Lipiec, 2012
Dystans całkowity: | 1121.38 km (w terenie 529.00 km; 47.17%) |
Czas w ruchu: | 57:16 |
Średnia prędkość: | 19.58 km/h |
Maksymalna prędkość: | 50.16 km/h |
Liczba aktywności: | 23 |
Średnio na aktywność: | 48.76 km i 2h 29m |
Więcej statystyk |
Bardzo mi się nie chciało
d a n e w y j a z d u
10.41 km
0.00 km teren
00:23 h
Pr.śr.:27.16 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Krówka
Bardzo mi się nie chciało ale tramwaje tak jeżdżą, że na mus bym była spóźniona.
Kategoria dojazdy
Z Marcinem Szlakiem Cysterskim
d a n e w y j a z d u
142.21 km
70.00 km teren
07:34 h
Pr.śr.:18.79 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lipican vel Mondi
Po szalonej nocy nie chciało mi się wstać. Cisza w domu, nikt nie woła o śniadanie, Marcin chrapie i wsłuchując się w jego chrapanie pospałam sobie do 8,00. W sobotę wieczorem mieliśmy ambitne plany, że pojedziemy pociągiem w Polskę i będziemy wracać do domu rowerem. Plany są od tego, żeby je zmieniać więc o 10 pojechaliśmy pokibicować sąsiadom, znajomym i nieznajomym biegającym w Biegu Jagiełły w Pobiedziskach. Fajnie się uczestniczy w takiej imprezie jako obserwator. Sąsiedzi się spisali. Sąsiadka była pierwsza wśród kobiet mieszkanek regionu. Biegła też słynna Pani Maria - charakterystyczna starsza Pani z parasolką przewieszoną przez plecy ,uczestniczka maratonów poznańskich. Wszyscy jej kibicowali.
Postalim, popatrzylim i pojechalim w swoją stronę czyli na singielek wkoło jeziora Kowalskiego. Jest boski tylko upierdliwy. Zmęczył mnie ale było fajnie. Następnym razem przejadę go pewniej.
Potem to już wycieczka w pełnym słowa tego znaczeniu. Do Puszczy Zielonka jechaliśmy różnymi drogami. Czekałam tylko jak nas odstrzelą jak wróble w tej kukurydzy Przez kukurydzę w szkodzie jak wróble
© JoannaZygmunta
Potem mykaliśmy po puszczy Zielonce gubiąc i odnajdując szlaki. Jak jadę za Marcinem to się nie zastanawiam gdzie jechać bo wiem, ze on zawsze mnie wyprowadzi z lasu i wilcy mnie nie zjedzą. Przez takie kluczenie znaleźliśmy parę ślicznych i ciekawych miejsc. Fajnie było ale postanowiliśmy przecież pojechać Cysterskim Szlakiem wiec zaczęliśmy się kierować na Dąbrówkę Kościelną. Spotkaliśmy w Puszczy dwie Panie, które na trekkingach jechały w stronę Dąbrówki na niezmiennie twardym przełożeniu. Jak je mijałam, to słyszałam: Tacy to jadą!!!!
W Dąbrówce mój niezawodny przewodnik stwierdził, że nie podobają mu się chmury i idziemy pod wiatę. Ledwie się wtarabaniliśmy to zaczęło lać. Ale pada!!!
© JoannaZygmunta
Siedzimy sobie susi a tu jadą te kobitki. Też do nas się przysiadły. Trenują przed pielgrzymką do Częstochowy. Godne to pochwały ale rowerom przydały by się przeglądy a Panie powinny zauważyć, że maja przerzutki. No cóż, najwyżej pojadą z większym poświęceniem ;)
Po deszczu w lesie zrobiło się bardzo mokro. Przepraszam wycieczkę 5 facetów, których z pewnością ochlapaliśmy przy zjeździe w lesie. A tacy byli ładni ;).
Po deszczu przyszło piękne słonko Znak Szlaku Cysterskiego
© JoannaZygmunta
Ten znak będzie już nam towarzyszył do Popowa Kościelnego gdzie opuścimy szlak i pojedziemy przez Jabłkowo, Kiszkowo do Pobiedzisk.
Koniki na pastwisku nie miały się gdzie schować przed deszczem i teraz wygrzewały grzbiety na słonku. Małemu ogierkowi nie bardzo się to wszystko podobało bo rżał żałośnie i tak śmiesznie cieniutko. Dlaczego tak zmokłem :(
© JoannaZygmunta
W Rejowcu odwiedziliśmy drewniany kościół. Historia tutaj. Była już w nim nie wiem który raz ale strasznie go lubię. Jest taki przytulny i skromny. Ołtarz, który się rozpiera dumą i złotem w tym skromnym kościółku jeszcze nie tak dawno był jakimś podrzędnym ołtarzem bocznym w KruszwicyOłtarz w Kościele w Rejowcu
© JoannaZygmunta
Taki spokój i cisza. Aż dziwiliśmy się, że jest otwarty i nikt go nie pilnuje. Mało debili na świecie? Puszka na ofiary na kościół do której wrzuciłam parę groszy wyraźnie nosiła ślady włamania. Dobrze, że nie próbowali jej otworzyć przy pomocy ognia.
W Antoniewie pooglądaliśmy ośrodek wychowawczy dla młodzieży. Podoba mi się wejście. Brama do zakładu poprawczego
© JoannaZygmunta
Stamtąd już do Skoków na obiadek. Moje kiszki wyraźnie się domagały a ostatnimi czasy mogłabym zjeść konia, słonia i przegryźć kalarepką i nadal byłabym głodna. Ograniczam się bo jak pisałam we wcześniejszym wpisie udało mi się trochę skurczyć ale gdyby nie chęć utrzymania efektów to pasibrzuch by się zawstydził.
Podjechaliśmy do karczmy Kołodziej. Dobrze tam dają jeść ale znaleźć miejsce nie jest łatwo. Jemy sobie pyszności (barszczyk, pierogi, pomidorówkę, wątróbkę i surówkę) jest pięknie, jest miło i się skończyło. Siedzieliśmy na tarasie, żeby nie wnosić błota co nas okleiło tu i ówdzie a zwłaszcza na tyłku i nogach i nagle patrzymy a tutaj przyszła chmurka z deszczykiem, chmura z deszczem, chmurzysko z burzą wichurą i kroplami wielkości przepiórczych jaj. Taras miał daszek ale gdzieniegdzie zaczął przeciekać i zrobiło się zimno. Weszliśmy do środka i zamówiliśmy jeszcze kawę i ciasto (może minie deszcz to pojedziemy), herbatę a tutaj pada i pada. Jak by jakaś hrabina von szlochen się rozpłakała i płakała i płakała . Zaczęłam czuć się jak rezydent, ludzie wchodzą oglądają nas bo ubrani byliśmy nie do kościoła, jedzą, wychodzą a my zostajemy i przychodzą nowi i to samo. Jakieś dwie i pół godziny tam siedzieliśmy. Już zaczęliśmy opracowywać najszybszą trasę powrotną do domu, gdy tak jak przyszedł ten deszcz tak poszedł i znowu słonko. Tak szybko to dawno się nie ubierałam. Myk i już byliśmy na rowerze i gnamy w stronę Wągrowca.
W Lechlinie ktoś pięknie odrestaurował pałacyk. Wiocha straszna a tutaj taka perełka. Marcin zrobił zdjęcie i mówi: „tobie tez zrobię ale stań przy pałacyku a nie na tle tej chałupy”. Jak zobaczyłam tło na którym stałam to myślałam, żę pęknę. Stara chałupa z rozwieszonym praniem i firanami w drzwiach, żeby muchy nie wlatywały. Jednak pałacyk bardziej uwypukla moją urodę ;) Przed perełką we wsi
© JoannaZygmunta
W Wiatrowie stał pałac ale jakiś taki dziwny. Zdjęcie u Marcina Niby odnowiony ale jakby porzucony. Zapuszczony park, w oknach pałacu wiszą firanki ale jakiś taki pusty i bez życia. Można powiedzieć, ze nieco nawet straszny. Podobno popełniła w nim samobójstwo nieszczęśliwie zakochana Aniela i może nikt nie może w nim się zadomowić bo nieboga szuka swojego ukochanego?
Naiwna szybko by ją po skonsumowaniu posagu w trąbę puścił ;)
Do Wągrowca prowadziła piękna droga rowerowa ale skończyła się tuz przed tablicą Wągrowiec. Tak żeby sobie łeb o nią rozbić i uzmysłowić sobie: Koniec tego dobrego. Kombinuj sam.
Przez ten deszcz, który nas zatrzymał w Skokach było za mało czasu było na zwiedzanie Wągrowca a szkoda. Objechaliśmy go boczkiem i pojechaliśmy na Tarnowo Pałuckie do kościoła w którym są piękne polichromie. Kościół był zamknięty. Obeszliśmy sobie ,go dookoła Kościól w Tarnowie Pałuckim
© JoannaZygmunta
Księdza nie było pozostał tylko ślad, że tu bywa. Zdjęcie u Marcina
W Łęknie zainteresowała mnie baaaaaaardzo wysoka wieża. Niestety zamknięta na głucho i teren prywatny.
Potem jechaliśmy długo przez las, szumiał cicho strumyk - bajka. Cisza, pusto tylko my nasze rowery i przyroda. Słonko zaczynało się chylić ku zachodowi i musieliśmy przyspieszyć. Ja już zaczynałam puchnąć ale mus to mus.
W Budziejewku był drogowskaz :”Głaz Św. Wojciecha” narzutowy wielki głaz z którego ponoć kazania głosił Św Wojciech przed tym jak go braciszek wysłał wśród pogany co by go tam zjedli i przestał drogę do tronu przesłaniać.
Marcin wcielił się w świętego, więc musiałam go ściągnąć z głazu, żeby się zanadto w rolę nie wczuł i żeby nas czarna noc nie zastała i może duchy przodków. Marcin przemawia z głazu
© JoannaZygmunta
Z oddali słychać było jakieś odgłosy jakby festyn. Myślę: hmm na dożynki za wcześnie, festyn wioskowy? Ale przecież jesteśmy na jakimś odludziu.
Jedziemy sobie a tutaj pałac i na padoku pokazy ujeżdżania koni. Piękne kobiety w pięknych sukniach na pięknych fryzyjskich koniach pokazują szkołę ujeżdżania. Dużo się nie zastanawiałam tylko podjeżdżamy pooglądać. Ujeżdżanie koni na poprawinach
© JoannaZygmunta
Chwilę oglądam ale rozglądam się po oglądających jacyś tacy odpicowani i podpici. Co jest? Aaaaaaa wypasione wesele!!!! Panna młoda w sukni i nagle podchodzi do nas facet z uśmiechem na gębie i łamaną polszczyzną mówi: „Ja jestem Włoch, to moje wesele” i po włosku – polsku „ mama! fatografija (coś tam) z przyjacieli moi polaki bicicleti”. Sesję mieliśmy chyba z pięciu aparatów. Uśmiałam się. Ale trzeba było się zabierać bo coraz ciemniej i zimniej. Mój ukochany serwisant Marcinek wyposażył mój rowerek w lampeczki więc ciągnęliśmy, dobrze widoczni po szosie do domku, gdzie ciepła kąpiel.
Słoneczko moje najlepsze w czasie jak się kąpałam zrobił mi dwa tosty i otworzył mi piwko.
W nocy spałam jak dziecko.
Oczywiście musimy powtórzyć wycieczkę ale już tęsknię za moimi małymi babolkami. Wszystko ma swoje uroki.
Kategoria wycieczka
Żeby mi zadek nie urósł
d a n e w y j a z d u
34.47 km
0.00 km teren
01:32 h
Pr.śr.:22.48 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lipican vel Mondi
„Sprzedaliśmy” dzieci i poszliśmy na zakupy do BCM-u do którego boję się jechać bo dostaję tam zawrotu głowy i braku opamiętania. Wyszliśmy z o parę stówek lżejszym portfelem. Czyli puścili nas z torbami. Pomimo, ze było po 13 tej pani z uśmiechem czekała aż sobie obejrzymy i kupimy sobie coś jeszcze wśród szerokiego asortymentu:
rękawki
ochraniacze na buty (stary opamiętaj się!!!!)
rękawiczki (stara opamiętaj się !!!!!).
Było tym bardziej miło, że wlazłam w stroik S/4 czyli radocha bo zadek się zmniejszył. Ciuchy teamowe mam 6 i ostatnio czułam, że są coś za luźne. Nawet je obejrzałam czy się nie rozlazły, ale nie :D.
Podochocona tym sukcesem pojechałam po dżiny i znowu radocha bo rozmiar 38 jest dobry bez wciskania się. Co prawda jest to sklep z optymistycznymi czyt. większymi rozmiarami ale zawsze 38 a nie 42 ;).
Potem makaroni za 4 zł bo na czymś trzeba oszczędzać, mufinka, piwko, kawka z mleczkiem i zaświeciła się lampeczka pt: babo kupiłaś sobie mały stroik, rozpęknie się tobie jak tak będziesz się opychać. Ponieważ wszystko było pycha i nie odmówiłam sobie niczego to za namową Marcina pojechaliśmy ćwiczyć siłę. Cudowałam przed wyjazdem, że nic mi nie pasuje a tak naprawdę to się bałam, że nie dam rady i się zamęczę a Marcin mi nie odpuści.
Pojechaliśmy na Kociałkową Górkę która podobno jest bardzo dobra do ćwiczeń siłowych. Marcin kazał mi wrzucić na blata z tyłu na 2 od końca i jechać. Myślałam, że nie podjadę ale się dało. Zjechałam i 2 raz pod górkę. Już trochę było mi słabo ale Marcin powiedział, że jak jeszcze nie spadłam z roweru to mogę 3 raz. No, okazało się, że mogę i nawet mroczki zniknęły a potem…. na takim przełożeniu pojechałam całe kółko. Nigdy mi tak noga nie podawała. Dodatkowym batem do szybszej jazdy była burza, W stronę burzy
© JoannaZygmunta
której ogon nas ogarnął. Tak nas zlało, że przez chwilę nic nie widziałam, wiatr spychał mnie do rowu, po pysku prało tak mocno, że się zastanawiałam czym sobie zasłużyłam na takie lanie. Po chwili byłam cała mokra, w butach chlupotało a przed nami jeszcze 20 km. Nie było gdzie się schronić a jak trochę zelżyło to nie było sensu się zatrzymywać bo zimno. Po deszczu zaświeciło słonko
© JoannaZygmuntaPiękne chmury po deszczu. Gdzieś tam jest tęcza
© JoannaZygmunta
W domciu ciepła herbatka, gorąca kąpiel i winko – czerwone , mmmnniaaaaaam.
Kategoria wycieczka
do pracy
d a n e w y j a z d u
46.46 km
20.00 km teren
02:25 h
Pr.śr.:19.22 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Do pracy
Tak sobie pojechałam do pracy. Chmury straszyły deszczem Chmury nad drogą do pracy
© JoannaZygmunta
Zrobiło się zimnawo. Jednak wolę ciepełko. Jak sobie pomyślę, że już niedługo będzie trzeba ubierać się warstwowo to przykro mi się robi . Mam nadzieję, że lato wróci, nie koniecznie z upałami ale, żeby w moje stare kości zimno nie było.
Nad Maltą z garażu wyjeżdżały lokomotywki dziecięcej kolejki. Ma urok ta kolejka.Lokomotywki wyjechały z domku
© JoannaZygmunta
Widziałam dzisiaj oryginalny sposób przewożenia taczkioryginalny sposób wożenia taczki
© JoannaZygmunta
Kategoria dojazdy
słuzbowo w deszczu
d a n e w y j a z d u
17.19 km
0.00 km teren
01:00 h
Pr.śr.:17.19 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Krówka
Słuzbowo po mieście w deszczu i w wietrze ale i tak było fajnie :)
Kategoria dojazdy
dopracowo pomiastowo
d a n e w y j a z d u
52.00 km
0.00 km teren
02:32 h
Pr.śr.:20.53 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Krówka
Jakieś km(od ostatniego zerowania licznika) przejechane po Poznaniu moją Krówką.
Kategoria dojazdy
praca w te i we wte
d a n e w y j a z d u
67.92 km
40.00 km teren
03:15 h
Pr.śr.:20.90 km/h
Pr.max:48.31 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Ciepło. W drodze powrotnej upalnie i z opadami burzowymi.
Kategoria dojazdy
Czy mi ktoś powie o co chodzi?
d a n e w y j a z d u
64.63 km
45.00 km teren
03:30 h
Pr.śr.:18.47 km/h
Pr.max:36.52 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Z Pobiedzisk do pracy w centrum Poznania jechałam dzisiaj bardzo okrężną drogą przez Strzeszynek.
Ostatnio u Kurka przeczytałam, że jacyś „ekolodzy” chcą ucywilizowania ścieżki nad jezioro Strzeszynek. Z wypowiedzi tych „ekologów” wynikało, że najlepiej ją zabetonować bo jest niebezpieczna dla dzieci i rowerzystów. Kto zna tą ścieżkę to wie, że nie jest trudna. Widuję tam rowerzystów młodych i starych, dzieci z rodzicami. No nie wiem o co chodzi. o co chodzi?
© JoannaZygmunta
A najlepsze, że betonowania chcą „ekolodzy”
Kategoria dojazdy, wycieczka
do domciu
d a n e w y j a z d u
58.36 km
40.00 km teren
02:49 h
Pr.śr.:20.72 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Marcin wrócił z górskich wojaży i obiecał zająć się babolami to wypuściłam się na rower. Pojechałam przez Rusałkę gdzie ludziska siedzieli na plaży i wygrzewali gnaty Plaża nad Jeziorem Rusałka
© JoannaZygmunta
a potem do Strzeszynka. Jechałam sobie spokojnie a jakaś kobieta z przerażoną miną ostrzegała, że są dziki z małymi. Staram się kabankom nie wchodzić w drogę ale przecież nie zrezygnuję z objazdu jeziora. Spotkałam świniaki, jakiś facet je dokarmiał chlebem i czymś tam. Jak maja żarcie to się nigdy nie wyniosą, ale były spokojne. Dały mi się obfotografować prawie że pozując.Dziki
© JoannaZygmunta
Pierwszy raz objechałam to jezioro dookoła. Ładnie tam tylko jakieś małe to jezioro. Szybko je objechałam i pojechałam w stronę Pobiedzisk.
Kategoria wycieczka, dojazdy
do pracy
d a n e w y j a z d u
30.85 km
25.00 km teren
01:26 h
Pr.śr.:21.52 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Piękna pogoda, trochę błota aż żal jechac do roboty.
Zapowiadam, że wybieram się w drodze powrotnej do Strzeszynka ;)
Kategoria dojazdy