JoannaZygmunta prowadzi tutaj blog rowerowy

Mój blog nie tylko o rowerowaniu :)

Wpisy archiwalne w kategorii

z małżonkiem

Dystans całkowity:2546.95 km (w terenie 413.86 km; 16.25%)
Czas w ruchu:115:11
Średnia prędkość:19.64 km/h
Maksymalna prędkość:52.00 km/h
Liczba aktywności:67
Średnio na aktywność:38.01 km i 1h 59m
Więcej statystyk

Z Marcinem

  d a n e    w y j a z d u 25.22 km 0.00 km teren 01:13 h Pr.śr.:20.73 km/h Pr.max:52.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Niedziela, 16 lutego 2014 | dodano: 16.02.2014

Marcin odgrażał się już od dawna, że idzie na rower i koniec bo zaraz go trafi itp. Niedziela rano i siedzi to szczęście moje, zblazowane i nieszczęśliwe bo bezrowerowe, ze już patrzeć nie mogłam na te męczarnie i zarządziłam chociaż krótki wypad traską pobiedziskiego wyścigu szosowego. Szosą bo szybciej do tego nie bardzo wiedzieliśmy jak marcinowa noga będzie "podawać". Okazało się, że marcinowa noga nic sobie nie robi ze złamania i jak zwykle Marcin pitu, pitu i juz jest daleko. On chyba by musiał z rok nie jeździć, żebym mogła mu bez jęzora do ziemi dotrzymać koła. ;) Było super, razem jedzie się fajniej choć wiatr wiał w gębę a mój trener dla rozrywki kazał mi trzymać kadencję, zrobić sprincik i pokrzykiwał na mnie zza moich pleców. 
Zasłużyłam dzisiaj na mandat bo tak się fajnie rozbujałam, że na zakazie przekroczyłam 50 km. Ale było super!  Nogi mnie bolą ;)
Chciałam jeszcze raz ale niestety z okazji walentynek wprosiło mi się paru gości na obiad i trzeba było jechać po pyry itp.


Kategoria szosa, z małżonkiem

Dostałam heklówkowego oczopląsu ;)

  d a n e    w y j a z d u 10.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Czarna Mamba
Sobota, 16 listopada 2013 | dodano: 16.11.2013

Na Czarnej jeździ się całkiem dobrze, nalezy unikać podchycników na ulicy i skręcać z czułością i delikatnością sprzedawcy puchu oraz nie robić OTB. Poza tym nie widzę przeciwskazań do jazdy np. do fryzjera. W mózgu znaleziono dwie szprychy ;)
Ponieważ sama jakoś omijam ostatnimi czasy teren nie bardzo chcąc jeździć po dziurach na rzuconą przez Klosia propozycję wyjazdu po Dziewiczej umówiłam mojego małżonka aby sprawić mu przyjemność jaką mi by sprawiło targanie się po dziurach, podjazdach i zjazdach. Prawdziwa żona nie pyta sie męża co mu sprawi radość tylko to wie ;). No dobra! Nie było tak naprawdę :)ale dzisiaj o 12 byliśmy juz na parkingu przy Dziewiczej i dostałam lekkiego pomieszania w oczach gdy ujrzałam ubrane w heklówę drzewo

Ubrane drzewo © JoannaZygmunta

Dalej było jeszcze ciekawiej bo właśnie odbywał się heppening pt. Dziergamy-w-Puszczy
Ładne heklówy :) © JoannaZygmunta

Pajęczynka z robaczkami © JoannaZygmunta

Uczestnicy wycieczki Mariusz, Marek i Marcin po krótkiej pogaduszce pojechali na zjazdy
Wycieczkowicze ;) © JoannaZygmunta

a my poszłyśmy szlakiem następnych helkówek.
Zabawa pomponami © JoannaZygmunta

Umajone drzewo © JoannaZygmunta

Listopadowe motyle © JoannaZygmunta

Już kiedyś czytałam, że na Dziewiczej Górzej jest ostoja Pachnicy dębowej takiego żuczka, którego już podobno nie ma a tam jest. Nigdy nie miałam czasu się przyglądać a dzisiaj to nawet zdjątko zrobiłam
Ostoja żuczka pachnicy dębowej. Żuczka nie widziałyśmy © JoannaZygmunta

Niestety żuczka nie widziałyśmy bo pewnie spał :)
Potem zeszłyśmy Killerem. Ja juz tam nie zjadę! Wygląda przerażająco! Stromo i pełno korzeni!
Zjadę, zjadę choć będzie ciężko ;) Marcin powiedział, że mi pomoże czyt. znowu gardło będzie go bolało.
Na koniec wycieczki jeszcze troszkę pochodziłyśmy po lesie i dowiedziałam się, że to była bardzo fajna wycieczka :)
W lesie. Modelka © JoannaZygmunta


Kategoria do fryzjera, dojazdy, wycieczka, z małżonkiem

Czasu było mało

  d a n e    w y j a z d u 25.11 km 0.00 km teren 00:51 h Pr.śr.:29.54 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Sobota, 12 października 2013 | dodano: 12.10.2013

Strasznie napięty miałam plan na dzień dzisiajeszy ale wyrwałam chwilkę na rower i to w najlepszym wykonaniu czyli zdygałam się jak pies. Mój kotuś kochany czyt. mój stary umówił się z ekipą na wypad szosą co by po niej potem nie jechać tylko robić pure MTB na rowerach szosowych. Na szczęście nie brałam udziału w tłuczeniu się po lasach tylko jak na szoszona przystało zaliczałam km na mało gładkiej drodze Pobiedziska-Bugaj gdzie spotkaliśmy Klosia i skończyła się bajka pt. jazda z wiatrem a zaczęło się deptanie pod, nie będę się wyrażała, jaki wiatr. Jedynym urozmaiceniem było oglądanie innego tyłeczka niż tyłu mojego męża, ale pary te chłopy maja za dużo i mi odjeżdżali pod te mało widoczne a upierdliwe góreczki pod Pobiedziajami (choć się starali mi nie odjeżdżać) a że oczy nie te to wiele nie widziałam ;).
W Pobiedziskach na rynku spotkaliśmy się z Sebą i Hulajem i po krótkiej gatce chłopaki pojechali w stronę Gniezna a ja do domciu nakarmić pisklaki.
W Poznaniu byłyśmy u lekarza z laskami bo krzywe to porosło, że strach, byłyśmy w Muzeum Miasta Poznania gdzie miałyśmy przyjemność obejrzeć sobie z bliska starsze wersje trykających się koziołków i wiele innych (podobało się), polatałyśmy po Rynku w Poznaniu

Dziewczynki na Rynku w Poznaniu © JoannaZygmunta

i paru sklepach, umyłyśmy dwa groby (dobrze, że wzięłam kalosze) odwiedziłyśmy dziadka, potem babcię, która ugotowała grzybki (nie jadłyśmy, ja tam wiem co ta babcia (teściowa) ugotowała?) i za ciemnego autem wróciłyśmy do domu.
Fajowski dzień. Nogi mnie bolą z czego wniosek, że muszę częściej gonić za tymi tyłeczkami ;)
ps. własnie stwierdziłam, że mój wpis jest jak damskiej szowinistycznej ..............

ps2 Na Placu Wolności w Poznaniu stoi sobie parę banerów poświęconych Festiwalowi w Jarocinie. Nigdy tam nie byłam, szkoda. Pozostało mi pooglądanie zdjęć. Oto dwa dla czytających na zachętę :)
Wystawa poświęcona Jarocinowi. Podobał mi się napis na katanie © JoannaZygmunta

Wystawa poświęcona Jarocinowi na Placu Wolności w Poznaniu © JoannaZygmunta


Kategoria szosa, z małżonkiem

Na Dziewiczą z małżonkiem

  d a n e    w y j a z d u 24.86 km 24.86 km teren 01:30 h Pr.śr.:16.57 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:
Sobota, 5 października 2013 | dodano: 05.10.2013

To moje szczęście największe pętało się dzisiaj po chacie i nie wiedziało co ze sobą zrobić. Z mopem albo kosiarką to jakoś nie miał ochoty potańcować, chłopaki ewentualnie mogący się z nim przejechać byli w robocie i pętało mi się to to po chacie aż wysłałam go do garażu. Tam znalazł sobie zajęcie i przykręcił mi do mojego "zdobywcy pucharów" bagażnik. Mam nadzieję, mój rower z tego powodu nie wpadnie w taką depresję jak bohater filmu TOY STORY, który został zaproszony na herbatkę ;)

Ze sciganta staje się rowerem na grzyby. Biedak.
Wracając do rzeczy. Po pobieżnym obmieceniu chałupy pojechałam z tym moim ślubnym co by się biedaczyna nie zagubił gdzieś w tym lesie bo kogo potem bym miała wnerwiać ;)
Do Tuczna dojechaliśmy autem a potem szybka strzałka na Dziewiczą. Jakoś tak dzisiaj mi dobrze szło, że podjechałam 2 razy bez zająknięcia od strony parkingu, 1 raz od strony żółtego szlaku, zjechałam od strony parkingu, zjechałam killerem i dla urozmaicenia zjechałam od strony wieży. Marcin ani razu nie musiał na mnie krzyczeć ani dodawać mi otuchy i jedyne czego się dowiedziałam to to, że mam następnym razem w ogóle puścić klamki. - Stary ja nie jestem ubezpieczona od wariackiej jazdy na rowerze, bo ubezpieczyciel dla kobiet w moim wieku nie oszacował ryzyka, więc tego miliona dolarów i tak nie zgarniesz ;).
Już bez aluzji - dzisiaj zaliczyłam wszystkie strony świata z czubka Dziewiczej Góry. Bardzo fajnie :) Jeszcze zostało mi podjechać Killera ale to jeszcze przede mną :).
Potem szybki powrót do domu zrobić obiadek, iść po zakupy z Martą, przyjąć gości i napisać relację, żeby w pamięci pozostała ta sobota, która obdarzyła nas pięknym słońcem, zapachami lasu, całkiem miłą temperaturą (znowu ubrałam się za ciepło) i rowerowaniem z moim najmilejszym :).


Kategoria wycieczka, z małżonkiem

Zygmuntowska pętelka

  d a n e    w y j a z d u 26.55 km 23.00 km teren 01:47 h Pr.śr.:14.89 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Niedziela, 15 września 2013 | dodano: 15.09.2013

Z Marcinkiem na jego rozjazd. Dzisiaj spokojnie choć goraco mi się trochę na podjazdach zrobiło. Oczywiście dowiedziałam się od małżonka, że ubrałam się za ciepło a rozbierać się mogę w czasie jazdy bo to jest świetne ćwiczenie.
Wczoraj na Michałki pojechałam w roli obserwatora po trosze dlatego, że nie chciało mi się moknąć i marznąć na starcie (bo tego sie spodziewałam gdy słyszałam ten walący deszcz) a tak poza tym wszystkim to leń i niechciejstwo mnie ogarnęło oraz kusiła mnie perspektywa, że wreszcie pogadam sobie na mecie a nie zziajana i zajechana zobaczę koniec tomboli i wszyscy się rozjadą. Dawno tak dobrze się nie bawiłam. Miałam pojechać na grzyby w czasie jak Marcin będzie w trasie ale najpierw oglądałam pasjonujące wyścigi dzieci potem zaczęli wpadać miniowcy tnąc się na mecie az miło, potem megowcy i znajomi. Nagadałam się że mnie jęzor bolał a policzki aż mnie giglały od śmiania.

Policzki mnie giglały od śmiechu :) © JoannaZygmunta

Posiedzieliśmy, ubawiliśmy się i rozjechaliśmy do domów. Niestety parę km od Wielenia zobaczyliśmy, że stoja jakieś samochody, że Marek tam biega i że chyba coś sie stało naszym znajomym. Pobiegliśmy zobaczyć co się stało a to samochód Mariusza stał rozbity u kogoś na ogródku. Mariusz i Maciej leżeli przytomni obok auta ale nie wyglądali dobrze. Niewiele mieliśmy do robienia, przynieśliśmy koce termiczne i opatuliliśmy chłopaków żeby nie zmarzli i czekaliśmy na pogotowie.
Za chwile przyjechała straż pożarna, pogotowie i policja. Chłopaków zabrali a my poczekaliśmy aż przyjedzie dochodzeniówka itd,itp.
Widząc rozbite auto można się było spodziewać, że obrażenia będą większe ale skończyło się na siniakach i połamanych żebrach. Bardzo sie cieszę, że tylko tak sie skończyło. Płakałabym jak bóbr gdyby stało się coś gorszego, dopiero co się rozjechaliśmy a tutaj takie coś. Znowu potwierdza się, że nalezy cieszyć sie z każdej chwili bo nie znasz dnia ani godziny i nawet umordować się na jakiś mało znaczących wyścigach byle zabawa była. Dobra! Dosyć tych przemyśleń egzystencjalnych. Z okazji cieszenia sie każdą chwilą nauczyłam sie dzisiaj podskakiwać na rowerze :) Podrzucać przednim i tylnym kołem razem i każdym osobno oraz podskakując stawiać tylne koło raz z prawej raz z lewej strony. Ale czad :)


Kategoria z małżonkiem

Pooglądać crossduathlon

  d a n e    w y j a z d u 64.73 km 60.00 km teren 03:48 h Pr.śr.:17.03 km/h Pr.max:40.72 km/h Temperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Wily
Niedziela, 8 września 2013 | dodano: 08.09.2013

Na Dziewiczej Górze dzisiaj odbywał się crossduathlon czyli 5 km biegu, 15 km roweru i 2 km biegu w terenie. Dzieci pojechały wczoraj do babci, mieliśmy niedzielę wolną, więc pojechaliśmy potrenować ja - podjazdy i zjazdy, Marcin - cierpliwość do małżonki. Obiecałam sobie, że stanę choćby na rzęsach i podjadę co sie da oraz że nie będę się bała Killera.
Szybciutko dojechaliśmy do Dziewiczej i tam starałam się jak mogłam i zmogłam te podjazdy osiągając tętno gdzieś koło 175 czyli zupełny beztlen i ból w girach, który trzyma mnie do teraz. Pierwszy zjazd z Killera był mało atrakcyjny, drugi elegancki a trzeci banalny. Do tego trzeci zjazd oglądało 5 rowerzystów wpychających sie pod góre, więc należało zjechać z fasonem.
Crossduathlon bardzo ciekawy i "tylko" trochę potrenuję bieganie i w przyszłym roku to.......................

Crossduathlon - bieganie © JoannaZygmunta

Crossduathlon - jazda na rowerze © JoannaZygmunta
Marcin przeprowadził mnie dzisiaj po takich singlach i ścieżkach, że sama nie wiedziałam gdzie jestem. Zdarzały się miejsca gdzie szalał jakiś z siekierą ale juz nie posprzątał
Przez krzaczory © JoannaZygmunta

Najlepsi byli wędkarze wędkujący nad jeziorem Tuczno, którym przejechaliśmy prawie przez grilla. Rozstawili się na środku ścieżynki bo przecież co za wariaty by tam chodziły a co dopiero jechali na rowerach.
W drodze powrotnej wpadliśmy na lodzika w Tucznie do przemiłej letniej knajpki a po piwku i lodziku kawałeczek za knajpką spotkaliśmy Piotrasa z przyszłą małżonką. Pogadaliśmy o tym i o o wym ale strasznie mi się chciało jechać w krzaki po tym piwku i niestety szybko pojechaliśmy gubiąc "młodą Parę" - sorry ale rozumiecie ;)


Kategoria z małżonkiem

Pętelka im Zygmunta III Wazy

  d a n e    w y j a z d u 24.12 km 0.00 km teren 01:30 h Pr.śr.:16.08 km/h Pr.max:43.94 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Sobota, 31 sierpnia 2013 | dodano: 31.08.2013

Dzisiaj Marcin pojechał "przepalić łydę" przed jutrzejszym maratonem u Kaczmarka a ja próbowałam za nim nadążyć - chociaż wzrokiem ale na tej interwałowej pętelce to nawet wzrok mój nie sięgał ;). Na szczęście Marcin na mnie co jakiś czas czekał a zwłaszcza w miejscach gdzie mógł naocznie stwierdzić, że wreszcie jego nauka nie poszła w las a raczej, że poszła w podjazdy i zjazdy korzenno-piaskowe. Wiedząc, że mój nauczyciel z nagła może wyskoczyć z krzaków bardzo się starałam i deptałam z taką siłą, że na jednym podjeździe tak dodałam, że wyniosło mnie prosto w drzewo. Mając doskonale opanowany rower ;) wygięłam się, zwinęłam i tylko obtarłam ręką po korze. Jestem mistrzem ;) z siniakami.
Marcin jeszcze testował czy faktycznie zjeżdżam nad jez.Dobrym he, he i widział, że się nie boję to zrobił mi jeszcze test nad jez. Dębiniec miałam z początku cykora bo dawno tam nie zjeżdżałam ale dynamicznie zjechałam (może bez dynamicznie ;))
Jak to fajnie sobie pojeździć z górki, w podgórki jak łańcuch wali o ramę, kierownicę ledwo można utrzymać, wpierdzielić się w drzewo, nazbierać siniaków a w poniedziałek przywdziać garsonkę. ;).
A! I apel. W lesie należy jeździć w kasku bo dzisiaj dostałam w czaszkę odzianą w skorupę z żołędzia spadającego z drzewa jak to na koniec lata żołędzie i inne owoce mają we zwyczaju.


Kategoria wycieczka, z małżonkiem

Z Marcinem z rana gdy dzieci śpią

  d a n e    w y j a z d u 23.56 km 0.00 km teren 01:27 h Pr.śr.:16.25 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Sobota, 24 sierpnia 2013 | dodano: 24.08.2013

na paluszkach wymykamy się na rower. Ostatni tydzień wakacji to niech się wyśpią i o 9 rano jeszcze sobie pośpią bo to rano to było bardzo późne rano ;). Pojechaliśmy jak to Marcin nazwał OS i było fajnie, piaszczyście i soczyście. Wpakowałam się w krzaki i pokrzywy i nadal odczuwam, że pokrzywy bolą. Rozstaliśmy się z Marcinem w Promnie i ja pojechałam na miłe leżanko w wannie a potem zakupy, gotowanie, sprzątanie itd. Teraz tzw. kręcę placek ze śliwkami i jak zaraz nie przestanę się tutaj udzielać to będzie zakalec na ogromny palec i od skórki do skórki ani jednej dziurki ;)


Kategoria wycieczka, z małżonkiem