Do Puszczy Zielonki
d a n e w y j a z d u
53.44 km
51.00 km teren
03:33 h
Pr.śr.:15.05 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Dziewczynki wczoraj spały u Teściowej więc my z rana na rower. Pogoda była fantastyczna - ciepło, mży, szaro. Powinnam udawać, że mam katza i siedzieć pod kołderką ale jak nie ma dzieci w domu to należy korzystać. Zresztą CheEvara nigdy nie widzi przeszkód, żeby jeździć więc biorąc z niej przykład odważnie wciągnęłam obcisłe i pojechaliśmy. Marcinek w swej dobroci pożyczył mi swój nowy nabytek (kurteczka z membraną) i było mi ciepło. Nie posłuchałam mojego treneiro i ubrałam się na cebulkę i musiałam po drodze jedną warstewkę zdjąć.Miał rację, żeby się tak nie ubierać, ale kobiety przecież wiedzą lepiej ;).
Siąpiło, deszcz z kasku zbierał się na daszku a potem pyk...zimna woda na nos. Stwierdziłam, że na następna jazdę poproszę: długi płaszcz z membraną (bo mi kolana marzły), okulary z wycieraczkami, buciory z membraną i filcowy kapelusz
z kwiatkiem dla urody i co by wodę wchłaniał. Tak sobie przekomarzając się i skrótem czarnym szlakiem nawet nie wiem kiedy dojechaliśmy do 2 krzyży w Puszczy. Słyszałam w Radio Merkury, że był rajd pieszy w imieniny Mariana a potem Marcin powiedział, że już nie są bezimienne. Faktycznie Grób Marysia zakochanego oficera
© Grób Marysia ukochanego Marysi
©
Za to teraz stare małżeństwa jeżdżą i sobie fotki robią szczęśliwi, ze tacy brudni i ujechani ;) Stare małżenstwo
©
Potem Marcin zagnał mnie na Dziewiczą.
Jakoś dzisiaj postanowiłam, ze się zawezmę i podjadę znowu tę cholerę. Mój trenejro jechał za mną i mnie motywował. Jeżeli byliście dzisiaj na Dziewiczej Górze i słyszeliście:
1. przeciągłe AAAAA od czasu do czasu
2. Jedź - podjedziesz, dasz radę, pedałuj
3. Nie dam rady..... Aaaaa, dam radę
4. Marcin udało się!!!!!!!!!!!!!!!
To na pewno byliśmy my.
Jestem bardzo zadowolona, Marcin mam nadzieję też.
Powrót mniej więcej tą samą drogą.
Na fali sukcesu jechałam przez błota, korzenie i prosto w krzaki. Zatrzymały mnie bardzo niespodziewanie i wołam: Marcin wjechałam w krzaki!! (oczekując na pomoc, bo wyjechać nie mogłam)A mój ukochany mąż:"Po co???" No jak to po co? Dla uatrakcyjnienia wyjazdu ;). Marcin pojeździł sobie jeszcze po pagórkach na jeziorem Dębiniec, a ja już robiłam za fotografa. Zdjęcia nie bardzo wyszły. zjazd z pogórków nad jeziorem
©
Udało nam się nie być zwierzyną łowną, bo ostrzeżenie zobaczyliśmy w środku lasu, ale na szczęście było już przeterminowane.Ostrzeżenie o polowaniu
©
Wycieczka udana, nawet przez moment widziałam swój cień.
Po powrocie rzut na jedzenie i jazda do Poznania po nasze babony kochane za którymi się stęskniłam.