Wiórek :D
d a n e w y j a z d u
17.00 km
17.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Rano nie chciało się wstać - NIKOMU!. Zosia powiedziała, że nie jedzie bo chce spać a głównie chodziło o to, żeby ona pojechała w wyścigu dzieci. Ale nic na siłę. Nie to nie ale .... „No Zośka chodź zobaczysz będzie fajnie”. Jak już oczka sie dobrze otworzyły to już było: Mama szybciej bo nie zdążymy. I się spóźniliśmy na rejestrację ale udało się. Zapisana i start.Start Zośki
© JoannaZygmunta
Spotkaliśmy Maksa i Rodmana z żonami i dziećmi. Za Zośką pojechał Marcin a ja czekałam z aparatem, żeby zrobić zdjęcia i czekałam i czekałam i czekałam jadą dzieci, znowu jakieś i jadą maluszki 3, 4 letnie a mojej córci nie ma. Co jest?????? Dzwonie do Marcina a on mówi, że są gdzieś na trasie i z nim są jeszcze jakieś inne dzieci i chyba pomylili drogę. Na akcję ratunkową wyjechali strażacy i policja, którzy pozbierali dzieciaczki z trasy. Nasza Zośka dojechała sama przy okazji nauczyła się jeździć "bez trzymanki".Zosia na finiszu
© JoannaZygmunta
Okazało się, że pojechali trasę 8 km przygotowaną dla starszaków.
Po ich starcie jeszcze 11 latki a potem my. Stare dziady i baby. Pojechałam na moim kellysku bez licznika, bez okularów ubrana jak bałwanek bo zimno ale za to Panie jechały osobno więc start z pierwszej linii. Piachu było aż brzydko, korzenie i fajowy singielek na którym o mało nie zdjęło mnie drzewo z roweru. Paru chłopów połkniętych dwie kobitki przede mną. Rura. Laska wypierdizela się na korzeniach a ja o mało na nią nie najeżdżam. Szybki zjazd w krzaczory obijając sobie mój śliczny tyłeczek siodłem i rura dalej. Jacyś ludzie postanowili zrobić sobie piknik nad Wartą a tutaj watacha bab i dziadów przejeżdża im prawie przez ognisko. No cóż trzeba było wybrać inny dzień. Bez licznika jedzie się trudniej, wreszcie dorywam jakiegoś dziadka, który ma licznik i jedziemy sobie razem. Dziadek ma 79 lat pod górki zdycha ale na prostym mi odjeżdża. W tym pieprzonym piachu zakopujemy się chociaż dziadek zna drogę i wie którą drogą jechać ale ja się sam przyznaje pamięć nie ta. Co tam pamięć zapierdziela na moim może nie wysokim poziomie ale chciałabym mając te lata tak jechać. Na piachu wyprzedza nas laska z mojej kategorii. Nie! tak nie może być! Pytam się dziadka ile na liczniku? - 14. No to trzeba laskę gonić. Spięłam się i gonię. Jeszcze słyszę za sobą „ goń dziecko, jak dasz radę to goń…” Duszę ale mam w pamięci, że jutro trzeba też dusić, Nic to, zbliżam się, zbliżam się jest! Wyprzedziłam ją to teraz szpula na metę. Cholera, że nie miałam licznika! A może dobrze bo może mi się wydaje że jechałam jak wiatr a to może było ledwie 20 km/h. Wjechałam i nie ma męża, dzieci i owacji. No cóż.
Marcin przyjechał pyknął zdjęcie pięknych kobiet
, które później stanęły na podium.
Ledwie się zmieściłam z moimi dziewczynkami, które wskoczyły na pudło szybciej niż ja :). Dostałam fajowską statuetkę, koszulkę rowerową w kolorach kryjących w rozmiarze XXXL i kwiatki. Kwiatki jakoś tak mnie wzruszyły. Dawno kwiatów nie dostałam. Nawet w doniczce. My baby zadowolone, Marcin mniej bo przez burzę, która potem latała nad Poznaniem i okolicą nie przejechał się rowerem.
Kategoria wyścig
komentarze
wyścig niby krótki ale łatwo przepchnąć się przez te zwały piachu wcale nie było ...