Kwiecień, 2013
Dystans całkowity: | 713.75 km (w terenie 217.21 km; 30.43%) |
Czas w ruchu: | 33:34 |
Średnia prędkość: | 21.05 km/h |
Maksymalna prędkość: | 40.00 km/h |
Liczba aktywności: | 19 |
Średnio na aktywność: | 37.57 km i 1h 58m |
Więcej statystyk |
Do domciu trochę okrężne
d a n e w y j a z d u
60.97 km
1.00 km teren
02:40 h
Pr.śr.:22.86 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Wyjechałam późno, o 17,30. Chciałam okrążyć sobie parę razy jezioro maltańskie ale 1 raz wśród tłumów wystarczył, żeby mieć wielka chęć jak najszybciej skręcić w strone Swarzędza. Przed Antoninkiem na fragmencie drogi zdjęli asfalt i coś grzebią. Nie było wyjścia, trza było jechać obok. W Sarbinowie skręciłam na Kociałkową ale nie chciało mi się jechać w dół po dziurawym asfalcie więc skierowałam się na S5 i km leciały a słonko zaczęło zachodzić. Zachodzące słonko
© JoannaZygmunta
Kategoria dojazdy, szosa
szosowo duuuuuuzym kołem do domu
d a n e w y j a z d u
73.28 km
0.00 km teren
03:02 h
Pr.śr.:24.16 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Około 13 autem pojechałyśmy z babolami do Poznania. Tak szybko minął w domu czas, że nie wiem kiedy. Marcin przejął nasze pociechy w Poznaniu ale zanim wyjechałam zrobiła się 15. dzieicaczki były pod dobrą opieką to sobie mogłam pojeździć. Do Pobiedzisk dojechałam sobie przez Kowalskie ale najpierw musiałam przejechać przez Maltę. Było to najgorsze 3,5 km z całych 70. Pełno kasztanków, które wybrały się na spacer. Tłuste dziady w dresach z babami kapiącymi od złota, którzy wybrali się na spacer i karmią się watą cukrową.
Do tego miliony nieokiełznanych dzieci i psów. Mam dzieci to wiem, że są nieprzewidywalne ale i tak o mało co leżałam bo grzeczne dziecie zrobiło gwałtowny zwrot do śmietnika.
Im dalej od Malty tym fajniej chociaż wiatr dzisiaj wiał choćby nie wiem w którą stronę sie odwrócić zawsze mniej lub bardziej intensywnie w twarz.
We Wronczynie w sklepie postawiłam mojego Willego i poszłam kupić sobie pitko. Wracam i widzę jak pochyla się nad nim dwóch pijaczków i deliberują:
1 pijak: Na takich to byś się zabioł,
To jest rower! Dwa razy mochniesz i jezdeś w Pobiedziskach
2 pijak: no, mosz racje to nie dlo mnie
-Pani a mogę dotknąć - łap za koło.
- Pani! Pani na tym jeździ??? Toż to twarde to dla zawodowca, to ni dlo mnie
Uśmiechnęłam się i pojechałam o mało nie wywijając na ich oczach koziołka na piachu. Zawodowiec psio kryw!
Potem jeszcze na obwodnicę S5 i się ukulało. Wydaje mi się, że widziałam małżonkę Marcina na rowerze, która poginała dzielnie po drodze do Kociałkowej. Ja nie wiem co ci mieszkańcy (np. Seba) tam z tą drogą porobili. Czołgami jeździli w zimie czy co, a może asfalt na rozpałkę brali? Bo miejscami asfaltu nie uświadczysz.
Kategoria szosa
Szosowo spotykając "wertepowców"
d a n e w y j a z d u
75.88 km
0.00 km teren
03:00 h
Pr.śr.:25.29 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Najpierw 25 km ciagle pod wiatr. Dojechałam do Kostrzyna do szkółki z drzewkami. Połaziłam i znalazłam drzewka, które mam nadzieję nabyć w najbliższą sobotę. Będzie ładnie :). W Kostrzynie droga miała prowadzic z wiatrem ale stwierdziłam, że tam są dupowate asfalty więc fajniej będzie zawrócić i jechac sobie wzdłuż S5 i tym razem z wiatrem w plecy. W okolicy Sannik widziałam miotających sie rowerzystów z mapnikami i numerkami przyczepionymi do rowerów. Jedna para jechała w przeciwną niż ja stronę, druga stała i medytowała, a trzecia dwójka facetów jechała w moją stronę. Podjechałam i zapytałam się czego szukają i co to za impreza. Okazało się, że są uczestnikami rajdu przygodowego "Wertepy". Mają do pokonania 80 km rowerem i znalezienia 19 punktów. Gdzies tam mają bieg i przeprawę kajakową. Jechałam sobie z chłopakiem i gadałam gdy nagle ten mówi, ze musi poczekać na kolegę. Szczerze to nie jestem przyzwyczajona, do tego, że faceci nie mogą za mną nadążyć. Zwykle to ja mam jęzor do pasa i tylko mi miga kurtka Marcina jako znikający punkt. Jeszcze chwilę pogadaliśmy i pojechałam sobie. Dojechałam do Pobiedzisk i zrobiłam kontrolny telefon z zapytaniem co tam słychać u lasek. Wszystko dobrze. Oglądały bajkę i zaraz będą tańczyć na macie. Nie muszę wracać. Nie wiele mi trza było mówić. Szybko w drogę choć znowu pod wiatr w stronę Kostrzyna, Góry i Sarbinowa. Znowu pod wiatr i to coraz silniejszy i coraz mniej wiosenny. W Jankowie nawrotka i wiatr w plecy. A tam urodzaj "wertepowców"- rowerzystów, pieszych i rolkarzy. Od strony Biskupic jechało 2 takich rolkarzy, że miło było popatrzeć. ;) Opaleni, na krótko normalnie wiosna. Innych spotykałam na "popasie" lub wlekących się ostatkiem sił. Ta para jechała całkiem żwawo "wertepowcy na rolkach"
© JoannaZygmunta
Pod Pobiedziajami zaczęło padać, do tego przypomniało mi się, że za chwilę mam iść do fryzjera, od jakiś 10 km nie miałam co pić (bo przecież wyjechałam na jakieś 30 km)więc czas było wracać. Marcin obiecał mi, że podwiezie mnie do domu wracając autem ze swojego treningu ale jakoś go nie było. Musiałam się streścić a Pobiedziska są pod górkę. Dojechałam do domu to szybko prysznic i do fryzjera. Czas zapierdziela jak szalony.
W ramach uprzyjemniania sobie życia kupiłam sobie piękne butkiMoje pięne nowe butki
© JoannaZygmunta
Mają jedna wadę - nie nadają się, żeby wkręcić SPD ;)
Kategoria szosa
3 km
d a n e w y j a z d u
3.00 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czarna Mamba
Po to i po tamto :)
Kategoria dojazdy
Martunia mi sie pochorowała
d a n e w y j a z d u
43.99 km
0.00 km teren
01:45 h
Pr.śr.:25.14 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Brzusio Martusi dzisiaj nie wytrzymał. Właściwie nie wiem co jej zaszkodziło ale tak czasami bywa. Od 5 rano walczyłyśmy z brzuszkiem i jego brakiem akceptacji jakiegokolwiek jedzenia równiez tego co juz w nim było. Dzień urlopu do tyłu, wiec należało go godnie wykorzystać. Około 14-tej Martusi zrobiło się lepiej i zasnęła. Umówiłyśmy się, że ja pojadę na rower a gdy ona się obudzi to zadzwoni. Kochane dziecię spało sobie 2 godzinki, które wykorzystałam na kręcenie, łapanie piegów na nosie i niestety mżawki na gębie ale to nazywamy nawilżaniem. Wiatr oczywiście wiał mi ciągle w gębę bo zmieniał kierunek żebym czuła jego niezbyt ciepły powiew. Ubrałam się nazbyt wiosennie gdyż przez okno ładnie grzało a nie bardzo miałam czas na rozpoznawanie ciepłoty i kierunków wiatrów. Standardowo na prawie pustych drogach znalazł sie debil co trąbił akurat jak objeżdżałam jedną z wielu dziur w naszych bardzo całych drogach. Dużo czasu straciłam na szukanie Zośki z którą się umówiłam, że przyjdę po po nią do szkoły. Ledwie zdążyłam na 14,45 a Zośki nie ma. Okazało się, że jej się pomyliło i dzisiaj skończyli o 14,55. Ja jej szukam i zdziebko marznę a tej się pomyliło. Dzieciory!!!
W Puszczykowie Zaborzu miałam nadzieję, że znajdę wiosenkę w postaci kwiateczków Kwiatki
© JoannaZygmunta
W Buszkówcu pogadałam sobie z kimś całkiem przystojnym ;) Mój inteligentny słuchacz
© JoannaZygmunta
Kategoria szosa
4 km
d a n e w y j a z d u
4.28 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:7.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Czarna Mamba
W południe poszliśmy poszukać pierwszych oznak wiosny. Przede wszystkim to ubeblałam sie w błocie i śniegu bo w lesie topnieje, rozmięka, spływa potokami oraz wyłazi zielone spod ziemi. Jeszcze trochę niewyraźne ale już zielone :)Niewyraźna wiosna
© JoannaZygmunta
Pod wieczór po obejrzeniu wyścigu Paris- Roubaix pojechaliśmy ze ślubnym jak on napisał po piwo. Zrobiliśmy lansik po Pobiedziajach bawiąc się w "japońskich turystów". Zdjęć jest więcej niż km.Najczęściej uczęszczana przeze mnie droga w Pobiedziajach
© JoannaZygmunta
W tym bardzo urozmaiconym architektonicznie budynku znajduje się siłowniaBudynek gdzie można wpaść na siłownię
© JoannaZygmunta
A tutaj można wpaść na STEP, ABT i maratony np ZUMBYBudynek szkoły
© JoannaZygmunta
Odwiedziliśmy też Kościół w ścianach którego są tajemnicze otwory.Tajemnicze otwory
© JoannaZygmunta
Marcin stwierdził kiedyś, że to są ślady paluchów diabłów, które ciągle chcą zepchnąc kościół z górki ;)
I pod wpływem wyścigu zjechaliśmy naszym traktem a'la Rubaix. Czarna Mamba wytrzymała choć się rylała na wszystkie strony. Nasze Roubaix
© JoannaZygmunta
I wreszcie do celu czyli naszego centrum handlowegoPobiedziskie centrum handlowe
© JoannaZygmunta
Kategoria po mieście
W pełnym słońcu, w środku lata..........
d a n e w y j a z d u
24.00 km
0.00 km teren
01:00 h
Pr.śr.:24.00 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:7.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Słońce na nieboskłonie pięknie wzniosło swe oblicze obdarzając nas swym błogosławionym blaskiem i nowymi siłami. Ostatnie bastiony zimy nadal stały w Łowęcinie szczerząc swe obleśne lica, ale wiadomym jest, że policzone są ich chwile. Chylą się ku upadkowi, więc my z małżonkiem udaliśmy się z misją. Marcin na rozjazd, ja dodawać uroku mojej pięknej szosówce.
Słonko faktycznie pięknie świeciło, wiatr wiał jak zwykle w gębę, pod górkę ledwie kręciłam ale i tak jechało się bardzo fajnie. Z górki mój Wili leci jak szalony. Marcin dla wyrównania szans pojechał na góralu i jak przez chwilę zaczęłam kręcić girkami z taką kadencją jak Marcin to odjechałam mu, że ho, ho. Tyle, że lekko słabo mi się po tym wyczynie zrobiło.
Mój śliczny Wily rwał się do przodu, pokonując kolejne km na obrzydliwie dziurawych asfaltach. Nadygane miałam oponki do 8 bar to z lekka te dziurawe asfalciki czułam.
Słonko, słonko!! Taki pochwalny hymn zapodałam na wstępie, że nie bądź bałwan tylko Świeć nam choć przez tydzień! Zadek mi się rwie, żeby jakieś km zrobić ale moje najdroższe dziewczynki zostają ze mną oraz śnieg zszedł i odsłonił obrzydliwie wyglądające trawniki, które należy wygrabić. Hmm..... może niech ten śnieg wróci i napada tylko na zaniedbane trawniki ale pozostawi szosy i ścieżki leśne albo nie, poszukam sobie niewolnika, nieee zagonię tego mojego dziada, eeeeeeee! nie - pójdę po sąsiada ;)
Kategoria szosa
Do Kórnika
d a n e w y j a z d u
30.82 km
0.00 km teren
01:26 h
Pr.śr.:21.50 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Z rana słyszałam jak jakiś nadgorliwy sąsiad odśnieża chodnik, albo miałam jeszcze majki senne, więc zawinęłam się w kołdrę z myślą - nigdzie nie jadę! Posiedzę sobie, podjem parę ciasteczek, wypiję sobie kawkę, może posprzątam a może nie, a może sobie wypiję wiśnióweczki i w ogóle nie wyłażę z łóżeczka. Córunie będą grzeczne tak jakby ich nie było, wszystko będzie takie piękne i..... wtedy Marcin zaczął latać, zakładać jedne, drugie gacie oznajmił mi, że zrobił mi herbatkę i tym samym obudził mnie oraz przywrócił mi pamięć: że muszę kupić Marcie buty, bo wykańcza wszystkie w tempie zastraszającym i tylko reklamacje trzeba składać i że teściowa może nadjechać jak jej dzieci sama nie zawiozę, że może śnieg trzeba odgarniać, albo pozamiatać ten syf co po sniegu został, więc otrzeźwiona natrętnymi myślami wylazłam i to była dobra decyzja.
Auteczkiem do Poznania po drodze mijając Macieja jadącego na rowerze. Na ul. Starołęckiej pomachałyśmy Marcinowi jadącemu na swym rumaku pokonywać jakieś straszliwe smoki w postaci kilometrów, podjazdów i trąbiących stalowych rumaków a my poleciałyśmy kupić buty. Tym razem do Decathlonu. Oby na me oczy spływała zawsze taka ciemność i klapki jak dzisiaj. Kupiłyśmy Marcie zimowe buciory i Zośce wiosenne (aby wiosnę przywołać) i szybko zamykając oczy na wszelkie przeceny i promocje opuściłyśmy ten dom rozpusty. Potem wizyta u teściowej, która napasła mnie babką (dobra kobieta), wizyta u ojca, który marudził, że mu koty butami z SPD straszę (chrzęstem z piachu, bo odkurzacza nie można włączyć bo się sierściuchy przestraszą :-/) i wreszcie na rower. Z Rusa na Starołęcką i w stronę Rogalina. Ledwie ujechałam 8 km jak Marcin zadzwonił, że już jest u dziadka, gdzie zostawiłam auto i gdzie ma mnie odebrać?? No jeszcze nie!!! Urwałam się z kieratu to chcę nawet pod wiatr z jęzorem do pasa pojechać aż mi giry odpadną. A giry nic nie bolą, tylko zadyszkę jak stara lokomotywa mam. Oj! brakowało mi kondycji a tu za mną jedzie taki jeden w zielonym passacie i przez okno wrzeszczy że mam szybciej girkami kręcić. Przyczepił się taki pod Rogalinem i poganiał mnie - pod górki na mnie trąbił, przez okno wrzeszczy i nawet bezwstydnie fotografujeZ okna trenera
© JoannaZygmunta
Wreszcie się zmiłował i w Kórniku mnie do bryki wsadził i na ciastko i kawę do nie, nie, nie do kawiarni tylko do sklepu rowerowego mnie zabrał. Nie mogę narzekać kawa i tort bardzo dobry był, tylko znowu kupa forsy zniknęła, bo odebraliśmy moje kółka do szosy po prostowaniu i wymianie łożysk oraz Marcinowi spodobała się pompka i za zlitowanie się nade mną nie miałam co gadać tylko użyczyć karty.
Pokrzepieni kawą załadowaliśmy się do auta a wtedy .......... wyszło piękne słońce, które nie pozwoliło się zignorować, więc.......cdn
Kategoria szosa, wycieczka
Tak sobie jechałam
d a n e w y j a z d u
31.28 km
0.00 km teren
01:52 h
Pr.śr.:16.76 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
aż zastałam widok, który mnie wielce usatysfakcjonowałtopniejące bałwany
© JoannaZygmunta
Prawie, że poczułam fizyczną satysfakcję, że te cholery się tak pochylają i wyglądają tak obleśnie. To prawie jak zobaczyć koleżankę sprzed lat, niegdyś taką piękna i kwitnącą a teraz wyglądającą jak stara kalrypa i to przywiędła.
Większość trasy w Poznaniu. Umówiłam się z Marcinem, że jak będzie wracał do domu autem to gdzieś po drodze do domu się spotkamy i zabierze mnie do domku gdzie czekają dwie zgłodniałe paszcze. Jadąc sobie w stronę Swarzędza widziałam Marcina stojącego w korku, gdyż właśnie naprawiano cos tam co generowało spory koreczek. Spotkaliśmy sie w Łowęcinie przy pięknie topniejących obrzydłych bałwanach, które jutro mam nadzieję, że będą mniejsze albo wcale.
Kategoria z domu/do domu