Z mężusiem w jesiennych krajobrazach
d a n e w y j a z d u
74.00 km
64.00 km teren
04:19 h
Pr.śr.:17.14 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
Rano Marcin zapakował mi rower na auto a sam pojechał do Poznania. Ja potem pakowałam torby z ciuchami do auta - dla Marcina na jutro, dla mnie na jutro, dla dziewczynek na jutro i jeszcze torebka, grajetko itd, itd. Sąsiedzi na cmentarze a nienormalna Joanna na rower. Po paru nawrotach do domu bo czegoś tam zapomniałam ja albo dziewczynki, można było jechać do Poznania żeby zostawić lachony u babci a sami wreszcie na wolność. Marcin wczoraj obmyślił trasę Szlakiem Nadwarciańskim na Dziewiczą Górę. Pierwszy raz tam byłam. Liście złociły się przepięknie, Warta błyskała srebrzyście. Wydawało mi sie, że słonko nas nie opuszcza. Dzięki rowerowi jesień pokazuje mi swoje uroki w pełnej krasie. Moja mama która wcale nie wychodzi z domu uważa,że jest brzydko na dworze, jakże się myli.
Nawet nie wiem kiedy dojechaliśmy w pobliże Dziewiczej Góry. Tam Marcin zabrał mnie na miejsce w którym prawdopodobnie stał klasztor a na pewno stał lodowiec. Urocze miejsce. Potem udało mi się to co mnie od dawna męczyło. Wjechałam na Dziewiczą Górę. Wstyd się przyznać, że dopiero teraz ale sprawiało mi to trudność. Nie wierzyłam, że mogę a jednak okazuje się że ja tez dam radę. Nie na takie górki wjeżdżałam a na tą cholerę nie mogłam wjechać. Teraz zjechać z kilera. Upije sie i zjadę, albo co. W każdym razie zmęczyłam ją a ona mnie. Jak wracaliśmy to czułam zmęczenie i popsułam Marcinowi średnią ale mam nadzieję, że się nie gniewał. Potem, żeby Marcin wykręcił 100 pojeździliśmy trochę po Pobiedziskach. Fajnie było. Traska ciekawa, malownicza.
Spotkaliśmy Gogola jak zbierał liście z żoną, paru szalonych rowerzystów, którzy wybrali się na wycieczkę. Wkurzały mnie psy, które latają wolno i byle gdzie. Zrobiłam lekką awanturę właścicielom Bigli, którzy sobie gadali a kundle byle gdzie, czyli najchętniej pod koło. Kurcze jak bym wjechała w takiego to by mu z tyłka tyko kiszki wyszły. Czy oni nie kochają swoich psów?
Super niedziela potem jeszcze Marcin zabrał mnie do Gniezna na czekoladę i ciacho. Jak za dobrych panieńskich czasów.
Ale już się stęskniłam za moimi maluszkami, lachonami nieznośnymi ;)Marcin nad jeziorem Dębiniec
© JoannaZygmunta
Kategoria wycieczka
komentarze
Pozdrawiam