Łopuchowo
d a n e w y j a z d u
32.00 km
0.00 km teren
01:57 h
Pr.śr.:16.41 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lipican vel Mondi
Łopuchowo to podobno najłatwiejszy i najszybszy wyścig u Gogola. Dla mnie nie był ani najłatwiejszy ani najszybszy ale dobrze, że go w ogóle przejechałam. Tak do bufetu się ścigałam a potem stwierdziłam , że mam w pompie tą trzęsionkę i jadę jak miałam jechać z założenia czyli wycieczkowo. Piachu było co niemiara, kamloty, kurz i brud. Szosa jednak lepsza. Mój kochany rowerek starał się jak mógł, żeby mi się dobrze jechało i pięknie wchodził w zakręty , nawet te najbardziej piaszczyste i szedł jak okręt przecinając bałwany piachu ale ja za mało siły miałam. Głupia lewa gira mi spuchła i już wcale się kręcić nie chciała a jedną nogą trudno było. Na tyle trudno, że zaliczyłam glebkę, na szczęście w piasek i na prawy boczek, czyli mój obojczyk został oszczędzony. Nawet śmiać mi się z siebie chciało bo padłam jak przysłowiowa betka. Jadę i już nie jadę a leżę. Najtrudniej było tą lekko bezwładną nogą się wypiąć . Nawet już się zastanawiałam kto mi pomoże ale zobaczyłam jakiegoś miniasa w niebieskim, za sobą co też się przepychał w piachu, więc szybko się pozbierałam. I oczywiście wlazł mi na ambicję bo mnie goni. Już nie było daleko do mety jakieś z 5 km więc się wzięłam w garść i dawaj uciekam. Mijający mnie Krzychu zapraszał mnie na koło ale gdzieś po krzakach jeździł i co? Miałam za nim w krzaki jechać? Ja szanująca się kobieta! Zresztą za wolno jechał ;p i miał brzydką koszulkę ;p. Gdzieś tam na 4 km poczułam jakiś nagły przypływ siły ale niestety nie mojej. To Michał Jaskółka wyprzedzając mnie popchnął mnie trochę. Ale to była jazda. Tak to bym chciała jechać cały czas. Nie czas jednak na dyrdymały. Niebieski minias ciągle mnie gonił i zaczął się dopytywać, czy będzie jakiś asfalt. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego interesuje go asfalt. Aż mnie oświeciło, on ma wąskie oponki i chce mnie na asfalcie porobić. A niedoczekanie twoje! Cała para w girę i jazda aż dogoniłam czerwonego "słusznej postawy" miniasa. Widać, że zdycha ale jak go wyprzedziłam to spinał się przekręcił parę razy korbą i znowu był przede mną. A jechał jak torba na wietrze, raz w te, raz wewte, a obok nas przedzierają się megowcy. Nie znoszę zajeżdżać drogi a jak mi zajeżdżają to mnie krew zalewa, więc mając w głowie, że za mną jest niebieski ale mnie goni oraz, że ten czerwony mnie wkurza znowu jakoś się wzięłam w sobie i jak się potem okazało wyprzedziłam obydwóch z dobrym zapasem. Na metę dojechałam złachana jak pies po zabawie i dobrze, że był Marcin bo mi pomógł się rozebrać z ciuchów. Sama nie dałabym rady. Potem już krzesełeczko i piknik na stadionie. Oczywiście jak zostałam na tomboli to nic nie wygrałam ale za to zostałam poproszona o godne reprezentowanie Agaty na podium , co z chęcią uczyniłam bo na podium fajnie się stoi i zdjęcie dumnej mej postawy mam i w młodszej kategorii stanęłam a red. Kurek piał z zachwytów nad wspaniałą rodziną Horemskich.
Kategoria Rodzinnie, wyścig
komentarze
Po drugie - gratuluję pudła!:)
Po trzecie, i teraz będzie już na poważnie.. - " To Michał Jaskółka (...) popchnął mnie trochę. Ale to była jazda. Tak to bym chciała jechać cały czas." - co na to Marcin?
Faktycznie, bardzo ładną i profesjonalną postawę masz na pudle ;)
Wiedziałem że się tam wdrapiesz ... ! :-)