JoannaZygmunta prowadzi tutaj blog rowerowy

Mój blog nie tylko o rowerowaniu :)

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2012

Dystans całkowity:763.56 km (w terenie 306.80 km; 40.18%)
Czas w ruchu:36:41
Średnia prędkość:19.69 km/h
Maksymalna prędkość:49.44 km/h
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:33.20 km i 1h 44m
Więcej statystyk

poniedziałek - dojazd na szkolenie

  d a n e    w y j a z d u 27.20 km 0.00 km teren 01:35 h Pr.śr.:17.18 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Poniedziałek, 18 czerwca 2012 | dodano: 21.06.2012

Z Poznania pociągiem TLK który nie miał miejsc na rowery więc musiałam mój rowerek przypiąć na końcu składu który, jak się potem okazało po zmianie lokomotywy stał się początkiem. Dopięłam się do dwóch rowerów dwóch miłych panów, którzy pomogli wepchnąć mi rower do pociągu, wzięli ode mnie plecak, usadzili mnie w przedziale i zaczęli opowiadać o swoich planach rowerowych i odbytych wycieczkach. Był to ojciec -jakieś 50 lat i jego syn jakieś 18. Co roku od 3 lat wyjeżdżają na dwa tygodnie w Polskę, pakują sakwy i jadą. Byli nad morzem, w zeszłym roku na Mazurach a teraz wybrali się w Bieszczady. Groszem nie śmierdzą, więc śpią w namiocie, rowery nic specjalnego ale za to wycieczki i przygody do opowiadania na 3 godziny jazdy do Warszawy. Nie wiem kiedy dojechałam, tak mignęło. Oczywiście pomogli mi wysiąść i pożegnaliśmy się jak najlepsi znajomi. Pewnie nigdy ich już nie spotkam ale niech im się wiedzie. Powodzenia :).
Przesiadka w linie mazowieckie i zdziwienie bo rower jedzie za free. Super!. Na stacji Stara Iwaniczna otworzyły się samoistnie drzwi. Zamknęłam je bo jakieś dziewczyny puszczały „muzykę” z komórki i mnie wkurzały bo ani repertuar mi się nie podobał ani jakość nagrania. Ledwie te drzwi zamknęłam to się znowu otworzyły, zamknęłam je znowu a te się otwierają i znowu chcę je zamknąć a faceci w przedziale: ”Nie ma co. One się tu zawsze otwierają, bo stacja jest krzywa” Wyraziłam swoje zdziwienie i się dowiedziałam, że to są nowe stacje, bo kiedyś to tylko była Warszawa- Piaseczno-Zalesie Górne a potem dobudowali i to z różną jakością. A że jeszcze parę lat temu to tu kapucha i zboże rosło, a że Zalesie powstało w latch 30 tych XX wieku i ze tam pełno dębów rośnie a niektóre mają po 600 lat a liści nie wolno palić i nikt nie wie co z nimi zrobić. Znowu 30 minut podróży minęło jak z bicza strzelił. Dojechałam dosyć wcześnie, więc tylko szybko się przebrałam i pojechałam pooglądać okolice. Upał był jak jasny gwint. Miałam przewodnik ale troszkę małe mapki. Pogubiłam się ale małe kółeczko terenowo- szosowo zrobiłam. Wybrałam się w okolice Zalesia do Żabieńca przez Orzeszyn, Dobiesz, Ustanówek do Zalesia Górnego. Jechałam Traktem Wareckim i leśną szkołą. Trasa łatwa i przyjemna. Trochę słabo oznakowana ale koniec języka za przewodnika i nie zginęłam.
Po powrocie małe piwko i spać żeby chociaż trochę rano się przejechać bo plan szkolenia był napięty.


Kategoria wycieczka

niedziela

  d a n e    w y j a z d u 20.00 km 0.00 km teren 01:00 h Pr.śr.:20.00 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Niedziela, 17 czerwca 2012 | dodano: 21.06.2012

Szybko bo musieliśmy pojechać na cmentarz. Pomagałam jakiejś kobitce na wiejskim rowerze bo jej łańcuch spadł "a starego (jej starego) jak go potrzeba ni ma." Przy pomocy moich narzędzi i swojej siły wyrwała łańcuch i kląc na starego, że jej niesprawny rower dał pojechała w siną dal.
Musiałam skrócić wycieczkę ale może jakiś punkcik za pomoc gdzieś tam mam zapisany.


Kategoria wycieczka

A przecież boję się burzy

  d a n e    w y j a z d u 43.08 km 38.00 km teren 02:20 h Pr.śr.:18.46 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Sobota, 16 czerwca 2012 | dodano: 16.06.2012

Wy też tak macie, że się wybrać na rower nie możecie a potem wrócić do domu wcale? Dzisiaj Marcin pojechał z rańca z kumplami i zanim wrócił to zrobiłam kilka prań, sprzątanie i ogarnianie chaty. Marcin wrócił i namówił mnie na odwiedzenie pobiedziskiego rynku gdzie opchaliśmy się lodami i ciastem. Zrobiło się błogo i nie chciało się ruszyć zadka na rower. Wybrałam się późno bo około 16 tej. Upał jak 150-siąt, więc w koszulce na naramkach i porciaszkach w las bo chłodniej. Widziałam ciemne chmury ale czy to pierwszy raz? Postraszy a deszczu nie będzie. Krowy spokojnie wylegiwały się w upale na pastwisku w Glince Duchownej i wyglądały jak na holenderskim obrazku.

Holenderski obrazek © JoannaZygmunta

Po drodze rosła pięknie wyglądająca facelia.
Marcin, Biniu maja swoje zdjęcia kwitnącej facelii to i ja mam © JoannaZygmunta

Spotkałam ślicznego bażanta, który robił wszystko, żebym zwróciła na niego uwagę podczas gdy jego żona uciszała maluchy w krzaczorach
Taniec bażanta na środku drogi © JoannaZygmunta

Pięknie w lesie. Pojechałam sobie po hopkach podjechałam wąwozik (że ja się go kiedyś bałam!) w Kociałkowej kupiłam sobie picie i okazało się, że nie mam gdzie drobnych schować. Nie na darmo nosimy staniki, trochę mi w nim potem dźwięczało ale za to nie zgubiłam ani grosika.
Stwierdziłam, że jadę nad jezioro Uli i Baba bo dopiero zrobiłam 15 km i mało. Zaczęło kropić, potem padać, potem lać
pada deszcz, pada deszcz więc na spacer dziś mnie weź © JoannaZygmunta

Schowałam się pod drzewo i miałam nadzieję, że taki letni deszczyk to szybko przejedzie. Czekam 5 minut, 10 i jak nagle błysnęło i grzmotnęło to natychmiast wygnało mnie spod drzewa pod wiadukt. Nie przeszkadzało mi, że leje, błoto sypie mi się na łeb i wszędzie. Byle pod wiadukt bo ja się boję burzy. Jak jest burza to najchętniej siedzę pod kołdrą i wtulona w Marcina. A tutaj ja samotna na środku drogi w samym sercu burzy. Poczekałam sobie z 10 min, obaliliśmy flaszeczkę z Kellyskiem i jak burza sobie poszła to pojechałam.
Obróciliśmy ;) flaszeczkę z Kellyskiem © JoannaZygmunta

Marcin dzwonił do mnie co jakiś czas i pytał się gdzie jestem. W pewnym momencie jak znowu grzmotnęło gdzieś niedaleko to się mu spytałam, czy chce ściągnąć na mnie pioruny bo liczy na spadek i odszkodowanie. Dowiedziałam się, że oczywiście. Naiwny! Po mnie to tylko długi dostanie ;)
Już chciałam wracać ale deszcz był ciepły i niewielki, zrobiłam ledwie 20 km, las kusił i zachęcał, więc nawet nie wiem kiedy skręciłam w las a tu znowu się rozpadało. Padało jak by kto z gara lał i jak dojechałam do Kociałkowej i miałam skręcić w stronę Pobiedzisk ale znowu siało ciepłym deszczykiem więc szkoda wracać. Posiliłam się bułką kupioną w sklepie. Pani się śmiała jak zobaczyła moją „portmonetkę” i znowu zaniosło mnie przez las i w pole. Przy Nowej Górce nad polem widziałam piękne błyskawice i wtedy stwierdziłam, że już teraz to jadę do domu jak najszybciej asfaltem. Ale jak można jechać asfaltem jak można jeszcze zajrzeć jak wygląda jezioro Brzostek
Zapłakane jezioro Brzostek © JoannaZygmunta

Kellysek zachęcająco wyglądał zza drzewa i jakby mówił „no jedźmy”
zachecająco spoglądający Kellysek © JoannaZygmunta

No i w końcu wróciłam do domu, chociaż miałam ochotę jeździć dalej. Cała byłam mokra i w błocie. Konkurs mokrego podkoszulka wygrany, na najbrudniejszego kolarza również. Jak się w domu rozbierałam to się sypało ale warto było. Ciepło i pięknie. Szkoda, że samotnie.
10 min po moim powrocie do domu zaświeciło słonko i wyszła piękna tęcza
Tęcza © JoannaZygmunta

Przy ściąganiu zdjęć z telefonu znalazłam tajemnicze zdjęcie
tajemnicze zdjęcie © JoannaZygmunta

Możliwe, że jest to zdjęcie mojej zniszczonej piwem wątroby, które zrobiło mi się samo w kieszonce w gatkach w których chowałam telefon.

Podobno zmarli spoglądają na nas z nieba (moja mama to tam na pewno jest) i jak ona teraz widzi co ja wywijam i jak wyglądam po wycieczce to jej się włosy jeżą. Ona nawet na rowerze nie umiała jeździć a myślała, że wyścigi to w terenie jak nad Maltą co najwyżej się odbywają.


Kategoria wycieczka

do grabarza i biura parafialnego

  d a n e    w y j a z d u 25.00 km 0.00 km teren 01:30 h Pr.śr.:16.67 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Środa, 13 czerwca 2012 | dodano: 13.06.2012

km na oko bo nie mam głowy do pamietania o takich pierdołach. Moja mama zmarła i jutro pogrzeb. Jest dużo nerwów i biegania. Są łzy i smutek ale życie płynie dalej. Dzieci wymagają opieki, dom trzeba ogarnąć i zapomnieć o wszystkim na rowerze. Dla mnie rower jest lekarstwem na wszystko. Dopóki będę mogła wleźć na rower i jechać to będzie dobrze.
Wesoły Grabarz zachwycał się Lipicankiem. Też jeździ na rowerze i zna się na sprzęcie. Do tego jest "zapalonym" kajakarzem. Dziwny zawód - Grabarz.


Kategoria dojazdy

Miękko do pracy

  d a n e    w y j a z d u 4.80 km 0.00 km teren 00:16 h Pr.śr.:18.00 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Krówka
Poniedziałek, 11 czerwca 2012 | dodano: 11.06.2012

Żeby docenić co się ma to należy wypróbować czegoś innego. Z wielka pokorą mówię, że moja krówka jest wygodna, miękka i komfortowa. Po wycieczkach Krossem sztywniaczkiem dzisiaj nie przeszkadzały podskoki na połamanych płytkach chodnikowych, kocie łby itd. Rowerek przechodził wszystko lekko i przyjemnie a ja na niego narzekałam! Oj, oj! Asia ;)
W centrum Poznania Irlandczycy bawią się na całego. Nie wyglądają na mocno pijanych a tym bardziej zmęczonych. Kolory na twarzach przedziwne ale humory dopisują.


Kategoria dojazdy

Zaproponowałam wycieczkę, to jedziem!

  d a n e    w y j a z d u 20.00 km 10.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:rower męża
Niedziela, 10 czerwca 2012 | dodano: 10.06.2012

Marcin pojechał z sąsiadem z rana na Dziewiczą Górę a my wylegiwałyśmy się w łóżku na działce. Ale ile można się wylegiwać? Pogoda ładna, taty nie ma, nuda zaczyna sie czaić to zaproponowałam wycieczkę rowerową do lasu. Poszłyśmy do kańciapy po rowery a tam - czeka na mnie Kross z szosowymi oponami. No masz! Trudno, zaproponowałam wycieczkę do lasu to jedziemy. Napchałam się trochę po piachu i trzy razy wleciałam w krzaki ale nawet na gładkich oponach da się jechać. Kierownicę mocno w garści trzeba trzymać i ok.

Tak mnie dziewczyny zostawiały w lesie jak wpadałam w krzaki i pokrzywy © JoannaZygmunta

Pojechałyśmy do przeprawy kajakowej na jeziorach we Wronczynie, gdzie dziewczynki oczywiście wyraziły chęć przeprawy choćby w pław.
Przy przeprawie kajakowej © JoannaZygmunta

Nad przeprawą kajakową © JoannaZygmunta

Potem podjechałyśmy do wsi Wronczyn na lody. Pani w sklepie dowiedziała się, że w domu mamy schody na których też jak i na schodach w sklepie odbity jest ślad po krokach kota, ale że już ten ślad jest pod kafelkami i że jedziemy z Gorzkiego Pola itp. Tam pomyślałam sobie, że może pojedziemy do Krześlic do pałacu. Zosia nie chciała ale obietnica następnego loda w drodze powrotnej zaowocowała przypływem sił. Marta nie mogła tego małego koperytka czyt. Zosi dogonić.
Tak nas Zosia zostawiała na szosie © JoannaZygmunta

Zośka kadencję miała jak zawodowiec nagrałam filmiki
&feature=youtu.be
Marta starała się dociągnąć do Zosi
&feature=youtu.be
W Krześlicach były weselne poprawiny więc park był otwarty. Pięknie tam jest!
W Krześlicach © JoannaZygmunta

W drodze powrotnej spotkał się z nami tata i sobie pojechali a ja muliłam w piachu.
Fajna wyprawa bardzo mi się podobało a takie wycieczki z babolami są przemiłe.
Z działki wracaliśmy na dwa sposoby. Ja z królewną Martą autem, Marcin z rycerzem Zosią na aluminiowych rumakach w deszczu i błocie. Zośka wróciła brudna i szczęśliwa, Marta elegancka i sucha. Ot! Dzieci z tych samych rodziców a takie różne.
Nasze córki a jakże inne © JoannaZygmunta


Kategoria wycieczka

Trener każe to koń musi

  d a n e    w y j a z d u 57.09 km 1.30 km teren 02:28 h Pr.śr.:23.14 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:21.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:rower męża
Sobota, 9 czerwca 2012 | dodano: 09.06.2012

Musiałam dzisiaj pojechać do Poznania, wiec Marcin pożyczył mi Krossa i pojechałam. Mój trener kazał utrzymywać mi kadencję powyżej 80. Po szosie jedzie się dobrze i się udawało ale debili którzy psują przyjemnośc z jechania nie brakuje. Jak podnosiłam pompkę, która mi się odpięła to jakiś debil na mnie trąbił. Nie wiem czy mu się podobał mój wypięty tyłek czy nie podobało mu się że zajmowałam troszkę miejsca na szosie. W Poznaniu patrzyłam w lustro czy mi zęby nie sczerniały od bluzgów jakie ten debil w aucie ode mnie dostał. Widocznie jeszcze za delikatnie klęłam bo zęby białe ;).
Jadąc i utrzymując tą kadencję z wiatrem w gębę wymyśliłam ten tytuł. W drodze powrotnej licznik kadencji zlitował się nade mną i przestał działać. Ponieważ jestem delikatną kobietką która umie przywalić młotkiem a w cudze liczniki nie będzie ingerować to dałam mu spokój i starałam się jechać powyżej 30 km/h a pod górkę nie jechać niżej niż średnia jaką mi się udało mi się wypracować. Efekt jest taki, że giry mnie bolą a Marcin powiedział, że cienko jechałam. No masz. Idę na następne piwo bo nie wytrzymam.


Kategoria dojazdy

szosowo do Pobiedzisk

  d a n e    w y j a z d u 40.00 km 0.50 km teren 01:30 h Pr.śr.:26.67 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:29.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:rower męża
Piątek, 8 czerwca 2012 | dodano: 08.06.2012

Powrotna droga do Pobiedzisk przez Gorzkie Pole robiąc kółko wkoło Malty. Ale się jedzie! Dostałam oklaski z samochodu z irlandzką rejestracją jak ich wyprzedziłam nad Maltą. Co oni tam robili w samochodzie na drodze pieszo rowerowej? Nie wiadomo, pewnie się zagubili ale mieli dobre humorki. Pozdrowiliśmy sie wzajemnie. Ot taki akcent Euro 2012 :D.
Jak już się przyzwyczaiłam do roweru to było super. Dojechałam na działkę, gdzie Marcin kontynuował koszenie trawnika i powiedziałam, że życzę sobie szosówkę ale karbonową ewentualnie zgodzę się na karbonowy widelec. Nie wiem dlaczego się dziwnie zaśmiał ;).
0,5 km przez las to było coś. Albo kurwidołki i myślałam, że łeb mi urwie albo piasek co przy gładkich oponach wydawało mi się że jadę po ruchomych piaskach. Dużo przyjemności z dzisiejszych jazd :D


Kategoria dojazdy

Do pracy

  d a n e    w y j a z d u 33.50 km 0.00 km teren 01:22 h Pr.śr.:24.51 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:rower męża
Piątek, 8 czerwca 2012 | dodano: 08.06.2012

Marcin pożyczył mi swojego krossa sztywniaczka, żebym pojechała sobie po szosie do pracy. Przy okazji odprowadził mnie do końca Malty bo ja nie wiedziałam jak w Swarzędzu i Antoninku najszybciej przejechać nad Maltę bez konieczności jechania główną ulicą. Rozleniwiona amortyzowanym "zdobywcą pucharów" i karbonowym Lipicanem poczułam co to znaczy jazda na twardym prawie szosowym rowerze. Jak asfalt był dobrej jakości to rewelacja, śmigał aż miło a na dziurach O! Matko święta! po 10 km zaczęły mi cierpnąć nadgarstki i bolały mnie plecy.
Nie zauważyłam tzw. "kociego oka" i wjechałam na nie. Góral by to "łykną" i już, a dzisiaj dużo nie brakowało a z tak błahej przyczyny szlifowałabym asfalt.
Ale za to jak fajnie się frunie! Pierwszy raz jechałam na takich gładkich oponach i jedzie się inaczej, bo mały ruch kierownicą a rower zaczyna wycinać hołubce. Dałam radę z powrotem pojedzie mi się lepiej bo już się trochę przyzwyczaiłam. Jedzie się tez cicho. Kiedyś jak jechałam tak z 30 km/h wkoło Malty na Lipicanie jakiś pieszy odskoczył i słyszałam jak mówił do kolegi obok, że myślał, że skuter jedzie, taki huk opon. Jak Marcin jechał obok mnie to rzeczywiście hałasował a ja nie.
Jakiś pajac trąbił na nas i został w ramach rozrywki obrzucony stekiem wyzwisk z rana. Marcin powiedział, że na szosie jest więcej okazji, żeby sobie porzucać mięsem bo głupich nie sieją itd.



Na działkę

  d a n e    w y j a z d u 35.00 km 20.00 km teren 01:20 h Pr.śr.:26.25 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Czwartek, 7 czerwca 2012 | dodano: 08.06.2012

Z Poznania na ogródek do Gorzkiego Pola. Marcin z dziewczynkami juz tam byli bo jechali z Pobiedzisk. Marcin miał za zadanie skosić trawę, która urosła po kolana a sąsiedzi patrzą krzywo jak na te ich wychuchane ogródki lecą nasiona wszystkiego co niepożądane na trawniczku. Zośka goniła ojca do roboty i naskarżyła, że tata zamiast jechać na ogródek to stał z sąsiadem i gadał i gadał. Cięzki żywot będzie miał jej mąż! Po grillu wracaliśmy razem do domu, po piachać i szutrach. Dziewczyny dzielnie dawały sobie radę. Zośka ryczała, że nie może podjechać pod górkę, pod którą Marcin miał problem a ja wcale nawet nie startowałam. Na osiedlowej uliczce Marcin zarządził konkurs: kto najwolniej przyjedzie do auta. Zośka wygrała, Marta sie nie przejęła, że była druga, tata przegrał, ja byłam sędzią.


Kategoria dojazdy, wycieczka