Rodzinnie
d a n e w y j a z d u
8.94 km
8.94 km teren
00:44 h
Pr.śr.:12.19 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lipican vel Mondi
W sobotę o 4,30 moje najmłodsze dziecię wsadziłam do autobusu i obcierając łzę patrzyłam jak odjeżdża do Kołobrzegu. Pod autobusem była dzielna ale w domu płakała, że jedzie bez mamusi. Mam nadzieję, że jest jej tam dobrze i że nie beczy. Matka to matka ciągle myśli o swoich dzieciach nawet jak są już stare i brzydkie. Marta bez Zośki więcej z nam przebywa i rozmawia a do tego tak się złożyło, że w Pobiedziajach i okolicach odbywały się pikniki rodzinne. W sobotę lało jak by kto węża zapomniał zakręcić i nie bardzo chciało nam się wychodzić z domu ale około 15 trochę zelżało i poszłyśmy z Martusią na Piknik ekologiczny. Fajnie było. Podglądałyśmy rodzinę pszczół w specjalnym przejrzystym ulu, jadłyśmy podpłomyki z ręcznie robionym masłem i oglądałyśmy garnki do gotowania bielizny, tarkę do bielizny i jako żywo stanęło mi w oczach moje dzieciństwo i stara pralnia na podwórku kamienicy w której mieszkałam oraz sąsiadka, która wygotowywała prześcieradła ze szpitala. O 19 zagrała Ewelina Flinta. Muszę powiedzieć, że wykazała się wielkim profesjonalizmem. Zimno było jak cholera, publiczność topniała w miarę coraz bardziej padającego deszczu a ona śpiewała i rozkręcała wiernych fanów w postaci nastolatków coraz bardziej. Koncert Eweliny Flinty w Pobiedziskach
© JoannaZygmunta
Marcie się podobało mi też bo kobieta potrafi śpiewać. Ma głos jak dzwon i potrafi się zachować. Myślę, że gdybyśmy zostały tylko my dwie z Martą to i dla nas by zaśpiewała. Szacun. Specjanie zaproszona gwiazda z Radia Markury Michał Ogórkiewicz spuchł i pojechał do domu (Biskupice). Moim zdaniem wstyd! Daleko nie miał i do tej 21 mógł poczekać. Jak go kiedyś spotkam na rowerze to mu powiem co myślę.
Sobota była miła a niedziela jeszcze fajniejsza.
Z rana chciałam sobie odespać ale o 6 rano Marcinkowski szukał gaci bo jechał z Maciejem na 100 km. Nie mogę powiedzieć, starał się być cicho ale i tak mnie wybudził, że spałam tylko do 9 ;) Z Martolińską zjadłam śniadanie i znowu wskoczyłyśmy do łóżka. Po 11 wrócił Marcin a o 15 zaczynał się festyn rodzinny w skansenie miniatur. Marcin nie bardzo miał ochotę jechać bo go bolały nogi ale obiecałyśmy, że nie będziemy cisnąć i dał się namówić. Festyn był skromniutki ale z przyjemnością obejrzałyśmy sobie miniatury. Marta była zafascynowana i nie pamiętała, że była już tutaj dwa razy. Przy mysiej wieży w skansenie miniatur
© JoannaZygmuntaMarta rycerz - skansen miniatur
© JoannaZygmunta
Potem podjechaliśmy do grodu z maszynami oblężniczymi. Marta była zachwycona
Czytała wszystkie opisy i oglądała filmiki o maszynach.Marcin z Martą czytają instrukcję obsługi Wineii
© JoannaZygmuntaMarta czyta o działaniu maszyn
© JoannaZygmunta
Obejrzeliśmy peririerre, taran,wieżę, trebusz, onager,winejeę, pluteję, kosze itp.
Po wyjściu z grodu zrobiło się ciepło miło i słonecznie. Wiadomo, koniec weekendu to trzeba ludzi powkurzać. Jakimiś drogami przez piękne pola dojechaliśmy z powrotem do Pobiedzisk. Po polnych drogach w pełnym słonku :)
© JoannaZygmunta
Było miło a Marta już śpi.
Kategoria wycieczka
komentarze