i miałyśmy nadzieję zdążyć  przed  pierwszymi hukami i deszczem ale po 1 km truchtu próbowałyśmy już  uciec burzy. Burza jednak szybsza jest. Na szczęście auto bez szwanku uciekło z lasu i dowiozło nas do domku. Marcin wyskoczył z auta i pobiegł do domu, Zosia po chwili też miotana wiatrem i smagana deszczem pobiegła do domu, aczkolwiek potknęła się na progu i runęła jak długa a ja bohatersko zostałam z psem w aucie, bo Tina ZAMARŁA. Zamarła ze strachu, a że to duże bydle jest, to nie mieliśmy jak takiej kłody wytargać. Zostałam z nią a burza szalała. Miotało nami straszliwie. Czułam się jak na myjce samochodowej obsługiwanej przez szalonego operatora. Błyskało, smagało deszczem, dudniło, podrywało od lewego boku, miotało jakimiś gałęziami, grzmiało, latało itp. W czasie jakiejś przerwy w największym dudnieniu, postanowiłam wyszarpać tego psa z bagażnika i zanieść go do domu. Dom był zupełnie ciemny, bo chyba gdzieś pierdzielnęło w agregator i było po prądzie. Marcin przybiegł pomóc mi z Tiną, która wkur................ mnie jak cholera tym swoim letargiem i weszliśmy do domu. Ciemno, podłoga zalana, bo Marta wolała grać w grę, niż sprawdzić, czy okna są pozamykane i woda wylała się na podłogę i do tego jeszcze wszędzie krew. Zosia wpadając do domu tak się wywaliła, że  rozcięła sobie mocno dłoń i krew się lała strumieniami. Marcin próbował ogarnąć opatrunek, zmywanie krwi i wycieranie wody ale nawet przy pomocy dziewczyn było to trudne w tych ciemnościach.  Jak już ogarnęliśmy najgorsze, zapaliliśmy świeczki, zrobiliśmy fachowy opatrunek, usłyszeliśmy, od Marty , że najważniejsze że zapisała grę zanim wyłączyli prąd. Cała Marta.
Przerwa w dostawie prądu trwała i trwała , burza się uspokoiła, a my do późnej nocy graliśmy w karciochy.
Na szczęście ominęła nas najgorsza burza i wichura, a te latające gałęzie to były tylko te, co je z worka na odpady zielone wyszarpało. Musiałam pozbierać je dzień później , a kłujące cholerstwo było i szklak mnie trafiał, że musze znowu to zbierać. Do dzisiaj mam drzazgi w paluchu.
Wracając jednak do meritum dzisiaj pojechałam na działkę zbadać, czy wszystko w porządku i oprócz mokrej trawy  po kolana i braku radia u kochanych sąsiadów nie zauważyłam zmian. Radia nie było, bo od 8 rano do 21 nie było w Pobiedziskach i okolicach prądu. Jakie szczęście mnie ujęło w tej prawie błogiej ciszy, tak było by wspaniale lecz nie dane mi było. Słyszałam szczekliwy głos sąsiadki i bluzgającego sąsiada. Normalnie, wsi spokojna , wsi wesoła.