JoannaZygmunta prowadzi tutaj blog rowerowy

Mój blog nie tylko o rowerowaniu :)

Na działke po piątkowym armagedonie

  d a n e    w y j a z d u 22.00 km 0.00 km teren 00:33 h Pr.śr.:40.00 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Piątek, 11 sierpnia 2017 | dodano: 16.08.2017

Wczoraj poszliśmy pobiegać. Ja z Zosią biegłyśmy, Marcin podziwiał pioruny a Tina wmontowała się w najgłębszy zakątek bagażnika. Nie zapowiadało się, że nastąpi taki Armagedon i miałyśmy nadzieję zdążyć  przed  pierwszymi hukami i deszczem ale po 1 km truchtu próbowałyśmy już  uciec burzy. Burza jednak szybsza jest. Na szczęście auto bez szwanku uciekło z lasu i dowiozło nas do domku. Marcin wyskoczył z auta i pobiegł do domu, Zosia po chwili też miotana wiatrem i smagana deszczem pobiegła do domu, aczkolwiek potknęła się na progu i runęła jak długa a ja bohatersko zostałam z psem w aucie, bo Tina ZAMARŁA. Zamarła ze strachu, a że to duże bydle jest, to nie mieliśmy jak takiej kłody wytargać. Zostałam z nią a burza szalała. Miotało nami straszliwie. Czułam się jak na myjce samochodowej obsługiwanej przez szalonego operatora. Błyskało, smagało deszczem, dudniło, podrywało od lewego boku, miotało jakimiś gałęziami, grzmiało, latało itp. W czasie jakiejś przerwy w największym dudnieniu, postanowiłam wyszarpać tego psa z bagażnika i zanieść go do domu. Dom był zupełnie ciemny, bo chyba gdzieś pierdzielnęło w agregator i było po prądzie. Marcin przybiegł pomóc mi z Tiną, która wkur................ mnie jak cholera tym swoim letargiem i weszliśmy do domu. Ciemno, podłoga zalana, bo Marta wolała grać w grę, niż sprawdzić, czy okna są pozamykane i woda wylała się na podłogę i do tego jeszcze wszędzie krew. Zosia wpadając do domu tak się wywaliła, że  rozcięła sobie mocno dłoń i krew się lała strumieniami. Marcin próbował ogarnąć opatrunek, zmywanie krwi i wycieranie wody ale nawet przy pomocy dziewczyn było to trudne w tych ciemnościach.  Jak już ogarnęliśmy najgorsze, zapaliliśmy świeczki, zrobiliśmy fachowy opatrunek, usłyszeliśmy, od Marty , że najważniejsze że zapisała grę zanim wyłączyli prąd. Cała Marta.
Przerwa w dostawie prądu trwała i trwała , burza się uspokoiła, a my do późnej nocy graliśmy w karciochy.
Na szczęście ominęła nas najgorsza burza i wichura, a te latające gałęzie to były tylko te, co je z worka na odpady zielone wyszarpało. Musiałam pozbierać je dzień później , a kłujące cholerstwo było i szklak mnie trafiał, że musze znowu to zbierać. Do dzisiaj mam drzazgi w paluchu.
Wracając jednak do meritum dzisiaj pojechałam na działkę zbadać, czy wszystko w porządku i oprócz mokrej trawy  po kolana i braku radia u kochanych sąsiadów nie zauważyłam zmian. Radia nie było, bo od 8 rano do 21 nie było w Pobiedziskach i okolicach prądu. Jakie szczęście mnie ujęło w tej prawie błogiej ciszy, tak było by wspaniale lecz nie dane mi było. Słyszałam szczekliwy głos sąsiadki i bluzgającego sąsiada. Normalnie, wsi spokojna , wsi wesoła.




komentarze
blindman
| 12:28 poniedziałek, 21 sierpnia 2017 | linkuj normalnie jak w dreszczowcu :) grunt że wszyscy dotarli zdrowo do epilogu :)
anka88
| 19:26 środa, 16 sierpnia 2017 | linkuj Hehehe... a to historia :)))
Trollking
| 18:37 środa, 16 sierpnia 2017 | linkuj O cholibka... jak w "Twisterze"...
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa obled
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]