Do domciu trochę okrężnie
d a n e w y j a z d u
60.26 km
45.00 km teren
03:31 h
Pr.śr.:17.14 km/h
Pr.max:40.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lipican vel Mondi
Droga do domu mi się nudzi. Do tego stopnia, że gadam ze ślimakami, więc dzisiaj postanowiłam pojechać trochę inaczej. Inaczej to niekoniecznie miało znaczyć, że jak zwykle mam zaginąć w puszczy i nawet telefon do przyjaciela niewiele mógł pomóc. Do tego starej babie zachciało się udowodnić sobie, że podjedzie górkę, której podjechać nie mogła i prawie się udało ale ino się udało. Udało się za to nabić sobie nowego mega siniaka tym razem na kolanku, które juz nie jest tak zgrabne i ponętne jak zwykle. ;)
Ale do rzeczy. Skleroza jedna zapomniałam rano zabrać z auta bidonu i tym samym musiałam jechać na Winogrady do Marcina a stamtąd bokiem miasta do Czerwonaka, Kicina i na Dziewiczą.
W Kicinie 70 lat po wojnie w lasku jeszcze są niewybuchy. Aż wierzyć się nie chce, że nikt tam nie wyleciał w powietrzeUwaga niewybuchy!!!
© JoannaZygmunta
Po drodze zajechałam do kościoła drewnianego w Kicinie gdzie proboszczem był jakiś czas temu przez jakiś czas Jan Kochanowski.
Na Dziewiczą Górę udało mi sie trafić całkiem precyzyjnie a tam aż roi się od strzałek przed jutrzejszym wyścigiem. Na trasie dużo gałęzi Na Killera przez krzaje
© JoannaZygmunta
i wjazd na Killera. Szacun dla tych co wjadą chociaż do połowy. Ja tam ćwiczyłam podpychanie bez zadyszki a Pavarotti w słuchofonach śpiewał mi "O sole mio, co ci odbiło, żeby sie tu pchaaaaać........"Na killera trzeba wjechać
© JoannaZygmunta
Na szczycie wjeżdżamy w krzaki całe okwiecone i pachnące. Będziecie tam dychać pełną piersią to wdychajcie balsamiczną woń drobnych białych kwiatków. Pachnące krzaczki
© JoannaZygmunta
Z Dziewiczej zjechałam a potem postanowiłam podjechać taką góreczkę z korzeniami na której zawsze miałam problem i problem znowu wystąpił i skończył się małym bum, które zdefasonowało mi kolanko o czym już wcześniej pisałam.
Kolanko mnie bolało a do domciu trzeba wrócić. Nie specjalnie mi to jechanie szło, więc postanowiłam jak najszybciej to zrobić i wtedy zaczęły się schody. Jak to zwykle ja, ździebko się zakręciłam i zamiast do Tuczna pojechałam do Zielonki :/. Przy krzyżu
© JoannaZygmunta
Przy tym krzyżu zadzwoniłam do Marcina z pytaniem: "Marcin, gdzie ja mam jechać" "Jedź w prawo"- odrzekł wielki wódz, więc ja posłusznie w prawo co się potem okazało lewo ;/. Cóż, lewo, prawo albo wspak gdzieś tam do rana dojadę. Kolano bolało a mi się dom oddalał. W Zielonce znowu zamiast na Trakt Bednarski wjechałam na drogę do Dąbrówki Kościelnej. Czyli znowu na obkoło do domu.
Po drodze umajone krzyże, bo maj za pasem. Miałam nadzieję, że nie zastanie mnie ten maj w puszczy lub nie znajdzie mnie czołówka giga z jutrzejszego wyścigu.Chwalcie łąki umajone
© JoannaZygmunta
Nie było tak źle. Tak mniej lub więcej wiedziałam, gdzie jechać tylko trochę mi się pokręciło. Jak już miałam 5 km do Pobiedzisk ale asfaltem to stwierdziłam, że dobrze, że mi się tak pokitało bo jutro to nie wiem czy na rower usiądę a teraz skręcam w las bo póki jadę to jadę. I jeszcze parę km w terenie dokręciłam.
Marcin oczywiście miał ze mnie polewkę, że w prawo nie zawsze znaczy prawo, że jak można się wywalić pod górkę a w ogóle to gdzie się po lasach gubię i do tego sama sobie krzywdę robię. No cóż, pojechała baba do lasu.
Kategoria z domu/do domu
komentarze
A z tymi stronami prawo-lewo to Cię doskonale rozumiem ;)
A pod Killera proponuje coś zgrabniejszego niż Pavarotti, myślę, że AC DC i Highway to hell będzie odpowiedni :)