III Wielkanocny bieg??? z jajejm
d a n e w y j a z d u
25.00 km
24.00 km teren
01:59 h
Pr.śr.:12.61 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Pobiedziska Running Team to taka grupka zapaleńców w Pobiedziskach, która zrzesza zakręconych na temat sportu. Najpierw byli biegacze stąd running a teraz są już rowerzyści i kijkarze. Tradycją już się stało, że w drugi dzień Świąt odbywa się bieg albo gwiazdkowy albo z jajem. W tym roku tak jakoś wyszło, że zostaliśmy zaproszeni do zrobienia tras rowerowych. Marcin zrobił trasę szosową a ja spacer po terenie.
Start i meta odbyła się w Zajeździe Rzepicha koło Pobiedzisk gdzie zebrała się kupa wiary
w tym 4 chłopaków i jedna dziewczyna chętni na MTB i 2 chętnych na szosę.
Było krótkie przemówienie i pojechaliśmy.
W założeniu miał być spacer po lesie ale raczej nie był to spacer. Bo co to za zabawa jechać po płaskim i szerokim??? lepiej pojeździć po górkach i dołkach. W połowie drogi, tak dla uatrakcyjnienia, dorwał nas deszcz i po chwili wszyscy byliśmy mokrzy i ubłoceni. Jednak chyba się podobało bo po przejechaniu chopków wszyscy dojechali z bananami na twarzy a Marysia powiedziała: "W życiu bym tego sama nie przejechała, a tak mi się podobało" a jak dojechałyśmy do mety to usłyszałam: "no niech mi ktoś powie, że jeżdżenie po naszych lasach jest nudne". Myślę, że nudnie nie było bo zaproponowałam objechanie trzech jezior Dębiniec, Brzostek i Drążynek, podjazdy w dwóch wąwozikach, przeprawę przez rzeczkę, zjazdy po błocie i prawie wjazd na najwyższe wzniesienie PK Promno o szumnej nazwie 123 czy cos koło tego . Ostatnie km jechałyśmy z Marysią, chłopaków puściłam samych, żeby wcześniej napili sie gorącej herbaty i zjedli ciasta a my z predkością 5km/h brnęłyśmy do mety. Pocieszałam Marysię jak mogłam: "jeszcze tylko jeden zakręt i już widzimy zakręt, za którym będzie zakręt, za którym już niedaleczko i będzie Rzepicha ;).
Wróciliśmy ubabrani jak nieboskie stworzenia, do tego stopnia, że jak jednego z moich współtowarzyszy zobaczyła matka to tylko krzyknęła :"Boże, jak ty wygladasz" i załadowała chłopaka w koc i do auta ;) Ciekawe czy w przyszłym roku będą chętni na wycieczkę ;).
Było fajnie, tak się cieszę i niechcąc zapeszyć mam nadzieję, że choróbska w swojej gorszej odsłonie mnie na jakiś czas opuściły. Obojczyk boli ale jakoś dajemy razem radę, żyły tez jakoś trzymam w ryzach, na lekach jest w miarę dobrze, Haszimoto pod kontrolą, więc szalejemy na rowerach ile się da! :)
Kategoria ustawka, wycieczka, z małżonkiem
Wielkanocnie
d a n e w y j a z d u
23.00 km
0.00 km teren
01:40 h
Pr.śr.:13.80 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lipican vel Mondi
Obudziliśmy się wcześnie, bo jak można pospać to jednak się nie pośpi. Pies chce siku, Marta i Zośka wtulają się nas i zabierają kołdrę, gnoty wyleżane dają znać , że dosyć tego dobrego a oczy zaczynają wygniwać, więc wstaliśmy i zrobiliśmy świąteczne śniadanie. Skromne , bo ile można zjeść, ale kiełbacha, jajo, chleb i baranek co raczej przypominał psa (taki Zosi zawsze wychodzi) były. Na dodatek 3 rodzaje chrzanu, dwie różne musztardy i rzeżucha.
Wczoraj w kościele ubawiłam się, choć powaga powinna być, ale jak tu się nie śmiać jak w drodze do kościoła znalazłyśmy lujt kiełbasy polskiej (poświęconą pies zjadł) a w samym kościele dzieciaczki kłóciły się które z nich powinno mieć tą bułkę w koszyku a podczas święcenia tuz za nami usłyszałam taki dialog:
- kto mnie polał!!!!
- Ten pan , to ten pan w białym !!! Nie ja !!!
Po śniadaniu na kawę przyjechała teściowa z moim tatą, a że musieli kolędować dalej to szybko pojechali a my o 11 wzięliśmy i zabraliśmy się na rower. Pogoda była piękna. Przez chwilę nawet słyszałam jak w kask wali mi grad ale go nie widziałam bo akurat zjeżdżałam po błocie i miałam umazane okulary. Potem wyszło słonko i znowu zaszło i zaczęło padać a my sobie jeździliśmy.
Zaliczyłam lekką glebkę na śliskim korzeniu i kąpiel błotną jedną nogą. Czyste MTB.
Pięknie było :)
Kategoria z małżonkiem
Na działkę ugotowac coś w kociołku :)
d a n e w y j a z d u
7.00 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Nie chciało mi się jechać ale zmieniłam tylko rower z szosy na górala i pojechałam. W pierwszym momencie czułam się co najmniej dziwnie z tą szeroka kierownicą, jak na zjazdówce. Śmiesznie. Zdążyłam ugotować potrawę na ognisku zanim znajomi przyszli i było bardzo miło. Słońce wyszło i zrobiło się ciepło, tak akurat, żeby żałować, że to koniec weekendu.
Kategoria Rodzinnie
Na szosę :)
d a n e w y j a z d u
53.00 km
0.00 km teren
02:10 h
Pr.śr.:24.46 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Po pogórach dorobili asfaltu i można zrobić fajną pętelkę :)
W Czerniejewie na kawkę zapraszały mnie takie misie lecz kawiarnia była zamknięta.
Kategoria szosa
Z pracy
d a n e w y j a z d u
32.00 km
0.00 km teren
02:00 h
Pr.śr.:16.00 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Pod wiatr. Cięzko się jechało. Potem wzięłam jeszcze Tinusię, żeby sobie pobiegała przy rowerze.
Opowieść o MTB Krzywiń jak już zmęczenie minęło ;)
d a n e w y j a z d u
1.50 km
0.00 km teren
00:07 h
Pr.śr.:12.86 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Ja wiedziałam, że łatwo nie będzie. Gdyby była to trasa z zeszłego roku, ta którą
Marcin jechał to bym nie pojechała. Jednak organizatorzy zlitowali się nad
fujarami czyt- starymi, okrągłymi, połamanymi , bezkondycji babami i trochę
ułatwili, co nie znaczy, że było łatwo. Łatwo to było jak omijaliśmy sekcję
techniczną zarezerwowana dla mega i giga. Tego łatwego (czyt . chwila po w
miarę płaskim) było ledwie jakieś 2 km a potem pod górkę, z górki, piach, wąwóz
pod górkę z koleinami, zjazd po kamlotach, podjazd po kamlotach, dróżki leśne z
zakrętasami itd. Ponieważ na starcie stanęłam na
samiutkim końcu końca to jakiś czas łapałam trochę słabszych i w końcu zaczęłam
jechać z jakimś chłopakiem z Poznania. Ubawił mnie kolega jak nic. Ciągle mi się
pytał kiedy będzie asfalt. „Pocieszyłam” go, że asfaltu nie będzie, bo to jest
MTB, ale może się jakiś zdarzy. Był asfalt raz 50 metrów i raz z 500 metrów sztajfy
do zdechnięcia. Kolega potem pochwalił mnie za kondycję, lecz znowu musiałam go
zgasić, bo powiedziałam, że kondycji to ja za cholerę nie mam, bo przez ten
głupi obojczyk to mało mogę jeździć. Potem na dobitkę , gdy dowiedziałam się,
że jedzie mega powiedziałam mu, że będzie tylko jeszcze trudniej, bo mega oprócz
dystansu różni się jeszcze stopniem trudności. Myślę, że chyba jednak
pozostanie przy szosie ;).
Po jakimś następnym podjeździe w wąwozie siły już mi zupełnie opadły, łapsko, zaczęło boleć, więc stwierdziłam,
że koniec wyścigu, robię rekreację i zaczęłam się rozglądać. Widoki przepiękne . Słońce świeciło jak w
pełni lata, drzewa zaczęły puszczać listeczki, z pola zalatywało obornikiem ;).
Po połączeniu z mega mijali mnie co chwilę jacyś znajomi i pozdrowieniom nie
było końca. Jak już się wydawało, że do mety nic już się nie zdarzy to
wjechaliśmy w taki niewinny lasek z rozlaną rzeczułką. Miałam do wyboru albo
ryzykować, że przejadę i upypłać rower i ewentualnie siebie albo upypłać
siebie. Wybrałam tą drugą opcję i wlazłam w to błoto do pół łydki. A takie
piękne , amerykańskie, skarpetki miałam ;).
Dojechałam , zmęczyłam się a potem
polatałam sobie bosymi stopami po trawie w której rosły fiołki (to po to co by
nóżki lepiej pachniały po tym błocie) .
Dodam jeszcze, że zaskoczył mnie bufet. Głodna byłam to się
nażarłam sałaty z plasterkami szyneczki, makaronu z padliną i bananów.
Jedyne co mi się nie podobało, to to, ze można sobie zmienić
dystans i tym sposobem zamiast 5 (nie ostatnia) w K4+ byłam 10. Jak się deklarujesz
to jedziesz albo masz DNF a nie jakieś zminy. Ja tez już nie mogłam ujechać a nie
mogłam zmienić dystansu z mini na mini mini ;)
Kategoria z małżonkiem
NA szosie
d a n e w y j a z d u
51.00 km
0.00 km teren
02:15 h
Pr.śr.:22.67 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Wycieczkowo po szosie :)
MTB Krzywiń
d a n e w y j a z d u
30.00 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lipican vel Mondi
CO tu napisać?
Czarna dupa! panie,
nędza! panie.
Tylko widoki wsi polskiej piękne :)
Kategoria wyścig
O jak mi się niechciało!!!
d a n e w y j a z d u
30.00 km
0.00 km teren
01:45 h
Pr.śr.:17.14 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
ale podniosłam ........ i pojechałam i dobrze :)
miejskim
d a n e w y j a z d u
1.00 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:jakiś taki co się trafi :)
Sprzęt: jakiś taki co się trafi . I to jest właściwa informacja na temat stanu rowerów miejskich. Naszarpię się zawsze z zamkami , żeby wypożyczyć, a już żeby go oddać to trzeba mieć siłe i cela, aby trafić w gniazdo dokujące rower. Wczoraj "parkowałam" 5 minut az jakiś facet się zlitował i mi pomógł. 8 minut jazdy i 10 minut szarpaniny aby wziąć a potem oddać rower. Nie wiem czy tylko ja mam taki problem, bo jeszcze się nie nauczyłam, czy to problem ogólny. Sam pomysł dobry tylko więcej serwisu rowerów by się przydało i to dokowanie. Ja wiem, że to musi być "pancerne" bo inaczej by było zniszczone ale ja nie mam siły młodego karka. A może to jest pretekst, żeby zacząć pakować? ;)