Martunia mi sie pochorowała
d a n e w y j a z d u
43.99 km
0.00 km teren
01:45 h
Pr.śr.:25.14 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
Brzusio Martusi dzisiaj nie wytrzymał. Właściwie nie wiem co jej zaszkodziło ale tak czasami bywa. Od 5 rano walczyłyśmy z brzuszkiem i jego brakiem akceptacji jakiegokolwiek jedzenia równiez tego co juz w nim było. Dzień urlopu do tyłu, wiec należało go godnie wykorzystać. Około 14-tej Martusi zrobiło się lepiej i zasnęła. Umówiłyśmy się, że ja pojadę na rower a gdy ona się obudzi to zadzwoni. Kochane dziecię spało sobie 2 godzinki, które wykorzystałam na kręcenie, łapanie piegów na nosie i niestety mżawki na gębie ale to nazywamy nawilżaniem. Wiatr oczywiście wiał mi ciągle w gębę bo zmieniał kierunek żebym czuła jego niezbyt ciepły powiew. Ubrałam się nazbyt wiosennie gdyż przez okno ładnie grzało a nie bardzo miałam czas na rozpoznawanie ciepłoty i kierunków wiatrów. Standardowo na prawie pustych drogach znalazł sie debil co trąbił akurat jak objeżdżałam jedną z wielu dziur w naszych bardzo całych drogach. Dużo czasu straciłam na szukanie Zośki z którą się umówiłam, że przyjdę po po nią do szkoły. Ledwie zdążyłam na 14,45 a Zośki nie ma. Okazało się, że jej się pomyliło i dzisiaj skończyli o 14,55. Ja jej szukam i zdziebko marznę a tej się pomyliło. Dzieciory!!!
W Puszczykowie Zaborzu miałam nadzieję, że znajdę wiosenkę w postaci kwiateczków Kwiatki
© JoannaZygmunta
W Buszkówcu pogadałam sobie z kimś całkiem przystojnym ;) Mój inteligentny słuchacz
© JoannaZygmunta
Kategoria szosa
komentarze