Mój pierwszy raz na baranku czyli
d a n e w y j a z d u
32.00 km
0.00 km teren
01:20 h
Pr.śr.:24.00 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Wily
początki kariery kolarza szosowego w moim wykonaniu. W 40 roku życia, no w 41 pierwszy raz w życiu jechałam na baranku i nie była to mięciutka, milutka pachnąca mlekiem owieczka tylko kierownica mojej nowej szosówki. Marcin już ją dawno sobie upatrzył ale była mu za mała. Piękna karbonowa, mała, biała szosóweczka akurat dla żonki co jak dupa jeździ i bała się takiej kierownicy i cieńkich oponek jak diabeł święconej wody. Szosóweczka jest jak piękna młoda włoszka, której pragną faceci. Prawdziwa la bicicletta. I dostała się w moje łapki i stała się małym włochem równie wartym pożądania i dobrego dosiadu ;).Marcin powiedział, że nie jest to prawdziwy włoski rower, który krzyczy :”Patrzcie na mnie!! Jestem Włochem, tylko taki Włoch w białej eleganckiej koszuli i czarnych włosach – marzenie kobiety”
Facetów nie można rozpieszczać (za bardzo) więc zaraz w pierwszy dzień naszego związku pokazałam mu, że koniec pieszczenia się na asfaltach i będzie teraz jeździł po szutrach i kamlotach (a niech się chłopak boi) Zabraliśmy go na Ślężę bo kupiłam go od faceta we Wrocławiu i była okazja, żeby się na tą górę wdrapać a zawsze to chciałam zrobić i nigdy nie było okazji. Na Ślęży
© JoannaZygmunta
Wiluś z wrażenia aż zasłabł i musiałam go nieść na plecach.Wily zasłabł z wrażenia ;) On jest tak lekki że łatwiej było go nieść niż sprowadzać
© JoannaZygmunta
Następna jazda była już w Pobiedziskach w porze nocnej. Po godzinie 1 w nocy wybraliśmy się na pobiedziski rynek i Marcin miał polewkę i nie mógł się nadziwić, że nie umiem na tym ustrojstwie jeździć. Do 3 w nocy obmawialiśmy i opijaliśmy nowy nabytek a dzisiaj z rana w laczkach dopasowywaliśmy małego Włocha. Nochal siodła Marcin opuścił, mostek odwrócił na kąt dodatni i już jechało sie lepiej. Próby odbywały się przed domem. I dobrze!, bo nie było sąsiadów i nie widzieli moich nieudolnych jazd bo miałam problem jak tu przełożyć ręce z kierownicy na łapy a najważniejsze jak złapać klamki hamulca!!! Hamowanie nogą w laczku może wystarczy na podwórku ale nie jak już się jedzie. Pierwsze wrażenie przy zmianie ułożenia rąk - dlaczego u diaska jadę w ogródek sąsiada a nie tam gdzie chcę??!!!. No, udało się! Nie startowałam mu jego pięknych choinek! Ale dlaczego tak ślisko!!
Po południu wybraliśmy się na przejażdżkę. Z początku powoli 20 km/h Marcin marudził, że tak wolno a ja miałam stracha po porannych wjazdach w ogród sąsiada. Kierownicą buja, kontakt z asfaltem opony niewielki ale i tak lepiej, że opony a nie mojego tyłka . Jakoś się jedzie. Jadę, jadę i jest coraz lepiej. Udaje mi się łapać klamki hamulcowe, przekładać przerzutki i sukces - wyjęłam bidon z koszyczka, napiłam się i włożyłam go z powrotem! Jest coraz lepiej! Zakręty dają się przejeżdżać, przydusiłam pedały i prędkość wzrasta. Niestety asfalty dziurawe nie pomagają w nauce a nadgarstki zaczynają boleć już po 10 km. Trudno będzie trzeba się przyzwyczaić.Jadę i idzie coraz lepiej
© JoannaZygmuntajest dobrze!!!!
© JoannaZygmunta
Powiedziałam Marcinowi, że pierwsze wyścigi to pewnie za 3 lata pojadę. A on : Taaa, jak Ciebie znam to już wiesz gdzie i kiedy są najbliższe” . Skąd on wiedział?
Zawsze podobały mi się, Wiliery. Są piękne!! I Nawet nie marzyłam, że będę go miała a tutaj cyk! Za nieduże pieniądze facet sprzedaje. Okazja jak z Mondrakerem. Marcin mówi, że mam szczęście ale ja myślę że raczej fioła ;).
Jeszcze jedna kwestia. Czy wie może ktoś czy prowadzone są gdzieś terapie dla cykloholików? A najlepiej dla małżeństw. Miała być szafa w sypialni a są dwie szosy w garażu. Masakra
Kategoria dojazdy, inne
komentarze
Piękny Wilierek, koniecznie trzeba się kiedyś zgadać na szosowy teamowy start w jakichś zawodach. Zarządzimy :).
No gdzie te szprychy ja podziałem na mój nowy rower .... hmmmm , a zdemontuje z białego Wilera.