JoannaZygmunta prowadzi tutaj blog rowerowy

Mój blog nie tylko o rowerowaniu :)

Objazd mini

  d a n e    w y j a z d u 39.65 km 36.00 km teren 02:42 h Pr.śr.:14.69 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:11.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lipican vel Mondi
Poniedziałek, 9 kwietnia 2012 | dodano: 09.04.2012

Rano zaspaliśmy. Jak to się stało, przecież tak wcześnie normalnie wstajemy. Nie wiem! Szybka akcja - Babolom szybko pomóc się ubrać, zrobic śniadanie z resztek Wielkanocnych i w droge do Poznania. Zostawiamy dziewczyny u babci i jechane. Przyjechaliśmy w sam raz. Widzieliśmy jak Gogol przyjechał swoim złomem (autem) na Rynek. Krótkie powitanie z organizatorem i pojechaliśmy troszkę na obwodnicę bo zimno było. Redaktor Kurek nadjechał swoim autkiem i sprzedał nam uśmiech z za szyby. Wróciliśmy na Rynek. Po drodze spotkaliśmy Jurka gadułę i wiedziałam, ze będzie dużo narodu. Podjechała Ania z którą się serdecznie uściskałam po całej zimie niewidzenia. Potem nadjechała nasza grupa znajomych JPbike, JarekDrogbas, Marc, Toadi, Maks. Widziałam też wielu znajomych z czasów rajdów Radia Merkury. Potem wspólne zdjęcie i jedziemy.
W życiu na starcie nie miałam takiego doborowego towarzystwa. Z każdej strony wycinaki. Szkoda, że nie mam siły, żeby z nimi pomykać tak jak np. Ania.
W pewnym momencie Gogol powiedział, że teraz pojedziemy zobaczyć sobie bród, którą będzie trzeba przejechać na wyścigu i jak ktoś chce to może sobie przejechać. Nie zdążyłam Marcina zatrzymać i poleciał za grupą, która chyba zrozumiała, że maja tam jechać. Ja pojechałam za Gogolem i wkrótce spotkaliśmy się po dwóch stronach rzeczki Trojanki. Dwóch śmiałków przejechało rzeczkę, ale nogi zamoczyli, tak było głęboko.

Przejazd przez Trojankę © JoannaZygmunta

Pojechaliśmy dalej a dalej było coraz ciekawiej. Musieliśmy przejeżdżać przez rzeczułki, przełazić przez błota. Jakaś para widziała w jakim kierunku jedziemy i słyszałam jak kobieta mówiła do męża (chłopa, narzeczonego albo co) „Oni jadą tam dalej? Przecież się tam przejść nie da” No ładnie myślę sobie. Będzie fajnie i było. Błocko że ho ho, Gogol wprowadził nas w takie miejsce że za cholerę nie dało się przejść, ale wtedy pojawiła się grupa z którą jechał Marcin i ich prowadzący zawołał, że to przejście jest dalej. Wtedy usłyszałam pierwszy raz słowa Gogola – „Tu się położy deski i będzie dobrze”. Jakieś babki marudziły, że takie błoto, jak one to przejadą za tydzień? Mnie Marcin przyzwyczaił do błotka i wcale mnie nie to już nie ruszało, wkurzałam się tylko, że miałam nie złazić na błocie tylko jechać, bo znowu się gdzieś tam nie wypnę z brudnych SPD i się wywalę. Ale nie było rady Ludkowie przede mną szli to ja też musiałam, zresztą tam się nie dało jechać bo trzeba było po krzaczorach się przedostawać. Wtedy spotkałam Marcina. Pogadaliśmy troszkę i dowiedziałam się, że Toadi się pięknie widowiskowo wywalił. Za chwilę był zjazd do Starczanowa i rozstaliśmy się z grupą „wycieczkową” i „Gigową”. Zostało nas może z 20- tu. Gogol wtedy zapytał się czy wszyscy jadą bo zaczynają się schody. Co tam schody, jadę. Za chwilę był taki fajny zjazd prosto do Warty zakręt i pod górkę. Niestety pchaną. Gogol stanął na szczycie zjazdu i popędzał tych co się bardziej bali. Jeszcze chwilę słyszałam jak zjechałam jego pohukiwanie na innych bikerów” jedź, zjedziesz, itp.”
Trasa wzdłuż warty przeurocza chociaż nie miałam za dużo czasu na patrzenie bo to był tak fajnie pozakręcany singielek. Dzięki Marcinowi i jego cierpliwości do wysłuchiwania mojego „ja nie dam rady, ja się boję” teraz ten singielek był dla mnie szeroki i taki fajny. Potem las i górka, dołek, podgórka. Męczarnia, byłam już mocno zmęczona i spojrzałam sobie na licznik. Byłam pewna, że już jest blisko końca a tutaj 22 km. Chciałam wtedy zjeść z roweru, usiąść na poboczu i zacząć płakać. Ale nie wypadało. Musiałam jechać dalej i nie zgubić grupy. Przewalczyłam kryzys i wtedy łańcuch mi spadł. Noż cholera jasna, zanim go naprawiłam to mi grupa odjechała i zostałam sama w lesie. Potem dojechali mnie jacyś tacy wykończeni, którzy już nawet nie mieli siły mi powiedzieć gdzie jechać. To już były zombi. Na szczęście dogoniłam Toadiego i on mi wskazał drogę. Mówił, że źle się czuje po tym upadku. Jest cały, ale stracił przyjemność jechania. Pojechaliśmy asfaltem i nagle zobaczyłam tych zombi, którzy mnie wyprzedzili jakimś skrótem. Pomyślałam, że oni znają trasę i pojechałam za nimi. Jak się zorientowali, że jadę za nimi, to zdobyli się na znaki, że mam wracać na szosę. Wróciłam i za jakąś chwilę spotkałam Gogola z jakimiś 15 bikerami. No to dalej za nimi. Jadę sobie i nagle dojeżdżamy do jakiegoś wiaduktu obwodnicy nad czymś. Tutaj następna grupa 3 rowerzystów urwała się już asfaltem bo jak usłyszeli Gogola który znowu mówił, że „tutaj położy się palety a teraz chodźcie obejdziemy to sobie” to mieli dosyć. Dogonił nas chłopaczek na takim turystyku, gęba mu się śmiała, kurtka i błotniki powiewały, pełnia szczęścia. Pewnie przyszły biker . Za wiaduktem obywała się scena rodzinna pt. „ Ty chyba się na rozumy pozamieniałeś” żona: ”ja mam się tego dosyć!! Dalej nie pojadę!!, Chcę jechać obwodnicą!!” mąż: ‘Ale proszę Cię jeszcze kawałeczek”. Żona: ”Ty się chyba na rozumy pozamieniałeś” Co było dalej nie wiem bo zachowaliśmy milczenie i szybko ucichły ich krzyki w wietrze. Wjechaliśmy na przyszłą drogę rowerową wzdłuż obwodnicy a tutaj w pewnym momencie tak zawiało, zrobiła się kurzawa jak by kto Dżina z butelki wywołał i zrobił się taki wiatr w gębę że czułam że kręcę girkami a rower nie jedzie. Potem nagły skręt w lewo i dziura z wodą . Widziałam ślady, że inni przejechali to ja też a tutaj przednie koło wpadło mi po ośkę. Na szczęście jechałam dosyć szybko i przejechałam. Za mną tylko słyszałam „O Jezu!” i jak się obejrzałam to chłopaczek w rozwianej kurtce stał nad tą dziurą i oglądał jak ją obejść.
Dojechałam na Rynek i spotkałam moją 10- tkę kolarzy z Gogolem na czele, Marcina, Anię, Marca, Toadiego, JP.
Marcin pomógł mi zapakować się do auta i rower na pakę i pojechałam do Poznania po dziewczynki. Marcin jeszcze z Anią i chłopakami pojechał na Dziewiczą Górę a potem do Pobiedzisk, gdzie czekałam na niego, żeby obgadać wrażenia, makaronik i piwerko.
Ubawiłam się super. Co sobie przypomnę Gogola – tu się deski położy, a tu się palety połozy to kwiczę „jakoś to będzie” – podstawowa dewiza Gogola.
Trasa jak dla mnie ciężka -prawdziwie Golonkowa. W paru km wydusić z miniasów wszystko co się da. Niech się zmęczą.
Szkoda, że chyba nie będę mogła pojechać. Zresztą zobaczymy.
Pozdrawiam wszystkich


Kategoria wycieczka, wyścig


komentarze
JPbike
| 20:23 wtorek, 10 kwietnia 2012 | linkuj Fajny opis :) Potwierdzam że w niedzielę będzie się działo :)
JoannaZygmunta
| 11:02 wtorek, 10 kwietnia 2012 | linkuj Miałby o czym redaktor Kurek pisać, gdyby sie nie zagubił ;). Zresztą nie wiem jak się kłótnia skończyła bo taktownie wzięliśmy i pojechaliśmy. :D
Trasa dla miniasów dużo trudniejsza, złachałam się jak pies ale strasznie mi się podobało.
Jarekdrogbas
| 10:44 wtorek, 10 kwietnia 2012 | linkuj Heh dobra ta kłótnia.Szkoda,że sobie jeszcze do gardeł nie skoczyli i nie pozabijali sie na tej trasie.
Jak dla mnie to trasa mini jest trudniejsza niż ubiegłoroczna.
rowerzystka
| 21:07 poniedziałek, 9 kwietnia 2012 | linkuj Superaśnie spędziliście dzionek :)
SLAWEKS
| 20:52 poniedziałek, 9 kwietnia 2012 | linkuj Twardziel :-) Latwo dzisiaj nie bylo, ale jak ustawia te deski bedzie o.k. Pozdro.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa sudoc
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]