JoannaZygmunta prowadzi tutaj blog rowerowy

Mój blog nie tylko o rowerowaniu :)

Wpisy archiwalne w kategorii

szosa

Dystans całkowity:3957.93 km (w terenie 6.50 km; 0.16%)
Czas w ruchu:156:54
Średnia prędkość:25.23 km/h
Maksymalna prędkość:53.50 km/h
Liczba aktywności:88
Średnio na aktywność:44.98 km i 1h 46m
Więcej statystyk

W pełnym słońcu, w środku lata..........

  d a n e    w y j a z d u 24.00 km 0.00 km teren 01:00 h Pr.śr.:24.00 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:7.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:
Sobota, 6 kwietnia 2013 | dodano: 06.04.2013

Słońce na nieboskłonie pięknie wzniosło swe oblicze obdarzając nas swym błogosławionym blaskiem i nowymi siłami. Ostatnie bastiony zimy nadal stały w Łowęcinie szczerząc swe obleśne lica, ale wiadomym jest, że policzone są ich chwile. Chylą się ku upadkowi, więc my z małżonkiem udaliśmy się z misją. Marcin na rozjazd, ja dodawać uroku mojej pięknej szosówce.
Słonko faktycznie pięknie świeciło, wiatr wiał jak zwykle w gębę, pod górkę ledwie kręciłam ale i tak jechało się bardzo fajnie. Z górki mój Wili leci jak szalony. Marcin dla wyrównania szans pojechał na góralu i jak przez chwilę zaczęłam kręcić girkami z taką kadencją jak Marcin to odjechałam mu, że ho, ho. Tyle, że lekko słabo mi się po tym wyczynie zrobiło.
Mój śliczny Wily rwał się do przodu, pokonując kolejne km na obrzydliwie dziurawych asfaltach. Nadygane miałam oponki do 8 bar to z lekka te dziurawe asfalciki czułam.
Słonko, słonko!! Taki pochwalny hymn zapodałam na wstępie, że nie bądź bałwan tylko Świeć nam choć przez tydzień! Zadek mi się rwie, żeby jakieś km zrobić ale moje najdroższe dziewczynki zostają ze mną oraz śnieg zszedł i odsłonił obrzydliwie wyglądające trawniki, które należy wygrabić. Hmm..... może niech ten śnieg wróci i napada tylko na zaniedbane trawniki ale pozostawi szosy i ścieżki leśne albo nie, poszukam sobie niewolnika, nieee zagonię tego mojego dziada, eeeeeeee! nie - pójdę po sąsiada ;)


Kategoria szosa

Do Kórnika

  d a n e    w y j a z d u 30.82 km 0.00 km teren 01:26 h Pr.śr.:21.50 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:4.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Sobota, 6 kwietnia 2013 | dodano: 06.04.2013

Z rana słyszałam jak jakiś nadgorliwy sąsiad odśnieża chodnik, albo miałam jeszcze majki senne, więc zawinęłam się w kołdrę z myślą - nigdzie nie jadę! Posiedzę sobie, podjem parę ciasteczek, wypiję sobie kawkę, może posprzątam a może nie, a może sobie wypiję wiśnióweczki i w ogóle nie wyłażę z łóżeczka. Córunie będą grzeczne tak jakby ich nie było, wszystko będzie takie piękne i..... wtedy Marcin zaczął latać, zakładać jedne, drugie gacie oznajmił mi, że zrobił mi herbatkę i tym samym obudził mnie oraz przywrócił mi pamięć: że muszę kupić Marcie buty, bo wykańcza wszystkie w tempie zastraszającym i tylko reklamacje trzeba składać i że teściowa może nadjechać jak jej dzieci sama nie zawiozę, że może śnieg trzeba odgarniać, albo pozamiatać ten syf co po sniegu został, więc otrzeźwiona natrętnymi myślami wylazłam i to była dobra decyzja.
Auteczkiem do Poznania po drodze mijając Macieja jadącego na rowerze. Na ul. Starołęckiej pomachałyśmy Marcinowi jadącemu na swym rumaku pokonywać jakieś straszliwe smoki w postaci kilometrów, podjazdów i trąbiących stalowych rumaków a my poleciałyśmy kupić buty. Tym razem do Decathlonu. Oby na me oczy spływała zawsze taka ciemność i klapki jak dzisiaj. Kupiłyśmy Marcie zimowe buciory i Zośce wiosenne (aby wiosnę przywołać) i szybko zamykając oczy na wszelkie przeceny i promocje opuściłyśmy ten dom rozpusty. Potem wizyta u teściowej, która napasła mnie babką (dobra kobieta), wizyta u ojca, który marudził, że mu koty butami z SPD straszę (chrzęstem z piachu, bo odkurzacza nie można włączyć bo się sierściuchy przestraszą :-/) i wreszcie na rower. Z Rusa na Starołęcką i w stronę Rogalina. Ledwie ujechałam 8 km jak Marcin zadzwonił, że już jest u dziadka, gdzie zostawiłam auto i gdzie ma mnie odebrać?? No jeszcze nie!!! Urwałam się z kieratu to chcę nawet pod wiatr z jęzorem do pasa pojechać aż mi giry odpadną. A giry nic nie bolą, tylko zadyszkę jak stara lokomotywa mam. Oj! brakowało mi kondycji a tu za mną jedzie taki jeden w zielonym passacie i przez okno wrzeszczy że mam szybciej girkami kręcić. Przyczepił się taki pod Rogalinem i poganiał mnie - pod górki na mnie trąbił, przez okno wrzeszczy i nawet bezwstydnie fotografuje

Z okna trenera © JoannaZygmunta

Wreszcie się zmiłował i w Kórniku mnie do bryki wsadził i na ciastko i kawę do nie, nie, nie do kawiarni tylko do sklepu rowerowego mnie zabrał. Nie mogę narzekać kawa i tort bardzo dobry był, tylko znowu kupa forsy zniknęła, bo odebraliśmy moje kółka do szosy po prostowaniu i wymianie łożysk oraz Marcinowi spodobała się pompka i za zlitowanie się nade mną nie miałam co gadać tylko użyczyć karty.
Pokrzepieni kawą załadowaliśmy się do auta a wtedy .......... wyszło piękne słońce, które nie pozwoliło się zignorować, więc.......cdn


Kategoria szosa, wycieczka

Po śniadaniu

  d a n e    w y j a z d u 43.76 km 0.00 km teren 02:00 h Pr.śr.:21.88 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:-1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Niedziela, 31 marca 2013 | dodano: 31.03.2013

z ciężkim brzuchaczem bo teściowa bez zjedzenia wszsytkiego co na stole by nas nie wypuściła samotnie pojechałam w stronę Czerniejewa, potem na Sanniki gdzie urodził się Ignacy Prądzyński. Pewnie był tam kiedyś pałacyk, teraz pozostał zaniedbany park, otoczony rozpadającym się płotem zza którego słychać muczenie krów. Na murku, który kiedyś był płotem powieszono taką oto tablicę

Tablica © JoannaZygmunta
.
Wiało dzisiaj odrobinę. Na tyle odrobinę, że miałam wrażenie, że nie uda mi się dojechać do skrzyżowania dróg zanim Marcin przetnie je i pojedzie w siną dal. Przypadkowo zjechaliśmy się z Marcinem w okolicach Kociałkowej Górki. Mój małżonek wracał z Poznania i robił jakieś ćwiczenia pt. machaj girami tak szybko aby stały się niewidoczne. Udało mi się z nim zjechać ale usłyszałam coś na kształt:"10 minut" i "to jadę w twoją stronę, usiądź mi na kole" i zamachał girami z prędkościa światła i tyle go widziałam. Po chwili już nawet na horyzoncie jego jaskrawa katana nie migała. Co tam! Pchałam się dalej i za jakieś 7 km widziałam jadącą w moja stronę czerwoną kurtawę. Marcin dojechał do mnie i znowu wrzasnął:"10 min" i nastąpił ten sam scenariusz. Po następnych paru km jak już wiatr rwał mi czapkę z głowy i wpychał okulary w oczodoły a śnieg koniecznie chciał mi te oczy zasypać poprzez płaty śniegu znowu zamajaczył mi na czerwono odziany Marcin. Przez jakiś czas jechaliśmy razem i mogłam za nim się trochę schować ale chłopak mi się tak wycieńkował, że on by się za mną schował cały a ja tylko w połowie. Oczywiście jechałam za wolno i Marcin zaczął marznąć więc pojechał do domu gotować herbatkę i podgrzewać tradycyjny barszczyk.
Po powrocie pojechaliśmy autem do Środy Wlkp. do ciotki, która również uważa, że od stołu nie można wstać bez objedzenia. Miłościwy śnieżek popadał 10 cm warstwą, którą dla zdrowotności odsypałam w koło domu na boki z chodnika. Dzisiaj rano schowałam szypę do garażu a kiedy stała na zewnątrz to nie padało. Teraz z wielka premedytacją zostawiłam szypę na zewnątrz. Jutro miałam jechać na objazd trasy Murowanej. Jak pisałam w komentarzu do poprzedniego wpisu nie będę udawać, że jestem odważna i się nie boję oblodzonych, rozpepłanych leśnych ścieżek. Boje się i nie jadę! Będę na starcie o 12 w Murowanej w celach towarzyskich a potem pojadę do kościoła pomodlić sie o lepszą pogodę bo "Przynajmniej raz w roku w okresie Wielkanocnym w kościele być" (albo coś koło tego).
Marcin widział nasze spotkanie trochę inaczej ;)


Kategoria szosa

rakietowe buty ;)

  d a n e    w y j a z d u 23.31 km 0.00 km teren 01:03 h Pr.śr.:22.20 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:-3.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Niedziela, 24 marca 2013 | dodano: 24.03.2013

A rano........o 6 pobudka bo na 9 musimy być w Swarzędzu. Udało się, byliśmy na czas chociaż nie bardzo nam kobietkom chciało się wstać. Odprowadziłyśmy Marcina na trening, który rozpoczął się kawką w sklepie Michała Fogta. W sklepie było tak miło, ciepło i przyjemnie, że miałam wrażenie, że nigdy nie wyjadą ;). Ja pojechałam z dziewczynkami autem do mojego ojca trochę mu posprzątać przed świętami bo..... szkoda gadać :(. Tyle ile się dało (żeby kotów nie wystraszyć, a i tak oberwały parę razy ścierą) to mu tą chatę ogarnęłam i pojechałyśmy do Swarzędza nad jezioro na spacer. Słońce dawało jak złoto i wywinęłam dwa orły na rozmrażającym się śniegu. Laski szalały na placach zabaw a ja grzałam stare kości na ławce.

Nad jeziorem Swarzędzkim © JoannaZygmunta

Zofia wyczynia figurę © JoannaZygmunta

Po spacerze jeszcze McSzajs ;( Niestety laski uwielbiają tą "restaurację" a ja czułam jakiś spadek cukru i też zdżarłam to byle co.
O 14 zjechała ekipa FTI i zabrałam małżonka wielce zadowolonego z wyjazdu (mam nadzieję, że z dystansu i podjazdów a nie z widoków) do domu oświadczając mu, że obiad ma sobie zrobić sam jak również przyjąć teściową bo ja jadę na rower bo wiosna słonkiem kusi a zima śniegiem odgania. Czym prędzej się odziałam w niezmierzoną ilość ciuchów oraz ciemne okulary i pojechałam chociaż na 20 km na kółko pobiedziskiego szosowego wyścigu.
Wyjazd z domu i od razu gleba na oczach sąsiadów. Skandal! Nikt nie odśnieżył i zrobiłam następny poślizg na rozmoczonym/przymrożonym śniegu -tym razem zakończony miękkim dupenchlasem.
Dzisiaj był debiut moich butków. Fajne sztywne (a przecież sztywne i naprężone jest najlepsze ;)) i mogłam nieźle ciągnąć girami. Do Biskupic jechałam 28 km/h i miałam wrażenie, że to wszystko zasługa nowych rakietowych butków a to niestety zasługa wiatru w zadek o czym przekonałam się (o ja naiwna!) po zakręcie. Do tego po zakręcie straciłam linkę do przerzutki przedniej a była mi zmiana nad wyraz potrzebna bo właśnie zaczęły się podgórki. Zatrzymałam się i próbowałam męskim sposobem przywrócić zamarzniętą przerzutkę do życia ale tylko dorobiłam się siniaka na dłoni. Nic więcej mi nie pozostało jak jechać na twardo pod wiatr i pod górki, ćwicząc siłę na zmęczone po wczorajszych zumbach nogach. I jak to zwykle na rowerze bywa bardzo dobrze mi to zrobiło. Średnia spadła ale nogi juz mi nie dają znać, że są i do tego że są zmęczone. Niestety zaczęło zmierzchać, teściowa już była w domu, śnieg zaczął padać i wypadało zjeżdżać do domu bo pomału zaczęłam myśleć jak te bociany
Bociany co chyba będą musiały wrócić do domu © JoannaZygmunta


Kategoria szosa

Do domciu

  d a n e    w y j a z d u 40.71 km 0.00 km teren 02:00 h Pr.śr.:20.36 km/h Pr.max:37.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Piątek, 1 marca 2013 | dodano: 01.03.2013

w słoneczku :). Wiosna nadchodzi bo kejtry zaczynają się interesować i szczekać zza płotów. Na szczęście zza płotów.


Kategoria dojazdy, szosa

Brakowało mi 7 km do 7kkm - dokręciłam bo czas na podsumowanie

  d a n e    w y j a z d u 26.32 km 0.00 km teren 01:18 h Pr.śr.:20.25 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:5.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Zdobywca pucharów ;)
Poniedziałek, 31 grudnia 2012 | dodano: 31.12.2012

Brakowało mi 7 km do 7kkm to dokręciłam 26 :). Marcin rano pojechał do Poznania żeby jeździć z FTI a ja jak zwykle zrobiłam śniadanko dla dziewczynek, pojechałam do sklepu po jakieś zakupy, w sklepie kolejki takie, że zdążyłam przeczytać wstrząsający artykuł o zabójczych majtkach, wróciłam do domu i zaczęłam się szykować na rower. Matko moja! Ile to trwa. Jedne portki, drugie portki, koszulki, kurtawki itd. Chyba godzina minęła zanim wylazłam. Dlatego pojechałam więcej niż 7 km bo krócej bym jechała niż się ubierała. Pojechałam sobie asfaltową traską wyścigu kolarskiego w Pobiedziskach, mam nadzieję, że w 2013r. uda mi się wreszcie wystartować. Trasa fajna bo ma sporo podjazdów ale asfalt okropny. Na trasie spotkałam paru bikerów -Dwóch starszych i trzech młodzianków takich, gęby im się śmiały, machali radośnie w geście pozdrowienia, widać, że jazda sprawiała im radość. Szli jak przeciągi pod wiatr.
A że dzisiaj ostatni dzień roku to czas na podsumowanie bardzo dobrego rowerowego roku :)
Brałam udział w
1. Grand Prix Wielkopolski Dolsk 22.04.2012- 11 wśród Kobiet,3 na podium K4 :)
2.MTB Maraton CUP Czerwonak 28.04.2012 - 9 wśród Kobiet, 3na podium K4 :)
3.Mazowia Legionowo 13.05.2012 - 33 wśród Kobiet, 4 bez podium K4
4.Grand Prix Wielkopolski Barlinek 03.06.2012- 13 wśród Kobiet, 2 na podium K4 :)
5.Grand Prix Wielkopolski Wyrzysk 24.06.2012 - 22 wsród Kobiet, 5 bez podium K4
6.Ogólnopolski Wyścig Kolarski
Memoriał Lecha Kluja 23.06.2012 - 5 wśród Kobiet, 1 na podium K4
7.Verus K-SSSE Maraton MTB Cybinka 30.06.2012 - 11 wśród Kobiet, 2 na podium K4
8.Grand Prix Wielkopolski Suchy Las 12.08.2012- 18 wśród Kobiet, 5 bez podium K4
9.Grand Prix Wielkopolski Wałcz 18.08.2012 - 19 wśród Kobiet, 3 na podium K4
10.Grand Prix Wielkopolski Koło 09.09.2012 - 15 wśród Kobiet, 3 na podium K4
11.Grand Prix Wielkopolski Łopuchowo 23.09.2012 - 21 wśród Kobiet,5 bez podium K4
12.Gminne Mistrzostwa w kolarstwie Górskim
i Przełajowym Wiórek 22.09.2012 - 3 wśród Kobiet, 1 na podium K4
13.IV Rowerowy Puchar Niepodległosci Osieczna 11.11.2012r. -10 wśród Kobiet dali mi medal za 3 miejsce ale czas miałam na 1 K4
Ostatecznie w generalce u Gogola zajęłam 4 miejsce

Gala kończąca wyścigi 4 w generalce © JoannaZygmunta
.
Sukces ten został uwieczniony przez TV Murowana Goślina :) Błysnęłam tam przez 1 minutę
http://www.itvmurowanagoslina.pl/film,rowerowa_gala,1058.html

Moje kochane dziewczynki oczywiście podłączyły sie do matki i wchodziły na podium za każdym razem. Raz narobiły obciachu, dostałyśmy puchar /statuetkę a one na to: "E! Taki już mamy" ;)
Półeczka na puchary zapełniła się mocno.
Półka na koniec 2011r.
Moja półeczka sławy :) © JoannaZygmunta

I na koniec 2012
Pucharowa półeczka © JoannaZygmunta


Do jej zapełnienia przyłożył się Marcin i Zosia.
Zosia na I miejscu
Puchar w górze © Z3Waza

Marcin na III miejscu
Na podium © Z3Waza

Zobaczymy jak będzie w 2013 roku. Może będą puchary może nie. Najważniejsze, żeby była zabawa i takie szczęście na mecie
Takiego uśmiechu życzę sobie po każdym wyścigu :D © JoannaZygmunta

ps. Wydrukowałam historię mojego bloga. Zajęło to trochę papieru
Spisana Historia JoannyZygmunty © JoannaZygmunta

I strona tytułowa :)
Strona tytułowa historii pewnego bloga © JoannaZygmunta


Kategoria szosa, inne

Rano za oknem słońce

  d a n e    w y j a z d u 34.03 km 0.00 km teren 01:35 h Pr.śr.:21.49 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Wily
Środa, 26 grudnia 2012 | dodano: 26.12.2012

Marcin się krząta, przebiera, merda napoje bo jedzie sobie na spotkanie z Krzychem. Ja siedzę w łóżeczku rozkoszując się tą chwilunią na wylegiwanie, jutro już znowu jak w wojsku "godzina 5-ta minut trzydzieści[..]"- ci to mieli dobrze ja wstaję o minut 5 i na pociąg do kieratu, ale to jutro. Dzisiaj obudziłam moje dziewczyny, zjadłyśmy śniadanie, obejrzałyśmy romantyczny film i stwierdziłam, że szkoda słonka i takiej pogody na siedzenie w chacie. Pojechałyśmy sobie autem na spacer nad jezioro Brzostek. Leśniczy zadbał na święta o zwierzątka i też zrobił dla nich choinkę.

Choinka dla tych co tylko w Wigilię głos mają © JoannaZygmunta

Choinka ubrana była w jabłka, marchewki i wszystko co zwierzyna roślinożerna leśna lubi. Dziewczynkom się bardzo taka choinka podobała więc już nie dopowiedziałam, że zwierzyna mięsożerna może zjeść roślinożerną i wszyscy są kontenci.
Słonko świeciło jak wiosną, rozsiadłyśmy się na pomostku i wystawiłyśmy nochale żeby złapać troszkę piegów.
Nad Brzostkiem © JoannaZygmunta

Po powrocie do domu chciałam wykorzystać jeszcze trochę ładnej pogody, przebrałam się i wtedy zaczął padać deszcz :(. Nie boję się deszczu, postanowiłam, wzięłam Wilego i pojechaliśmy w stronę Biskupic, gdzie Marcin zmieniał partnera do jazdy. Krzychu pojechał do domu a my z Marcinem zrobiliśmy sobie wczorajsze kółko tylko w drugą stronę. Jechaliśmy sobie spokojnie i czuć, że wyraźnie się ochładza.A tak pięknie było wczoraj i dzisiaj, więc komu to przeszkadzało :(


Kategoria szosa

Już prawie byłam ubrana

  d a n e    w y j a z d u 25.88 km 0.00 km teren 01:05 h Pr.śr.:23.89 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Wily
Niedziela, 4 listopada 2012 | dodano: 04.11.2012

w rowerowe ciuchy gdy Zośka powiedziała, że nóżka, która już wczoraj ja bolała boli ja dużo bardziej. Obejrzałam stopkę, a tam paluch spuchnięty, lekko siny a wzdłuż stopy idzie czerwona opuchnięta krecha. Wiele się nie namyślałam tylko dzieciaka do auta i do szpitala. Nawet długo nie czekałyśmy. Pani chirurg nas uspokoiła, że to nie jest nic strasznego, wydziobała ropę w palucha, opatrzyła go, zaordynowała maczanki w wodzie z mydłem i Rivanol. Na wszelki wypadek zapisała nam antybiotyk ale po maczankach już widać poprawę. Zośka zadowolona bo:
1. będzie bohaterem dnia w szkole - bo była w szpitalu!!!!!!!
2. jutro ma wolne od szkoły
3. ma zwolnienie z W-f do końca tygodnia
Po powrocie zarządziłam chociaż krótki wyjazd na szosę bo już nie mogłam. Miałam taką ochotę się przejechać. Wyjechaliśmy z Marcinem i zaraz na początku jazdy spotkaliśmy Sebę, który się z nami zabrał na szoskę. Nosiło mnie dzisiaj a Marcin jechał za mną i krzyczał, że mam zwolnić, bo nie jedzie w tlenie. Cholera! Tyle powietrza wkoło a jemu tlenu brakuje ;). Mi się chciało jechać i jechać. Na Wilym tak dawno nie jechałam a to jest jazda jak na najlepszym ogierze, któremu lekkie muśnięcie łydą wystarczy, żeby ścigać się z wiatrem. A ten jedzie za człowiekiem i nie pozwala jechać. No dobra, żartuję jechaliśmy tak, że się nie zajechałam i było fajnie słyszeć za plecami: "zwolnij". Chociaż raz ja nie byłam spowalniaczem :)
Pojechaliśmy dla mnie nową drogą Pobiedziska-Wierzenica-Wagowo-Kociałkowa-Pobiedziska. Bardzo fajna malutka pętelka oprócz jakości asfaltu pomiędzy Kociałową a Pobiedziskami. Łapska mnie po tym fragmencie bolą.
Potem pojechaliśmy obejrzeć miejsce zbiórki pod Dziewiczą Górą gdzie 2 grudnia odbędą sie nieoficjalne mistrzostwa Pobiedzisk w kolarstwie górskim. Jest problem - zrobili tam plac budowy i chyba nie da się rozpalić ogniska. Psio kryw!!! Trza coś wymyśleć.
A potem szybko obiad, ukręcić szarlotkę, zrobić okład Zośce na girkę i pojechaliśmy w odwiedziny do Seby. Patryk (synek Seby, który właśnie stał się dumnym posiadaczem 1 wszego zęba) chciał zjeść pulsometr Marcinowi, moje babole pochłaniały szarlotkę jakby w domu jej nie miały ale było fajnie.
Jutro do roboty ale mam nadzieję, że jak mi pogoda nie przeszkodzi to chociaż wrócę rowerem do domu.


Kategoria szosa