Strzyżewo Kościelne
d a n e w y j a z d u
116.00 km
0.00 km teren
04:20 h
Pr.śr.:26.77 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
W sobotę powstał pomysł, żeby pojechać do Strzyżewa Kościelnego za Gnieznem popatrzeć a może wystartować w wyścigu szosowym "Błękitna Pętla". Seba miał ochotę przejechać się na Marcina Heldze, bo jakoś tak sie stało, ze Marcin miał okazję pojechać na innej szosówce. Jednym słowem chłopaki sie powymieniali rowerami, dzieciaków nie było w domu, cel, godzina wycieczki były wyznaczone, wiec tylko jechać :)
Seba, który zna Gniezno jak własna kieszeń przeprowadził nas jakimis takimi mykami, że ja bym tego nie powtórzyła. Gniezno kojarzy mi się z tym, że ciągle jest pod górkę i z górki i nigdy nie wiem gdzie jestem i tak co kawałek. Chłopaki mnie oszczędzali w drodze do Strzyżewa, co nie znaczy, że sie nie zmęczyłam, ciągle było około 35 km/h a wiatr wiał z wielką mocą i ciągle w gębę. Jak dojechaliśmy do Strzyżewa to miałam już tak dosyć, że stwierdziłam, że kasę zamiast na startowe przehulamy w kawiarni a teraz to tylko popatrzymy sobie na start, choć kusiło mnie jak diabli. Marcin i Seba powiedzieli, że nie ma bata i mam jechać to się zapisałam. Okazało się, że jestem jedna baba co pojedzie. Ok może być :)
W międzyczasie pojawiła sie gnieźnieńska BS grupa w sile 5 chłopa JurekP, jego wnuk, MarcinGT, Kubolski i Dawid (który się zapodział jak robiliśmy fotkę ;)
Fotka musiała być a Marcina trzymały się żarty :)Pobiedzisko - Gnieżnieńska ekipa Bikestatsa
© JoannaZygmunta
Start punktualnie o 13, 02 z niewielką grupką mastersów i amatorów, za zakrętem Marcin mnie zaczął najpierw gonić na rowerze a potem gonić mnie słownie. Wietrzysko tak wiało, że pomimo, że się chowałam, za Marcinem to były momenty, że prawie mnie zatrzymywał ten wiatr. Puls mi skakał do 170 i tchu mi brakło. Na drugim kółku przejął mnie Seba i on juz na mnie nie krzyczał, bo się pewnie bał ;) Może gdybyśmy jeszcze nie rozpalali po drodze tego grilla ;) to by mnie na kresce czołówka nie złapała :)
Na poważnie, to miałam namieszane zdrowo. To był mój 70 km i jeszcze musiałam dać z siebie bardzo wiele i to prawie ciągle pod wiatr. Nie było opieprzania się i byłam pewna, że do domu to juz nie dojadę.
Dosyć długo trwało oczekiwanie na wyniki i w międzyczasie objedliśmy się ciastem i chlebem z pysznym smalcem.Oczekiwanie nalezało sobie umilić. Marcin złapał sieć :)
© JoannaZygmuntaOczekiwanie na wyniki
© JoannaZygmunta
Zmęczenie mi przeszło i na podium wkroczyłam tanecznym krokiem :)Tanecznym krokiem na podium :)
© JoannaZygmuntaNo to go mam, nareszcie! :)
© JoannaZygmunta
Okazało się, że puchar jest spory i był problem jak go zabrać. Marcin wpadł na pomysł, że go powiezie na plecach pod koszulą :)Puchary można wozić za koszulą ;)
© JoannaZygmunta
Droga powrotna była niestety ciągle pod wiatr i złapałam tzw. bombe czyli kompletny brak sił. Zrobiliśmy sobie dwa odpoczynki: pierwszy w McDonaldzie a drugi w Czerniejewie. Pod pałacem
© JoannaZygmunta
Fajnie było, daleko i z pucharem :) Byłam zdygana ale zadowolona, a nie ma nic lepszego w domu jak zadowolona baba i mama :D)))Pucharek z Błękitnej wstęgi
© JoannaZygmunta
Kategoria szosa
komentarze
może w przyszłym roku uda się wystartować w większym gronie Mastersów ;-P ? ..