JoannaZygmunta prowadzi tutaj blog rowerowy

Mój blog nie tylko o rowerowaniu :)

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2014

Dystans całkowity:543.63 km (w terenie 151.00 km; 27.78%)
Czas w ruchu:26:35
Średnia prędkość:19.01 km/h
Maksymalna prędkość:43.00 km/h
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:31.98 km i 2h 02m
Więcej statystyk

Wyrzysk

  d a n e    w y j a z d u 36.74 km 0.00 km teren 02:15 h Pr.śr.:16.33 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Niedziela, 15 czerwca 2014 | dodano: 16.06.2014

Kiepsko, panie, kiepsko chciałoby się powiedzieć ale nie ma się co przejmować. Jako zła baletnica powiem, że rower mnie zawiódł i bania mnie od piątku bolała co i tak nie powinno mi przeszkadzać żeby lepiej pojechać. 
Za to fajnie było, Gogli nazbierało się wiele Mariusz, Krzychu, Jacek, Młodzik, Marek, mój małżonek, Zbychu

I taki jeden w barwach trochę do naszych podobnych, całkiem miły jest to niech mu będzie ;)



Wkoło nas kręciły się też takie w zielonym Stachowiaki  ;)

oraz wiele nowych znajomych: Magda co się cięłyśmy w Kostrzyniu,  Nerka co się cięłyśmy w Dolsku i wiele osób z którymi się nie cięliśmy ;)
Trasa fajna i sucha. W zeszłym roku to była masakra błotna a teraz psychiczna.  Już zaraz po starcie na asfalcie okazało się, że jednak nie udało się Marcinowi tak na szybko wyregulować mi przerzutek po wymianie linki w warsztacie i o mało nie płakałam najpierw z żalu, potem ze wściekłości. Wszyscy mnie wyprzedzają a ja kręcę girami na tym co mi się udało zrzucić, prawie oczy itp sobie kolanami obijam i djupa. Nie dało się dokręcąć na zjazdach, nie dało się wrzucać na najwyższe. Przednia przerzutka też nie działała jak trzeba.  A mówiła babcia: "przed wyścigiem nie dawaj roweru w łapy mechanikowi" I się sprawdziło!  Chciałam nawet  prawie na początku  się wycofać a  jakieś 20 km przed metą wśwignąć rower  w krzaki, siąść i płakać. 
W każdym razie dojechałam .Na 10 km przed metą się wściekłam i juz miałam w nosie czy te przerzutki brzęczą, dzwonią. Na siłę wte i wewte manetkami kręciłam i jakoś mi się zaczęło jechać. Raz tak grzebałam, że wleciałam między jakieś takie płyty, jak mną mojtneło! I byłabym następną ofiarą  wypadku a tych było sporo. Zaraz na początku widziałam jak na asfalcie zbiera się trzech kolarzy. Dzisiaj dowiedziałam się, że jedną z tych osób był kolega Darii Kasztaryndy,  który złamał nadgarstek. :( Na Górze jakaś kobitka siedziała lekko oszołomiona ale siedział przy niej jakiś facet, więc pojechałam i podobno połamane zostały 2 obojczyki. Zjazdy były fajoskie, szybkie tylko dokręcać nie mogłam i może dlatego dzisiaj nie mam drugiej blachy w obojczyku (he, he ;) ).
Na jakieś dwa km przed metą kiedy wydawało mi się, że idę jak wiatr i tnę jak tornado pokłosie kolarskie, przeleciał obok mnie Krzychu. Owszem zaproponował mi swoje koło ale na moje "ale zaczekaj!" w tumanie kurzu odleciał jak trąba powietrzna. Za to, za karę potem musiał sam na metę wjechać ;p
Paweł za to złapał dwie gumy i wracał obwieszony dętkami jak kolarz z lat 50-tych


tylko coś mu się do kasku przyczepiło.
Super maraton, żałuję, że nie pojechałam mega ale tak, byłam druga z gogli na mecie (co z tego, że z mini ;D))). Za chwilę zjechała się reszta gogli, bania mnie bolała bo mi się odnowiła migrena z soboty ale się pośmiałam, zjadłam słaby makaron choć niektórzy byli zachwyceni bo słony ;) Bleeee ;p
I pojechaliśmy do domu.
W domu jak zobaczyłam jak porządziła mi się teściowa to ze zdwojoną siłą zabolała mnie czaszka.


Kategoria wycieczka, z małżonkiem

Do domciu

  d a n e    w y j a z d u 33.00 km 0.00 km teren 01:49 h Pr.śr.:18.17 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Piątek, 13 czerwca 2014 | dodano: 13.06.2014

Konkretnie wiało, od czasu do czasu w plecy. 
Ponieważ droga mi się nudzi to w Biskupicach pojechałam sprawdzić czy da się dojchać jakoś inaczej do Dembińca. Da się. Przy okazji okazałao się, że Biskupice się mocno rozrastają chociaż z mojej stałej drogi tego nie widać. Dużo ładnych nowych domów. Pogoda przyjemna, nie zagorąco i nie zimno.



Rusałka

  d a n e    w y j a z d u 15.15 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Poniedziałek, 9 czerwca 2014 | dodano: 10.06.2014

Po mieście, wkoło Rusałki. Znad jeziora miły chłodek :)
Ponieważ przy jeziorze było bardzo przyjemnie to usiadłam sobie na ławeczce, machałam nogami  i popijałam zimną cole. Chyba mijała mnie starszapani. Jednak nie zwróciła uwagi na prawdziwie starszą babę w bluzce w kwiaty ;p.
ps. Jak się okazuje miałam rację! W komentarzu z dnia wczorajszego pyta się czy to byłam ja. Tak to ja :) Jednak zwróciła na mnie uwagę. Trzeba było się odezwać ale tak trochę głupio wrzeszczeć: - halo!! Czy pani  to starsza pani proszę pani? Kiedy wkoło same emeryty a dziewczyna wygląda jak wiosna  :D



Kategoria dojazdy, po mieście

15

  d a n e    w y j a z d u 15.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Poniedziałek, 9 czerwca 2014 | dodano: 09.06.2014

Po mieście w zeszłym tygodniu. Nie pamiętam gdzie .


Kategoria dojazdy

Niczym rozchełstana chłopka flamandzka

  d a n e    w y j a z d u 63.74 km 0.00 km teren 02:12 h Pr.śr.:28.97 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:33.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Wily
Niedziela, 8 czerwca 2014 | dodano: 08.06.2014

przy sianokosach jechałam dzisiaj. Koszula rozpięta do pępka i miałam w nosie czy się lampią w ten zamek czy nie. Na szosie 33C i tylko jak były drzewa to było jakies wytchnienie.
Drogą trzech powiatów jechało się dobrze i szybko aż do Giecza gdzie się zaplątałam i zgubiłam trasę. Jeździłam jak nienormalana po Gieczu i szukałam drogowskazu na Gułtowy. Udało się! W końcu tam są trzy odnogi na krzyż ;) Zdolne cielę ze mnie ;p
W Kostrzyniu nastał kryzys i ostatnie 10 km rozjazdowo.
Gorąco ale i tak lepiej niż kiedy mi paluchy marzną.


Kategoria szosa

Tor Poznań IV czyli Osowa Góra

  d a n e    w y j a z d u 38.00 km 0.00 km teren 01:40 h Pr.śr.:22.80 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Wily
Czwartek, 5 czerwca 2014 | dodano: 05.06.2014

Małżeńsko pojechaliśmy na Tor Poznań. Niestety było malowanie toru (podobno niezapowiedziane) i odbiliśmy się od bramy.  Niewiele się namyślając wsiedliśmy w auto i władowaliśmy się w korek w stronę Stęszewa i Mosiny żeby dojechać na Osową gdzie małż mój kazał mi jeździć pod górkę. On się chyba z głupim na rozumy pozamieniał, pomyślałam, jak myśli, że ja tą górkę podjadę więcej niż jeden raz. 
Mój jednak się wcale moimi jękami nie przejmował tylko najpierw zagnał mnie 20 km w stronę jakiś żabianek a potem 3 razy pod Osową ul. Pożegowską i 1,5 raza Spacerową. Na dobicie 10 km rozjazdu w stronę Kórnika gdzie mój kazał mi machać z wysoką kadencja girami a potem jeszcze raz Spacerową do auta i wreszcie koniec. A tak naprawdę wcale nie było tak źle, ku mojemu zdumieniu wjechałam tą górkę z zadyszką ale kilka razy.  Tylko zadek mam za cięzki i trudno mi się podjeżdża z tym zbędnym zapasem. 
Dzisiaj czytałam o bardzo poważnych  badaniach nad jakością i długością życia. Z badań wysunięto bardzo ważny wniosek:


I to by było na tyle :D
Nogi mnie bolą
Dobranoc ;)


Kategoria z małżonkiem, szosa

Z małżonkiem mym

  d a n e    w y j a z d u 46.00 km 0.00 km teren 03:00 h Pr.śr.:15.33 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Niedziela, 1 czerwca 2014 | dodano: 01.06.2014

Po okolicznych dziurach wycieczkowo.
Wczoraj jak nienormalna jeździłam na kosiarce przez 4 godziny ścianając trawę po pas. Kosiara mi się co chwila zatrzymywała i wyłączała bo nie mogła uciągnąć a ja jak ten wół roboczy włączałam ją i pchałam do przodu. Efekt jest taki, że łapy mam poobcierane a kręgosłup i biodra bolą jak cholera.
Dzisiaj sił nie było więc wycieczkowo z małażonkiem mym tez nie za bardzo zdrowym udaliśmy się na nasze chynchy.
Dostałam parę pochwał, że ładnie coś tam przejechałam, udało mi się wjechać na taki stromy mały podjazd, próbowałam wjechać na górkę i tyle siły w to włożyłam, że wyszedł mi manual i o mało a bym się na plery wywaliła. Zaliczyliśmy również wspólną małżeńską glebę. Marcin nagle mnie wepchną w krzaki, ale żeby to w niecnych celach było ale nie, po prostu się na mnie wywalił. Szczęście w nieszczęściu takie, że 100 metrów dalej było wielkie mrowisko. Dopiero byśmy wyglądali! Podstolina w obcisłych gaciach i to tylko z mężem ;) 
Żeby nie było za łatwo Marcin postanowił pokazać mi chynchy Seby co je niedawno odkryli i powiem, że Brzuchata Góra co ją dzisiaj w Złotowie (Krzywa Wieś) miałam u Gogola podjeżdżać albo Dziewicza to mała zmarszczka. Z buta większość pokonałam ale podjadę to cholerstwo jak tylko lepiej się będę czuła. Chynchy Seby mnie wykończyły i zaczęliśmy wycieczkę. Jest tam pięknie! Mało kto tam chodzi, więc nie ma śmieci jest za to rzeczka, mokradła, górki i mega zjazdy. 
Z racji takiegosobie czucia jechaliśmy powoli, więc znaleźliśmy dzisiaj dużo ładnych fragmentów lasu, krajobrazu i małej architektury.



Przydroży, stary i zadbany krzyż
Znaleźliśmy "szwedzki okop" czyli ślad po grodzisku z VII wielu

I w pięknych okolicznościach przyrody

Fajnie :)

Marcin dzisiaj tak mnie przeprowadził po okolicznych lasach, że czasami nie wiedziałam gdzie jestem. Ten to mnie zawsze gdzieś wyprowadzi ;)


Kategoria wycieczka, z małżonkiem