ustawka
Dystans całkowity: | 220.27 km (w terenie 55.00 km; 24.97%) |
Czas w ruchu: | 11:47 |
Średnia prędkość: | 16.06 km/h |
Maksymalna prędkość: | 40.00 km/h |
Liczba aktywności: | 7 |
Średnio na aktywność: | 31.47 km i 2h 21m |
Więcej statystyk |
Z najlepszą biegaczką z Pobiedzisk
d a n e w y j a z d u
32.00 km
0.00 km teren
02:30 h
Pr.śr.:12.80 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Jakoś tak się zgadałyśmy z Patrycją, że ona by się przejechała
na rower ze mną i nigdy nam nie pasowało. A to ona miała zawody (zwycięskie), a
to ja zwycięsko byłam na końcu tabeli i nie pasowało. W sobotę też już trochę
zwątpiła czy chce jechać ale ja powiedziałam, że to nie są jakieś biegi tylko rower a rowerzysta się żadnej
pogody nie boi, więc jedziemy i już. Mądra dziewczyna zgodziła się ze mną. Marcin stwierdził, ze on pojedzie sobie z
nami trochę pokręcić przed Velo i po spotkaniu
na pobiedziskim rynku ruszyliśmy w las. Oczywiście błoto było takie, że po 2
km wszyscy byliśmy mokrzy i ubabrani jak diabły.
Stwierdzam, ze nie lubię błota
ale albo błoto albo kanapa. Siedzenie/ leżenie na kanapie jest bardzo przyjemne
ale jeszcze bardziej jest przyjemnie po kąpieli błotnej a następie wannowej.
Patrycja
jest drobniutka, lekka i silna i tylko tak śmigała po lesie a gęba jej się
smiała od ucha do ucha. Jak nie umiała albo jej się nie chciało poprzekładać przerzutek to podjeżdżała na
stojaka wcale się nie męcząc. Chciałabym tak bo znowu zipałam jak lokomotywa.
Było fajnie. Patrycja podziwiała okolice, w których nigdy nie była (okolice
Rujscy) a słonko jakby chcąc nam pokazać piękno tamtych lasów świeciło. Krótko,
ale zawsze chociaż trochę.
Były tez pogaduchy i poważne rozmowy i tak nie wiedzieć
kiedy stuknęło nam 32 km.
Fajnie
Kategoria ustawka, wycieczka, z małżonkiem
III Wielkanocny bieg??? z jajejm
d a n e w y j a z d u
25.00 km
24.00 km teren
01:59 h
Pr.śr.:12.61 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Pobiedziska Running Team to taka grupka zapaleńców w Pobiedziskach, która zrzesza zakręconych na temat sportu. Najpierw byli biegacze stąd running a teraz są już rowerzyści i kijkarze. Tradycją już się stało, że w drugi dzień Świąt odbywa się bieg albo gwiazdkowy albo z jajem. W tym roku tak jakoś wyszło, że zostaliśmy zaproszeni do zrobienia tras rowerowych. Marcin zrobił trasę szosową a ja spacer po terenie.
Start i meta odbyła się w Zajeździe Rzepicha koło Pobiedzisk gdzie zebrała się kupa wiary
w tym 4 chłopaków i jedna dziewczyna chętni na MTB i 2 chętnych na szosę.
Było krótkie przemówienie i pojechaliśmy.
W założeniu miał być spacer po lesie ale raczej nie był to spacer. Bo co to za zabawa jechać po płaskim i szerokim??? lepiej pojeździć po górkach i dołkach. W połowie drogi, tak dla uatrakcyjnienia, dorwał nas deszcz i po chwili wszyscy byliśmy mokrzy i ubłoceni. Jednak chyba się podobało bo po przejechaniu chopków wszyscy dojechali z bananami na twarzy a Marysia powiedziała: "W życiu bym tego sama nie przejechała, a tak mi się podobało" a jak dojechałyśmy do mety to usłyszałam: "no niech mi ktoś powie, że jeżdżenie po naszych lasach jest nudne". Myślę, że nudnie nie było bo zaproponowałam objechanie trzech jezior Dębiniec, Brzostek i Drążynek, podjazdy w dwóch wąwozikach, przeprawę przez rzeczkę, zjazdy po błocie i prawie wjazd na najwyższe wzniesienie PK Promno o szumnej nazwie 123 czy cos koło tego . Ostatnie km jechałyśmy z Marysią, chłopaków puściłam samych, żeby wcześniej napili sie gorącej herbaty i zjedli ciasta a my z predkością 5km/h brnęłyśmy do mety. Pocieszałam Marysię jak mogłam: "jeszcze tylko jeden zakręt i już widzimy zakręt, za którym będzie zakręt, za którym już niedaleczko i będzie Rzepicha ;).
Wróciliśmy ubabrani jak nieboskie stworzenia, do tego stopnia, że jak jednego z moich współtowarzyszy zobaczyła matka to tylko krzyknęła :"Boże, jak ty wygladasz" i załadowała chłopaka w koc i do auta ;) Ciekawe czy w przyszłym roku będą chętni na wycieczkę ;).
Było fajnie, tak się cieszę i niechcąc zapeszyć mam nadzieję, że choróbska w swojej gorszej odsłonie mnie na jakiś czas opuściły. Obojczyk boli ale jakoś dajemy razem radę, żyły tez jakoś trzymam w ryzach, na lekach jest w miarę dobrze, Haszimoto pod kontrolą, więc szalejemy na rowerach ile się da! :)
Kategoria ustawka, wycieczka, z małżonkiem
Asia na torze ;)
d a n e w y j a z d u
5.00 km
0.00 km teren
02:00 h
Pr.śr.:2.50 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:jakiś taki co się trafi :)
Słabe nadzieje moje były na fajne urodziny. 14 stycznia 46 lat temu moje oczęta zobaczyły ten świat po raz pierwszy i chciałam spedzic ten dzień tak jak lubię najbardziej czyli na rowerze. Ale nie na rowerze w mrozie i chłodzie ale w ciepełku. Na San Escobar mnie raczej nie stać ale zamiast tego można się rypnąć do Opryszkowa gdzie w ciepełku śmiga się po drewnianych klepkach, co prawda w kółko, ale każdy z nas robi co jakiś czas jakieś pętelki na rowerze.
Moje kochane zdrowie, jak zwykle ostatnimi czasy, chciało mi pokazać, że moja młodość i sprawność przeminęła z wiatrem i czas już zacząć się uczyć szydełkowania a nie za młodymi chłopakami na rowerze ganiać, więc dało mi popalić i to do tego stopnia, ze we wtorek wychodziłam ze szpitala na jedno, a w środę jak szłam do roboty, to drugie mnie tak scieło, że pogotowie albo lepiej księdza chciałam wołać.
Dlatego bałam się, że nie dam rady pojechać na sobotni wyjazd orgaznizowany przez FogtBikes ale od czego są leki przeciwbólowe ;)
Ta mała osóbka z prawego boczku to ja ;)
Pierwsze wrażenie jak weszłam na widownie: łał!!! Ale fajnie !!!! ale stromo!!! Jak ja na tym będę jeździć!!! Przecież to można zaraz spaść! Jak ci ludzie po tym jeżdżą? Akurat trenowała kadra i można było sobie popatrzeć jak jeżdżą jedni z lepszych. Mówię Wam jaki ogień!, aż mi się zachciało zobaczyć jakieś wyścigi. Cała bym tam podskakiwała jak żaba na gorącym dachu bo zawodnicy jeżdżą zaraz przy bandzie , prawie ich można dotknąć , a całą walkę można normalnie poczuć jakby się było w środku akcji.
Ale wracając do mojej jazdy. Rower wypożyczył mi przemiły pan, który miał wyraźnie ochotę trochę poflirtować i przy miłej gadce ustawił mi rower pod mój wzrost i pedały nie pytając się ani o wagę ani o wiek ;) Rower na którym można jeździć na torze to ostre koło i jest to zupełnie inna jazda niż na rowerach na jakich jeździłam dotychczas. Marcin powiedział mi, jak się jeździ na torze , jakie sa zasady i jak zacząć jazdę na tym rowerze i zaczęła się jazda. Marcin wpiął się i pojechał, a ja wpięłam jedna nogę, a ta cholera mi ucieka i kręci się razem z kołami, a podobno mam trafić drugą nogą w pedał. Nie no spróbuję jeszcze raz, chwyciłam się barierki jak prawdziwi zawodnicy
wpięłam się i ruszyłam, ale za cholerę nie mogę się puścić barierki. Dobra jadę przy barierce, ale barierka się kończy...........jaaaaaaaaa, co teraz????? Jechać? puścić bezpieczną barierkę? a jak się wywalę?? A w d.... to mam, najwyżej zrobię siarę, puściłam barierkę, jadę . Koła się kręcą, nogi się kręcą, hamulców nie ma, jak to cholerstwo zatrzymać?? A nie zatrzymam się! Będę tak jeździć do końca świata i jeszcze dalej albo aż padnę! Na szczęście po pierwszym strachu zaczęło się jakoś jechać a potem już jechać coraz lepiej i szybciej i coraz wspanialej i rzekłabym czadowo. Wiatr wieje tylko w nochal , tor tylko dla nas i jeszcze szybciej i jeszcze fajniej i pod górkę i na dół ha ha ha !!!!! Szkoda, że jednak bojączka jestem, bo bałam się jechać wyżej ale i tak mi się podobało .
To były najfajniejsze moje urodziny :)
A teraz konkurs : Zobacz filmik i znajdź mnie ;)
Kategoria z małżonkiem, ustawka, szaleństwo
Na Ślub
d a n e w y j a z d u
8.00 km
8.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Na zaproszenie Sylwii i Dawida w Zielonej Górze zawitaliśmy pod kościół. Dawid był w teamowym stroju ale jakiejś innej grupy ;) Chyba raczej ten team, który reprezentował Dawid nie jeździ na rowerze bo taki mało obcisły był, a zwłaszcza mało obcisłe były nogawki ale może mają jakieś specjalne klamerki ;)
A tak po prawdzie Sylwia i Dawid wyglądali jak zwykle dobrze a nawet w przypadku Sylwii powiedziałabym , że prześlicznie.
Ja jak to ja, zawsze muszę coś chlapnąć jęzorem i tak jakoś mi się wyrwało, że na sucho to sobie nie pojadą. Dawid wziął to sobie do serca i za chwilę zamiast bidonów mieliśmy flaszki z wódką ;) Szkoda, że trzeba było wracać do Poznania bo imrezka by się wykroiła, że ho ho :)
Kategoria szaleństwo, ustawka, wycieczka
Mroźny rajd
d a n e w y j a z d u
23.00 km
23.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:-5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
SwajBikeTeam, FogtBikes i Red-Fitnes zorganizowali zimowe spalanie tłuszczyku. Przydało mi się bardzo bo jak wiecie każda baba ma go wiecznie za dużo itd......... A że baba jestem to po kiego będę się gdzieś po Swaju błąkać jak można wycieczkę spotkać w połowie drogi ;). Jak obmyśliłam tak zrobiłam. Mojego starego najmilejszego pchnęłam przodem a sama odczekawszy godzinkę wzięłam Czarną Mambę i Tinkę i pomknęłam na rozpoznawczą wyprawę za bloki na kupowisko tzw. duże. Wywiało mnie okropnie pomimo wielu warstw obleczenia rowerowego, więc postanowiłam zbadać co tam jeszcze w szafie się znajdzie aby na krybuny włożyć. Dawno nie miałam tylu gaci, koszul, kurtek i czapek na sobie ale opłacało się. Można powiedzieć, że przy tych -5 było mi zupełnie dobrze i tylko w nos mi było zimno. Po chwili jazdy sie rozgrzałam i było gut. Pojechałam sobie terenem do Starej Górki bo tam miał stacjonować bufet Red-fitnes i zakładałam, że jak znajdę bufet to znajdę też wycieczkę. Objechałam w te i wew te Starą Górkę aż dziad w rozwleczonej mycy na głowie co właśnie kopał coś w gnoju przy stodole zaczął sie dziwnie na mnie patrzeć ale bufetu ani dudu. Pomyślałam, że muszę pojechać do wsi Góra bo może wycieczka zmitrężyła trochę i jeszcze się pcha od Swarzędza. I co? I trafiłam! W Górze z przeciwka wyleciała na mnie banda rowerzystów wszelkiej maści. Zawróciłam kobyłkę i ruszyłam za nimi a ci gnają jak przeklęci. Diabli ich gonią czy co? Pod wiatr 30 lecą a ja ledwie zipię. Kurde w d.... mam takie rajdy. Rajd radia Merkurego jechał tak, że można się było obawiać o to czy rower sie utrzyma w pionie przy takiej prędkości a ci zaiwaniają..... Jak sie potem okazało podłączyłam się pod sam czub rajdu, który potem czekał na resztę. Reszta jechała już przyzwoicie a zresztą jak wjechaliśmy w las to tempo spadło i było bardzo wesoło i miło. Bufet też się znalazł i była gorąca herbatka i kawka i pogaduchy i śmiechy.
Na rajd wybrało się też kilku BStatowiczów Kamil i Mateusz ze Swaja, Seba i moj :) Pojeździliśmy po naszych fyrtlach i w okolicy Promna urwałam się od rajdu i podjechałam do domu. Szybko zrzuciłam tą tonę ciuchów i już normalnie ubrana wsiadłam w samochód aby dojechać do Wiśniczówki w Tucznie na ognicho. Kiełbasę, która mieliśmy sobie upiec, niestety zdżarła nam Tina dwa dni wcześniej elegancko ją ściągając ze stołu kiedy sie kiełbaska po zaparzeniu chłodziła. Zarłok jeden. Nam zostało zakupić zupe dyniową - pychota. W życiu nie jadłam i dobrze, że spróbowałam. Mniamciak, mniamciak :)
Kategoria wycieczka, ustawka
We mgle
d a n e w y j a z d u
60.10 km
0.00 km teren
02:41 h
Pr.śr.:22.40 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Mgła, mgła, mgła do Swarzędza i nazad. Kapie z kasku, kapie z drzew, chlapie z koła przede mną, wieje zimnem.
Jesień idzie, nie ma rady na to.
Kategoria z małżonkiem, ustawka, szosa
Do towarzystwa
d a n e w y j a z d u
67.17 km
0.00 km teren
02:37 h
Pr.śr.:25.67 km/h
Pr.max:40.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
pojechałam z Marcinem do Swarzędza. Marcin jechał na ustawkę u Fogta i samemu mu się nie chciało jechać. Wyruszyliśmy w mgle, która ogarniała nas coraz mocniej z minuty na minutę. Z kasku spływała mi woda, na okularach osiadała nieromantyczna mgła zasłaniając ledwie co widoczny świat ale było ciepło (jak na listopad) i jechałam na rowerze co wszystko rekompensuje :)
Na "ustawce" pojawiło sie sporo osób i do Tulec pojechałam z peletonem. Niestety nie mogłam lecieć całej drogi bo teściowa miała przyjechać do nas do domu z laskami, które wraz znią robiły tour de cmentarze w aucie. Dokulałam się wbrew zimnemu wiatrowi a ostatnio mam tak zaprzątniętą głowę, że przegapiłam zjazd z Iwna na Kocią i nie wiem kiedy znalazłam się w Wierzenicy.
Kondycji brak, nogi mnie bolą ale jestem zadowolona :)
A z taką ekipą dzisiaj pomykałam :)
Kategoria szosa, z małżonkiem, ustawka