Morsowanie
d a n e w y j a z d u
1.00 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.:0:00 km/h
Pr.max: km/h
Temperatura:-1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:jakiś taki co się trafi :)
Biegać nie mogę, bo skręciłam stopę, jeździć nie mogę, bo mnie obojczyk napierdziela, aż niemiło, więc co mi pozostało? Coś szalonego. Marcin dzisiaj uwiedziony urokiem morsinek postanowił zanurzyć się wraz z innymi golasami w odmętach jeziora Dębiniec, więc go poszłam pilnować, co by za wiele się nie naoglądał. ;).
Latały te golasy na śniegu i jakoś tak widać było, że im tak za bardzo zimno nie jest, bo nawet pupami na śniegu siedzieli, a co niektórzy to nawet się pokładali na lodzie.
Zakręceni są ci morsjanie i fajną grupę tworzą.
Marcin odważnie oblekł się z długich gaci i wlazł do wody, czym wzbudził mój zachwyt, jak i niepokój o jego zdrowie fizyczne, jak i psychiczne ;) Zauważyłam jednak, że musi być bardzo zimno w stopy, bo małżonek mój szedł w butach do przerębli, a reszta miała fachowe paputki.
Ja robiłam za fotografa i pilnowacza naszego psa, który nie mógł się temu wszystkiemu nadziwić i wyglądał na nieco przerażonego. Wzięłam tą moją adoptowaną córkę na spacer i biegało to dziecie niewiadomego ojca i matki całe szczęśliwe :)
Po powrocie do domu pomyślałam, że może też wlezę do tej wody?
Zabrałam stere laczki jako specjalistyczne buciki (żeby do przerębli dojść) i mega ręczniki, oraz psa i małżonka i pojechaliśmy.
Rozgrzewkę prowadził mój małżonek i było mi coraz cieplej. Zdjęłam kurtkę i było ok, zdjęłam bluzę i w krótkim rękawku podskakuję na jednej nodze i ok, zdjęłam portki i też jest ok. Zdziwienie wielkie. Wtedy nadszedł jakiś facet i mówi:"Pani się rozgrzewa, żeby się tam topić?" Tak - odpowiadam "A pan na to pozwala?"-pyta się facet A mój małż na to "e! Ja już się kąpałem" Facet tylko machnął ręką i poszedł. Całe szczęście, bo juz myślałam, że będzie na to przedstawienie patrzył.
I nastała ta wielka chwila, gdy odwaga wzięła górę i wsadziłam jedną nogę bez kapcia do wody oraz drugą w kapciu. Szybko trzeba było nurkować po kapeć bo co jak co ale mojego ukochanego starego kapcia utopić nie chciałam. Po udanej akcji ratowniczej pełnej pisków i okrzyków "ojej!!!!!!!!! zimna ta woda!!!!" Moja Tinka również postanowiła zostać morsem i wskoczyła do swojej pańci. Jak wskoczyła tak chciała się wydostać, ale jak wiadomo nie jest łatwo wyjść z przerębli. Ja nie wiele myśląc włożyłam ręce w rękawiczkach w wodę i podparłam jej tyłek, żeby wylazła. Tym sposobem miałam mokre wszystko: kapcie, rękawiczki, siebie i psa. Trzeba było wyłazić choć wcale nie było tak źle. Czasami latem jest trudniej wleźć do wody bo jest odczuwanie zimniejsza.
Tak więć szaleństwo popełnione i dobrze mi z tym :)
Pozdrawiam Was morsowo :)
Kategoria z małżonkiem, szaleństwo