Błotne SPA w Wyrzysku
d a n e w y j a z d u
78.04 km
76.00 km teren
05:50 h
Pr.śr.:13.38 km/h
Pr.max:43.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lipican vel Mondi
Tak się w tym roku składa, że dużo rzadziej startuję w maratonach, więc postanowiłam sie ujechać na maxa i wystarować na mega. To tylko 73 km pomyślałam sobie, dobrze wiedząc z tamtego roku, że trasa nie jest łatwa a około 73 km to bardzo około i będzie więcej. W tygodniu patrzyłam jak pada deszcze i się zastanawiałam czy będziemy się topic w błocie, czy tylko kąpać. Pojechaliśmy rodzinnie z 4 rowerami bo Marcin był opiekunką naszych dziewczynek, które startowały w rajdzie rodzinnym. Od dziewczynek dowiedziałam się, że było równie ciężko jak na naszej trasie bo były dwie kałuże z błotem i dziewczynki ubrudziły spodenki ;).
Przyjechaliśmy do Wyrzyska na czas, gadu, gadu, zamiana numerka na taki z mega. Z pewną dozą niepewności powiedziałam Tomkowi Stachowiakowi, że nie jadę z Sylwią tylko jadę na Mega i stanęłam skromnie wśród 10 kobitek co postanowiły ubabrać się błotem podwójnie.Na starcie z Anią Wysokińską. Pierwszy raz razem na stracie :)
© JoannaZygmunta
Miałam mega stracha gdy słyszałam, że jest staszliwe błoto, ale udawałam, że wiem co robię i powtarzałam sobie, żeby nie słuchać co gadają bo tylko się przestraszę i nie pojadę wcale.
Start, parę km asfaltem, mijają mnie Goglowcy - Josip, Jacek, Todi i juz jestem na końcu stawki. Za skrętem z asfaltu w las dogania mnie JP i wrzeszczy, że się spóźnił i musi nadganiać. I tyle go widziałam, bo zniknął mi w lesie szybko jak pantera.
I zaczęło się! Błoto, błoto i błoto a jak nie błoto to pod górę. Na Dębową Górę wjechałam nawet nie wiem kiedy. Może powoli ale wjechałam, zjechałam po błocie i na błotnistym zakręcie wjechałam w drzewo. Na szczęście nie mocno ale może i dobrze że w nie wjechałam bo spadła bym po skarpie trochę w dół. Za mną jechała dziewczyna na quadzie aż nie złapali mnie miniasy. Wtedy quad na jakiś czas pojechał za ostatnim z mini a ja jechałam/szłam z miniasami, którzy klęli na czym świat stoi bo błoto było momentami do kolan. Ja jeszcze wtedy się powstrzymywałam ale czułam też, że to błoto wyciąga za mnie wszystkie siły. Na barze nażarłam się bananów i powiedziałam, żeby czekali na mnie z flaszką wody jak będę jechała drugi raz. Obiecali, że będą czekać. Jadę i jadę a rozjazdu, który miał być na 35 km ani widu ani słychu. Po drodze dopingowały mnie zwłaszcza kobietki. Krzyczały, że jestem wspaniała i że dam radę. Od razu chce się jechać :)
Gdzieś juz na polach słyszę za sobą:
" Pani Joanno juz niedaleko"
"he, he, nie tak blisko bo ja jadę jeszcze raz"
"O, no to szacunek i gratulacje"
"Gratulacje to jak dam radę dojechać"
To był ktoś z Gnieźnieńskiego Klubu Kolarstwa Górskiego, śmiesznie tak być rozpoznawaną :)
Na 37 km dopadł mnie mega kryzys. Koniec, pomyślałam, nie dam rady. Zadzwoniłam do Marcina i mówię, że będę miała pierwszego w życiu DNF bo nie dam rady dojechać na dekorację i wszyscy się zwinął a mnie jeszcze nie będzie na mecie. Jest 37 km, ja mam 3 godziny jazdy/biegu a nawet rozjazdu jeszcze nie widać. "Szkoda" powiedział Marcin, ale jeszcze nikt z mega nie wrócił, więc pewnie trochę wydłużą do dekoracji, ale jak nie czuję się to mam wracać. Pojechałam taka zrezygnowana 1 może 2 km i na rozjeździe pomyślałam, że nie będę fujarą i się nie poddam a że trochę błota jest to co. I skręciłam na mega, żeby zaraz znowu wpaść w błoto. Błotko do przejechania. Na zdjęciu wygląda lajcikowo. Nawet quadem trudno było to przejechać
© JoannaZygmunta
Na 3 wjeździe na Dębową Górę usłyszałam ryk quada i miła pani już towarzyszyła mi w najtrudniejszych miejscach, żeby mnie ewentualnie wygrzebać z błota. Pani, która mi towarzyszyła, przez większość trasy i miała za zadanie wyciągnąć mnie z czeluści błota
© JoannaZygmunta
Mój biedny rower skrzypiał i trzeszczał, napęd myłam na barach ale niewiele to dawało. Buty miałam upaprane, nogi brudne, błotem plułam na odległość.
Na barze na drugim kółku czekali na mnie z flaszką wody. I muszę powiedzieć, że nikt nie marudził, że muszą na mnie czekać tylko mi klaskali i słyszałam słowa otuchy i podziwu. Aż mi głupio było. Gdy na 68 km zadzwoniłam do Marcina, że mam jeszcze z 5 km to usłyszałam, że mam się spieszyć bo czekają na mnie. Hmm to się bardziej starałam chociaż zmęczenie już mocno dawało mi sie we znaki. SPD sie nie chciały wpinać i wypinać, zaczęło wkurzać mnie wszystko a zwłaszcza to, że jest 70 km a tutaj strażacy mówią, że jeszcze 7 km. Kurde! Jak 7! Mijają 2 km a następny strażak mówi, że 7 km i potem jeszcze następny. Już miałam dosyć a tutaj wprost przed koło wyskakuje mi jeleń, diabeł albo coś takiego. Daję po hamulcach a tylne koło mi sie kładzie i ja też ale jakoś tak delikatnie prosto w pokrzywy. Nie mam czasu sie użalać nad sobą i jadę dalej z górki, szybko jak się da i bach OTB w piasek, który nagle pojawia się na mojej drodze. Szybko się otrzepuję i lecę dalej a tam już przy mecie nie ma strażaków i przejeżdżam drogę w która miałam skręcić. Fuck!! Nawrotka, zjazd z górki i spotykam Marcina, który wyjechał w poszukiwaniu. Wjechałam na metę w pełni blasku i sławy ;) Oklaski dostałam gromkie i gratulacje. Zajęłam wg pomiaru czasu ostatnie miejsce (tego byłam pewna) i 2 w kategorii. Jakież było moje zdumienie, gdy się okazało, że przede mną na 2 miejscu jest Joanna Gackowska -5 z K3. Gogol namieszał jak to zwykle on i odmłodził mnie o jakieś parę lat. Wyrzysk podium :)
© JoannaZygmunta
E tam! Nie chciało mi się protestować. Najważniejsze było, że pokonałam swoja słabość, że przestałam bać się błota i jechałam po nim aż mi po ośki się koła zapadały albo wywalało mnie w drzewa, że zjechałam bez trudu te zapowiadane "trudne" single, że cztery razy podjechałam pod Dębową Górę i że zdążyłam zanim się wszyscy rozeszli i wtachałam się na podium oraz zdążyłam na tombolę w której jak zwykle nic nie wygraliśmy. Musiałam trochę Martę pocieszać, że nie wygrana a gra jest najważniejsza :)Wyrzysk z Martą
© JoannaZygmunta
Potem szybko do domu i o 22,45 siedziałam juz w pociągu do Rzeszowa do którego jechałam na szkolenie. Całą drogę przespałam jak dziecko i sniły mi sie jakieś błota i pagórki
Kategoria wyścig
komentarze
Ładny dystans...mój rekord to 60km. Mazovia-Skarżysko. Też było błotko ale trochę mniej. Może dlatego że jest więcej przewyższeń i spływało .
Najważniejsze żeby nie skapitulować ! :) Prawie na każdym maratonie mam kryzys, mam ochotę się poryczeć i pizdnąć rower w krzaki.
W mojej lidze też jest łączenie kategorii. Na razie się nie martwię. Nagradzanych jest 5 a przeważnie startuje 7-8 w k-3
Dobrze, że u Gogola za zjazd na mini jest DNF bo przynajmniej nie kusi jak u Kaczmarka, he he.
bardzo ładnie omijałaś błotko, strój jak nówka :-)
A na tym zdjątku z błotkiem to nawet poznaję ten ukośny kij lub korzeń :)
Gratulacje samozaparcia i chęci walki, jak pisze Klosiu czekam na start giga na Michałkach.
Z tym błotem to jakaś wielka mistyfikacja bo na ostatnim zdjęciu Jesteś czyściutka.
Wielkie gratki za samozaparcie i nie poddanie się zwątpieniu. To co, od teraz długie dystanse? :)