Dębówiec 2015
d a n e w y j a z d u
6.30 km
6.30 km teren
00:19 h
Pr.śr.:19.89 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lipican vel Mondi
18 lat czyli pełnoletność ma ten wyścig a ja byłam tam pierwszy raz. Oj! niedopatrzenie jakieś się stało, które należało naprawić, więc pomimo niewyspania (bo wczoraj z FogtBikes pląsałam na parkiecie do późna) oraz bólu bioder (bo wczoraj pląsałam na parkiecie do późna) oraz bólu pięt, łydek, dupska itd. (bo wczoraj podjęłam , raczej mało udaną, 6- tą próbę przebiegnięcia 5 km) oraz po mimo deszczu nieobecność moją należało nadrobić i pojawiłam się dzisiaj na starcie. Należało zakładać, że frekwencja w taką pogodę będzie marna by nie rzec, że do d....... więc sięgnąć puchar będzie łatwo. Jednak ranek był ciężki. Deszcz za oknem nie nastrajał wyścigowo, Marcin smacznie chrapał, nawet moja psinka nie przyszła, żeby mnie obcałować i wygiglać po gębie wąsiskami a tutaj należało by się zbierać, jakieś długie gacie zakładać, jedną, drugą, trzecią koszulę ubierać, potem stać w tym deszczu i marznąć. Pieprze! Nigdzie nie jadę! Leżę.................... I tak leżę, leżę i leżę i czuje jak mi się i tu i tam odkłada. Do niczego to wszystko !
Marcin się przebudził z nielekkiego snu i marudzi, że może byśmy pojechali, aż użył argumentu na który zawsze się złapię:" bo jak tak pada to pewnie nikt nie przyjedzie i organizatorom będzie smutno". No , więc wziął mnie pod włos, no dobra! Jak ma im być smutno to pojadę po ten puchar. Niech im będzie!
Jakimś cudem i "psim węchem" mojego małża trafiliśmy na miejsce startu. W niewyjaśnionych do końca okolicznościach drogę również znalazł Paweł W, który również postanowił zdziebko się umazać w błocie i zmarznąć w deszczu.
W mobilnym biurze zawodów (peugeot kangoo) wypełniłam zgłoszenie i tutaj jasny piorun mnie trafił. Mam numer 908 ergo jestem 8 babą na starcie!!! Ja pierd......e! Nie miało być nikogo! (jak mawiał pewien kandydat na prezydenta). Miałam wziąć puchar aby organizatorom nie było smutno a tutaj 8 a może i więcej bab. Po kiego wstałam! 18 lat radzili sobie beze mnie to i teraz mogłam zostać w łóżku.
NO cóż jak się powiedziało A to trzeba jechać. Na rozgrzewce, która mogła by trwać cały czas, nagle pojawia się Kuba. Myślałam, że będzie się ścigał a on dzisiaj postanowił siedzieć w loży szyderców i fotografować tych "niespełna" oraz ich nie dok końca zgodnie z prawdą informować ;).
Miałam do przejechania 6 km. Niby nic, ale jak wystartowaliśmy to ........................... Ja pierd..........! Ogień taki, że myślałam, że delikatnie mówiąc umrę. Nie stałam w pierwszym rzędzie, więc trzeba było się trochę przebijać. Najpierw wzięłam jedną taką w czarnym , potem taką z zjadliwie zielonym i jak już czułam się jak królowa szos to ta w tym niebieskim nie wiedzieć skąd mi wypruła z boku. Ja pierdu! Jak ona śmiała!
I kurde uciekła mi. No, bezczelnie uciekła mi .
A potem jeszcze taka jedna z napisem "triatlon" na plecach, którą na rozgrzewce wyczułam, że młode to, to i mocne, to też mnie minęło jak, jak ................ No, nie wiem co. Jak bezczelny źrebak starą kobyłe. :(
Naprawdę, lepiej było leżeć w łóżku aż by mi oczy wygniły a nie tutaj tak być poniewieraną, przyszło mi do głowy, gdy nagle kątem oka zauważyłam, że zielona się zbliża.NO, no, no jak mi się zagotowało. Nie dam się!
Jadę i widzę Kubę. Wołam do niego :"jak daleko" A ten : "Jak nad morze" no kurde to spiąć się, czy jeszcze trochę poczekać? Co robić? Nagle patrzę a tutaj podjazd, który w co niektórych babkach wzbudzał strach pt:"jak to podjechać" czyli już nie długo meta. Kątem oka widzę, że zielona się zbliża, podjechałam pod ten mini podjazd a tutaj jeszcze podjazd pod górę do mety. Ja pierd......... ja już nie mogę. Giry nie bolą tylko wydolnościowo nie daję rady. DLACZEGO TA META JEST TAK DALEKO!!!!! Czy zielona jest blisko???? Czy mnie dorwie???? NIEEEEE, NIE dam się!!!!!!!! Cholera!! Wykrzesać z tych trzewi więcej mocy, nogi dają radę, widzę już taśmę, jest, jest, JEST !!!!!!!!!!!!!!!!! Zielona wpada tuż za mną.
Z nonszalancją godną królowej, odstawiam rower, jest dobrze. Mogę gadać, nie słaniam się, Zielona pada na trawę, ledwie dyszy. Hahaha jestem wielka !!!
Teraz staję się mega kibicem i drę tego .......... tzn. zdzieram gardło gdy mój małżonek na kacu będąc nie puszcza koła i daje mi powód do podskoków, wymachiwań itp. A potem już kibicuję wszystkim uczestnikom i gardło mam zdarte i co niektórzy patrzyli na mnie dziwnie ???????????? No cóż ???????Nie przyzwyczajeni ;p
Było bardzo sympatycznie i miło, herbaty się napiłam, ciasta domowego najadłam i czułam się wspaniale i wcale już nie żałowałam, że wstałam z tego wyra bo dostałam fajowski (handmaide) puchar (takie są dla mnie najcenniejsze)
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=528944433930298&set=a.340543032770440.1073741841.100004442370425&type=3&theater
i organizatorzy byli przemili i było mega fajowsko :)
ps. Kuba miałeś szczęście że nie wypadało mi zejść z pudła ;)
Kategoria wyścig
komentarze
Relacja taka fajna że nic dojąć, nic ująć :)