rakietowe buty ;)
d a n e w y j a z d u
23.31 km
0.00 km teren
01:03 h
Pr.śr.:22.20 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:-3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
A rano........o 6 pobudka bo na 9 musimy być w Swarzędzu. Udało się, byliśmy na czas chociaż nie bardzo nam kobietkom chciało się wstać. Odprowadziłyśmy Marcina na trening, który rozpoczął się kawką w sklepie Michała Fogta. W sklepie było tak miło, ciepło i przyjemnie, że miałam wrażenie, że nigdy nie wyjadą ;). Ja pojechałam z dziewczynkami autem do mojego ojca trochę mu posprzątać przed świętami bo..... szkoda gadać :(. Tyle ile się dało (żeby kotów nie wystraszyć, a i tak oberwały parę razy ścierą) to mu tą chatę ogarnęłam i pojechałyśmy do Swarzędza nad jezioro na spacer. Słońce dawało jak złoto i wywinęłam dwa orły na rozmrażającym się śniegu. Laski szalały na placach zabaw a ja grzałam stare kości na ławce.Nad jeziorem Swarzędzkim
© JoannaZygmuntaZofia wyczynia figurę
© JoannaZygmunta
Po spacerze jeszcze McSzajs ;( Niestety laski uwielbiają tą "restaurację" a ja czułam jakiś spadek cukru i też zdżarłam to byle co.
O 14 zjechała ekipa FTI i zabrałam małżonka wielce zadowolonego z wyjazdu (mam nadzieję, że z dystansu i podjazdów a nie z widoków) do domu oświadczając mu, że obiad ma sobie zrobić sam jak również przyjąć teściową bo ja jadę na rower bo wiosna słonkiem kusi a zima śniegiem odgania. Czym prędzej się odziałam w niezmierzoną ilość ciuchów oraz ciemne okulary i pojechałam chociaż na 20 km na kółko pobiedziskiego szosowego wyścigu.
Wyjazd z domu i od razu gleba na oczach sąsiadów. Skandal! Nikt nie odśnieżył i zrobiłam następny poślizg na rozmoczonym/przymrożonym śniegu -tym razem zakończony miękkim dupenchlasem.
Dzisiaj był debiut moich butków. Fajne sztywne (a przecież sztywne i naprężone jest najlepsze ;)) i mogłam nieźle ciągnąć girami. Do Biskupic jechałam 28 km/h i miałam wrażenie, że to wszystko zasługa nowych rakietowych butków a to niestety zasługa wiatru w zadek o czym przekonałam się (o ja naiwna!) po zakręcie. Do tego po zakręcie straciłam linkę do przerzutki przedniej a była mi zmiana nad wyraz potrzebna bo właśnie zaczęły się podgórki. Zatrzymałam się i próbowałam męskim sposobem przywrócić zamarzniętą przerzutkę do życia ale tylko dorobiłam się siniaka na dłoni. Nic więcej mi nie pozostało jak jechać na twardo pod wiatr i pod górki, ćwicząc siłę na zmęczone po wczorajszych zumbach nogach. I jak to zwykle na rowerze bywa bardzo dobrze mi to zrobiło. Średnia spadła ale nogi juz mi nie dają znać, że są i do tego że są zmęczone. Niestety zaczęło zmierzchać, teściowa już była w domu, śnieg zaczął padać i wypadało zjeżdżać do domu bo pomału zaczęłam myśleć jak te bocianyBociany co chyba będą musiały wrócić do domu
© JoannaZygmunta
Kategoria szosa
komentarze
Bociany się przez ten śnieg na Polskę obrażą i za rok wcale nie przylecą ;)