Pokusa była wielka i zgrzeszyłam
d a n e w y j a z d u
11.08 km
5.00 km teren
01:08 h
Pr.śr.:9.78 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:-3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Pogoda śliczna, nie pada śnieg, las kusi, Marcin kusi bo idzie na narciochy, dzieciaki zapowiedziały, ze nigdzie nie wychodzą bo zimno i mają bardzo ważną zabawę w kucyki więc wiele sie nie namyślając wciągnęłam na siebie co było pod ręką, wzięłam kellyska i myk na drogę do Kociałkowej. Ślisko - gmina musi odśnieżyć dawną 5 i nie ma kasy ani środków na inne dróżki. Ześlizgiwało mnie tak jak była wyprofilowana droga i mogę o sobie powiedzieć, że stałam się kolarzem "prawie torowym" ;) Przy zjeździe do lasu spotkałam się z Marcinem i spróbowałam się popchać po śniegu w lesie. Marcin pomknął na biegówkach i ja zostałam w śniegu ale.....patrzę a tu ślad roweru. Dobra! Pcham się! Wzięłam sobie do serca wszystkie dobre rady z wczoraj, zrobiłam na bardzo miękko, kręciłam szybko girkami i rewelacja!!!Świgało mi kierownicą, koła uciekały mięśnie pleców mnie bolą od trzymania kiery i korygowania roweru ale było super. Pod śniegiem który wczoraj napadał było trochę ubite i git. Potem spróbowałam sie z nieuczęszczaną ścieżką i tutaj niestety poległam. Nie dałam rady więc się wycofałam i sobie pojeździłam główną dróżką wte i wewte w dół i w górę od czasu do czasu spotykając się z takim jednym w czerwonej bobie i na deskach od boazerii. Dziwak jakiś - w zimie na nartach zamiast na rowerze ;) Spotkałam trzech biegaczy w tym Leona, który ledwie dychał pod górke i dyszał, że dzisiaj za ślisko. Był też jeden rowerzysta - młodzieniaszek taki ale nie odważyłam się machnąć mu ręką, zrobiłam tylko powitalny wydar paszczą.
Chciało mi się więcej tak jeździć ale mieliśmy zapowiedzianą wizytę SANEPIDU (teściowa) na obiad i musiałam się spieszyć. Pod samym domem wyłożyłam się przez leniwych sąsiadów, którym nie chce się odśnieżać posesji i drogi. Na zakręcie na moje osiedle wjechałam w nieodśnieżony krawężnik. Nie widziałam gdzie się zaczyna i zahaczyłam. Oczywiście lądowanie miałam na odśnieżonym przez innego sąsiada chodniku. Twardo, lepiej jest jednak w śniegu wylądować. Kolanko lekko zbite ;(.
Żeby nikt nie miał takiej "przygody" jak ja na mojej posesji po przyjeździe wzięłam się za doczyszczanie mojego chodnika i drogi zestawem specjalnym - szypa i ulicznica. szypa + ulicznica (miotła do czyszczenia ulic)
© JoannaZygmunta
Kategoria inne
komentarze
Bardzo ładnie że zakładasz kask do tak niebezpiecznych zajęć jak odśnieżanie, ale że Wazy nie chcesz dokaramiać to z kolei bardzo nieładnie, więc wyjdziesz neutralnie, jak zdejmiesz kask i przy okazji dokarmisz Wazę ;D.