szosa
Dystans całkowity: | 3957.93 km (w terenie 6.50 km; 0.16%) |
Czas w ruchu: | 156:54 |
Średnia prędkość: | 25.23 km/h |
Maksymalna prędkość: | 53.50 km/h |
Liczba aktywności: | 88 |
Średnio na aktywność: | 44.98 km i 1h 46m |
Więcej statystyk |
Strzyżewo Kościelne
d a n e w y j a z d u
116.00 km
0.00 km teren
04:20 h
Pr.śr.:26.77 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
W sobotę powstał pomysł, żeby pojechać do Strzyżewa Kościelnego za Gnieznem popatrzeć a może wystartować w wyścigu szosowym "Błękitna Pętla". Seba miał ochotę przejechać się na Marcina Heldze, bo jakoś tak sie stało, ze Marcin miał okazję pojechać na innej szosówce. Jednym słowem chłopaki sie powymieniali rowerami, dzieciaków nie było w domu, cel, godzina wycieczki były wyznaczone, wiec tylko jechać :)
Seba, który zna Gniezno jak własna kieszeń przeprowadził nas jakimis takimi mykami, że ja bym tego nie powtórzyła. Gniezno kojarzy mi się z tym, że ciągle jest pod górkę i z górki i nigdy nie wiem gdzie jestem i tak co kawałek. Chłopaki mnie oszczędzali w drodze do Strzyżewa, co nie znaczy, że sie nie zmęczyłam, ciągle było około 35 km/h a wiatr wiał z wielką mocą i ciągle w gębę. Jak dojechaliśmy do Strzyżewa to miałam już tak dosyć, że stwierdziłam, że kasę zamiast na startowe przehulamy w kawiarni a teraz to tylko popatrzymy sobie na start, choć kusiło mnie jak diabli. Marcin i Seba powiedzieli, że nie ma bata i mam jechać to się zapisałam. Okazało się, że jestem jedna baba co pojedzie. Ok może być :)
W międzyczasie pojawiła sie gnieźnieńska BS grupa w sile 5 chłopa JurekP, jego wnuk, MarcinGT, Kubolski i Dawid (który się zapodział jak robiliśmy fotkę ;)
Fotka musiała być a Marcina trzymały się żarty :)Pobiedzisko - Gnieżnieńska ekipa Bikestatsa
© JoannaZygmunta
Start punktualnie o 13, 02 z niewielką grupką mastersów i amatorów, za zakrętem Marcin mnie zaczął najpierw gonić na rowerze a potem gonić mnie słownie. Wietrzysko tak wiało, że pomimo, że się chowałam, za Marcinem to były momenty, że prawie mnie zatrzymywał ten wiatr. Puls mi skakał do 170 i tchu mi brakło. Na drugim kółku przejął mnie Seba i on juz na mnie nie krzyczał, bo się pewnie bał ;) Może gdybyśmy jeszcze nie rozpalali po drodze tego grilla ;) to by mnie na kresce czołówka nie złapała :)
Na poważnie, to miałam namieszane zdrowo. To był mój 70 km i jeszcze musiałam dać z siebie bardzo wiele i to prawie ciągle pod wiatr. Nie było opieprzania się i byłam pewna, że do domu to juz nie dojadę.
Dosyć długo trwało oczekiwanie na wyniki i w międzyczasie objedliśmy się ciastem i chlebem z pysznym smalcem.Oczekiwanie nalezało sobie umilić. Marcin złapał sieć :)
© JoannaZygmuntaOczekiwanie na wyniki
© JoannaZygmunta
Zmęczenie mi przeszło i na podium wkroczyłam tanecznym krokiem :)Tanecznym krokiem na podium :)
© JoannaZygmuntaNo to go mam, nareszcie! :)
© JoannaZygmunta
Okazało się, że puchar jest spory i był problem jak go zabrać. Marcin wpadł na pomysł, że go powiezie na plecach pod koszulą :)Puchary można wozić za koszulą ;)
© JoannaZygmunta
Droga powrotna była niestety ciągle pod wiatr i złapałam tzw. bombe czyli kompletny brak sił. Zrobiliśmy sobie dwa odpoczynki: pierwszy w McDonaldzie a drugi w Czerniejewie. Pod pałacem
© JoannaZygmunta
Fajnie było, daleko i z pucharem :) Byłam zdygana ale zadowolona, a nie ma nic lepszego w domu jak zadowolona baba i mama :D)))Pucharek z Błękitnej wstęgi
© JoannaZygmunta
Kategoria szosa
Szybko zanim teściowa przyjedzie
d a n e w y j a z d u
42.15 km
0.00 km teren
01:28 h
Pr.śr.:28.74 km/h
Pr.max:48.60 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Teściowa miała przyjechać zabrać dziewczynki na atrakcje pt:"spanie u babci" . Niestety za cholerę nie mogłam się z nią przez telefon dogadać ani o której przyjedzie ani czy na pewno zabiera dziewczyny do spania. Postanowiłam, że nie będę sie przejmować bo na rowerze dawno nie siedziałam i umówiłam się z dziewczynkami, że ja jadę na rower a one czekają na babcię z małą przerwą na pójście do sklepu po lizaka. Tak jakoś mi się dzisiaj dobrze jechało, albo świadomość, że pod drzwiami siedzi teściowa tak na mnie podziałała, że pocisnęłam troszkę. Pojechałam standardowe kółko Pobiedziska-S5-Kociałkowa Górka- Kostrzyn-Gwiazdowo-Huby Uzarzewskie- Jankowo- Góra-Pobiedziska
Krótki postój na krótki oddech przy kapliczce poświęconej mojej ulubionej Matce Boskiej, do której nie raz wznoszę modły, zwłaszcza na podgórkach ;)Kapliczka Matki Boskiej Nieustającej Pomocy
© JoannaZygmunta
Jak dojechałam teściowej jeszcze nie było, dziewczyny zjadły juz lizaki i jęczały kiedy ta babcia przyjedzie bo się doczekać jej nie mogą.
Teraz jest już po wizycie a ja już za małpkami tęsknie. Zastanawiam się co do wieczora robić będę bo jakoś sobie miejsca bez tych szczebiotek kłótliwych znaleźć nie mogę :)
Kategoria szosa
Z rana no szosę
d a n e w y j a z d u
43.42 km
0.00 km teren
01:30 h
Pr.śr.:28.95 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Miałam obudzić sie wcześniej ale w niedzielę spało mi sie tak dobrze, że wylazłam dopiero o 9. Wczoraj zrobiłyśmy ciasto z truskawkami i połowę jeszcze ciepłego zjadłyśmy jak ostatnie łakomczuchy. Pomyliły mi sie przepisy i zakręciłyśmy ciasto na babkę poznańską. Ciasto wylałam na blachę i dodałyśmy truskawki. Wyszło pysznie :) Babka z truskawkami mniam, mniam. Rano zmiotłyśmy wszystko do końca, więc musiałam trochę ją spalić. Babole oglądały bajki a ja próbowałam utrzymywać kadencję ok 90. Kiepsko, kiepsko, jak tylko odlatywałam myślami do roboty, dziewczynek, obiadu, to kadencja natychmiast spadała. Wiatr dzisiaj wiał ciągle w gębę, spotkałam kilku rowerzystów, ciepło i aż żal, że jutro do roboty.
Kategoria dojazdy, szosa
szosowo, siłowo
d a n e w y j a z d u
45.41 km
0.00 km teren
01:52 h
Pr.śr.:24.33 km/h
Pr.max:46.80 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Z rana szosowo 3 razy pod Kociałkową Górkę (blat - ośka) do wy.....ania. Na wjeździe na pobocze S5 spotkałam pobiedziskiego biegacza Leona, który szykuje sie do przyszłotygodniowego biegu Jagiełły. Pogadaliśmy troszkę i poleciałam pojeździć :) W Kostrzyniu juz był kontrolny telefon pt: "Mama gdzie jesteś bo już nam się nudzi" ale wiele się nie przejęłam i pojechałam sobie dalej bo to był dopiero 20 km. W Hubach Uzarzewskich prosto pod koło wylazły mi baby ze pola, które włąśnie skończyły zbierać szabelek. Musiałam się prawie zatrzymać aż mnie zauważyły a one z podskokiem i wrzaskiem "ale się wystraszyłam" zeszły z drogi. Jeszcze usłyszałam tylko, że mam fikuśny rower i więcej nie słyszałam. Może i dobrze.
W Pobiedziajach kupiłam pączki dla dziewczynek i francuskie dla mnie. Na szosie to już ani nie wypada ani nie ma miejsca, żeby gdzieś przyczepić zakupy, więc wzięłam tytkę w zęby i ten kawałek z rynku do domu dowiozłam ciacha. Dobra kawka, przesiadka na Czarną Manbę i z dziewczynkami nad jezioro :)
Kategoria szosa
W kole Pobiedzisk na wyścigi
d a n e w y j a z d u
34.40 km
0.00 km teren
01:24 h
Pr.śr.:24.57 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
W naszym pięknym mieście Pobiedziska zorganizowano wyścigi na szosie i grzechem by było zlekceważyć takie wyzwanie, więc zorganizowałam teściową i poleciałam pościgać się.
Na miejscu spotkałam Przema i Marcina i gadaliśmy jakbyśmy sie wybierali na rajd nad jezioro Dębiniec a nie na ścig zagrożony szlifami. Przed startem w Pobiedziskach
© JoannaZygmunta
Przed startem przyleciała teściowa z dziewczynkami i jak zwykle szalała z aparatem fotograficznym niczym japoński turystaZ Martą i teściową
© JoannaZygmunta
Na starcie spóźniłam się jak dupa wołowa bo nie mogłam się wpiąć. Do tego puścili nas jako ostatnie i nie było się pod kogo podczepić. Babki mi odjechały a dziadki były za cienkie. I miałam samotną podróż pod wiatr. Szkoda, że tylko jedno kółeczko bo chociaż bym się lepiej zmęczyła ;).
Nie byłam ostatnia a wśród kobiet byłam 4- ta. Na usprawiedliwienie 4 pozycji powiem, że były młodsze o 10 lat II miejsce i o 20 III miejsce oraz I była mistrzynią Polski na szosie (przynajmniej się tak chwaliła). Było fajnie i szybko. Średnia może nie wskazuje ale na nią składało się: rozgrzewka, rozjazd, dojazd do domu po czarną mambę, którą wróciłam sobie na metę po skromny pucharek wręczany przez Burmistrza Pobiedzisk.
Niestety "japoński turysta" robi zdjęcia ale do wysłania nie specjalnie się pali. Liczę na Przema i jego aparat, który zawiera również zdjęcie rozwodowe, które chętnie opublikuję (bez głupich myśli proszę ;) )
Kategoria szosa, wyścig
Rower jest dobry na wszystko :)
d a n e w y j a z d u
24.42 km
0.00 km teren
00:54 h
Pr.śr.:27.13 km/h
Pr.max:44.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Parafrazując jedną z moich ulubionych piosenek
stwierdzam, że rower jest dobry na:
Ból kolana, który mnie łupał od wczoraj
ból migrenowy głowy
nienajlepszy humor
i brak pomysłu na obiad.
Wczoraj nie jeździłam na rowerze tylko daleko lazłam i podbiegałam, żeby zdążyć na zielonym świetle i zemściło się bólem kolana :(
Dzisiaj bolało kolano a do tego łeb mnie napierał tak, że myślałam, że sobie go utnę i założę go z powrotem jak się naprawi. Starość w pełnym kurde wydaniu :(
Ogarnęłam chałupę, zakręciłam obiad, zjedliśmy, włączyliśmy tour de france i dobrze mi się spało. Obudziłam się na samym finiszu z mocnym postanowieniem, że mam gdzieś bóle-srule i wyłażę na rower choćbym miała ten głupi łeb wieźć pod rurą.
Jak mnie wiatr owiał i pociągnęłam pod górkę, że mi się ździebko niedobrze zrobiło to mi wszystko przeszło :)
Zachciało mi się jechać dalej, humor mi sie poprawił, wymyśliłam obiad na jutro (indyk z kiełkami z kolendrą (juz mam na to ochotę)) oraz postanowiłam, że będę reprezentować jutro Pobiedziaje na wyścigu w Pobiedziajach i żyć mi się zachciało :)
Głośna muzyka, która rozchodziła się dużym echem w koło Pobiedzisk, zawiodła mnie nad jezioro Biezdruchowo, gdzie odbywały się koncerty zespołu Cree (super!) i wariacje na fortepian w wykonaniu Macieja Markiewicza. Nie znam gościa ale na fortepianie grał jak z nut ;). Strasznie bym chciała grać tak sobie na fotepianie :) Koncerty nad jeziorem Biezdruchowo
© JoannaZygmunta
Marcin z dziewczynkami podjechali autkiem i siedzieliśmy sobie cała rodzinką
Nasza rodzinka na koncercie. Zamiast mnie mój rowerek :)
© JoannaZygmunta
Tak więc rowerek jest dobry na wszystko jak:
Piosenka pomoże na wiele
Na co dzień jak i na niedzielę
Na to żebyś Ty patrzał weselej
Piosenka - canzona, das Lied
a do tego ładna muzyka :)
A z takich treningowych rzeczy:
Kadencję trzymałam powyżej 90, średnią kadencję miałam gdzieś około 80 ale starałam się kręcić tymi moimi nóżkami ile wlezie maxa mam 115 i chciałam to utrzymać ile sie da :)
Kategoria szosa
Sentymentalnie
d a n e w y j a z d u
119.97 km
3.00 km teren
04:51 h
Pr.śr.:24.74 km/h
Pr.max:46.80 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Dzisiaj jest pierwsza rocznica śmierci mojej mamy. Wzięłam sobie dzień urlopu i pojechałam na cmentarz w Poznaniu, żeby ze spokojem sobie z nią pogadać. Rano wyprawiłam dzieciaki do szkoły ubrałam się trochę za lekko i trasą przez Górę, Swarzędz pojechałam do Poznania. Przed Maltą robią remont ulicy i należy jechać objazdem. Albo jestem gapkowata albo objazd jest zdziebko "nieudany" bo żaden samochód tam nie pojedzie. Szosówką przez las zdarza mi się coraz częściej jeździć ale nie jest to fajne. Jechałam przez ten lasek i jakoś tak było mało przyjemnie, zwłaszcza jak znalazłam to miejsce. Drzewo wisielca
© JoannaZygmunta
Jak sobie pomyślałam, ze mogłabym znaleźć wisielca to mi się zrobiło straszno i szybko nie patrząc na korzenie, piasek i dziury zwiewałam aż się kurzyło.
Na Cmentarzu jak to na cmentarzu cisza i spokój. Spotkałam grabarza, który z racji dość nietypowego stroju poznał mnie i dopytywał czy nie mam do sprzedania dojazdowego roweru. Nie mam. U nas wszystkie rowery są w używaniu.
Z Cmentarza na Winiarach przez Piątkowo na Morasko. Nawet fajny podjazd tam jest.
Chcąc uniknąć jazdy ul. Obornicką skręciłam gdzieś gdzie było "Pani cięgiem prosto i jest poligon". No fakt poligon był ale nie ten asfaltowy :(. Znowu z 3 km po dziurach wzdłuż jakiś działek. Ja to zawsze się gdzieś muszę zaplatać. W końcu trafiłam no poligon gdzie przed wjazdem był wielki napis: "STÓJ! OSTRE STRZELANIE". Szlaban był otwarty i wyjeżdżał z poligonu cały i zdrowy rowerzysta, więc pojechałam, słuchając z której strony strzelają. Z żadnej, ściema jakaś.
Potem juz przez most na Warcie (wylała mocno) do Murowanej przez Kiszkowo i do Pobiedzisk.
Nowe bucik spisały się dobrze choć na asfalcie ślisko jest na nich jak na lodzie. Przechodzenie przez przejścia dla pieszych wymaga dużej gracji a i tak tupta się jak pingwin. Parę razy nie udało mi się wpiąć, noga ześlizgnęła mi się i nie powiem czym walnęłam o siodełko :(. Nauczę się. Chyba więcej siły wkładałam w tą jazdę bo droga wydawała mi się bardzo łatwa dzisiaj. I co najdziwniejsze! Przez cała trasę nikt na mnie nie trąbił. Co jest? Tak poraziła ich biel moich nowych przykręcanych butków? ;)
Kategoria szosa
Do Poznania
d a n e w y j a z d u
75.88 km
0.00 km teren
03:10 h
Pr.śr.:23.96 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Marcin zabrał dziewczynki do Poznania w odwiedziny do dziadka a ja pojechałam sobie przez Kicin, Rejowiec, Murowaną Gośline, poligon do Maksa do Rowerowni po bloki do moich nowych butków.
Moje kochanie tak szperało w internecie, że znalazło mi nowe piękne butki do szosy po przystępnej cenie. Moje pięne nowe butki do szosy
© JoannaZygmunta
Są piękne, białe z czerwonym. Cudownie komponują się do mojego Wiliera oraz do stroju teamowego. Niestety w tym momencie okazało się, że mój szary kask nie pasuje i muszę zakupić nowy kapelusz z piórkiem w kolorze białym ;). Pedały looka które kupiłam wraz z rowerem czekały na tą szczęśliwą chwilę aż zakupię butki i bloki. Na razie jeździłam na takich zdezelowanych SPD które skrzypiały i musiałam uważać z której strony się wpinam bo mogłam się nie wypiąć wcale. Trochę się martwię, że zniszczę bloki bo w robocie muszę dojść z podwórka na piętro i do pokoju a i bywają takie miejsca na trasie dom praca, że trzeba się zdziebko przejść a bloki looka są duże i nie nadają się do chodzenia. Buciki do jeżdżenia nie do chodzenia
© JoannaZygmunta
Jechało się dzisiaj bardzo przyjemnie, nikt nie trąbił na mnie i tylko raz chciał mnie jakiś jełop z przeciwka zabić. Musiałam stanąć na poboczu bo idiota z przeciwka wyprzedzał autobus i okazało się, że się nie zmieści ani przede mną ani przed samochodem który jechał za mną i też był zmuszony zjechać na pobocze. Ależ ten facet w aucie wyzywał. Ja juz nie mam siły.
W Rejowcu wstąpiłam do sklepu po pitko i zastrzeliło mnie przestrzeganie przepisów p.poż.Palenie surowo wzbronione w obrębie 5 metrów
© JoannaZygmunta
Pod Sławą Wlkp. dojechałam faceta co z buta z rowerem szedł, bo nie miał ani dętki ani pompki. Nie mogłam mu specjalnie pomóc bo miałam jeden zapas. Pogadalim i pojechałam. W Murowanej jedzie jakiś facet i macha mi z samochodu jak szalony. Myślałam, że jakiś tam się rzuca, że nie jadę po niby ścieżce rowerowej z kostki i całej osypanej piachem a to były pozdowionka od pechowego kolarza.
Na poligon trafiłam całkiem łatwo. Jechało się szybko i przyjemnie choć było już parno i czułam, że burza się zbliża. Romantycznie bo nie strzelają
© JoannaZygmunta
Dziadek marudził, że za długo nas nie było ale może za tydzień uda się znowu panny oddać mu po opieką to się znowu rypnę gdzieś dalej.
Byłam też na cmentarzu u mojej mamy. We wtorek będzie rok jak umarła. Jak ten czas popieredziela :(
Kategoria szosa
Na Toruń!!!
d a n e w y j a z d u
111.72 km
0.00 km teren
04:58 h
Pr.śr.:22.49 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Wczoraj okazało się, że jestem samotna w święto, bo babole pojadą do babci a Marcin jedzie na trening. I pomyślałam, że nie będę w święto z kosiarą przed chałupą latać a na sypanie kwiatków jestem za stara to może z Sebą bym się rypła gdzieś dalej. Seba miał też wolne, jego małżonka była wyrozumiała bo chorym (na cyklozę) należy ustępować i puściła go na jazdę z obcą babą. Z rana przysnęłam za bardzo i spóźniłam się jak to baba. Spotkaliśmy się w Kociałkowej i pojechaliśmy na Wrześnię. Cieplutko było i słonecznie więc sobie jechaliśmy ale pod wiatr. Pocieszaliśmy się, że w drodze powrotnej będziemy mieli z wiatrem i klejdrając jak stare baby dojechaliśmy nie wiem kiedy do Wrześni. Po drodze zatrzymaliśmy się na moment, już nie wiem po co. A Seba mi coś opowiadał :)
Cieszyłam się, że nie wzięłam szosówki bo asfalt woła o pomstę do nieba a na kellysku było całkiem wygodnie, chociaż ciągle coś w nim kwiczało. Śmiałam się, że odpicowałam się jak stróż na Boże Ciało a rower kwiczy jak wieśniaczy. We Wrześni co kawałek kościół i procesje a my szukamy budki z lodami. Co jak co ale po procesji trzeba zjeść słodkie więc szybko znaleźliśmy bardzo smaczne lody. Seba wszamał jeszcze banana na rynku i zaczęliśmy wracać
Chciało nam się jeszcze gdzieś pokręcić ale Seba musiał wrócić do domu na 13 bo miał iść w gości. Chciałoby się więcej pokręcić i kusiła nas trasa na Gniezno ale z czekającymi na męża kobietami nie należy zadzierać, więc radzi nie radzi wracaliśmy. I nagle gdzieś koło Czerniejewa do Seby zadzwoniła małżonka, że nie mogą iść bo dzieci znajomych są chore i że jak chce to może sobie jeszcze jeździć. No banany nam się na gębach zrobiły i padło hasło to jedziemy na Gniezno. Pod Gnieznem w Mnichowie Seba mi powiedział, że tutaj gdzieś mieszka Micor i w tym momencie tuz za nami pojawia się rzeczony Dawid. Gadka dokąd droga prowadzi? A do Gniezna powiedział Dawid. To jedziem razem zapdła decyzja. Schowałam się za chłopaków bo przecież wiało w gębę
ale należało zrobić zdjątko i z przodu
W Gnieźnie zakupiliśmy żarełko, posiedzieliśmy na Rynku i Seba zaproponował, że jedziemy na Toruń.
- ja: OK możemy jechać! Tylko ile to jest kilometrów?
- Seba: No tak ze 100 wte i wewte.
-:OK no to jedziemy, tylko może kiedy indziej bo jakby się na burzę zbierało.
- Dobra a teraz do chałupy
- Gdzie do chałupy? Przecież bez zdjęcia przy Bolku się nie obejdzie
Oto i one
Marcin zadzwonił, że on zakończył palenie asfaltów pod Mosiną a teściowa zaprosiła się na obiad więc zrobiliśmy rząd i pojechaliśmy gęsiego do Pobiedziajów. Seba ciągnął mnie całą drogę i tak sobie jechaliśmy średnio 30 km/h a burzowe chmury gromadziły się nad nami, gęstniały i straszyły. Czułam, że burza nas złapie bo łeb mnie bolał i właściwie nie mogłam się doczekać aż spadnie ten deszcz bo wtedy chociaż trochę odpuści ta masakra w makówce. Pięknie się jechało aż na 100 km złapał mnie kryzys.
No nie! -myślę sobie. Jeszcze max 15 km. Muszę dojechać.
Zawołałam na Sebę, że odpadam ale chwila moment, popiłam, zawołaliśmy nasze hasło przewodnie "Na Toruń" i juz było dobrze.
Deszcz zaczynał padać. Najpierw drobny deszczyk, potem deszcz a potem ulewa. Zaczęło walić deszczem, grzmoty latały koło nas. Liczyłam ile km jest od nas ta burza - tak mniej więcej 5. Cały czas gnałam za Sebą a ten dzielnie deptał pod wiatr i deszcz. Po 10 min byłam cała mokra a w butach chlupotało aż miło. Na szczęście było ciepło. W domu zaprosiliśmy Sebę na kawę. Marcin chciał go odwieźć autem do domu ale Seba twardo pojechał rowerem w deszczu.
Było fajnie, czułam, że mogłabym pojechać do Torunia bez problemu. Nóżka dzisiaj super podawała, przejechałam to wszystko bez jakiś wielkich problemów a pogaduchy z Sebą tak skróciły drogę, że nie wiem kiedy my te 100 walneliśmy. Ubawiłam się, przejechałam z dobrym tempie kawał drogi i Na TORUŃ Seba!! NA TORUŃ!!
Kategoria szosa
Do domciu trochę okrężnie
d a n e w y j a z d u
44.66 km
0.00 km teren
02:15 h
Pr.śr.:19.85 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Cały czas towarzyszyły mi ołowiane chmury. Nic z nich nie spadło na mnie Ołowiane chmury nade mną
© JoannaZygmunta
Kapliczka na drodze we wsi Góra jest na wykończeniu. Widnieje już na niej napis: "contra spem spero" co znaczy: "wierzę przeciw nadziei" Ciekawe co tam pojawi się jeszcze. Contra spem spero
© JoannaZygmunta
Kategoria szosa, z domu/do domu