Po śniadaniu
d a n e w y j a z d u
43.76 km
0.00 km teren
02:00 h
Pr.śr.:21.88 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:-1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
z ciężkim brzuchaczem bo teściowa bez zjedzenia wszsytkiego co na stole by nas nie wypuściła samotnie pojechałam w stronę Czerniejewa, potem na Sanniki gdzie urodził się Ignacy Prądzyński. Pewnie był tam kiedyś pałacyk, teraz pozostał zaniedbany park, otoczony rozpadającym się płotem zza którego słychać muczenie krów. Na murku, który kiedyś był płotem powieszono taką oto tablicęTablica
© JoannaZygmunta
Wiało dzisiaj odrobinę. Na tyle odrobinę, że miałam wrażenie, że nie uda mi się dojechać do skrzyżowania dróg zanim Marcin przetnie je i pojedzie w siną dal. Przypadkowo zjechaliśmy się z Marcinem w okolicach Kociałkowej Górki. Mój małżonek wracał z Poznania i robił jakieś ćwiczenia pt. machaj girami tak szybko aby stały się niewidoczne. Udało mi się z nim zjechać ale usłyszałam coś na kształt:"10 minut" i "to jadę w twoją stronę, usiądź mi na kole" i zamachał girami z prędkościa światła i tyle go widziałam. Po chwili już nawet na horyzoncie jego jaskrawa katana nie migała. Co tam! Pchałam się dalej i za jakieś 7 km widziałam jadącą w moja stronę czerwoną kurtawę. Marcin dojechał do mnie i znowu wrzasnął:"10 min" i nastąpił ten sam scenariusz. Po następnych paru km jak już wiatr rwał mi czapkę z głowy i wpychał okulary w oczodoły a śnieg koniecznie chciał mi te oczy zasypać poprzez płaty śniegu znowu zamajaczył mi na czerwono odziany Marcin. Przez jakiś czas jechaliśmy razem i mogłam za nim się trochę schować ale chłopak mi się tak wycieńkował, że on by się za mną schował cały a ja tylko w połowie. Oczywiście jechałam za wolno i Marcin zaczął marznąć więc pojechał do domu gotować herbatkę i podgrzewać tradycyjny barszczyk.
Po powrocie pojechaliśmy autem do Środy Wlkp. do ciotki, która również uważa, że od stołu nie można wstać bez objedzenia. Miłościwy śnieżek popadał 10 cm warstwą, którą dla zdrowotności odsypałam w koło domu na boki z chodnika. Dzisiaj rano schowałam szypę do garażu a kiedy stała na zewnątrz to nie padało. Teraz z wielka premedytacją zostawiłam szypę na zewnątrz. Jutro miałam jechać na objazd trasy Murowanej. Jak pisałam w komentarzu do poprzedniego wpisu nie będę udawać, że jestem odważna i się nie boję oblodzonych, rozpepłanych leśnych ścieżek. Boje się i nie jadę! Będę na starcie o 12 w Murowanej w celach towarzyskich a potem pojadę do kościoła pomodlić sie o lepszą pogodę bo "Przynajmniej raz w roku w okresie Wielkanocnym w kościele być" (albo coś koło tego).
Marcin widział nasze spotkanie trochę inaczej ;)
Kategoria szosa
komentarze