Na XC do Puszczykowa
d a n e w y j a z d u
58.00 km
54.00 km teren
03:15 h
Pr.śr.:17.85 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Zdobywca pucharów ;)
W sobotę odpoczywałam od roweru i sprzątałam jak to zwykle baby w sobotę czynią. Marcin pojechał z kumplami objechać trochę ringu poznańskiego, dziewczynki bawiły się doskonale same a popołudniu podrinkowałam sobie z Marcinkiem. Całkiem fajna sobota zwłaszcza ze pogoda barowa. Początkowo umawialiśmy się, że w niedzielę Marcin pojedzie na XC do Puszczykowa a ja dojadę sobie pokibicować. Chciał jechać z sąsiadem ale jakoś nie mogli się zdecydować. Po przejechaniu 100 km po ringu Marcin stwierdził, ze pojedzie sobie na rozjazd ze mną. Dla niego rozjazd dla mnie ………... W niedzielę rano zapakowaliśmy dzieci, rowery i jazda samochodem do Poznania, gdzie dzieciaki zostawały w dziadków a my na rowery. Jak wsiadaliśmy do samochodu to zaczęło popadywać. Stwierdziłam, że jesteśmy „powaleni” żeby w taką pogodę jechać ale podobno warunki atmosferyczne nie są przeszkodą w jeździe rowerowej. W Poznaniu wyszło słonko i było już pięknie. Las nad Wartą w drodze do Puszczykowa był bajeczny, słonko oświetlało złociste liście a Marcin jechał za mną i co chwilę mnie poganiał. Kazał podjeżdżać pod wszystkie górki i przejechać każdy piasek. Tak mnie mobilizował, że muszę przyznać ze zdziwieniem że się daje. Dał mi kilka dobrych rad i udało się wszystko podjechać. Dojechaliśmy około 12 na start. Okazało się, że starty były przesunięte o godzinę i nie widzieliśmy startu Asi Wąsiel i innych kobietek. Asia z Maksem się spóźnili. Asia była wściekła jak jasny gwint. Za to na starcie stanął nasz sąsiad Maciej. Był to jego pierwszy start w tego typu zawodach. Dobrze mu poszło ale wymęczony był strasznie.
Potem była dekoracja zwycięzców w generalce. Gogol jak zwykle namieszał z pucharami. Co chwilę ktoś się musiał zamieniać bo dostał puchar w innej kategorii albo za inne miejsce. Ten jest niemożliwy. Zaczęło robić się już naprawdę zimno i postanowiliśmy wracać ta samą drogą. Znowu pięknie ale wyraźnie zrobiło się cieplej bo narodu wylazło na ścieżkę co niemiara. W jednym miejscu spotkaliśmy dziki. Z naprzeciwka dwóch facetów na rowerach bało się przejechać obok nich. Ja stwierdziłam że z powodu głupich świń nie będę czekała i przejechałam. Na szczęście trochę się bały ale nie bardzo. I znowu gdzie dziad nie może to baba da radę. ;)
Do rodziców dojechaliśmy ok. 16. Już naprawdę zaczęło być zimno. Szybko do auta i do domu. W domu kąpiel ale jakoś nie mogłam się rozgrzać. Dopiero jak się dobrze najadłam i napiłam ciepłej herbatki to zrobiło się dobrze. Super niedziela! Było pięknie i ostatnie ciepełko słoneczka. Rewelacja. Aby do wiosny
Kategoria wycieczka