JoannaZygmunta prowadzi tutaj blog rowerowy

Mój blog nie tylko o rowerowaniu :)

Tor Poznań V czyli niespodziewany koniec lata

  d a n e    w y j a z d u 34.88 km 0.00 km teren 01:17 h Pr.śr.:27.18 km/h Pr.max:38.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Wily
Czwartek, 21 sierpnia 2014 | dodano: 22.08.2014

który nastąpił tak około 18,30 dnia wczorajszego. Cały  dzień było ładnie, w robocie słonko przyświecało i dawało nadzieję na fajny ścig na Torze, gdy nagle i niespodziewanie, prawie, że z jasnego nieba spadł deszcz rzęsisty i powiało jakby łeb miało urwać.Zimno zrobiło się tak, ze po chwili cała się trzęsłam, pomimo polaru, który miałam na sobie. Miałam już pomysł, żeby odżałować tą dychę i nie jechać ale nagle znowu nagle pojawiło się słonko i

W chwilę potem ruszyłam w bardzo kontrolowany ścig. Ślisko było jak jasny gwint. Moje opony nie mają  żadnego bieżnika,  są wyjechane i gładziudkie jak pupka niemowlęcia (bo precież nie mojaa ;)) , ci przede mną pluli wodą   spod kół, a do tego wywracały się co niektóre gylejzy, więc pojechałam sobie sama bawiąc się w utrzymywanie kadencji i poprawianie średniej  z 18 na 27 km/h. Oczywiście zapomniałam wyzerować licznik i tak mi się zapisało z niemrawą rozgrzewką, którą raczej należało by nazwać jazdą pt: "jechać, nie jechać, popatrzeć sobie na tych wariatów?   Jak zwykle zwyciężyła chęć pokulania się :)
Dostałam znowu jakieś 2 duble ale co tam, fan był jak podkręcałam triatlonistę, który koniecznie chciał się urwać a ja mu nie dawałam. W końcu zjechał na pitstopa.
Na mecie był mój małżonek wraz z teściem :)  W geście radości puściłam kierę i chciałam zabawić się w Majkę ale mój małż właśnie pokazywał coś teściowi w rowerze a reszta sobie poszła :(  Taki los. Człowiek wjeżdża jako 2 kobieta wśród samych samców a oni  glapią się na jakieś włoszki. Taka karma starej baby ;)
Po ścigu okazało się, ze Seba uczył się ślizgania tyłkiem po asfalcie . Poszlifował się mocno ale apetytu mu to nie odebrało. Powiedział, że głodny jest więc polecieliśmy na pizze na Szpitalną. Lokal oferował dla późno zgłodniałych pizze tylko na wynos. Skonsumowalim je w aucie. Jeszcze dzisiaj rano pachniało w aucie pizzą a ja na głodniaka do roboty jechałam.


Kategoria szosa, wyścig, z małżonkiem


komentarze
JoannaZygmunta
| 14:17 sobota, 23 sierpnia 2014 | linkuj Seba -> Ja też uważam, że rewelajka
Anetka -> Chciałoby się na pizze
maciej -> Stara żona a nie nowa kochanka i wszystko jasne ;)
biniu
| 07:31 sobota, 23 sierpnia 2014 | linkuj Gratki za wytrwałość i wolę walki ! A męża poucz jak żona finiszuje to się macha i skacze z radości !!! :-)
anetkas
| 21:08 piątek, 22 sierpnia 2014 | linkuj Trzeba było nie jechać do roboty tylko na pizze :) :P Takie okoliczności :)
Beny79
| 21:07 piątek, 22 sierpnia 2014 | linkuj Pogoda była fatalna, ale sam wyścig, nie licząc mego szlifu, rewelacja:)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa wajaj
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]