Już prawie byłam ubrana
d a n e w y j a z d u
25.88 km
0.00 km teren
01:05 h
Pr.śr.:23.89 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
w rowerowe ciuchy gdy Zośka powiedziała, że nóżka, która już wczoraj ja bolała boli ja dużo bardziej. Obejrzałam stopkę, a tam paluch spuchnięty, lekko siny a wzdłuż stopy idzie czerwona opuchnięta krecha. Wiele się nie namyślałam tylko dzieciaka do auta i do szpitala. Nawet długo nie czekałyśmy. Pani chirurg nas uspokoiła, że to nie jest nic strasznego, wydziobała ropę w palucha, opatrzyła go, zaordynowała maczanki w wodzie z mydłem i Rivanol. Na wszelki wypadek zapisała nam antybiotyk ale po maczankach już widać poprawę. Zośka zadowolona bo:
1. będzie bohaterem dnia w szkole - bo była w szpitalu!!!!!!!
2. jutro ma wolne od szkoły
3. ma zwolnienie z W-f do końca tygodnia
Po powrocie zarządziłam chociaż krótki wyjazd na szosę bo już nie mogłam. Miałam taką ochotę się przejechać. Wyjechaliśmy z Marcinem i zaraz na początku jazdy spotkaliśmy Sebę, który się z nami zabrał na szoskę. Nosiło mnie dzisiaj a Marcin jechał za mną i krzyczał, że mam zwolnić, bo nie jedzie w tlenie. Cholera! Tyle powietrza wkoło a jemu tlenu brakuje ;). Mi się chciało jechać i jechać. Na Wilym tak dawno nie jechałam a to jest jazda jak na najlepszym ogierze, któremu lekkie muśnięcie łydą wystarczy, żeby ścigać się z wiatrem. A ten jedzie za człowiekiem i nie pozwala jechać. No dobra, żartuję jechaliśmy tak, że się nie zajechałam i było fajnie słyszeć za plecami: "zwolnij". Chociaż raz ja nie byłam spowalniaczem :)
Pojechaliśmy dla mnie nową drogą Pobiedziska-Wierzenica-Wagowo-Kociałkowa-Pobiedziska. Bardzo fajna malutka pętelka oprócz jakości asfaltu pomiędzy Kociałową a Pobiedziskami. Łapska mnie po tym fragmencie bolą.
Potem pojechaliśmy obejrzeć miejsce zbiórki pod Dziewiczą Górą gdzie 2 grudnia odbędą sie nieoficjalne mistrzostwa Pobiedzisk w kolarstwie górskim. Jest problem - zrobili tam plac budowy i chyba nie da się rozpalić ogniska. Psio kryw!!! Trza coś wymyśleć.
A potem szybko obiad, ukręcić szarlotkę, zrobić okład Zośce na girkę i pojechaliśmy w odwiedziny do Seby. Patryk (synek Seby, który właśnie stał się dumnym posiadaczem 1 wszego zęba) chciał zjeść pulsometr Marcinowi, moje babole pochłaniały szarlotkę jakby w domu jej nie miały ale było fajnie.
Jutro do roboty ale mam nadzieję, że jak mi pogoda nie przeszkodzi to chociaż wrócę rowerem do domu.
Kategoria szosa