Pohasałam sobie nareszcie
d a n e w y j a z d u
82.67 km
64.00 km teren
04:09 h
Pr.śr.:19.92 km/h
Pr.max:46.20 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Komunia przed nami, więc nie ma czasu na rower, bo malowanie, zakupy itp. W sobotę pojechałam z moimi dziewczynami po białe buciki dla Zosi. Moje małe kobietki plus ja szalałyśmy wśród butów i każda z nas kupiła sobie buciki: Zosia białe komunijne, Marta sandały a matka eleganckie trampki do latania po robocie jak można już zrzucić szpile. Pogoda była piękna i jak widziałam nieprzebrane tłumy rowerzystów wszelkiej maści to mi serce ściskało z żalu, że muszę w pudle (aucie ) siedzieć a nie jeździć, jeździć, jeździć.
Dzisiaj nadarzyła się okazja - Marcin zabrał dzieciaki a ja dosiadłam mojego zdobywcę i pojechałam. Ale było fajnie! W lesie ubity piasek, asfalt twardy (a jaki by mógł być nie w upał???) dzisiaj wszystko mnie cieszyło, pełna radość z jazdy jak u psa spuszczonego łańcucha. Powkurzałam jakiegoś wylajkrowanego młodzieńca bo nie mógł mnie zgubić nad Rusałką aż do Parku Sołackiego, gdzie mu odpuściłam, objechałam sobie jezioro maltańskie, podjechałam pod zoo i pojechałam do domu po drodze jeszcze zaliczając Dębiniec. Fajnie.
Bycie żoną bikera i samemu chorować na cyklozę jest ciekawym zjawiskiem. Niektóre kobiety dostają od swoich ukochanych pierścionki z diamentami a ja aluminiowe podkładki pod kierownice, które cieszą mnie bardziej niż te diamenty, których na rower przecież nie wezmę ;)pierścionek dla żony bikera
© JoannaZygmunta
Kategoria wycieczka, dojazdy
komentarze
A przedwczoraj odbierałam korbę, którą mąż zamówił dla siebie, po czym oboje zachwycaliśmy się nią :D
Tak, nie którzy mówią, że ten stan cyklozą się nazywa... ;)