JoannaZygmunta prowadzi tutaj blog rowerowy

Mój blog nie tylko o rowerowaniu :)

Tak naprawdę nie wiem ile przejechałam w tych górach Izerskich

  d a n e    w y j a z d u 155.90 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Piątek, 14 sierpnia 2015 | dodano: 15.08.2015

km tak na oko bo w górach to wszystkie trasy obliczane są na godziny dla pieszych albo kto ile da radę, Strava oszukiwała bo chyba za wolno jechałam a licznik się na mnie wypiął i powiedział, ze na takich wstrząsach to on liczył nie będzie i czujnik co chwilę zjeżdżał z lagi. Jechałam przez większość drogi  z jęzorem wywalonym, zdechnięcia bliska ale zadowolona. Nie pamiętam kiedy, jak i gdzie więc tylko zapisuję  jakieś przebłyski świadomości , które pozostały mi na krótkich płaskich fragmentach. Pod górę widziałam tylko koło moje lub Marcina lub ciemność a z góry widziałam mykające po bokach różności w postaci drzew, samochodów i jakiś podpychających rowerzystów lub podpychających się pieszych. Zjazdy były mega i zapierdzielałam 62 km/h a kot który właśnie wylazł mi przed koło zastanawiał się czy spieprzyć w prawo czy w lewo a ja jak go dostrzegłam zastanowiłam się przez chwilę jak będzie wyglądał rozbryzgany na moich plecach. Na szczęście głupie kocisko poleciało w odpowiednią stronę i tak oboje uniknęliśmy bliższego, ewentualnie śmiertelnego kontaktu co by mi zepsuło fan.
Marcin się trochę ze mną nudził a ja miałam super radochę i mega fefry. Pojeździliśmy po polskiej i czeskiej stronie po singlach i po szutrach. Jeździliśmy po drodze telefonicznej a ani dudu nie było tam telefonu i byliśmy na samolocie i na wododziale a Marcin powiedział, że jak dobrze zrobię siku to część poleci do tego morza a inna część do tamtego morza. Jednak nic nie poleci do żadnego morza bo gora była taka, że sikać mi się nie chciało. Odwiedziliśmy "Chatkę górzystów" gdzie dostałam duży kubek kawy i dużo mleka (czyli tak jak lubię) i to tylko za 5 zyla. Zupełnie nie jak w schronisku ani w jakiejś kawiarni.
Pościgałam się z jakąś laską która myślała, że mi może podskoczyć co oczywiście przy tych dodatkowych kg, które wyhodowałam było bolesne , ale nie będzie mi tu byle kto za moim małżem sie uganiał ;p.
Zrobiłam sobie asfaltową lekką wycieczkę, która zakończyła się poplątaniem drogi. W wyniku tego poplątania musiałam dygać pod SKI SUN w Swieradowie Zdroju, kto był to wie jaka to sztajfa. Najważniejsze, że się zacięłam i podjechałam a giry mnie bolały jakby się miały rozlecieć. Zadowolenie wielkie bo pchali tam tacy co PRO wyglądają :)
W jakiś tam dzień pojechaliśmy do zamku Czocha. Gorąc był jak nie wiem, jednak wtedy uwierzyłam, że jakąś tam jeszcze siłę mam bo jak jechaliśmy do zamku to ciągle z górki i byłam pewna, że nie podjadę a tutaj proszę poddygałam z powrotem i to nie z wielką zadyszką.
Wspólne treningi wiele dały mojemu małżonkowi bo obecnie na BIKE ADVENTURE zgarnia medal za medalem za pierwsze miejsca.

No cóż, trening czyni mistrza a nie tylko trzeba trenować nogę ale również cierpliwość i hart ducha tak niezbędny kolarzowi i trenowany przez małżonka mego na trasach gdy ja płaczę, że nie dam rady  a on śpiewa mi piosenki, utwierdza mnie w wierze, że dam radę, że nie jest trudno,  od czasu do czasu wkurzając się na mnie gdy rzucam rowerem i wrzeszczę że pierdzielę nie jadę ;)


Kategoria z małżonkiem


komentarze
bobiko
| 07:12 niedziela, 16 sierpnia 2015 | linkuj Tylko nie rzucaj tak mocno roweru bo co on winny ;P

Dajesz Dajesz ;))
Jurek57
| 06:57 sobota, 15 sierpnia 2015 | linkuj O to moja koleżanka !!!
Taką Cię lubię !!! :-)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa tojeg
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]