Listopad, 2016
Dystans całkowity: | 46.90 km (w terenie 32.00 km; 68.23%) |
Czas w ruchu: | 02:27 |
Średnia prędkość: | 13.84 km/h |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 15.63 km i 2h 27m |
Więcej statystyk |
Z zaopatrzeniem
d a n e w y j a z d u
10.00 km
7.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czarna Mamba
W domku jest fajnie :) Ciepło i przytulnie ale na dworze słonko świeciło a psina zapraszała na rower z rana. Małpa jedna uwielbia biegać przy rowerze. Jak ma ochotę pobiegać to znacząco na mnie patrzy, macha ogonkiem i prowadzi mnie do garażu. Tam czeka aż się ubiorę i pilnuje , żebym o niej nie zapomniała. Dzisiaj też tak mnie zapraszała a robiła to w tak zalotny sposób, że nie można było odmówić. Tym sposobem z rana przekonałam się, że słoneczko, które świeci jest całkiem ciepłe a wiatru nie ma.
Marcin czuł się dzisiaj raczej kiepsko po wczorajszej imprezie i na rower nie mógł się wybrać. W końcu wylazł a ja się zastanawiałam co robić gdy zadzwonili sąsiedzi z prośbą, że właśnie doszli nad jezioro i rozpalają ognisko ale okazało się, że prowiant pozostawili przy drzwiach domu i czy bym może podwiozła. Wzięłam czarną mambę załadowałam koszyk i pojechałam.
Nad Brzostkiem ognisko się udało , kiełbasek nie jadłam za to wypiłam sobie piwko.
Przez to piwko nie mogłam wracać asfaltem tylko dygać przez las. Zaprawdę powiadam Wam, że jazda czarną po liściach, błotku, kamieniach i pod górki, na gładkich miejskich oponach, bez hamulców (jedynie w pedałach) wymagało ode mnie wiele wysiłku. Robiłam siłę fizyczną i psychiczną bo jazda wymagała pary w girach i odporności na strachy pt. zaraz glebnę na tych śliskich kamieniach. Dodam jeszcze, że w pewnym momencie gdy już zaczęło się mocno ściemniać piękny jesienny las, rozświetlony czerwonymi i złotymi liśćmi zaczął przypominać las samobójców z filmu pod tym samym tytułem. Ciepło było mi już po 2 km jazdy na mambie w lesie ale wtedy zrobiło mi się gorąco, włosy mi się zjeżyły , nawet te na klacie i dostałam takiego szwungu, że nawet nie zauważyłam jak przejechałam drogę prowadzącą do domu i pojechałam okrężnie. Wyjechałam z lasu w zupełnie innym miejscu niż się spodziewałam ale chociaż w miejscu które znałam i wiedziałam jak dojechać do domu. Marcin , który też dojechał na ognisko ale z racji złego odzienia szybko zmarzł i pojechał do domu, zadzwonił zaniepokojony gdzie jestem. "Gdzieś w lesie ale zaraz będę (tak myślę)" Po powrocie , zziajana i głodna dostałam gorące chilli. Miało być na dwa dni a zniknęło w chwilę . Dobre było :).
Do Wiśniczówki
d a n e w y j a z d u
33.90 km
25.00 km teren
02:27 h
Pr.śr.:13.84 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lipican vel Mondi
W głębokim lesie , na obrzeżach puszczy stoi sobie maleńka chatka. W tej chatce miła pani gotuje pyszności a pan gospodarz czuje się wspaniale w roli barmana. Chatka zwie się Wiśniczówka i roztacza pozytywną aurę. Aurze tej ulegliśmy już parę razy, raz tak bardzo, że na rowerze trudno było wracać ;).
Dzisiaj wszystko miało być inaczej . Mieliśmy jechać na okolicznościowy wyścig do Osiecznej ale nie wnikając w szczegóły , powiem, że nie wyszło.
Tak trochę załamani siedzieliśmy w chacie gdy na fejsie pojawiło się zaproszenie:
Najlepszości
w Dniu Niepodległości
Jesteśmy otwarci dla wszystkich chętnych...na
czerninę ,roaół czy ...szarlotkę...Marcinom najlepsze zyczenia i życzeń
spełnienia. (pisownia oryginalna)
Więc wpadłam na pomysł żeby zobaczyć jak się układa współpraca z moją nóżką i przejechać się do Wiśniczówki.
Ubieranie się w taką pogodę jest okropne ale jakoś się udało zabezpieczyć przed zimnem i wyjechaliśmy. Moja kondycja po tak długim niejeżdżeniu jest marna ale Marcin dzielnie dotrzymywał mi towarzystwa choć wyaźnie marzł. Najwyraźniej też krajobraz mu się za wolno zmieniał, bo drogi Marcinowi się pokićkały w okolicy Kołaty lecz dotarliśmy do Wiśniczówki nie nadkładając wielu kilometrów za to poznając nowe dróżki w Puszczy.
A w chatce ciepełko bijące z piecyka, rosołek, szarlotka wszystko własnego wyrobu + herbatka i grzane piwko. Atmosfera jak zwykle super a ludzie rozgadani tacy, że nawet nie zajrzeliśmy do książek , które porozkładane są tu i ówdzie i zapraszają do czytania.
Pogadaliśmy z sąsiadami z sąsiedniego stolika o psach bo ich przylazł do nas na głaskanie i z innymi sąsiadami o święcie Marcina i z gospodarzami o czymś tam i gdyby nie szybko nadchodzący zmrok pewnie jeszcze byśmy tam siedzieli ;)
Kategoria z małżonkiem
Na pociąg i do domu
d a n e w y j a z d u
3.00 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czarna Mamba
Łoł! Ciemno, zimno, ślisko. Jesień z lekka zaskoczyła mnie. ciemność o 16,30. Zmiana czasu i już jechałam do domu na ślepo bo zapomniałam lampki. Czułam się jak wieśniak bez oświetlenia. ;(
Z Martą umówiłam się dzisiaj około 16,30 na pobiedziskim rynku celem zakupienia obuwia, ponieważ jej dotychczasowe otworzyło pysk i nie chciało się skleić niczym. Spełniłam marzenie nastolatki: zamszowe botki na wyższym obcasie. Nic innego na - natychmiast i w cenie aprobowalnej nie było. Marta zachwycona, Zosia w fochu , ja wiem , że muszę wywalić kasę na porządzne laki na zimę dla obydóch. Ja znowu pozostanę przy moich 25 letnich i jak co roku sobie obiecam: "No! jeszcze tak źle nie wyglądają, całe jeszcze są, trepy takie, to zawsze modne, e! kupie se w przyszłym roku nowe " ;)