JoannaZygmunta prowadzi tutaj blog rowerowy

Mój blog nie tylko o rowerowaniu :)

Pałuki Tour 2016

  d a n e    w y j a z d u 64.00 km 0.00 km teren 02:35 h Pr.śr.:24.77 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Wily
Niedziela, 4 września 2016 | dodano: 06.09.2016

Boże Święty jakie ja miałam fefry!! Bałam się tego wyścigu jak jasny gwint! Po tak długiej przerwie byłam przekonana, że nie podołam odległości, szybkości, startowi i że w ogóle to padnę po pierwszym kółku, a na zrobienie całości to mi nie wystarczy limit tj. 4 godziny.  Marcin się ze mnie śmiał, że chyba musiałabym się czołgać, ale ja tam jak zwykle swoje wiedziałam ;)
Miałam nawet prorocze sny, że jadę na tym wyścigu profilaktycznie opatulona kołdrą a mój Wily to nie Wily tylko Jubilat , który zwykle rezyduje na działce i służy do wożenia piwa.
Dzień 4 września nastał i udaliśmy się do pięknego miasta Żnin. Naprawdę jest to całkiem ładne miasteczko :)
Już wcześniej obadałam listę startową i wiedziałam, że średnio starszych pań (po 40 stce) jest nas 4 w tym Gośka Zellner, więc sądziłam, że będę 4 , jeżeli w ogóle się zmieszczę w limicie czasowym. Na starcie ustaliłam moje rywalki (po gębach) i byłam załamana. Będzie rzeź niewiniątka (to ja) przez te wstrętne, okropne, brzydkie, pomarszczone, krzyślate i wysportowane kolarki. Start pod górkę z końca i wyprzedzam (zdziwienie), wyprzedziłam moje konkurentki oprócz Gośki Zellner, ale ona  się nie liczy , bo woli z młodymi  chłopami w pierwszej  10 jechać niż się przyzwoicie z paniami w swoim wieku trzymać na końcu ;). Tak więc wyprzedziłam konkurentki i pruję ile sił tak do 15 km. Tutaj nastąpił upierdliwy podjazd pod upierdliwą górkę i zaczęła się upierdliwa jazda pod jakieś zmarszczki. Jako kobieta zmarszczek nie lubię i bardzo mi się nie podobały te długie, może nie bardzo strome, ale męczące podjazdy. Pierwsze kółko zakończyłam wymęczona okrutnie, ale jak się zaparłam na dwa kółka, to pojechałam. Zresztą jakieś siły wstąpiły we mnie na 40 km i jakoś się jechało. Pewnie była to zasługa FANTASTYCZNYCH kibiców. Jak żyję to takich wspaniałych nie widziałam. Cały wyścig  stali  i cały czas kibicowali, na całej trasie!! Nie można było ich zawieść. Najbardziej zapamiętałam jednego dziadka, który całym sobą przeżywał moją walkę.  Normalnie kibice z Tour de France.!! Rewelacja :D))
Po 40 km ciągle sobie mówiłam: jeszcze tylko 25 km............, jeszcze tylko 20 km ........ , jeszcze tylko 15 km  a może 17, a może 19 i tak dalej. Miałam na celowniku kogoś w czerwonej koszulce, ale nie mogłam go dojść (brak kondycji i ten wiatr), gdy nagle zdałam sobie sprawę, że konkurentki w niebieskim mnie dochodzą. Zgon, jak babcię w laczkach, zgon zaliczam a one mnie dochodzą. Plecy bolą, oczy płaczą, żołądek się wywraca a te baby mnie dochodzą!!! Umrę, zdechnę, a się nie dam, oglądam się a tam siwa, babska głowa pod kaskiem tuż za mną, a za nią w następna niebieska co mnie chce chwycić. Pierwsza siwa pokrzykuje na drugą, ale ja jestem ciągle z przodu. Kibice dopingują pod tą upierdliwą górkę, pcham się siłą zdechłej lokomotywy, bucham i stękam oraz nasłuchuję. Kibice za mną milkną , czyli tamte umarły pod górkę. Chwila mniejszego stresa, ale ciągle mam świadomość, że konkurencja nie śpi tylko jedzie i czeka, żeby zabrać mi wielki triumf w postaci choć trzeciego miejsca i plastikowego pucharku za kilka zyla ;).
Po 54 km zaczęło mi tak wiać w gębę, albo z boku, że aż mną zarzucało. Wtedy, z tyłu usłyszałam wściekły świst bicza dopingu siwej na niebieską. Straszny ten świst zadziałał na mnie jak na konia robiącego bokami pod górkę i ostatkiem sił rzuciłam się przed siebie , niechcąc być złapaną. Wiatr mną targa,  a ja tak już chcę być na mecie. :(  
Tak jak nigdy się nie wyrażam szpetnie, tak teraz na me piękne wargi (może trochę za wąskie) cisną się słowa niecenzuralne wyrażające moją niemoc i złość już na wszystko. Wypatruję Marcina, żeby przyjechał do mnie i wsparł mnie w niedoli jak przystało na dobrego męża a jego q.... nie ma. Pomsty lecą na wszystko i wszystkich i tak w tej złości dochodzę prawie czerwonego co doszedł tego w paski co majaczył mi juz też od dawna na horyzoncie. Nagle na 4 km przed metą widzę , że jedzie ktoś z przeciwka, ale to nie Marcin bo w czarnym jedzie a Marcin w biało - czerwonym być powinien. O ja p......... jeszcze tyle do mety ..... gdy nagle rozpoznaję w tym czarnym  mojego małżonka ! Słonko moje i szczęście!! . Warknęłam tylko: "ile do mety ??",  na chwilę usiadłam mu na kole i ta chwila wystarczyła, żeby rozwinąć moje skrzydła. Poczułam się niczym anioł zemsty niesiony wiatrem i odstawiający siwą, niebieską , czerwonego i tego w paski. Meta pod górkę??? Pod jaką górkę?? Wychodzę Marcinowi  z koła i 40 km/h gnam pod dmuchaną metę po upragniony medal za ukończenie. Boże ! Udało się ! Przejechałam i nie umarłam. Jestem wielka :D)))
Teraz czas na odpoczynek. Poszłam się przebrać do auta , zdjęłam koszul a jednak w głowie pikało - a może się przyda na koronację?
 Tak z nutką niepewności  zajrzałam do  telefonu a tam lakoniczna informacja: "gratulujemy ukończenia Paluki Tour 2016. Twoj czas to (tu pominę bo wstyd)  nieoficjalnie miejsce 13-OPEN , 2 -K40 . "  Był też czas zwycięzcy (Gosia Zellner) ale co tam będe ją chwalić ;) (mój blog ;p) i tak stanowczo za szybko jeździ ;).
Znowu szczęście i radość we mnie wstąpiła. Odtańczyłam taniec radości na terenie parkingu Zakładów Zbożowych w Żninie i wywijając koszulem i ciesząc się jak dziecko poleciałam z dobrą wiadomością na stadion miejski do Marcina. Na estradzie zespól śpiewał "Whiski moja żono" robiąc mi apetyt na toasta nie koniecznie z whiski;), słońce świeciło, trawa była miękka i błogość we mnie wstąpiła, jeszcze  w strefie kibica, żal, że jeść się nie chce a tu takie pychoty i zaleganie na stadionowej trawie w oczekiwaniu na pucharek.


Było fajnie , profesjonalnie i miło. Organizacja na medal, widać, że organizatorzy przejęli się bardzo, co pozwoliło mi czuć się jak gwiazda. Zadbali o wszystko. WIELKIE MEDALE dla organizatora i medal ode mnie dla mojego najlepszego kibica - dziadka z zakrętu.


 


Kategoria szosa, z małżonkiem


komentarze
JoannaZygmunta
| 13:49 niedziela, 18 września 2016 | linkuj Adrian -> Ja sądziłam, że raczej Rodziewiczówna a dzięki Tobie jestem teraz dumna :)
blindman
| 14:49 środa, 14 września 2016 | linkuj normalnie Kapuściński na bikestats''ie :)
JoannaZygmunta
| 20:29 czwartek, 8 września 2016 | linkuj Jurku, Jacku -> Dzięki :)
JPbike
| 18:40 środa, 7 września 2016 | linkuj BRAWO Asiu !
Relacja bardzo odlotowa, taka że z zapartym tchem się czytało :)
Jurek57
| 19:16 wtorek, 6 września 2016 | linkuj Lukstorpeda !!! :-)
Brawo !
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa ylnam
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]