JoannaZygmunta prowadzi tutaj blog rowerowy

Mój blog nie tylko o rowerowaniu :)

Bieg Lechitów

  d a n e    w y j a z d u 70.00 km 0.00 km teren 03:00 h Pr.śr.:23.33 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Wily
Niedziela, 18 września 2016 | dodano: 18.09.2016

Do Gniezna, a raczej do Owieczek pokibicować biegaczom na biegu Lechitów. Zrobiłam nadzieję co niektórym,   ze wesprę swoim niezawodnym dopingiem, więc głupio było nie jechać pod ten głupi wiatr w mordę do Gniezna.
Moja głupia lewa noga postanowiła na pierwszych kilometrach nie współpracować ze mną. Gdyby nie była przypięta do pedała to by się nie kręciła. Głupia, głupia, głupia, wkurzała mnie, zwłaszcza, że Marcin z braku innego towarzystwa (co niby obiecało, że pojedzie, ale się rozmyśliło) postanowił jechać ze mną. Dla niego to był pryszcz, a dla mnie jak dla tej żaby Krasickiego:
 Z wieczora
Chłopcy wkoło biegały I na żaby czuwały:
Skoro która wypływała,
Kamieniem w łeb dostawała.
Jedna z nich, śmielszej natury,
Wystawiwszy łeb do góry,
Rzekła: „Chłopcy, przestańcie, bo się źle bawicie!
Dla was to jest igraszką, nam idzie o życie"
Tak więc, pod ten wiatr, ile razy z niemocy swojej odkleiwszy się od koła mojego małżonka w łeb z wiatru dostawałam, a ten mój stary jeszcze się wkurzał, że nie jadę za nim. Po słownej przepychance z której wyszłam zwycięsko, zyskując focha nad fochy w męskim wykonaniu i zwolnienie tempa, dojechałam do Owieczek.
A tam słynna pani Maria z parasolką się kula. No jak??  Jest 11:13, 7km, start o 11:00 a pani Maria wszystkich porobiła??  Co jest grane?? Spóźniliśmy się? Czytać regulaminów nie umiem?? Pytamy się jakiegoś z kibiców. Starsze panie dostały handycap i wystartowały wcześniej, żeby się w grupy załapywać. OKi. Jedziemy pod prąd biegu i czekamy.
Biegną  Faceci a za nimi dwóch rowerzystów z radiem na rowerze, a radio gra to.

Wcale się się nie dziwię, że biegacze tak zapierdal.......... . Najpierw myślałam, że to rowerzyści nadający tempo (różne są gusta) ale chyba raczej byli to przypadkowi rowerzyści zaplątani w bieg, którzy "umilali" sobie jazdę bo jechanie z tempem 10 km/h po asfalcie może z nudów zabić.
Za chwilę w drugiej grupie chłopów biegła moja koleżanka  z siłowni i współmieszkanka wspaniałego, obfitego w wybitnych sportowców (przede wszystkim mnie ) i innych biegaczy i rowerzystów miasta Pobiedziska PATRYCJA TALAR.  Ta to ma nogę. Nie tylko zgrabią ale i szybką . No dobra! Ja mam kształtniejszą ;). Pokrzyczałam trochę i poczekałam jeszcze na koleżankę z pracy, której też obiecałam, że będę jej kibicować. Szalejący kibice są cenni, więc dałam z siebie wszystko. Jak już koleżanka przebiegła to trzeba było zabrać się na metę. Wzięliśmy dupę w troki i znowu pod wiatr pojechaliśmy wzdłuż wyścigu do Gniezna na metę. Marcin zrezygnowany, że już i tak wolę poganiać biegaczy niż jechać na kole jechał sobie swoim tempem a ja w swoim dygałam pod ten cholerny wiatr. Dogonić Patrycję nie było łatwo ale się udało. Dobrze, że to był półmaraton, bo zdążyłam przed nią na metę. Po drodze dogonili mnie Jurek i Mateusz ale porzucili mnie aby dojechać do Marcina, który majaczył mi gdzieś tam daleko. Na mecie piknik. Kiełbasą pachnie, chleb ze smalcem, piwem (bezalkoholowym - bleeee) poją i szaleństwo. Trąby o odgłosie osła w potrzebie wyją, klekocą sztuczne dłonie, flagi PKO trzepocą i zasłaniają widok. Spotkałam tatę Patrycji, który zaniepokojony zapytał jak na trasie. No jak może być? Patrycja wszystkim babom wsypała (co jest oczywiste, bo w końcu uczyła się od mistrza-(mnie ) i zaraz będzie na mecie, gdzie ubierze się w przechodnie futro i koronę. Ustawiłam się obok jednej z takich flag i wypatruję. Leci Patrycja, krzyczę, z emocji, walę się łbem w stojak do flagi, ale wśród tej wrzawy mnie nie słyszy, nie ważne, czekam na Magdę (koleżankę z pracy), która będzie niedługo. Cholerna flaga PKO przeszkadza mi coraz bardziej, raz po raz walę się głową w nią, dobrze że mam kask. No, jest Magda, klaszczę, zauważa mnie, uśmiecha się. :)  Wiem jak to jest jak chce się do mety, a tu wyskakuje  jakiś kibic, co krzyczy TWOJE imię. Niemoc opada, moc wzrasta :) .
Patrycja jak zwykle została królową (dobrze, że nie jeździ na rowerze ;) )

W tym czasie Marcina dopadło dwóch dziadków i opowiadają mu swoje mądrości i wspomnienia jak to "kiedyś, panie to ja ................" 

Zgarniam go na kawę i ciacho :) i wracamy do domu.
Powrót już prawie cały czas z wiatrem.
Bardzo fajna niedziela :).  Rowerowy wyjazd, obiadek z dziećmi, spacerek z pieskiem i moim głupim, kochanym starym i teraz siedzimy na kanapie,Tom Waits sobie śpiewa, my popijamy brandy, piszę relkę, śmiejemy się z tego co kto głupszego przeczyta albo napisze, laski się kąpią, juto poniedziałek. Będzie dobrze :).


Kategoria Rodzinnie, z małżonkiem


komentarze
JoannaZygmunta
| 11:54 poniedziałek, 19 września 2016 | linkuj Jurku!!! - przywołuję Cię do porządku ;p
Jurek57
| 22:39 niedziela, 18 września 2016 | linkuj "Ściskanie Laski" przez króla robi wrażenie na królowej ! :-)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa woscs
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]